Rozdział 14

Kiedyś noce były dla mnie najgorszą porą. To właśnie wtedy mój umysł zasypywały setki myśli jednocześnie. Były momenty gdy potrafiłam rozpamiętywać najodleglejsze wydarzenia, przewidując co by się stało, gdybym postąpiła inaczej. Choć jeszcze kilka miesięcy temu wcale nie odbiegałam tak w przeszłość. Zaginięcie Tess sprawiło że przestałam wychodzić z domu. Całymi dniami myślałam gdzie teraz jest. Czy ten wilkołak znalazł ją przede mną? Nie, nie miałby czasu. Przecież widziałam go chwilę przed moim powrotem. Dodatkowo był z nią Ivan. Chyba że, on również był wilkołakiem, w końcu od tamtej imprezy nie widziałam go ani razu. Ale wydawał się miły. A to nie jest cechą tych bestii. Co miesiąc po pełni myśliwi znajdywali ciała rozszarpanych zwierząt. Jak ślepi ludzie muszą być by nie zacząć podejrzewać, że to nie jest sprawką zwykłych wilków. Cóż, nie mogłam ich za to winić. Do niedawna sama byłam ślepa.

Długo też męczyły mnie koszmary związane z moim ojcem. Widziałam go stojącego w środku lasu z rękami pokrytym krwią. Wokół niego było pełno ciał dzieci, kobiet, ale również i mężczyzn. Krzyczałam i starałam się pobiec w jego stronę, ale moje nogi poruszały się jak w smole, a głos jakby ugrzązł mi w gardle. Gdy tylko odrobine zbliżyłam się do taty, od razu budziłam się z krzykiem. Nie przespane noce były w tamtym okresie dla mnie normalne. Więc czemu teraz pomimo braku snu, czułam spokój. Leżałam wpatrując się w sufit bez żadnego celu. I pomimo, że wcale nie przykrywałam się kołdrą, było mi gorąco.

Zerknęłam na zegarek leżący na szafce nocnej. Westchnęłam gdy cyferki zmieniły się na równo trzecią. Już wiedziałam, że kolejnego dnia będę cieniem samej siebie. Kto normalny daje lekcje na ósmą rano w poniedziałek. Tak, nasz dyrektor najwidoczniej lubił uprzykrzać życie nastolatkom. To trochę jak odgryzanie się za swoje lata młodości. Zawsze zastanawiałam się co myśli nauczyciel cieszący się z nieszczęścia innego ucznia. Czy czuje radość z możliwości postawienia mu kolejnej jedynki, bo sam nie radził sobie z jakimś przedmiotem. To chyba na zawsze pozostanie tajemnicą.

Mijały kolejne długie minuty, a mi było coraz bardziej gorąco. Wstałam podchodząc do kaloryfera. Dotknęła go po czym odskoczyłam gdy gorący metal zetknął się z moją skóra. No to mamy przyczynę mojego przegrzania. Kiedy ja go odkręciłam? Jednak samo zakręcenie nie przyniesie mi ulgi. Podeszłam więc do okna otwierając je na oścież.

Gdy tylko mroźne powietrze dostało się do mojego pokoju, wzięłam głęboki oddech. Tak, tego było mi trzeba. Zamknęłam oczy i czułam jak powoli wszystkie myśli uchodziły mi z głowy. Gdy policzki zaczęły mnie delikatnie szczypać, otworzyłam oczy chcąc zamknąć okno. I zrobiłabym to gdyby nie cień, a raczej postać stojąca na końcu drogi. Wielki wilk wpatrywał się w moje okno swoimi świecącymi, złotymi oczami. Nie zrażony tym, że został nakryty, dalej patrzał na mnie. Gęsia skórka przeszła po moich plecach. I nie była to taka, która pojawia się gdy jest nam zimno. Raczej ta, która towarzyszy nam gdy czujemy się zagrożeni. Najdziwniejsze było to, że pomimo strachu nie chciałam przerwać kontaktu wzrokowego. Jedni ludzie chowają się przed zagrożeniem, nie chcąc go widzieć. Inni za wszelką cenę obserwują jego źródło. Nie chcą by ich zaskoczyło. Tak, to właśnie ja. Choćbym nie wiem jak bardzo się bała, musiałam patrzeć na tę bestię. Nie z odwagi, to właśnie moje tchórzostwo nie pozwalało mi się odwrócić. Miałam wrażenie, że gdy tylko to zrobię, bestia skoczy na mnie by wbić kły w moje ciało. Wilk patrzał na mnie i po chwili przekrzywił łeb, jakby zaciekawiony tym co zobaczył. I gdyby nie to, że wiem do czego są zdolne, powiedziałbym nawet, że było to słodkie. Jednak chwilę później słysząc wycie z głębi lasu odwrócił się i pobiegł w tamtym kierunku.

