Rozdział 27

Stałam całkowicie niezdolna do ruchu. Pod bacznym spojrzeniem Thomas'a czułam się taka drobna. Jak mała myszka przy wielkim lwie. Nie wiedziałam co mogę zrobić. Miałam nadzieję, że to on pierwszy gdzieś pójdzie, powie coś albo cokolwiek zrobi. On jednak jak zaklęty patrzał się w moim kierunku. Zagryzłam wargę spuszczając wzrok.

- Ja...- zaczęłam, jednak gdy tylko podniosłam wzrok, moja chwilowa pewność siebie wyparowała w ułamku sekundy.

- Thomas to ty?- z głębi domu dobiegł nas głos Kiry.- Matko co wam się stało?- wyłoniła się zza ściany i od razu przyłożył dłoń do ust na nasz widok.- Thomas? Hej!- krzyknęła na co brunet nareszcie odwrócił ode mnie swoje spojrzenie, które zdawało się wrócić do normalności.

- Mieliśmy drobny wypadek.- odparł obojętnie.- Masz coś na poparzenia?

- Niestety wszystko zostawiłam w domu.- zbliżyła się do chłopaka.- Ale widzę że twoje rany zaczęły się już goić, mogę dać ci coś przeciwbólowego.

- To dla Wendy.- mówił o mnie, jednak nawet na mnie nie spojrzał. Czy aż tak był wściekły?- Pójdę się przebrać i pojedziemy do domu.- odszedł gdy tylko skończył mówić. Choć bardziej przypominało to ucieczkę.

- Chodź, torebkę mam w salonie.- białowłosa zachęciła mnie gestem ręki.

Nie miałam za bardzo wyboru więc poszłam za nią. Weszłam do przestronnego salonu. Poprzednim razem nie miałam czasu mu się przyjrzeć, teraz jednak śmiało mogłam sobie na to pozwolić. Na pierwszy rzut oka widać było dominującą szarość. Ściany były w jego jaśniejszy kolorze, natomiast ogromna rogówka stojącą po prawej stronie była w bardziej ciemniejszych odcieniach. Moją uwagę przykuł jednak niewielki szklany stolik kawowy, którego srebrne nóżki wiły się w różne strony. Na jednym z dwóch foteli siedziała Rose, która chowała jakieś kartki do swojego plecaka.

- Skoro Thomas już przyjechał to będę się zbierać. Powiedz Brad'owi żeby nie zapomniał do mnie zadzwonić.- rzuciła kąśliwie, szarpiąc się z zamkiem.- O Wendy, cześć.- przywitała się ze mną w biegu.- Pa kochana. Mark już pewnie na mnie czeka.- przytuliła Kirę i pobiegła do wyjścia.

- Chodź.- białowłosa poklepała miejsce na sofie obok siebie.- Więc co tak naprawdę się stało?- zerknęła na mnie wyciągając z torebki jakąś buteleczkę.

- I tak pewnie dowiedziałabyś się od Thomas'a.- westchnęłam.

- W to akurat wątpię.- uśmiechnęła się pod nosem.- Rzadko komu mówi co robi. Chyba uważa że sam da sobie ze wszystkim radę.

- Skądś to znam.- westchnęłam. Sama byłam dokładnie taka sama. Nie lubiłam gdy ktoś robił coś za mnie. Później nie wiedziałam co mogłabym zrobić by się takiej osobie odwdzięczyć. I często robiłam głupie rzeczy, których później żałowałam. Ale to już chyba było wiadome.

- Więc?- dopytywała. Widzę że ciekawość była u nich codziennością.

- Jakby to powiedzieć, mój chłopak nie był za bardzo zadowolony że pojechałam z Thomas'em.- zacisnęłam usta.- Można nawet powiedzieć że trochę się wściekł.

- Chłopak?- szepnęłam i chyba tego nie miałam słyszeć.

- Tak w zasadzie to były chłopak, chociaż nie do końca, ale... ach to skomplikowane.- plątałam się we własnych słowach.

- Rozumiem.- uśmiechnęła się pod nosem odkręcając butelkę. Bawiły ją moje problemy w związku? Nie powiem dziwne poczucie humoru.- Masz, weź mały łyk.- wzięłam od niej niepewnie szkło.- Nie jest zatrute.- spojrzałam z powątpieniem na białowłosą. Nawet o tym nie pomyślałam, ale jak teraz o tym mówiła.

