Rozdział 35

W murach szkolnych rozbrzmiał zbawienny dźwięk dzwonka, a ja ku własnemu zdziwieniu jako pierwsza starałam się wybiec z sali. Przecisnęłam się między przepychającymi się nastolatkami, sama poznając co czuli inni, gdy robili to na co dzień. I tylko potwierdziłam swoją teorię, że zachowywali się jak banda zwierząt. Tylko że tym razem ja również byłam jedną z nich. Zaklęłam pod nosem, gdy po raz kolejny jakiś pierwszoklasista krzyknął mi do ucha.

- Co jest z tobą nie tak?- warknęłam odwracając się do niego wściekła.

- Przepraszam.- od razu speszył się i odwrócił głowę w drugim kierunku.

To tylko dwa lata różnicy. Dlaczego niektórzy zachowywali się jakby ich wypuścili z zoo. Czy w oczach innych ja również taka byłam? Cóż, bardzo możliwe.

Zacisnęłam pięści  gdy ktoś wpadł na moje plecy. Odwróciłam się z mordem na twarzy, jednak widząc wręcz przerażoną minę tego samego chłopaka, postanowiłam go oszczędzić. Już wystarczająco wystraszony odsunął się natychmiast ode mnie.

Pierwszy i ostatni raz idziemy tutaj jako pierwsze.

Wyjątkowo musiałam zgodzić się z moimi urojeniami.

Nazywaj mnie jak chcesz, ale przypomnę ci o tym kiedy będziesz mnie potrzebować.

Nie dane było mi dłużej zastanawiać się nad słowami dziwnego głosu w mojej głowie, gdy nareszcie mogłam wyjść z tłumu odbierając swoją kurtkę. Nienawidziłam tego że zrobili w naszej szkole tak małe szafki. Ledwo mieściła się tam większość książek, nie mówiąc już gdyby ktoś chciał tam schować choćby jesienną kurtkę.

Wyszłam przed szkołę mijając w przejściu Oliver'a, który na mój widok wściekły odszedł w przeciwnym kierunku co ja. Choć moim zdaniem wyglądało to jakby uciekł przede mną. Obejrzałam się za nim zainteresowana.

-Muszę chyba naprawdę podziękować Thomas'owi.- wymruczał pod nosem.

Byłam ciekawa co takiego powiedział mu brunet, skoro mnie Oliver nie chciał wcale słuchać. A może nie czuł przy mnie takiego obowiązku dlatego nie interesowały go moje słowa ani zdanie. Tak, było to bardzo prawdopodobne. Pf... sama nie czułabym potrzeby posłuchania własnej decyzji jak dłużej się nad tym zastanowiłam. Może faktycznie byłam jak mała wystraszona sarenka?

Gdy tylko wyszłam przed budynek, zauważyłam w oddali Thomas'a opierającego się o maskę samochodu. Ubrany był jedynie w czarne dżinsowe spodnie, choć z tej odległości tylko podejrzewałam że mogły być dżinsowe, i zieloną bluzę. Ja rozumiałam że temperatura nie przyjmowała już ujemnych wartości, ale to chyba jeszcze nie była pora na takie ubranie. Patrząc na siebie musiałam wyglądać przy nim jak Eskimos. Gruby szal i czapka, przez którą ledwo było widać moją twarz mówiła za siebie. A najlepsze że pomimo takiego ubioru nadal było mi cholernie zimno.

- Część.- pomachałam w jego kierunku dłonią, gdy byłam w niedużej odległości on niego.

- Widzę że dzień udany.- posłał mi przyjazny uśmiech, odepchnął się od maski i podszedł do drzwi samochodu.- Wsiadaj bo zamarzniesz.- zaśmiał się widząc jak przenoszę ciężar ciała z jednej na drugą nogę.

Głupia temperatura.

- Dziękuję.- odparłam wdzięczna, gdy poczułam że wewnątrz samochodu było o wiele cieplej niż na zewnątrz. Musiał włączyć ogrzewanie. Może dlatego nie potrzebował kurtki. Albo zawdzięczał to swoim tajemniczym genom.

- Więc,- zaczął ruszając spod szkoły.- Dowiem się czemu zawdzięczasz ten dobry nastrój.- zapytał zerkając co chwilę w moim kierunku.

- Tak naprawdę to nie wiem.- wzruszyłam ramionami. Była to prawda. Przecież cały dzień na zajęciach marzyłam tylko o ich końcu. A teraz czułam się jakbym mogła przenosić góry.- Nie działo się dzisiaj nic ciekawego.

- Czyli mogę przypisać sobie poprawę twojego humoru?- kąciki jego ust uniósł się do góry, a ja czułam jak pieką mnie policzki.

Głupia krew. Co ty robisz? Wracaj na swoje miejsce.

- Widzę że dzisiaj wszyscy lubią podnosić sobie swoje ego.- próbowałam nie uśmiechnąć się jednak słabo mi to wychodziło.

- Czyli twoim zdaniem jest inaczej?- zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, a chłopak spojrzał w moim kierunku.

- Nie, to znaczy tak, znaczy nie do końca.- plątałam się we własnych słowach i coraz bardziej czułam jak tylko tonę w bagnie swoich słów.- Oj weź już jedź.- wskazałam na sygnalizację która zaświeciła się zielonym światłem.

Chłopak zaśmiał się i ku mojej uciesze odwrócił wzrok w kierunku jazdy. Zjechałam niżej na siedzeniu i zakryłam się bardziej szalem. Czemu nie umiałam przy nim przyznać jego racji? Albo to była jego wina, że tak układał swoje pytania. A może jego głębokich brązowych oczu. Byłam głupim niewyżytym człowiekiem. Ledwo zerwałam z jednym chłopakiem, a już nie mogłam pozbyć się oczu bruneta z głowy. Byłam okropna.