Po tej sytuacji jeszcze bardziej miałam mętlik w głowie. Czego chciał? Dlaczego tu przyszedł? Myślałam, że starają się ukrywać przed ludźmi. Że nie wychodzą z lasu. Wszystkie moje teorie i bezpieczeństwo które sobie wymyśliłam, właśnie runęło. Jeżeli jeden wyszedł, inne też mogą.

Przez resztę nocy nie dawały mi zasnąć ich przerażające wycia. Każdy najmniejszy hałas sprawiał, że miałam ochotę zniknąć. Bałam się, że przyjdą akurat pod mój dom. Nie miało to najmniejszego sensu. Przecież po co miałby zjawić się pod domem obcego człowieka, jednak ten jeden patrzał właśnie na mnie. Siedział tam na końcu ulicy, czekał aż do niego wyjdę. Niedoczekanie jego. Musiałabym być naprawdę niespełna rozumu by wtedy wyjść. Sam jego widok paraliżował moje mięśnie. Więc gdy usłyszałam kolejne wycie, tym razem blisko mojego domu, zakryłam się kołdrą prosząc by przestali. Siedziałam tak co chwilę wystawiając głowę gdy zaczynało brakować mi powietrza. Takim oto sposobem przetrwałam do ranka, szczęśliwa gdy wszystkie odgłosy ucichły.

》☆《

Udało zasnąć mi się dopiero nad ranem i to tylko na pół godziny przed irytujący dźwiękiem budzika. Miałam ogromną ochotę zostać tego dnia w domu. Jednak nie chciałam wagarować. Nienawidziłam tego momentu, gdy wracałam po dłuższej nieobecności i nie wiedziałam nic o przerabianej lekcji, a z wszystkimi informacjami na temat plotek byłam w tyle. Może i nienawidziłam mieszać się w czyjeś życie, jednak jeśli jesteś do tyłu z informacjami musisz czekać na jakąś kolejną gorącą akcję by choć trochę zwrócić na siebie uwagę podczas wyrażania swojej opinii. Nie masz zdania, nie istniejesz. Witamy w obozie przetrwania nazywanym również szkołą. Choć mi osobiście rola obserwatorki nie przeszkadzała, jednak ciągłe bycie niewidzialną nie było czymś przyjemnym.

Gdy budzik zadzwonił po raz kolejny, a ja nie mogłam ustawić następnej drzemki, zdecydowałam się w końcu wstać z łóżka. Położyłam stopy na ziemi z wciąż na wpół przymkniętymi oczami, jednak coś mi nie pasowało. Zamiast puchatego dywanu poczułam jakby piasek który wbijał mi się w stopy.

- Co jest?- mruknęłam do siebie i przejechałam dłonią po podłodze.

Patrzałam szeroko otwartymi oczami na drobne kawałki szkła przyklejone do mojej dłoni. Nie miałam na szafce żadnej szklanki, więc skąd to szkło? Może mama przyniosła mi do pokoju wodę, a ja nieświadoma zrzucałam szklankę na podłogę? Zsunęłam się z łóżka uważając by nie poranić sobie stóp i poszłam do łazienki. Wzięłam zmiotkę i wróciłam by posprzątać tajemnicze odłamki. Pierwsze co mnie zaskoczyło to widok pustej kuchni. Mama zawsze o tej porze szykowała się do pracy. Co się stało, że tym razem było inaczej? W sumie to może nawet lepiej, przynajmniej nie musiała martwić się znowu moim stanem.