Może to ich sposób na pozbycie się mnie? A zapewnienia dziewczyny wcale mnie nie przekonywały. To jakby morderca przyłożył ci pistolet do głowy, ale uspokoił słowami, że to tylko ślepaki.

Przełożyłam nos do butelki, pachniało trochę... nawet nie umiałam tego określić. Trochę jak trawa i świeżo ścięte drzewo. Jednym słowem, zapach zielska.

Chociaż jeżeli umrę to ręce powinny przestać mnie tak palić. Podobno po śmierci nic nie czujemy. Czy jestem gotowa to sprawdzić? Nie.

No to chluśniem, bo uśniem. Tak jak poleciła mi Kira wzięłam jedynie mały łyk.

Dlaczego wyczuwałam maliny? To dobrze. Jaki smak ma trucizna? Ma ona jakikolwiek smak?

To ten moment w którym miałam zacząć odczuwać bóle brzucha i utratę przytomności tak? Bo tak jakby czułam się dziwnie... lekka. A jednocześnie jakbym mogła podnieść najcięższy głaz.

- Chyba nie było aż takie niedobre?- uśmiechnęłam się białowłosa.- Na szczęście znalazłam coś na szybszą regenerację. Jednak to ci nie dużo pomoże. Ale powinnaś za chwilę nie odczuwać już takiego bólu.- schowała buteleczkę z powrotem do torebki.- A więc twój były jest...

- Szalony?- na moja odpowiedź Kira parsknęła śmiechem.

- Chodziło mi bardziej o jego zdolności.- sprostowała.

- A, no to tak jak wy jest dar...dam...

- Damirem?- zapytała zaskoczona.

- Tak, właśnie.- przytaknęłam.

- Jak się nazywa?- zadała szybko kolejne pytanie.

- Oliver.- niepewnie wypowiedziałam jego imię. Była dziwnie dociekliwa.

- Nie miałam pojęcia że też nim jest.- szepnęłam bardziej do siebie.- Włada tylko ogniem?

- A można jeszcze czymś innym?- myślałam, że każdy ma tylko jedną zdolność.

- Tak, ziemia, woda, ogień, wiatr. Są różne żywioły.- odparła jakby tłumaczyła mi że dwa plus dwa to cztery, a nie pięć.

Nagle zaczęłam czuć się źle, że tak mało wiedziałam o ich świecie. Nie pasowałam do niego. On mieli moce, różne zdolności. Jeszcze inni potrafili rzeczy które przekraczały wszelkie wyobrażenia. Więc co ja mogłam tutaj zrobić. Byłam jedynie śmiesznym człowiekiem. Chciałabym móc cofnąć się w czasie i nigdy nie pójść na tę imprezę. Mogłabym nadal żyć w nieświadomości. Może istniała taka postać która potrafiłby podróżować w czasie. Pierwszy raz miałam nadzieję, że to co mnie tak przerażało, mogło istnieć naprawdę.

- Thomas coś długo nie schodzi.- spojrzała w stronę schodów prowadzących na piętro.

- Jest na mnie zły.- uśmiechnęłam się krzywo.- W sumie nie dziwię mu się. Przeze mnie został podpalony.- skrzywiłam się gdy w mojej głowie ponownie pojawił się jego obraz całego w ogniu.

- Co? Nie, na pewno cię za to nie wini.- wiedziałam że zaprzeczy. Zawsze się tak działo.

- Zobaczysz sama.- ucichłam słysząc głośne trzaśnięcie drzwiami na piętrze.

No to pora przyszykować się na wejście złego wilka.

Dokładnie tak jak powiedziałam, Thomas zszedł na dół nadal będąc nie w humorze.

- Chodźcie.- rzucił krótko.

Posłałam znaczące spojrzenie białowłosej. Ta zmarszczyła brwi, zastanawiając się głęboko nad rzeczami, o których tylko jej umysł wiedział.

Każdy z nas miał swój własny głos w głowie, ale nikt nie mógł go porównać z głosem innej osoby. Sama nawet nie umiałam go określić. I czy to nie było dziwne, że słyszeliśmy samego siebie chociaż nic nie mówiliśmy. Myślę więc jestem. A co jeśli to ktoś inny podpowiadał nam co mamy robić i wysuwał wszystkie wnioski.

