Rozdział 25

Wczorajszego dnia Thomas odwiózł mnie do domu i w pośpiechu odjechał uprzednio informując mnie, że mam jutro czekać na niego pod szkołą. Nie powiem, odczułam ulgę. Przynajmniej nie będę musiała przebywać jeszcze dłużej z Oliver'em. Choć i tak nie ominie mnie jego wściekłość. Na pewno znajdzie mnie na przerwie. Jednak najbardziej dziwił mnie fakt, że coraz bardziej przyzwyczaiłam się do powrotów z brunetem. Myśląc jak to może wyglądać ze strony osób trzecich, a musiało okropnie, czułam się podle. W końcu mój związek z blondynem nie był oficjalnie zakończony, a ja spotykałam się z innym chłopakiem. Ale przecież nie robiłam nic złego. Nie próbowałam go poderwać. Ja po prostu korzystałam z jego pomocy. A to że coraz częściej z nim wracam to nic wielkiego. Oh... kogo ja chciałam oszukać. Byłam okropną dziewczyną. Ale czy Oliver też nie zachował się źle w stosunku do mnie. Tak Wendy, tłumacz się dalej.

Moja głowa była pełna myśli, a powinnam była skupić się na tym co robiłam. A aktualnie starałam dostać się do szkoły, żywa. Nie ułatwiały mi tego głośne klaksony przejeżdżających samochodów. To wcale nie tak, że to ja wchodziłam im pod koła. Dobra nie oszukujmy się, byłam pewna, że tego dnia będę ofiarą jakiegoś wypadku. W moim stanie wszystko było możliwe.

I pomimo piątkowej energii jaka powitała mnie na dziedzińcu szkoły, ja wcale jej nie chłonęłam. Wręcz odpychałam ją od siebie. Jak spray na owady i komary. Chociaż nie, to było złe porównanie. One nigdy nie działały. Preparat nie zdążył wyschnąć, a te już siadały mi na skórę. Okropne to było. I uciążliwe.

Snując się po korytarzach, dotarłam pod swoją klasę. Drzwi były otwarte, więc usiadłam po cichu na swoim miejscu. Wyjrzałam przez okno. Resztki śniegu zostały przy drogach, a na trawie pojawiło się pełno kałuż. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu mróz zostawiał biały szron na wszystkich powierzchniach. Dosłownie. Cienka warstwa białego osadu pokrywała nawet drzewa. Miałam nadzieję, że nareszcie przyjdzie do nas choć trochę cieplejsze powietrze. Miałam już dosyć ciągłego kataru i odmrożonych dłoni.

Równo z dzwonkiem odwróciłam się w stronę drzwi, by obserwować jak co chwilę pojawia się w nich nowa osoba. Tym razem nie zaskoczył mnie również widok Edwin'a pojawiającego się w progu. Jednak zamiast iść na swoje miejsce stanął na środku klasy szukając kogoś wzrokiem. Uniosłam dłoń machając do niego nieśmiało. Po co to w ogóle zrobiłam? Ostatnio przecież już przestał ze mną gadać. Może uznał że nie warto. Jednak chłopak zatrzymując na mnie w końcu swój wzrok zmarszczył brwi. Speszyłam się jeszcze bardziej. Trochę niezręcznie. Jednak on widząc moją reakcję uśmiechnął się przyjaźnie i usiadł obok mnie.

- Hej.- rzucił i najnormalniej w świecie wyciągnął książki z plecaka.

- Cześć.- mój ton mógł brzmieć bardziej jak pytanie, jednak ten nie przejął się tym ani trochę.

Patrzałam na niego chwilę zastanawiając się o co chodziło. Czy ja o czymś nie wiedziałam? Dalej trochę oszołomiona śledziłam wzrokiem nauczycielkę która weszła do klasy.

Zagryzłam wargę zastanawiając się, co tak właściwie się przed chwilą wydarzyło. Myślałam, że Edwin mnie unikał. Że dał sobie spokój. Oliver w końcu dosyć efektywnie uniemożliwiał mu jakikolwiek kontakt ze mną. Teraz jednak siedział obok mnie bez słowa, całkowicie skupiony na lekcji. Jakby nic co działo się przez te dwa tygodnie nie istniało. Czy ze mną było coś nie tak?

