Rozdział 4
W domu przywitało mnie ciepło dochodzące z kominka, przy którym siedziała moja matka. Byłam odrobinę zaskoczona. Bo, kto by spodziewał się zobaczyć swoją mamę w domu, gdy od miesięcy wracała przed północą.
Spojrzałam na zegarek, chcąc upewnić się która była godzina. Może brak poczucia czasu Oliver'a przeszedł również na mnie? Chociaż to raczej nie możliwe, prawda? Upewniła mnie w tym przekonaniu myśl, że przecież odebrałam Ivy o właściwej porze.
— Cześć córeczko — rzuciła ciepło gdy mnie zobaczyła.
— Mama! — Ivy krzyknęła z radością, wybiegając zza moich pleców.
Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Spojrzałam na tą małą istotkę zamkniętą w ramionach naszej rodzicielki. Mimo, że nigdy nie narzekała na brak mamy w domu, wiedziałam, że brakuje jej zwykłych przytulasów, czy rozmowy z matką. Chodziła dopiero do drugiej klasy podstawówki, ale śmiało mogłabym powiedzieć, że była bardziej rozsądna niż niejedni w moim wieku.
— Jesteś głodna? — nasza mama szepnęła Ivy do ucha.
— Tak! — Wyskoczyła z rąk matki i pognała do kuchni.
Rodzicielka wstała z kanapy i skierowała się w stronę gdzie zniknęła roszpunka.
— Nałożyć ci jeszcze lasagne? — zapytała gdyż przechodziła obok mnie.
— Nie trzeba, zjadłam zaraz po przyjściu ze szkoły. — Podeszłam do budki z kluczami i dodałam do kolekcji również i swoje. — Poza tym muszę jeszcze skoczyć nakarmić Garfield 'a. Boję się, że może zacząć padać za chwilę.
— Dobrze, tylko się pośpiesz. Nie chcę żebyś wracała sama przez ten las po ciemku. — Spojrzała na mnie opiekuńczo i weszła do kuchni.
— Dlatego idę tam teraz! — krzyknęłam śmiejąc się.
Garfield był kotem mieszkającym w starym, opuszczonym domku trochę w głąb lasu. Znalazłam go, gdy któregoś dnia poszłam szukać Oliver'a. Mówił ze idzie "poćwiczyć". Jednak zastałam go leżącego pod dębem na niewielkiej polanie. Jeśli szukasz chłopaka idź do lasu. Tego nauczyłam się będąc te kilka miesięcy z blondynem.
Wracając, Garfield, kiedy go znalazłam był wychudzoną zlepką kości, połączonych jedynie skórą. Nie dał się jednak wziąć na ręce. Bestia syczała i dosyć mocno mnie podrapała. Ale odkąd zaczęłam przynosić mu jedzenie, zrobił się bardziej ugodowy. Teraz przypominał kota z mottem "daj żarcie i rób co chcesz". Przybrał też trochę ciałka, dlatego dostał takie imię jakie ma obecnie. Przyczynił się też do tego jego rudy kolor z trochę ciemniejszymi paskami. Chętnie zabrałabym go do domu. Niestety moja mama miała alergię na sierść. Dlatego nie mieliśmy obecnie żadnego zwierzaka. Kiedy byłam mała, w tajemnicy zabrałam małego króliczka od kolegi z klasy. Jego rodzice chcieli pozbyć się maluchów, gdy przez przypadek kupili parkę tych zwierząt. Mnożyć się jak króliki idealnie opisywało to co działo się u nich po kupnie futrzaków. Kiedy schowałam małą kulkę w swojej szufladzie, byłam z siebie dumna, że mam zwierzątko. Jednak kiedy moja rodzicielka zaczęła kichać i mieć duszności za każdym razem kiedy weszła do mojego pokoju, zaczęło ją to zastanawiać. Jak można było się domyślić długo nie potrwało zanim znaleźli przyczynę uaktywnienia się objawów alergii, a królik trafił na fermę u mojej ciotki. Po dosyć długim monologu ogłoszonym przez mojego tatę - dlaczego nie możemy mieć zwierzątka, zrezygnowałam z potajemnych adopcji. Jednak znalazłam inny sposób, by choć trochę poczuć co to znaczy mieć kogoś pod opieką. Jednak kiedy brałam Garfield 'a na ręce musiałam wyprać ubrania zaraz po przyjściu do domu. Ale nie miałam mamie tego za złe. Nie było to w końcu jej winą. Dlatego szybko pogodziłam się z tym faktem.
