Rozdział 28

Wracałam ciemną ścieżką do domu. Nie wiem jak się tutaj znalazłam, ale wiedziałam jedno. Wszędzie było cicho. Zamknęłam oczy uspokojona panująca głuchotą. Chciałam zostać w tym miejscu jak najdłużej. Nie słyszałam żadnych rozmów czy kroków innych osób. Byłam sama, a  pomimo tego się nie bałam.

Uchyliłam powieki wyłapując nagle cichy oddech. Na końcu uliczki stała jakaś postać. Tess. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło, a ja niemalże mogłam usłyszeć jej dźwięczny śmiech.

- Zaczekaj!- krzyknęłam starając się podbiec do niej. Jednak moje nogi poruszały się jak w smole.- Czekaj!- zdzierałam sobie gardło gdy zaczęła chować się za budynkiem.- Tess!- oddychałam szybko z wysiłku gdy nareszcie udało mi się stanąć w miejsce gdziewidziałam.

Przede mną jednak zamiast przyjaciółki, ujrzałam tę przeklętą drogę, która była mi tak znajoma. To właśnie tutaj o mało co nie zginęłam.

Stanęłam na miękkich nogach ze strachu, który zawładnął moim ciałem. Zagryzłam wargę czując krew w ustach. Nie mogłam zawrócić. Tess tam poszła. Nie mogłam pozwolić by to ją zaatakowała ta bestia.

Na trzęsących się nogach zaczęłam kroczyć drogą swoich koszmarówRozglądałam się co chwilę, sprawdzając czy nie ma w pobliżu przyjaciółki, albo co gorsza, wilkołaka. Nagle przed sobą zauważyłam kroczącą powoli przed siebie bestie. Stanęłam wstrzymując oddech. Zdawał się mnie nie widzieć. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Podążyłam za jego wzrokiem.

- Uciekaj!- krzyknęłam widząc Tess stojącą naprzeciwko wilkołaka. Jednak z moich ust wydobył się jedynie delikatny szept.- Hej, tu jestem!- Nie podawałam się chcąc odwrócić uwagę bestii. Nic to jednak nie dawało.

Zaczęłam biec w ich kierunku. Jednak przystanęłam słysząc warczenie za swoimi plecami. Odwróciłam się natychmiast. Jakieś pięć metrów za mną stał ogromny wilk szczerząc swoje kły. Zerwałam się ponownie do biegu w stronę przyjaciółki. Dam radę. Wyciągnęłam rękę w ich stronę. Druga z bestii coraz bardziej zbliżała się do niej, skradała się. Wiedział, że ma pewne szanse na wygraną. Odwróciłam się chcąc zobaczyć ile mam jeszcze przewagi, ale gdy tylko spojrzałam za siebie, zauważyłam czerwone, głodne oczy wilka i jego ostre kły zbliżające się do mojej twarzy.

Zerwałam się z sofy cała spocona. Udało mi się namówić Kirę bym to ja spała w salonie, ale teraz ogromnie tego żałowałam. Mój oddech ledwo nadążał za szalenie bijącym sercem. A w uszach słyszałam szum. Rozejrzałam się spanikowana szukając zagrożenia. Wszędzie była ciemność. Szum w uszach powoli ustępował więc wytężyłam również słuch. Skuliłam się, gdy ciszę przerwało mrożące krew w żyłach wycie. Zagryzłam wargę czując napływające do oczu łzy. Rozglądałam się panicznie trzymając podkurczone nogi pod klatką piersiową. Nagle z wnętrza domu dobiegł mnie cichy trzask zamka do drzwi. Położyłam się na sofie, udając że śpię. Przyłożyłam dłoń do ust starając się ciszej oddychać.

Kroki nieznajomego zbliżały się coraz bardziej, więc na moment wytrzymałam oddech. Wypuściłam go dopiero gdy tajemnicza osoba przeszła przez salon i otworzyła drzwi tarasowe. Uchyliłam powieki. Thomas wyszedł na zewnątrz stając na niewielkim patio. Przymknął drzwi i wpatrywał się w... tak w zasadzie to w nicość. Patrzał po prostu przed siebie. Co on tu robi o tej godzinie? Może go również obudziło wycie wilkołaków. W końcu następnej nocy była pełnia.

