Rozdział 3
Zegar w samochodzie wybił równą szóstą, kiedy zaparkowaliśmy pod budynkiem szkoły tanecznej. Tak jak się tego obawiałam, ledwo zdążyliśmy na czas. Gdyż w czasie naszej drogi, Oliver stwierdził, że musimy się zatrzymać jeszcze na hot dogi, bo jak to ujął, umiera z głodu. Byłam pewna, że te pół godziny nie spowodowałoby jego wygłodzenia. Ale cóż, był strasznie uparty.
— Nie bądź tam zbyt długo — dodał chłopak zanim wyszłam z pojazdu.
I kto to mówi.
Jeżeli ja mogłam czekać aż on się naje, to teraz piętnaście minut siedzenia w samochodzie go nie zbawi.
Weszłam do budynku w momencie, kiedy radosne dzieci wybiegły z sali naprzeciwko. Szybko przebierając nóżkami, biegły w kierunku szatni. Niedługo później zobaczyłam moją siostrę wychodzącą ze swoją koleżanką na korytarz. Szła powoli, nigdzie się nie spiesząc, jednak gdy tylko mnie zobaczyła podbiegła w moim kierunku rzucając mi się na szyję.
— Wendy! — krzyknęła szczęśliwa. — Pani Miller powiedziała, że będę mogła wystąpić na scenie w teatrze. — Zielone oczy świeciły się jej ze szczęścia jak dwa ogniki. — Przyjdziesz prawda? — zapytała z nadzieją.
— Oczywiście roszpunko. — Postawiłam ją na ziemię, czochrając po jej blond włosach.
Jak mogłabym jej odmówić, gdy spoglądała na mnie tymi oczkami kota ze Shreka. Dobrze wiedziała jak na mnie działały i lubiła to wykorzystywać. Ale kochałam tego potworka.
— A teraz leć się przebrać — pośpieszyłam ją, popychając delikatnie w stronę szatni. — Tylko się pośpiesz, Oliver czeka na nas w samochodzie — krzyknęłam jeszcze zanim zniknęła za drzwiami.
Nie mając co robić, podeszłam do ogromnej, szklanej gabloty, gdzie wywieszone były dyplomy jakie zdobyli podopieczni tej szkoły. Mogli pochwalić się całkiem niezłą kolekcją. Nigdy nie interesował mnie taniec. Wolałam coś co wymagało ode mnie trochę mniej ruchu. Nic nie poradzę, że nie byłam typem sportowca. A w wakacyjne poranki zamiast planować wyjazdy nad miejskie jezioro, czy do miasta, wolałam pójść na spacer do lasu, czy usiąść na trawie przy jeziorze, o którym mało kto wiedział. Sama wiedziałam o nim tylko dzięki Edwin'owi. To on zaprowadził nas do tego miejsca. A kiedy zapytałam go skąd je znał, z niechęcią przyznał, że się zgubił i przypadkiem trafił na jezioro.
Nie zawsze byłam taka mało rozrywkowa. Kiedyś nie potrafiłam wyobrazić sobie jak można spokojnie i w ciszy siedzieć w jednym miejscu dla własnej przyjemności. Razem z Tess często wpadliśmy na pomysły, po których dostawałyśmy szlaban. Jej zniknięcie nie dawało mi spokoju. Nie umiałam pogodzić się, że mogłabym już więcej jej nie zobaczyć. Nie wierzyłam, że mój ojciec coś jej zrobił. Znaliśmy się od dzieciństwa, kiedy już w przedszkolu pokłóciłyśmy się pierwszego dnia że mamy takie same buty. Jednak już następnego dnia obroniła mnie przed Samem, małym okularnikiem, który przykleił gumę do moich włosów. To ona zawsze była tą, która popychała mnie do bycia bardziej odważną. Gdy zniknęła ona, zniknęła również moja odwaga.
Spojrzałam na zegarek. Minęło piętnaście minut, a mojej siostry nadal nigdzie nie widziałam. Wszystkie dzieci już dawno wyszły ze swoimi rodzicami. Zmarszczyłam brwi zdziwiona. To raczej ona wybiegała jako pierwsza z szatni. Zmartwiona weszłam do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Zauważyłam moją siostrę, która starannie składała swój strój.
