Rozdział 30
Zaczynamy maraton!! 🎉😁😘
☆Pov. Thomas☆
Mój obraz przyćmiła ciemna mgła, a mózg przestał odbierać bodźce bólu wysyłane przez moje dłonie. Byłem wściekły, a z każdą kolejną godziną złość była potęgowana przez zbliżającą się pełnię i mojego wilka. Czułem, że zaczynam tracić nad sobą panowanie, ale nie mogłem, nie potrafiłem zapanować nad gniewem. Dopiero widok całkowicie zmasakrowanej kory drzewa i ślady krwi na niej przywróciły mi choć trochę rozumu.
Podniosłem głowę patrząc z żalem na niebo, na którym za chwilę miała pojawić się srebrna tarcza księżyca. Moje wybawienie. Coś co pozwalało mi odetchnąć, zatopić się w własnym umyśle. Wyciszyć się. Było tak od kiedy tylko pamiętam. Widok srebrnego światła padającego na moją twarz zawsze mnie uspokajał. Jednak tym razem było inaczej. Pierwszy raz chciałem schować się przed nim. Ukryć przed jego blaskiem i jego darem. Udawać, że nie istnieje. Zniknąć na tą noc. Nie mogłem jednak tego zrobić. Nie ważne gdzie bym się schował, on zawsze by mnie znalazł. Zmusił, bym wyszedł.
- Kurwa.- warknąłem z frustracji.
Po raz kolejny uderzyłem w to samo drzewo. Spuściłem wzrok na swoje knykcie. Były całe pozdzierane. Nie obchodziło mnie to. Za chwilę nie będzie śladu po żadnych ranach.
Zbliżał się zachód słońca. Musiałem jeszcze wrócić do domu Kiry po jakieś ubrania. Dlaczego my nie mogliśmy zachowywać swoich ubrań jeżeli damiry nie rozgrywały swoich przy rozkładaniu skrzydeł. Jakby lepiej było latać po lesie rozebranym do naga. Cholerne wiedźmy, nie powiedziały mi że ich ubrania nie były ognioodporne. Nie miałbym teraz takiego problemu.
Wracając natknąłem się na stary dom, gdzie rankiem przyszedłem w to miejsce z Wendy. Zamknąłem oczy wiedząc, że zaświeciły się złotym blaskiem. Dlaczego musiała bać się tak panicznie akurat wilkołaków? Dlaczego musiała trafić na najgorsze szuje z nas. Wilki które żywią się ludzkim mięsem. Zwykłe dupki, które myślały że byli bezkarni. Choć to zwykli tchórze. Szczury, ukrywały się, a nam coraz trudniej było ich wytropić. Znali coraz więcej sztuczek jak maskować zapach ludzkiej krwi.
Przerażona twarz Wendy ciągle ukazywała się mi przed oczami. Jak z zaufaniem utulała się w moją pierś. Gdyby wiedziała kim jestem, nigdy by tego nie zrobiła. Nie wyjawiłem jej swojego sekretu, a ona nadal traktowała mnie jak zwykłego człowieka, pomimo że doskonale wiedziała, że nim nie byłem. Zaufała mi, nie naciskając bym wyjawił jej swoją tajemnicę. Nie mogłem patrzeć na siebie w lustro, wiedząc że w końcu zadam jej ten cios nożem w plecy, gdy się dowie że jestem bestią z jej koszmarów. Wcześniej nie obchodziłoby mnie co sobie o mnie pomyśli. Myślałem że razem z Oliver'em zamieszana była w spisek z łowcami. Ale gdy zobaczyłem jak pomimo jej niechęci próbował ją wykorzystać, nie umiałem o tym zapomnieć. Chciałem jej pomóc.
Wszedłem do domu nie dbając o żadne powitanie. Natychmiast wszedłem do swojego tymczasowego pokoju by wyciągnąć pierwsze lepsze koszulki i spodnie.
- Długo nie wracałeś.- usłyszałem za sobą zmartwiony głos Kiry. Nie przejmowałem się tym.- Wiem że podczas pełni lubisz przebywać w lesie, ale mówiłeś że wrócisz chociaż na obiad. Wyszedłeś bez śniadania.- kontynuowała gdy nie usłyszała ode mnie odpowiedzi.