Okropnie nurtowało mnie kim on mógł być. Wiedziałam jedynie, że nie mógł być wampirem. Zawsze stosowałam się zasadą, że jeśli coś mnie nie dotyczyło to nie dociekałam. On jednak był inny. Raz irytowało mnie jego zachowanie. Innym razem ratował mnie w momencie, w którym nawet bym się go nie spodziewała. Ale odczuwałam przy nim również strach. Jego poważna postawa utwierdzała mnie jedynie w przekonaniu, że nie warto go denerwować. A mnie udało się już jednego dnia kilka razy złamać tę zasadę. Chciałam spokoju, a zamiast tego prawdopodobnie powoli zanurzałam się w największe bagno w jakie mogłam wejść. To tak jakbyście chcąc trochę zaoszczędzić pojechalibyście do sklepu w innej miejscowości, bo tam jest taniej. A tak naprawdę marnowalibyście jedynie czas i paliwo, którego koszty wyrównałyby różnice w cenie produktów. Przez chwilę myślelibyście, że jesteście sprytni. Do kolejnego tankowania. Życie lubiło pisać nam beznadziejny scenariusz rodem z kiepskiej hiszpańskiej telenoweli. Coś o tym wiedziałam. Byłam w końcu chodzący nieszczęściem.

Wzięłam głęboki oddech na uspokojenie. I w milczeniu oczekiwałam dalszych działań bruneta. Który nawiasem mówiąc chyba świetnie bawił się patrząc w niebo, bo stał tam już dobre kilka minut. Nie było mu zimno? A nie, zapomniałam że to chodzący grzejnik, który nie poczułby nawet gdyby ktoś wrzucił go do zamarzniętego jeziora.

Po kolejnych długich minutach, podczas których zdążyło mi się zrobić niewygodnie, ale musiałam walczyć z chęcią zmieniania pozycji, nareszcie chłopak postanowił wrócić do domu. Zamknęłam ponownie oczy, bojąc się że przyłapie mnie na podglądaniu. Usłyszałam dźwięk przekręcanej klamki, jednak nic poza tym. Już chciałam otworzyć oczy, jednak poczułam jak ktoś zabiera kołdrę z moich nóg i przykrywa nią mnie po samą szyję. No tak gdy się obudziłam skopałam ją na sam dół. Zaskoczona jego nagłym pojawieniem się obok, nie mogłam powstrzymać drgnięcia swojego ciała. Nie spodziewałam się, że będzie tak blisko. Jednak nadal uparcie udawałam że śpię. Usłyszałam cichy szmer, a następnie ktoś delikatnie dotknął moich dłoni. Wciągnęłam głęboko powietrze nie kontrolując swoich odruchów.

- Dlaczego nie śpisz?- usłyszałam cichy szept bruneta, jednak w panującej ciszy brzmiał jak krzyk.

Otworzyłam powoli oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Spojrzałam przed siebie na kucającego przede mną Thomas'a.

- Nie mogłam zasnąć.- wzruszyłam ramionami.

- A tak naprawdę?- było ciemno, ale mogłam przysiąc, że uniósł brwi. Zawsze to robił, gdy wiedział że kłamie.

- Koszmary.- mruknęłam niezadowolona. Brzmiałam teraz jak małe dziecko tłumacząc się mamie czemu nie chce spać.

- Co w nich było?- usiadł na ziemi tuż pod sofą.

- Przeszłość.- uśmiechnęłam się krzywo, jednak nie mógł tego zauważyć.

- Pytałaś mnie co bym zrobił żeby odnaleźć osobę która zaginęła.- odparł patrząc przed siebie.- Szukałbym choćby najmniejszych wskazówek. Czy jakoś inaczej zachowywała się przed zniknięciem. Czy była czymś zmartwiona, czy się czegoś bała? Co robiła w dzień przed zniknięciem. Poszedłbym w miejsce gdzie ostatnio była. Ale najważniejsi są ludzie. Wiesz czego boją się najbardziej tacy jak ja czy Kira?- zaprzeczyła głową, jednak zorientowałam się, że przecież mnie nie widział i chciałam odpowiedzieć, ale on zdawał się doskonale wiedzieć jaka była moja odpowiedź.- Właśnie ludzi. Może nie mają żadnych super zdolności. Ale mają siłę. Nie fizyczna, ale zbiorową. Jeśli nasze istnienie wyszłoby na jaw. Nie wygralibyśmy z ludźmi. Jest ich więcej. Byłoby z nami tak samo jak z wiedźmami. Spalono by nas na stosach. Teraz, nawet jeśli jesteś kimś nadprzyrodzonym, trudno jest znaleźć jakąś czarownice. A przecież było to lata temu. To ludzie są najsilniejszą rasą. Nie my.- patrzałam na niego oniemiała.