- Przepraszam, nie powinienem pytać.- usłyszałam zaniepokojony głos Thomas'a. Czyżby widział moja zmianę nastroju i postanowił się o nią obwiniać?

- Nie, nic się nie stało?- uśmiechnęłam się lekko, ale szczerze.

Nie chciałam żeby się o to martwił. To nie była jego wina. A może i była? Czy ktoś może ponosić winę za to jak obdarzyła go natura? W taki razie powinna być niewiniątkiem. Ale cóż, raczej nim nie byłam.

- Wendy...- odwróciłam się słysząc nagły głos bruneta.

Widziałam jakby bił się z własnymi myślami. Mała zmarszczyła pojawiła się na jego czole, a wzrok mówił jak niepewny jest swoich kolejnych słów. Byłam odrobinę zaskoczona jego postawą. Nigdy nie umiałam wyobrazić sobie go takiego... niepewnego. Wyglądał przez chwilę jakby zdjął swój ochronny płaszcz i ukazał mi cały swój ciężar jaki na siebie wziął i jak bardzo wahał się wziąć kolejny z nich na swoje barki. Patrzałam na niego z cierpliwością czekając na dalsze jego słowa. Nie pośpieszałam go. Uznałam że jeśli będzie chciał dalej kontynuować wypowiedź, to w końcu to zrobi. A jeśli poprosi o pomoc, z przyjemnością mu jej udzielę na tyle ile będę potrafiła. Chciałam odwdzięczyć się mu za to co dla mnie zrobił.

- Już... Nie ważne.- zacisnął dłonie na kierownicy.

Westchnęłam delikatnie zawiedziona. Miałam nadzieję, że jednak powie mi co go tak dręczyło. Może nie znaliśmy się zbyt długo, zaledwie dwa miesiące. Ale już tyle razy pokazywał mi, że nie ma złych intencji. Tyle razy mi pomógł, że zaczęłam mu w jakimś stopniu ufać. Całkowicie zapominając, że to nie w nim a we mnie leży problem. To że ja miałam do niego zaufanie nie znaczyło, że on miał je wobec mnie. Jedyne co o mnie wiedział to to, że próbowałam odkryć ich sekret, a to raczej nie stawiało mnie w dobrym świetle. No i może to że mój chłopak był chorobliwie zazdrosny i pomiatał mną na wszystkie strony. To tylko udowodniło jak słaba byłam. Dlaczego miałby powierzyć mi coś co mogłabym tylko zepsuć?

Chwilę później wjechaliśmy na teren mojego podwórka. Już zanim zdążyłam wysiąść z samochodu, zauważyłam swoją mamę w pośpiechu zamykającą drzwi. Wysiadłam zaniepokojona.

- Mamo coś się stało?- podeszłam do rodzicielki, która odwróciła się w moim kierunku chowając klucze do torebki.

- Muszę szybko pojechać do pracy. Zaopiekujesz się Ivy?- odparła z prośbą. Przytaknęłam tylko głową na znak zgody.- I wyciągnij ciasto za dwadzieścia minut z piekarnika. Możecie się nim później poczęstować.- zerknęła na moment na Thomas'a.

- Dzień dobry.- odparł grzecznościowo.

Moja matka odpowiedział mu krótko ruszając w stronę samochodu, krzycząc jeszcze bym nie pozwalała Ivy całego popołudnia przesiedzieć przed telewizorem.

- Więc...- Zagryzłam wargę zdenerwowana.- Chcesz wejść?- zerknęłam niepewnie na niego, zauważając że mi się przyglądał.

- Na kawałek ciasta?- uśmiechnął się ratując mnie przed zapadnięciem się pod ziemię.

- Tak, na kawałek ciasta.- odwzajemniłam uśmiech.

Widziałam jak pomimo mojego zaproszenia nadal nie ruszyliśmy się z miejsca, a jego wzrok nadal utkwiony był w mojej osobie. Opuściłam głowę.

- No to chodźmy.- odchrząknęłam.

Wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi zapraszając chłopaka do środka. Rozebrałam się nadal mając opuszczoną głowę. Co się ze mną działo? Przecież nie mogłam być przy nim taka zestresowana. Przecież już nie raz był w moim domu. O co mi chodziło?

Domyśl się.

Zadrwił ze mnie mój głos w głowie, który upierał się że nie był demonem. Akysz.

Ruszyłam do salonu i byłam wdzięczna że brunet ruszył za mną i nie musiałam się odzywać. Bo nie wiem czy moje zdanie miałoby jakiś bardziej dokładny sens.

W pokoju zastałam małą blondynkę, która słysząc że ktoś wrócił do domu, odwróciła się w naszym kierunku. Jej oczy zabłyszczały radością na mój widok. Wstała z sofy gotowa rzucić się mi na szyję, jednak stanęła w miejscu zauważając wyłaniającego się zza rogu Thomas'a. Zmrużyła oczy patrząc z wrogością na niczego nieświadomego chłopaka. Wiedziałam w tamtym momencie jedno.

To będzie długie popołudnie.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

O matko to mój najkrótszy rozdział do tej pory, ale nie mogłam go później zakończyć 😅

Jak myślicie co się wydarzy między Thomas'em a Ivy? 🤔😛

Za błędy przepraszam, ale miałam mało czasu żeby sprawdzić rozdział 😅🤫

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top