Może tak byłoby lepiej?

Spojrzałam w stronę wyjścia gdzie zniknął brunet. Nie chciałam po raz kolejny wystawiać na próbę jego cierpliwości.

Dotarcie do samochodu jak i większość drogi minęła w ciszy. No, może poza próbą nawiązania jakiejkolwiek dłuższej rozmowy przez Kirę z jednym z nas. Cóż, brunet nadal był nie w nastroju, a ja wolałam się nie odzywać. I Thomas chyba był zadowolony z mojej decyzji. Tak więc po kilku minutach jazdy białowłosa nareszcie się poddała i zaprzestała dalszych starań.

Nie będąc w stanie stwierdzić po jakim czasie, bo większość drogi wpatrywałam się w okno, zatrzymaliśmy się przed niewielkim domem Kiry. Z delikatnym podziwem obserwowałam jak dziewczyna otworzyła drzwi zapraszając nas do środka. Nie uważałam że otwieranie zamka było czymś wyjątkowym, choć ja zawsze zanim go otworzyłam najpierw próbowałam go ponownie zamknąć. Chodziło mi o jej samodzielność. Nie wiem czy ja potrafiłabym zamieszkać sama.

- John wróciłam!- krzyknęła przekraczając próg domu. Chwilę później z salonu wyłoniła się postać chłopaka, który już poprzednim razem przykuł moją uwagę.- Mógłbyś zrobić nam coś ciepłego do picia?- poprosiła ściągając swoją kurtkę.

Poszłam w ślady za nią i starając się delikatnie odpiąć zamek złapałam go poduszkami palców. Cholerny zamek. Dlaczego nie chciał się odpiąć. Szarpałam się z nim dopóki dopływ światła z salonu nie został zasłonięty przez tajemniczą postać.

- Może pomogę?- spojrzałam do góry zaskoczona, gdy usłyszałam nad sobą głos Thomas'a.

- Dziękuję.- szepnęłam speszona, pozwalając ściągnąć z siebie kurtkę.

Myślałam, że sobie pójdzie, jak bardzo się myliłam? Cóż, powiem że bardzo. Ale nigdy bym nie pomyślała, że kucnie i pomoże mi zdjąć buty.

- Dziękuję.- powtórzyłam odwracając głowę gdy poczułam pieczenie na policzkach.

- Kira powinna przyszykować już maść.- odparł swoim niskim głosem, który coraz częściej mogłam usłyszeć.

Dlaczego teraz miał inny głos niż jeszcze tydzień temu? Jakaś dodatkowa mutacja? Istnieje coś takiego. Może nie uważałam na biologii, ale o czymś takim chyba bym słyszała, prawda?

Kiedy weszliśmy do salonu, czarnowłosy chłopak właśnie niósł na stół dwa parujące kubki.

- Siadaj.- zachęciła mnie Kira pokazując mi miejsce przed sobą.- Po tej maści twoja skóra powinna już jutro o wiele lepiej wyglądać.- zamieszała plastikowym patyczkiem w słoiku który trzymała w ręce.- Pokaż.- wyciągnęła dłoń przed siebie. Podałam jej nadgarstek.

- Nie wygląda to za dobrze.- skrzywił się... John? Tak, chyba tak się nazywał.- Z ogniskiem się biłaś?

Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Chyba bardziej bym właśnie to wolała.- Zagryzłam wargę kiedy poczułam szczypanie w momencie gdy maść zetknęła się z moją skórą.

- Może Kira nie jest delikatna w opatrywaniu ran, i coś o tym wiem.- zaśmiał się pomimo groźnego wzroku posłanego przez białowłosą.- Ale jej lekarstwa działają cuda. Może teraz boli, ale już za kilka minut ból zniknie, obiecuje.- odparł z delikatnym uśmiechem.

Spuściłam wzrok. Dziwnie czułam się gdy patrzał mi prosto w oczy. Biła od niego dziwna aura wrogości pomimo ciągle radosnego spojrzenia.

- Thomas mógłbyś przynieść bandaże z łazienki? Zapomniałam o nim.- odparła dziewczyna rozglądając się wokół siebie.