Przed wyjściem weszłam jeszcze do swojego pokoju na piętrze i zabrałam jedną puszkę z kocia karmą i trochę chrupek w woreczku.
Wyszłam z domu, obiecując, że szybko wrócę i poszłam w kierunku lasu na końcu ulicy.
Po drodze mijałam dom jednej dziewczyny z mojej szkoły. Przez moment była głównym tematem plotek rozpowszechniających się za sprawą naszych wspaniałych, szkolnych dziennikarzy. Nic im nie umknie. A jeśli zauważą coś co przykuje ich uwagę, możecie już zacząć sobie kopać grób. No dobra, może trochę przesadziłam, w końcu sama to przetrwałam, choć kolorowo nie było. Na Kirze, bo tak miała na imię dziewczyna, która była na językach większości szkoły, cóż, nie odbiło się to pozytywnie.
Zaczynając od początku. Przeprowadziła się długo po rozpoczęciu roku, czym wzbudziła zainteresowanie sępów, czekających na ciekawy materiał do gazetki. Były pogłoski, że próbowała odbić chłopaka nowej przyjaciółce, ale nie wzbudzili tym większego zainteresowania. Uznali ją chyba za ślepy zaułek, ponieważ długo nie pojawiała się o niej żadna informacja w gablocie. Wszystko wróciło w momencie, gdy z dnia na dzień zniknęła. Wcześniej zdarzały się jej dłuższe nieobecności, jednak kiedy szkoła dowiedziała się, że mieszka sama i nikt nie wiem gdzie jest aktualnie, zaczęły pojawiać się plotki.
Była dorosła, mieszkała sama, co w tym dziwnego? Rzuciła szkole. Przecież nie raz już tak się zdarzało. Każdy normalny by tak pomyślał, co zrobili także nauczyciele. Jednak "dziennikarze" uznali to za świetny temat, który pochwyciła cała szkoła. Tematów było tysiące. Co grupa to inna teoria. Kujoni - porwanie. Przecież nikt nie porzuciłby szkoły. Dziwacy - zmiana w wampira i brak tolerancji na słońce. Choć teraz gdy poznałam drugą stronę świata, mogłam przyznać, że nie było to takie głupie stwierdzenie. No może poza tym słońcem. Jeśli wampiry nie tolerowałyby słońca, to jak mogłyby wychodzić nocą, skoro księżyc świeci odbitym światłem słonecznym? Nieważne.
Wracając, byli jeszcze popularsi czyli moja grupa. Ta za to twierdziła, że nadal nie wróciła z jakiej ostrej imprezy. I zastanawiali się gdzie taką znaleźć. Inni tak zwani "zwyczajni", albo ignorowali te plotki, będąc po prostu niezainteresowani tematem, albo stwierdzili, że rzuciła szkołę. Więc ponowne pojawianie się jej, wzbudziło niemałe poruszenie. Ale nikt nie odważył się zapytać o co dokładnie chodziło. A sępy nie dały rady nic z niej wyciągnąć. Wszystko wróciło do normy, no może poza wypisaniem ze szkoły Luke'a, jednego z przyjaciół białowłosej Kiry. Ja jednak będąc rasowym obserwaczem, doskonale zauważyłam zmianę zachowania dziewczyny. Była przejęta i mniej entuzjastyczna. Całą ich grupka zachowywała się jakby wyssano z nich emocje. Ale nie było to przecież moją sprawą, tak więc nie interesowałam się tym dłużej.