》☆《


- Edwin możesz mi w końcu powiedzieć o co ci chodzi?- jęknęłam niezadowolona stając przed szatynem.

- O nic.- wzruszył ramionami jednak na jego twarzy od razu pojawił się rozbawiony uśmiech.

- Od samego rana nie spuszczasz mnie ze wzroku. Odprowadzasz mnie pod klasę i gdy tylko z niej wyjdę ty już na mnie czekasz.- podniosłam dłoń wskazując na niego palcem.

- Po prostu dawno nie gadaliśmy, chciałem to nadrobić.- zaczynał mnie irytować jego uśmiech, który z każdym jego słowem poszerzał się coraz bardziej.

- Eh... cokolwiek.- wiedziałam że nie mówił mi prawdy, ale nie mogłam przecież zmusić go do wyznania mi jej, prawda?

Jednak musiałam przyznać, że cieszyłam się z obecności wampira. Ani razu nie spotkałam tego dnia Oliver'a, co sprawiło że nareszcie czułam odrobinę spokoju. I byłam niemalże pewna, że Edwin miał coś z tym wspólnego. Jednak nie mógł całkowicie odciąć go ode mnie. Już na pierwszej lekcji Oliver wydzwaniał do mnie, a ja dziwiłam się, że moja komórka nie eksplodowała od ciągłych wibracji. Nie chciałam odbierać. Dobrze wiedziałam co usłyszę. Więc już na kolejnej przerwie wyłączyłam telefon w przypływie irytacji. Miałam gdzieś, że na pewno go tym zdenerwowałam. Potrzebowałam chwili spokoju. Czy wymagałam aż tak dużo? Każdy jej czasem potrzebował. Zamknąć się w pokoju, zdała od wszystkich. Wziąć słuchawki na uszy i odpłynąć razem ze słowami utworu. Tak, to było to czego potrzebowałam.

Więc gdy tylko znalazłam się na dziedzińcu, moją głowę zajmowała tylko ta myśl.

- To nie sprawiedliwe że muszę tu siedzieć dłużej od ciebie.- mruknął niezadowolony Edwin, gdy żegnałam się z nim przed szkołą.

- Nie marudź, w środę kończysz najszybciej z nas.

- Ale to jest piątek.- odparł przygaszony.

- Powodzenia.- pomachałam mu odchodząc.

- Jesteś okropna.- krzyknął za mną.

Uśmiechnęłam się kręcąc niedowierzając głową. Mój humor dzisiejszego dnia był zadziwiająco dobry. I chociaż poranek świadczył o czymś całkiem odmiennym, to naprawdę czułam się dobrze. Uniosłam głowę w kierunku promieni słońca ogrzewających moją twarz. Zaciągnęłam się chłodnym powietrzem, a mała mgiełka pojawiał się przy moim wydechu.

Z daleka zauważyłam Thomas'a opierającego się o granatowy, terenowy samochód. Patrzał na mnie w spokoju. Pomachałam mu na przywitanie podchodząc pewnym krokiem. Nie zniechęcił mnie nawet widok rozjuszonego wzroku Oliver'a, który uporczywie wlepiał w moją osobę.

- Cześć.- przywitałam się radośnie.

- Widzę że humor dopisuje.- uniósł brew.- Mogę wiedzieć co jest tego przyczyną?- spojrzał w moje oczy na co trochę się speszyłam, ale nie odwróciłam wzroku, pomimo że czułam nieznany przymus żeby to zrobić.

- Sama nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Jedziemy?

- Wsiadaj.- zaśmiał się przyjaźnie. Czy on naprawdę to zrobił? Zaśmiał się? Gdybym tego nie widziała byłabym pewna że się przesłyszałam.- Pojedziemy jeszcze do mnie po Kire, okay?- przytaknęłam bez wahania.