- Przepraszam, coś mnie zatrzymało.- odparłem zbywająco. Odwróciłem się zastając nieprzekonany wyraz twarzy białowłosej.- Wszystko jest w porządku, nie widziałem nikogo w okolicy z łowców.- dodałem obojętnie.
Nie chciałem jej martwić jeszcze swoimi rozterkami emocjonalnymi. Po pełni wszystko powinno wrócić do normy. Zawsze tak było, jednak ta była wyjątkowo silna. Zeszła z resztą również. Ale to nie był odpowiedni moment by się zwierzać. Miała już dosyć zmartwień po wyjeździe Luke'a. Starała się tego nie pokazywać, jednak mojego słuchu nie oszukała. Nie raz płakała po nocach próbując zagłuszyć łkanie poduszką. Nie chciałem jej bardziej martwić, teraz to ja powinienem być przyjacielem na którym mogła się oprzeć.
Chciałem wyjść, jednak jej drobne ciało stanęło na środku przejścia.
- Thomas, świecą ci się oczy.- odparła wciąż zmartwionym głosem.- Co się dzieje i proszę nie mów że nic. Chce ci pomóc.- była zdeterminowana i gotowa by nie zejść mi z drogi.
Choć gdybym się uparł, nie miałbym najmniejszego problemu by ją ominąć, nie chciałem tego robić. Jeszcze bardziej by się zamartwiała. Nie chciałem jej mówić wszystkiego, tylko część dzięki której zaspokoi swoją potrzebę pomocy.
- Ostatnio wilk jest dosyć aktywny. Wyszaleje się dzisiaj to może mu przejdzie.
- Na pewno tylko tyle? Widziałam jak wracasz z Wendy, a później pobiegłeś z powrotem do lasu.- Oh Kira. Nie możesz przestać drążyć tematu?
- Spotkałem ją gdy biegałem rano. Szła nakarmić swojego kota, a wiem że boi się wilkołaków więc poszedłem z nią.- odparłem niedbale.
- Ale nie wie o tobie.- położyła mi rękę na ramieniu.- To cię tak martwi?
- Nie wiem czemu, ale gdy pomyślę o tym jak taki jak ja próbował ją zabić, czuję się jakbym to ja był winien. Gdy byłem z nią, Joe przyszedł do nas. Widziałem jaka jest przerażona. Nie mogę znieść myśli, że kiedyś będzie patrzyła tak na mnie. Nie wiem czemu tak się dzieje.- westchnąłem zrezygnowany. A miałem nic jej nie mówić. Ostatnio zachowywałem się jak baba.
- Zależy ci na niej.- Kira uśmiechnęła się ciepło.
- Nie, nie może mi na niej zależeć.- zaprzeczyłem natychmiast. Powinienem już iść.- Dobrze wiesz że wilkołaki nie mogą spotykać się z ludźmi.
- Przecież istnieją takie związki.- zmarszczyła brwi.
- To szansa jedna na tysiąc. Wiesz że jeśli wilk nie zaakceptuje mojego wyboru to podczas pełni ją rozszarpie. Nie mogę na to pozwolić.- odparłem twardo widząc chęć Kiry wtrącenia mi się w zdanie.- Wrócę jutro przed południem.- przepchnąłem się w drzwiach wychodząc szybko z domu.
Wbiegłem do lasu, jednak nie zamierzałem się zatrzymywać. Biegłem jak najdalej w obawie, że wilk mógłby zbliżyć się do Wendy.
Zatrzymałem się dopiero przed małym jeziorkiem. Poczułem pieczenie w klatce piersiowej. Wilk chciał już się uwolnić, jednak ja chciałem go stłumić jak najdłużej. Chciałem powstrzymać go przed wydostaniem się na zewnątrz.
Upadłem na kolana tuż przy wodzie. Spojrzałem na swoje odbicie w tafli. Ujrzałem parę jarzących się złotem oczu i srebrną tarcze księżyca. Patrzał się na mnie. Śmiał się ze mnie. Dobrze wiedział, że nie dam rady z nim walczyć. Spoglądał na mnie jak ojciec na swoje dziecko, które wpadło na głupi pomysł.
- Kurwa.- wrzasnąłem będąc pewien, że i tak nikt mnie nie usłyszy.- Czemu musiałaś trafić akurat na nas.- straciłem oddech czując kolejną falę bólu w klatce piersiowej. Spojrzałem na swoje odbicie.- Masz racje, jestem bestią.- odparłem z żalem, po czym poddałem się zamykając oczy.
