Epilog

Nigdy nie wierzyłam, że jedna osoba mogła obrócić nasze życie o sto osiemdzieziat stopni. A powiedzenie, że to co na ogół wydawało nam się niegodne uwagi czy zainteresowania, nabierze wartości tylko wtedy gdy tego zabraknie, wydawało mi się zbyt przesadzone. Jednak stoją przed polaną w parku, na której z ziemi zaczęły wyrastać pierwsze kwiatki, zmieniłam swoje zdanie. Nigdy nie zwracałam na to uwagi. Przychodziła wiosna i oczywistym dla mnie aspektem tego były rosnące liście czy kwiaty. Nie poświęcałam temu większej uwagi, bo było to normalne. Jednak teraz, nawet takie małe wydarzenie powodowało uśmiech na mojej twarzy. Śpiew ptaków zaskoczył nas tego poranka i pomimo że nie miałam ochoty wstawać z ciepłego łóżka, promienie słońca wpadające przez okno zmusiły mnie do tego, by podnieść swoje ciało z materaca.

Podeszłam do rosnących kwiatów i zerwałam jednego z nich. Z uśmiechem wróciłam do Thomas'a, podziwiając płatki niebieskiej roślinki. Widziałam pobłażliwy wzrok bruneta. Moje zachowanie może było dziecinne, ale jakoś przestało mnie to interesować. Nie zależało mi na opini innych, dopóki miałam go obok.

Proszę proszę, jaka nagła zmiana.

Nareszcie czułam się dobrze. Nie musiałam udawać, czy chować się ze swoim zdaniem.

Szliśmy w ciszy, trzymając się za ręce. Spokój wczesnego, niedzielnego poranka dało się zobaczyć wokół. Chodniki były puste, tak samo jak ulicę, a jedynie czasami zdarzył się samochód przejeżdżając przez miasto, lecz szybko znikał za jednym z zakrętów. Może to właśnie przez tę ciszę udało mi się usłyszeć cichy szloch, a przed nami zza jednego z budynków wybiegła młoda dziewczyna. Starała się ukryć twarz za swoją bluzą, jednak dobrze widziałam jej mokre policzki. Było jeszcze dosyć chłodno, a taki ubiór zdecydowanie nie był odpowiedni. Nigdy nie uważałam, że należy wtrącać się w czyjeś sprawy, tak było kiedyś. Dopóki nie zdałam sobie sprawę, że gdyby Thomas nie zrobił tego samego, to nadal byłabym w tym samym miejscu. Nigdy nie ruszyłabym naprzód. Dlatego nie mogłam choć nie spróbować zapytać, czy nie potrzebowała pomocy.

- Wszystko w porządku?- stanęłam jej na drodze, myśląc że choć na chwilę się zatrzyma, jednak zamiast tego dziewczyna odepchnęła mnie i przebiegła obok.

Mogłaś się tego spodziewać.

To prawda, mogłam. Ale przynajmniej nikt mi nie powie, że przeszłam obojętnie.

- Nic ci nie jest?- zapytał zmartwiony Thomas. Przecież to nie mi powinien zadać to pytanie.

Wszystko jednak wyjaśniło się w momencie, gdy spojrzałam na kwiatek, który nadal tkwił w mojej dłoni. Cały wydawał się jakby usunięty. A gdy go dotknęłam, skruszył się na drobne kawałeczki, opadając jak popiół na ziemię.

- Co to było?- obejrzałam się zlękniona za dziewczyną.

Jak dużo różnych istot chodziło jeszcze po tej planecie? I jak wiele z nich mieszkało w Driffield?

- Nie mam pojęcia. Na pewno nic ci nie jest.- złapał za moją dłoń, oglądając ją z każdej strony. Jednak wszystko było w porządku. Jedynie co ucierpiało to tamten biedny kwiat.- Wracajmy lepiej do domu.- odparł, a ja nie zamierzałam się z nim sprzeczać. Musiałam przemyśleć to czego właśnie byłam świadkiem.

Wróciliśmy do mojego domu, ale będąc przed swoją bramą wjazdową, zauważyłam obcy samochód na swojej posesji. Byłam pewna, że nikt z naszej rodziny nie miał takiego, albo chociaż podobnego, bym mogła go pomylić. Spojrzałam zaniepokojona na bruneta, ale on chyba również nie wiedział do kogo należał pojazd.