— Ivy? — Dziewczynka podniosła na mnie wzrok. — Czemu składasz strój? Za chwilę i tak trzeba wrzucić go do pralki. — Blondynka wzruszyła ramionami, wracając do wcześniejszej czynności. — Hej, co się stało? — Kucnęłam obok niej, zakładając włosy za ucho.
— Nie chcę wracać z Oliver'em — naburmuszyła się, odwracając wzrok.
— Ivy — westchnęłam pobłażliwie. — To, że będziesz dłużej się zbierać, nie znaczy że on zniknie z samochodu. Pomyśl o tym w ten sposób, że przynajmniej nie będziemy musiały jechać autobusem. — Starałam się pocieszyć blondwłosą. Nie wiedziałam skąd wzięła się ta jej niechęć do chłopaka.
— Wolałabym jechać autobusem — mruknęła cicho.
— Chodź, Oliver będzie zły, że musi tyle czekać. — Zabrałam jej rzeczy i szybko spakowałam do torby.
– Nie chcę z nim jechać! — Tupnęła nogą obrażona.
Oj tak się bawić nie będziemy.
— Ivy! — podniosłam głos ostrzegawczo. Nie chciałam na nią krzyczeć. Była moim małym słoneczkiem, ale nie mogłam pozwolić aby robiła awantury w szkole.
Dziewczynka opuściła głowę obrażona.
— Przepraszam. — Wzięłam ją w ramiona. — Chodź w domu czeka lasagne mamy.
Na moje słowa Ivy podniosła wzrok szczęśliwa.
— Naprawdę? — Pokiwałam twierdząco głową z uśmiechem. Pisnęła szczęśliwa i podbiegła w stronę wyjścia z szatni. — Wendy chodź, szybciej! — krzyknęła, widząc mnie dalej w tym samym miejscu.
— Już dobrze, dobrze. — Zaśmiałam się na widok jej reakcji. Mówiłam, że nasza matka potrafi zdziałać cuda.
Chwile później wsiadłyśmy do mojego samochodu. Po minie Oliver'a widziałam, że nie jest zadowolony, że musiał tyle czekać.
— Nareszcie jesteście, ileż można czekać? — Odwrócił się w moją stronę i skrzywił się. — Włosy. — Zmarszczyłam brwi na co z westchnięciem wyciągnął rękę w kierunku mojego ucha. Wziął kosmyk moich włosów i opuścił je wzdłuż mojego policzka.
— Przepraszam — wyszeptałam.
Całkiem zapomniała o mojej bliźnie. Co jeśli ktoś ze szkoły ją widział? Jak ja się pokażę następnym razem. Zacisnęłam dłonie w pięści.
— Mogłeś wracać na piechotę, to nie twoje auto. — Z tylnego siedzenia dobiegł nas zły głosik dziewczynki.
Widziałam jak Oliver zaciska dłonie na kierownicy i patrzy złowrogo w lusterku na Ivy.
— Nie powiesz nic swojej siostrze? — warknął w moją stronę. — A ty nie powinnaś obrażać chłopaka swojej siostry.
— Przykro mi Wendy, że twój chłopak nie umie sam się obronić, tylko musisz mu w tym pomóc — odparła Ivy ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
— Smarkula — warknął chłopak.
— Oliver przestań — odparłam kładąc rękę na jego dłoni, którą ściskał kierownicę.
— A jej to bronisz? — prychnął, strzepując moją dłoń.
Westchnęłam ciężko. Na początku robiłam wszystko żeby pogodzić tę dwójkę. Jednak przez jeden wypadek Ivy przestała całkiem tolerować Olivera.
Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, blondyn zaparkował i warknął tylko, że idzie do domu. Chciałam się z nim pożegnać, ale odszedł gdy tylko wysiadł z pojazdu. Nie wiedziałam co mam zrobić z tym chłopakiem. Miałam powoli dosyć naszych sprzeczek. Starałam się jak mogłam, by było dobrze, ale nie mogło to polegać tylko na moich staraniach. Chęć musiała leżeć po obu stronach.