Usiadłam śmiało włączając radio. Uśmiechnęłam się słysząc jedną z piosenek z lat dziewięćdziesiątych. Widziałam że chłopakowi nie przeszkadza grająca melodia, dlatego całkiem rozluźniłam się na fotelu. Zaczęłam nucić cicho pod nosem, czym zwróciłam swoją uwagę Thomas'a który ruszył spod szkoły. Razem z Tess uwielbiałyśmy tę piosenkę. Poczułam ukłucie w sercu i zaczęłam żałować, że włączyłam to radio, ale nie wyłączyłam go. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że jej nie ma. Najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam czy żyła. Chyba już lepszą wiadomością byłoby gdyby okazało się że nie. Tak to było okropne. Ale jeszcze gorzej czułam się z myślą, że mogła być gdzieś uwięziona w momencie gdy ja znalazłam nowych znajomych. Czułam się podle. Ale nie miałam żadnych śladów. Nic co pozwoliłoby natrafić na jej trop. Jedyne co wiedziałam to to, że Ivan zniknął razem z nią. Jedyne co przychodziło mi do głowy, to że to on ją porwał. Ale przecież do domu wróciła z moim ojcem. Mówił, że odwiózł ją pod samą bramę. A później on sam zniknął w ten sam sposób. To tak popieprzone. Nic nie trzymało się kupy. Byłam bezsilna.

Czułam na sobie spojrzenie Thomas'a. Zerkał na mnie zapewne zauważając moją zmianę nastroju.

- Co byś zrobił by odnaleźć osobę która zniknęła bez śladu?- brunet zmarszczył brwi zastanawiając się chyba nad odpowiedzią.- Nie ważne, zapomnij.- speszyłam się. Głupim pomysłem było go pytać.

- Nie patrz za siebie.- odparł po chwili zamyślenia.

- Łatwo ci mówić.- prychnęła trochę urażona.- Nie da się tak po prostu o kimś zapomnieć.

- Nie o to mi chodziło. Ktoś nas śledzi.- pomimo jego spokojnego tonu zesztywniałam na fotelu.

- Jak to śledzi?- wydusiłam z siebie niespokojna, a radosna melodia w radiu zaczęła mi przeszkadzać.

- Jedzie za nami od jakiś dziesięciu minut. Utrzymuje bezpieczną odległość, jeszcze nie wie że się zorientowaliśmy.

Chyba na prawdę zadziwiało na mnie jego opanowanie, gdyż ja już dawno bym całkowicie spanikowała. A jedyne co teraz pomagało mi zachować zdrowy rozsądek to jego spokojna postawa. Jednak nie umknęło mi, że licznik prędkości zaczął ukazywać coraz to większe liczby. Złapałam za rączkę od drzwi zaciskając oczy. Pomimo dzielące nas szyby czułam tą prędkość której tak się obawiałam.

- Spokojnie.- usłyszałam miękki głos swojego kierowcy.- Za chwilę będziemy w domu.- uśmiechnęłam się niemrawo, otwierając oczy.

W pewnym momencie Thomas skręcił na ścieżkę prowadzącą w las. Tutaj my mieliśmy przewagę. Cieszyłam się w duchu, że jechaliśmy terenowym samochodem. Jednak ku mojemu zdziwieniu, brunet zamiast skorzystać z przewagi jaką zyskaliśmy, zaczął zwalniać by w końcu zatrzymać się pośrodku drogi.

- Co robisz?- spojrzałam na niego zaskoczona i wystraszona.

Przecież ten facet nas dogoni. Chyba facet.

- Zostań w samochodzie.- nakazał i z irytacją wymalowaną na twarzy wyszedł z pojazdu.

Co tu się działo? Czy my jeszcze przed chwilą nie uciekaliśmy? To był chyba zły moment na zgrywanie bossa. Odwróciłam się chcąc widzieć co dokładnie się działo. Chciałam wiedzieć czy Thomas nie będzie potrzebował pomocy. Chociaż co ja takiego mogłabym zrobić? Bić się nie potrafiłam, ani nie miałam żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Chociaż jak przypomniałam sobie jak jednym szarpnięciem rozerwał moje kajdanki, to zaczynałam się bać o tego drugiego.

Chwilę później nasz prześladowca zatrzymał się tuż przed Thomas'em. Zmarszczyłam brwi. Znałam ten samochód. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a osoba która z niego wysiadła, sprawiła że mój strach momentalnie uleciał ze mnie jak z dziurawego balona. Co on do cholery tu robił?

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Jak myślicie kto za nimi jechał? 😁
I czemu Edwin tak przyczepił się do Wendy? 🤔

Nie powinnam tego robić, ale nie chce was tak zostawiać.
A więc... chcecie po raz kolejny dodatkowy rozdział o 17? 😅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top