Weszłam do domu, ale zatrzymałam się w progu, słysząc płacz swojej mamy z wnętrza salonu. Złapałam Thomas'a za rękę wystraszona i w pośpiechu nie przejmując się zdjęciem z siebie kurtki, ruszyłam za odgłosami szlochu. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, żołądek zacisnął mi się boleśnie, w momencie gdy przekroczyłam próg salonu, a ja stanęłam jak skamieniała. Widziałam swoją rodzicielkę, jak i małą Ivy, które obie obejmowały jakiegoś mężczyznę stojącego pośrodku pokoju. Przyłożyłam dłoń do ust, a w oczach zgromadziły mi się łzy szczęścia. Wystarczyło jedynie, że mężczyzna odwrócił głowę w moim kierunku, a jego zielone oczy skrzyżowały się z moim spojrzeniem. Dobrze je zapamiętałam, przecież te same oczy widziałam codziennie w lustrze.

- Tato.- wyszeptałam i rzuciłam się w stronę ojca, dołączając do reszty rodziny.

Tkwiliśmy razem w uścisku, lecz po chwili mama razem z Ivy odsunęła się, ale ja nie zamierzałam wypuszczać go ze swoich objęć, bojąc się że mógł zniknąć. I to dosłownie.

- Tak się bałam.

- Tak się bałem.

Rzekliśmy razem, a ja pomimo cieknących po moich policzkach łzach, uśmiechnęłam się szczerze. Nie mogłam uwierzyć, że nareszcie miałam przy sobie z powrotem swojego tatę.

- Bałem się, że Ben mógł cię skrzywdzić.- odsunęłam się od niego, ale tylko po to by móc patrzeć na niego i cieszyć się, że znowu tu był.

- Chciał, ale Thomas mnie uratował.- obejrzałam się za siebie. Zauważyłam jak brunet z ciepłym uśmiechem przyglądał się naszej dwójce.

Podeszłam do niego i złączając nasze dlonie, przyprowadziłam go przed swojego tatę.

- Dziękuję chłopcze.- mój tato objął trochę zdezorientowanego Thomas'a, a ja miałam ochotę zaśmiać się na widok jego miny.

- Tato.- zwróciłam ponownie na siebie jego uwagę.- Dlaczego teraz wróciłeś?- dopiero po wypowiedzeniu tych się zdałam sobie sprawę, że mogły zostać odebrane jako dezaprobatę, więc szybko sprostowałam.- Przecież uciekłeś by cię nie złapali, a nadal twierdzą że jesteś winny.

- Kiedy Ben zadzwonił do mnie, wiedziałem że jedynym sposobem by cię wypuścił, był mój powrót. A kiedy przyszłaś do mnie tamtej nocy cała wystraszona, nie mogłem dłużej czekać.- odparł ciepło, ale zamiast wyjaśnić tylko jeszcze bardziej namieszał mi w głowie.

- Jak to przyszłam?- czy tamta chwilą gdy widziałam tatę w tym klubie była prawdą?

- Nie spodziewałem się, że tak szybko staniesz się tak potężna, że będziesz mogła podróżować poza swoim ciałem.- tato odwrócił się i usiadł na sofie za nim.- Siadajcie.- zaprosił nas, a cała moja rodzina razem z Thomas'em usiadła obok niego.- Nakali nie są jedynie słabymi istotami ze zdolnością niewidzialności. Chcemy by tak o nas myślano, ale prawda jest taka, że potrafimy więcej niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Nie mamy żadnych zdolności bojowych, ale naszą siłą jest spryt i wiedza, której nie da się przed nami ukryć.- Tata złapał mnie za rękę, a na jego dłoni pojawiły się kryształki szkła, które zaczęły przeskakiwać na moje dłonie. Thomas zaalarmowany odciągnął moją dłoń od ojca.- Spokojnie, może nad tym zapanować.- zwrócił się do bruneta, jednocześnie widziałam uznanie w jego oczach, że Thomas próbował mnie chronić.- Gdy już tego się nauczysz, będziesz mogła podróżować w czasie. Nie zmienisz jej, ale będziesz mogła dużo się z niej nauczyć.

- Nie jestem pewna czy na pewno będę umiała nad tym panować.- odparłam z małym smutkiem, zdając sobie sprawę, że byłam wybrakowana.- To nie ja to kontroluje.- widziałam jak na czole ojca pojawiła się mała zmarszczka.- Mam pewien... głos w głowie, który pomaga mi kontrolować moje moce. To ona nimi steruje. Widzę ją czasami w lustrze.

Tato zamyślił się po moich słowach.

Może potrzebował chwili by przetrawić, że miał nie do końca normalną córkę, nawet jako Nakali.

Całkiem możliwe. Raczej nie tego się spodziewał po powrocie do domu.

Nagle tata wstał z sofy i oddalił się, by po chwili wrócić z niewielkim lusterkiem. Skierował je w moim kierunku, a ja mogłam w nim ujrzeć swoje drugie ja, które patrzało ze znudzeniem na tatę.

- Niesamowite!- odparł z zachwytem.