Mijając lustro zawieszone w korytarzu przeraziłam się własnego wyglądu. Oczy podkrążone, włosy splatane w jednej wielki kołtun. Szkoda że Halloween było trzy miesiące temu, bo teraz idealnie wpasowałabym się w jego klimat. Spokojnie mogłam teraz siebie porównać do tej laski wychodzącej ze studni. Jestem pewna, że nawet sam Edwin by dostawał zawału. Wiecie wampiry, zawał. Cóż zdecydowanie zmęczenie nie wpływa dobrze na moje poczucie humory i nie pomaga w postanowieniu o zmniejszeniu stosowanego przeze mnie sarkazmu. Tego mogę być pewna, tak jak tego, że śnieg za oknem właśnie stopniał i powstała jedna wielka kałuża na drogach. Witamy w Driffield.

Widząc nieubłaganie zbliżające się wskazówki zegara do godziny ósmej zdecydowałam się nareszcie pójść się ogarnąć. Raczej tak nie chciałam wyjść z domu.

》☆《

Ludzie lubią obserwować nieznane im rzeczy, bądź zjawiska odstające od reszty. Nic więc dziwnego że to właśnie ja przykuwałam uwagę idąc korytarzem ubrana cała na czarno. I pewnie myślicie co w tym dziwnego? Przecież mnóstwo ludzi się tak ubiera. Jasne, macie rację, jednak wiecie, każdy tutaj ma przyszytą jakąś łatkę. Jeśli nie chodziliście cały czas w tych kolorach to nie możecie ich nagle ubrać. Jest to chore postrzeganie, ale tak to właśnie tu było. A czemu dzisiaj padło na właśnie taki ubiór, nie trzeba się długo zastanawiać. Wszystko to sprawia mojego samopoczucia. Sama nieświadomie to robiłam. Gdy byłam szczęśliwa, ubierałam kolorowe jasne ubrania, a jeśli miałam taki ponury dzień jak ten, były to przeważnie stonowane odcienie. Tego dnia aby podkreślić mój fatalny stan, ubrałam właśnie czarny. Najcenniejszy kolor który potrafi tak dużo wyrazić.

Przysypiając już na kolejnej lekcji z rzędu, wyczekiwałam jej końca. Obok mnie siedział Edwin szturchając mnie co chwilę w ramie.

- Wendy, ej Wendy.- odwróciłam się z wrogim spojrzeniem w jego kierunku.

- Jeśli w tym momencie nie przestaniesz, wbiję ci ołówek w serce.- odparłam mając nadziej, że da mi spokój.

Jego poczucie humoru sprawiało, że ludzie uśmiechali się na sam jego widok. Jednak w takich momentach jak ten, nawet on nie dawał rady poprawić mi dnia.

- Dobrze wiesz że nic byś mi tym nie zrobiła?- spojrzał pobłażliwie zabierając mi wspomniany wcześniej przedmiot z ręki.- Jednak dla bezpieczeństwa go wezmę. Co jest? Od rana chodzisz nieobecna.

- Wczoraj była pełnia. Te przeklęte kundle nie dawały mi zasnąć.- warknęłam zirytowana sama nie wiedząc na co.

- Nie chciałbym być teraz w skórze jednego z nich.- zaśmiał się cicho by nie zwróci uwagi nauczyciela.- Może powinnaś iść do domu? Jesteś strasznie blada.- odparł zaniepokojony?

Odkąd on się o mnie martwi?

- Uwierz, że też o tym myślałam, jedyne co chciałabym to położyć się spać.- mruknęłam gdy po raz kolejny zaatakowało mnie nagłe zmęczenie.

- Oliver powinien mieć lekcje zaraz obok. Może cię odwieźć, jeszcze padniesz gdzieś po drodze.- przyglądał się mi czekając na odpowiedź.

- Nie, dam sobie radę.- zapewniłam na co skrzywił się nieznacznie. Dobrze wiedział, że tak odpowiem. Nic na to nie poradzę, nie chce robić mu kłopotów. I tak już dużo opuszczał zajęcia przez "swoje sprawy".- Nareszcie.- westchnęłam gdy do moich uszu dotarł zbyt głośny jak dla mnie dźwięk dzwonka.