Jak taki mały bezużyteczna człowiek mógłby zagrozić komuś takiemu jak on. Przecież to było nierealne.

- Jakoś nie widzę sposobu jak mogłabym być silniejsza od ciebie.

- W tym momencie nie.- złapał mnie delikatnie za nadgarstek unikając moich zranionych dłoni.- Mogłabyś próbować wszystkiego, a nie dasz rady się wydostać.- ruszyłam ręką, ale tak jak mówił trzymał ją w żelaznym uścisku, a wcale nie wydawał się do tego przykładać.- Ale gdybyś ogłosiła że widziałaś damira,- wypuścił moja dłoń.- inni by cię wyśmiali, to prawda. Ale nie minąłby jeden dzień, a łowcy sami by do ciebie przyszli. Są ludźmi, a stali się postrachem wszystkich nadprzyrodzonych.

- Nie boisz się że właśnie to zrobię?- patrzałam na niego z wyczekiwaniem.

- Owszem, ale, chce ci zaufać.- Nie widziałam go dokładnie, ale byłam pewna, że mówi to poważnie. Czułam to w jego głosie.

- Dlaczego? Myślał że nie przepadasz za mną. A po dzisiejszym dniu całkiem mnie nienawidzisz.- Zagryzłam wargę niepewna czy powinnam do tego wracać i mu o tym przypominać.

- Przepraszam.- odparł, a mnie zaskoczyło z jaką skruchą to powiedział.- Nie byłem zły na ciebie. Próbowałaś mi pomóc i zraniłaś się w dłonie. Nie powinienem na to pozwolić.- odwrócił głowę, a w jego oczach pojawiły się błyszczące kawałki złota. Zmrużyłam oczy chcąc się upewnić, że wzrok mnie nie mylił.

- Twoje oczy.- odparłam zbliżając się. Jednak brunet gwałtownie odwrócił głowę. Po chwili jednak ponownie na mnie spojrzał, ale jego oczy powróciły do normalności.

- Coś nie tak?- odparł nerwowo.

- Nie, musiało mi się wydawać.- mruknęłam skołowana. 

Widziałam to. One błyszczały. Miałam coraz więcej informacji, jednak nic mi to nie dawało, dopóki nie wiedziałam jak rozróżnić nadprzyrodzonych. W tym momencie te wskazówki znaczyły dla mnie tyle co dla zwykłego człowieka wzór teorii kwantowej.

Nagle ciszę nocną przerwało kolejne tej nocy wycie. Ze strachem spojrzałam w kierunku okna tarasowego kuląc nogi.

- Spróbuj zasnąć.- odparł brunet widząc moją reakcje.

Przeniosłam na niego swój niepewny wzrok. Jak mogłabym zasnąć wiedząc, że niedaleko chodziły bestię, które już kolejnej nocy miały urządzić sobie polowania na wszystko co się ruszało w lesie. Co jeśli jednemu z nich nie będzie chciało się czekać do jutra? Co jeśli przyjdzie pod akurat ten dom.

Brunet przesunął się na podłodze i oparł się plecami o dół sofy.

- Zostanę tu dopóki nie zaśniesz. Nie martw się, nie przyjdą tutaj.- odparł z dziwnym smutkiem.

- Dziękuję.- szepnęłam układając się do snu.- Nie chciałabym spotkać jednego z nich.- Nie otrzymałam już od niego żadnej odpowiedzi, więc ułożyłam się wygodnie i przykryłam kołdrą po samą szyję. Myślałam, że zaśniecie będzie sprawiać mi problem, ale miarowy oddech chłopaka obok, uspokoił mnie na tyle, że gdy tylko zamknęłam oczy, zaczęłam powoli odpływać.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Wygląda na to, że Thomas wcale nie jest taki zły, prawda? 😁
Jednak dlaczego on również nie spał tej nocy? 🤔
I co miał znaczyć ten dziwny sen Wendy? 😌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top