Podniosłam zainteresowana wzrok, gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Patrzał na mnie wściekle. Czyli powracamy do trybu bez kija nie podchodź? Tylko co ja takiego zrobiłam? Dlaczego znowu to na mnie skierował swoje wrogie spojrzenie. Odwróciłam głowę, a w klatce piersiowej poczułam dziwny uścisk. Dlaczego zależało mi by nie chował do mnie urazy?

Chwilę później usłyszałam jak wstaje i jego oddalające się ciężkie kroki.

- A ten co znowu?- John wskazał głową miejsce gdzie zniknął brunet.

- Jest na mnie wkurzony.- uśmiechnęłam się smutno.- W końcu przeze mnie był żywą pochodnią.

- Więc wyświadczyłaś mu przysługę.- uniosłam brwi na niezrozumiałą wypowiedź czarnowłosego.- Przez moment był najgorętszym facetem na ziemi.- otworzyłam szeroko oczy zaskoczona jego bezsensowną wypowiedzią, jednak chwilę później parsknęłam śmiechem. Jak on mógł coś takiego wymyśleć?

Gdy uspokoiłam się odrobinę, ze szczerym uśmiechem spojrzałam na zadowolonego z siebie John'a. Jednak chwilę później podskoczyłam wystraszona, gdy niewielka apteczka z głośnym hukiem wylądowała na stoliku obok.

- Wybaczcie.- odparł Thomas, a jego słowa ociekały sarkazmem.

A myślałam, że to ja byłam w tym mistrzynią. Chyba musiałam jemu oddać stołek.

Usiadł na swoim poprzednim miejscu jeszcze w gorszym nastroju niż wyszedł. Co ona tam takiego robił, że tak bardzo pogorszył mu się humor.

Westchnęłam cicho. Chciałam już do domu.

》☆《

- Nie mogę zostać tu na noc.- tłumaczyłam Kirze, która starała się mnie przekonać bym została u niej na noc.

- Nie możesz z takimi rękami wrócić do domu. Do jutra powinny się już zagoić, ale nie możesz teraz wrócić, co powiesz matce?- Zagryzłam wargę.

Wiedziałam, że ma rację. Ale jak mogłabym wytłumaczyć swoją nieobecność na noc. Nie miałam przecież przyjaciół u których nocowałam.

- Ale nie mogę powiedzieć jej, że nie wrócę dzisiaj do domu.- odwróciłam wzrok.

- Powiedz że nocujesz u tego swojego chłopaka.- odparła jakby było to takie proste.

- Nigdy się na to by nie zgodziła.- mruknęłam, a jakby przez chwilę wydawało mi się że pan wielka obraz majestatu uśmiechnął się. Ale tylko przez chwilę.

- Spróbuj, może się uda.- zachęciła mnie.

- Wyjścia nie masz, nie pozwolimy ci wrócić.- zaśmiał się John.

Zacisnęłam usta w wąską linię wyciągając telefon z kieszeni. Niepewnie wystukałam krótką wiadomość, że zostaje na noc u Oliver'a i czym prędzej wyszłam z wiadomości.

Długo nie otrzymywałam odpowiedzi.

- Może powinnam jednak wrócić?- miałam nadzieję, że tym razem przystaną na moją prośbę.

- Nie, w końcu musi odczytać.- John wstał z sofy idąc w stronę kuchni.- Idę szykować kolacje.- odparł znikając za ścianą, a za nim niespodziewanie podążył Thomas.

- Nie chce sprawiać problemów.- odparłam zagryzając policzek.

- Nie będziesz.- uśmiechnęła się ciepło.- Nic mi nie będzie jak prześpię się jedną noc w salonie. Albo Thomas'a tu wygonie za dzisiejszą gburowatość.- zaśmiała się dźwięcznie.

- To on nie wraca do swojego domu?- zmarszczyłam brwi, bojąc się że moje domysły mogą być prawdą.

- Na razie mieszkamy razem.- odparła szybko, jakby chciała zmienić temat.

Jednak puściłam to w niepamięć. Bardziej skupiałam się na znaczeniu jej słów. No to miałam przerąbane. Teraz już na pewno będzie miał mnie dosyć.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Co tu się stało? 😂
Ktoś tu stał się wielkim panem marudą.
I czy naprawdę Wendy będzie miała tak ciężką noc przed sobą? 🤔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top