Przy pomocy Edwin'a spakowałam książki do plecaka. Bez tego tkwiłabym tu pewnie całą przerwę. Byłam zdolna zasnąć nawet na środku korytarza. Na szczęście mało klas kończyło o tej godzinie lekcje, więc szatnia była prawie pusta. Usiadłam na ławeczce chcąc trochę odpocząć. Co jak co, ale naprawdę źle się czułam. Nic dziwnego w końcu nie spałam od ponad trzydziestu godzin, ale myślałam, że nie będzie tak źle. Nawet kilka schodów było dla mnie wyzwaniem. Nie wiem ile tak siedziałam liczyło się to, że mogłam choć na chwilę przymknąć oczy.

- Wendy wszystko dobrze?- usłyszałam cichy delikatny głos gdzieś daleko. Uchyliłam powieki widząc jakąś postać stojącą nade mną.

- Kira?- odparłam zaskoczona gdy kształty ułożyły mi się w całość, a bodźce ze wzroku zostały odczytane przez mózg.- Tak tak, jestem tylko zmęczona.- natychmiast wstałam by potwierdzić swoje słowa. Jednak czarne plamki zasłoniły mi widok przez co musiałam zamknąć oczy opadając ponownie na ławkę.

- Nie wyglądasz zbyt dobrze.- martwiła się.

Wiem nie musisz tego mówić.

- Możesz jechać ze mną. Też już wracam do domu.- zaproponowała pomagając mi wstać.

I pewnie bym się nie zgodziła, ale dobrze wiedziałam, że w takim stanie szybko do domu nie wrócę. Więc tylko na co było mnie stać to pokiwanie twierdząco głową.

Założyłam kurtkę i owinęłam się niedbale szalikiem.

Wyszłam z budynku gdy przerwa już się skończyła. W sumie nie zamierzałam narzekać. Przynajmniej mogłam spokojnie wyjść nie obawiając się staranowania przez dzieciaki z młodszych roczników. I pomyśleć, że jeszcze rok temu to ja byłam jedna z tych, którzy biegli przed siebie nie zwracając na nic innego uwagi.

Zimne powietrze owiało moją twarz na co szczelniej zakryłam się szalem. Kira ruszyła pierwsza wskazując mi drogę. Po chwili stałam już przed czarnym terenowym samochodem, którego właściciela nie za bardzo chciałam oglądać. On zresztą pewnie miał takie samo zdanie.

- Wsiadaj.- białowłosa uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.

Z lekkim wahaniem wykonałam jej rozkaz. Bo hej, kto byłby zadowolony jeśli nagle dowiedziałby się, że musi zawieźć pewną dziewczynę do jej domu, gdy nie pałało się do niej wielką sympatia. Wielką, dobre mi sobie, żadną. Cóż, nawet gdyby był to ktoś inny pewnie też nie byłoby mu to na rękę.

- ... źle wyglądała. To tylko kilka domów dalej.- mówiła spokojnym głosem dziewczyna.

Poczułam się nieswojo gdy wsiadając usłyszałam koniec rozmowy, który ewidentnie był na mój temat. Przez chwilę rozważałam nawet by wysiąść z pojazdu, jednak moje plany poszły w niepamięć w chwili kiedy usłyszałam ryk silnika. Spojrzałam w lusterku na bruneta, który również mi się przyglądał, jednak musiał z powrotem spojrzeć na drogę co w sumie mi odpowiadało. Pod jego spojrzeniem czułam się jak ofiara. Jego przeszywający wzrok sprawiał, że miałam ochotę spuścić głowę i uciec jak najdalej. Jednak to co mile mnie zaskoczyło, że choć nadal czułam się nieswojo pod jego spojrzeniem, to nie patrzał już na mnie z taką wrogością jak na początku. Chociaż może to też zasługa tego, że on również nie wyglądał na w pełni sił. Zdradzały go sine cienie pod oczami i przygaszone oczy.

Odwracając wzrok od lusterka spojrzałam na przesuwający się obraz za szybą. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe, więc przymknęłam je na chwilę obiecując sobie, że za moment je otworzę.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Czy tak ogromne zmęczenie może być spowodowane jedynie brakiem snu? 🤔
Skąd te szkło na podłodze w pokoju Wendy?
Może ktoś był w jej pokoju gdy na moment udało jej się zasnąć?
Jeśli tak to kto to mógł być? 😌❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top