Poczułem lekkość, która była moim ukojeniem. Oderwaniem od problemów. Zatraciłem się w niej, a wilk całkowicie przejął kontrolę nad moim ciałem.
》☆《
☆Pov. Wendy☆
Od powrotu z lasu czułam się dziwnie nieswojo. Nie mając ochoty z nikim rozmawiać, po raz kolejny zamknęłam się we własnym pokoju. Myślałam, że te czasy już minęły. Jak złudna była moja nadzieja. Myślałam, że dałam sobie już z tym radę. Wiedziałam, że przy spotkaniu z wilkołakiem nie grałabym chojraka, ale miałam nadzieję, że przynajmniej po powrocie do domu będę czuć się bezpiecznie. Jednak tym razem było inaczej. Co chwilę zerkałam przez okno w obawie, że na końcu drogi ponownie zobaczę oczy bestii, która będzie bawić się swoją ofiarą. Mną. Jakie miałam szansę, że nie przyjdzie tu ponownie skoro poprzedniej pełni tam stała.
Wszystkie moje obsesyjnie myśli skupiały się na jednym, skutecznie spędzając mi sen z powiek. Choć akurat tego nie żałowałam. Po ostatniej nocy nie miałam wcale ochoty zamykać oczu. I chociaż mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o Tess. Coś co mój umysł odrzucił po tragedii, a mogło być tak istotne w jej sprawie, to byłam zwykłym tchórzem. Wolałam wybrać własny komfort niż w końcu złapać jakiś trop. Byłam okrutna. Zdawałam sobie z tego sprawę. Ale nie potrafiłam się przemóc. Byłam tylko zwykłym człowiekiem, który wdepnął w bagno świata.
Przekręciłam się na bok, a moje kręgi przeskoczył z głośnym chrupnięciem. Spojrzałam na telefon. Trzecia dwadzieścia. Dziękował w duchu, że następnego dnia była niedziela. Oszczędzę przynajmniej innym widoku Samary Morgan w realu.
Wstałam podchodząc do okna. Miałam nadzieję, że świeże powietrze pozwoli mi choć trochę poukładać myśli. Nie chciałam popełnić drugi raz tego samego błędu, więc wróciłam by zabrać koc z krzesła i otuliłam się nim szczelnie. Otworzyłam okno zaciągając się świeżym powietrzem. Zamknęłam oczy. Uwielbiałam ten mroźny zapach. A podobno powietrze nie pachniało.
Otworzyłam oczy. Skierowałam swój wzrok w miejsce gdzie poprzednio stała bestia. Z ulgą stwierdziłam, że było puste. Miałam już wracać do łóżka, kiedy zobaczyłam jakiś ruch na podwórku jednego z domów. Był tam. Zamrugałam chcąc przekonać samą siebie, że ze zmęczenia miałam zwidy.
Tak, wierz w to głupia.
Potwór patrzał na mnie, a jego oczy żarzyły się złotym blaskiem. Zacisnęłam dłonie w pięści, ściskając coraz mocniej swój koc.
Czego ty chcesz?
Chciałam schować się w ciemnościach pokoju, jednak wilk położył się opierając pysk na swoich przednich łapach i spokojnym wzrokiem nadal mnie obserwował.
Zmarszczyłam brwi. Co on robił? Sprawiało mu radość patrzenie na mój strach? Czerpał z tego satysfakcję? Cholerna bestia.
Zatrzęsałam się gdy ciszę przerwało mrożące krew w żyłach wycie. Wilk będąc jedynie dwa domu dalej podniósł łeb patrząc się intensywnie w kierunku lasu.
Tak, idź sobie.- Modliłam się w myślach by spełnił moją prośbę.
Jednak ten chwilę później ponownie położył łeb na swoich łapach powracając do mnie wzrokiem.
Wredny pies. Zamknęłam z siłą okno i zasłoniłam zamaszyście zasłony. Nie będzie mnie zboczeniec podglądał. Niedoczekanie jego. Zapchlony kundel. Cholerna bestia. A żeby ci kość stanęła w gardle.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Ale Wendy się waleczna zrobiła prawda? 😂
Jak myślicie kim był ten wilkołak który obserwował Wendy?
Jak dalej postąpi Thomas?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top