Kończąc moje przemyślenia, zorientowałam się, że dotarłam już przed dom, który był rodem z horroru. Zaczynało robić się ciemno, dlatego nie chciałam dłużej tam przebywać, bojąc się bezdomnych, bądź innych istot. Czasami naprawdę żałowałam, że poznałam istnienie innych istot poza ludzkimi.
— Garfield, kici kici! — zawołałam futrzaka i nałożyłam mu karmy do misek oraz nalałam czystą wodę. — Jesteś. — Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech, kiedy poczułam jak ociera się o moje nogi.
Nie mogąc się powstrzymać, wzięłam go na ręce, drapiąc pod pyszczkiem. Przewróciłam go na plecy i zaczęłam głaskać go po brzuchu. Po chwili usłyszałam głośne mruczenie, a kiedy chciałam zabrać rękę, ten złapał moją dłoń łapami.
— Przykro mi, ale nie mogę zostać z tobą dłużej. Obiecałam, że nie będę długo. — Garfield spojrzał na mnie przestają mruczeć i wyrwał mi się z rąk. Gdy znalazł się już na ziemi otrzepał się i poszedł jeść swoją kolację. — Tak, ja też nie chcę cię opuszczać — odparłam z sarkazmem, przewracając oczami. — Do zobaczenia jutro. — Pogłaskałam ostatni raz rudzielca i zdecydowałam się wrócić do domu.
Niebo zaczynało robić się granatowe, dlatego widząc ciemną ścieżkę przede mną, przyspieszyłam krok. Zacisnęłam dłonie kiedy na widok ciemnych drzew przed oczami zaczęły ukazywać mi się sceny z zakończenia wakacji. Oddech mi przyspieszył, co zrobiły również moje nogi. Jednak chwilę później przywarły do ziemi, słysząc głos za sobą.
— Dziewczyny nie powinny chodzić nocą po lesie — odezwał się niski, basowy głos. Odwróciłam się szybko, z równie szybko bijącym sercem.
— Już sobie idę — odparłam pilnują, by głos mi nie zadrżał.
— Rozsądny wybór. — Wyraz twarzy nieznajomego był zimny.
Zanim się odwróciłam, przyjrzałam się jeszcze mężczyźnie, chcąc zapamiętać jego wygląd. Bo co jeśli następnego dnia zobaczę w wiadomościach, że znaleziono w tym lesie czyjeś ciało? Wtedy znaczyłoby to, że raczej nie był zadowolony ze świadków którzy go widzieli.
Dobra dziewczyno, skup się. Długie ciemne włosy spięte w kucyk, zarost na ostro zaznaczonej twarzy, czarne spodnie i czarna koszula. W zimę, koszula?
Dobra, nie ważne. A teraz szybko uciekaj do domu. Z zajęć fizycznych masz ledwo trzy, ale dasz radę. Ten wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna nie da rady cię dogonić. Kogo ja chciałam oszukać, już byłam martwa.
— Wystarczająco się napatrzyłaś? — zapytał unosząc jedną brew.
— Przepraszam. — Odwróciłam się, natychmiast modląc się, by nie wbił mi noża w plecy.
Odeszłam kawałek i rzuciłam się szaleńczym biegiem przed siebie.
Kiedy byłam przy wyjściu z lasu, obejrzałam się za siebie. Mężczyzna nadal stał w tym samym miejscu, patrząc się w moim kierunku.
Nieprzyjemne ciarki przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa. Nie chcąc go prowokować, jak najszybciej wróciłam do domu i zamknęłam drzwi na wszystkie zamki.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Kto to mógłby być? 🤔
I co najważniejsze, co tam robił? 😱
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top