Z ponurym nastrojem skierowałam się do domu, jednak zanim doszłam do drzwi, przede mną stanęła drobna osóbka, pokazując bym schyliła się w jej kierunku. Spełniłam jej prośbę. Wyciągnęła swoją rączkę i założyła mi włosy za ucho.
— Tak lepiej. — Uśmiechnęła się. — Ani mi się waż — ostrzegła z karcącą miną, gdy chciałam poprawić włosy.
— Niech ci będzie — westchnęłam.
Nie lubiłam gdy ktoś widział moją bliznę. Nigdy nie uważałam, że cokolwiek na naszym ciele może nasz oszpecać. Pokazuje przez co przeszliśmy i że jesteśmy wystarczająco silni, by pokonać przeszkody jakie stawiał nam los. Wszystko zmieniło się dwa miesiące temu.
Wracałam z Oliver'em z naszej randki. Zabrał mnie do jednej z najbardziej luksusowych restauracji w mieście. Zaskoczył mnie tym, gdyż jeszcze kilka dni temu mówił, że brakuje mu pieniędzy na paliwo do swojego samochodu. Jednak nie zamierzałam narzekać. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie kolejny atak zazdrości mojego chłopaka.
— Nie mogłaś się powstrzymać? — warknął kiedy przechodziliśmy przez park.
— Nie rozumiem. — Zmarszczyłam brwi na jego nagły atak na mnie.
— Myślisz, że nie widziałem jak flirtujesz z tym kelnerem? — prychnął zły.
— Co? Przecież nic takiego nie robiłam — zaprzeczyłam natychmiast. — Podziękowałam mu tylko gdy przyniósł nam jedzenie. Tak się chyba powinno robić nie uważasz? — również podniosłam głos. Nienawidziłam gdy ktoś podejrzewał mnie o rzeczy, których wcale nie zrobiłam.
— Widziałem jak się do niego uśmiechasz! — krzyknął.
— Wiesz co? Nie mam ochoty teraz z tobą rozmawiać, zadzwoń kiedy się uspokoisz — warknęłam i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Miał to być tak miły wieczór. Dlaczego wszystko musiała zniszczyć jego zazdrość?
— Myślisz, że będzie miał więcej kasy, bo pracuje w taki miejscu? — Złapał mnie za rękę, uniemożliwiając odejście. Jednak zrobił to dosyć mocno, przez co chciałam wyrwać mu swój nadgarstek.
— Oliver to boli. — skrzywiłam się.
— Znudziłem ci się już? — Nie odpowiedziałam, będąc przestraszona jego stanem. — To proszę, idź do niego — warknął i odepchnął mnie od siebie.
Nie będąc przygotowana na taki krok z jego strony, upadłam na ziemię. Kiedy mój policzek zetknął się z ziemią, poczułam ogromny ból. Zdezorientowana podniosłam się odrobinę, przykładając dłoń do twarzy.
— Boże, Wendy przepraszam — odezwał się przestraszony. Podszedł do mnie pomagając mi wstać. — Nie wiem co we mnie wstąpiło.
Odsunęłam dłoń od twarzy i przeraziłam się widokiem krwi na swoich palcach. Zerknęłam na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą leżałam. Na chodniku leżały kawałki rozbitego szkła butelki.
— Kurwa — warknął chłopak widząc moją twarz.
Od tamtego dnia nienawidziłam swojego odbicia w lustrze. Nigdy nie chodziłam w spiętych włosach. Blizna która została po tamtym dniu była obrzydliwa. Oliver też nie znosił jej widoku. Wcale mu się nie dziwiłam. Komu może się podobać blada, wklęsła kreska na twarzy.
Z ponurym nastrojem weszłam do domu, zdziwiło mnie jednak to, że zamek był otwarty. Pamiętam dokładnie jak zamykałam go przed wyjściem. Uchyliłam drzwi, powoli wchodząc do domu. Całkiem nie spodziewałam się widoku jaki zostanę.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Ah... musiałam 😂
Doskonale wiecie, że lubię zostawiać was z takim zakończeniem.
Czy coś wam to przypomina? 🤔
Jak myślicie co takiego zaskoczyło Wendy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top