- Co takiego?- ścisnęłam nerwowo dłoń Thomas'a, który objął mnie ramieniem, przypominając że wciąż był ze mną.- Widzisz ją?- zapytałam niedowierzając. Gdy pytałam się Thomas'a czy widział tą drugą mnie, zawsze twierdził, że widział tylko to co powinien zobaczyć normalny człowiek.

- Słyszałem że istnieli tacy Nakali, ale myślałem, że to tylko bajki.- byłam zaniepokojona zachwytem taty. Czy to znaczyło, że byłam jeszcze bardziej popieprzona niż mogłam być? Jakby stawanie się niewidzialną było czymś w granicach normy.- Czy bolała cię głowa gdy wróciłaś z powrotem do swojego ciała?- zapytał udając przede mną.

Cofnęłam się myślami do tego momentu, ale nic podobnego nie umiałam sobie przypomnieć. Po prostu wracałam i myślałam, że było to jedynie moim dziwnym snem.

- Nie, chyba nie.- odparłam niepewnie.- Co to znaczy?- byłam zaniepokojona tym czym byłam.

- Nakali rzadko korzystają z podróży w czasie, bo skutki uboczne są dosyć nieprzyjemne. Dzięki swojemu głosowi w głowie mogłaś się ich pozbyć. Jeżeli to on panuje nad twoimi mocami, to znaczy że przejął też wszystkie skutki na siebie, a jeśli nie ma swojego ciała to nic nie stoi na przeszkodzie byś nie musiała się ograniczać z czasem przebytym w przeszłości, czy z ilością wykorzystywania tego.- odparł z zachwytem, patrząc na moją twarz, która wcale nie podzieliła jego ekscytacji.

Nie byłam przekonana, czy to, że ten dziwny głos w mojej głowie był jednocześnie oddzielną świadomością moich mocy, było naprawdę tak niesamowite. Z reakcji taty wynikało, że powinnam się cieszyć, ale ja jedynie miałam coraz więcej pytań w swojej głowie. Dlaczego to właśnie ja miałam taką zdolność? Czy była niebezpieczna? Przecież wiele razy mogłam się przekonać, że nie do końca była po mojej stronie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Choć przynajmniej teraz mogłam poczuć, że był ktoś kto wiedział co się ze mną działo i mógł mi to wszystko wyjaśnić i mnie uspokoić. Mogłam uzyskać od taty wiele odpowiedzi na temat mojej mocy, ale pozostała jeszcze sprawa jego aresztowania. Bałam się zadać to pytanie. Nie chciałam by pomyślał, że ja również go o to oskarżałam. Czy wiedział że Tess żyła? Że wcale nie została zamordowana, a on został tylko w to wrobiony.

- Tato?- spuściłam wzrok na swoje dłonie. Ale nie czułam się tak jak zawsze zawstydzona czy zestresowana. No może nie w takim samym stopniu, bo tym razem moje ręce oplatała duża, ciepła dłoń Thomas'a dodając mi odwagi.- Dlaczego cię aresztowali?- spojrzałam w jego oczy, w których ujrzałam smutek.

- To trochę bardziej skomplikowane.- widziałam jak jego wzrok uciekł w stronę mamy, a ona podeszła do niego, siadając razem z nami i zmartwiona przyglądała się jak ojciec schował swoją twarz w dłoniach. Skręcało mnie w żołądku, co takiego zrobił, że tak ciężko było mu o tym mówić?- Kiedyś miałem przyjaciela. Poznaliśmy się w liceum i udało nam się utrzymać swoją przyjaźń, nawet kiedy dorośliśmy i każdy poszedł w swoją stronę. Ben przeniósł się z żoną do Francji, a ja wtedy zacząłem swoją prace.- zadrżałam na imię mężczyzny, a Thomas przyciągał mnie bliżej widząc moją reakcję.- Tacy jak my żyją przeważnie z pieniędzy za przewóz ludzi między terytoriami. Ben obiecał, że jeśli będzie kiedyś chciał wrócić do Driffield, to właśnie do mnie zadzwoni z prośbą. Jednak jego sprawy się dosyć pokomplikowały. Chciał wrócić tu ze swoją rodzina do rodzinnego domu po śmierci jego matki. Wataha w której był, a dokładnie ich alfa, nie chciał ich wypuścić. Jemu udało się wyjechać i uzyskać pozwolenie tutejszego alfy na przyjęcie do watahy. Wtedy do mnie zadzwonił. Prosił, bym pomógł jego żonie i córce przedostać się przez granicę.- patrzałam przejęta jak słowa zaczęły z trudem przechodzić mu przez gardło.- Zgodziłem się bez wahania. Nie chciałem nawet od niego żadnych pieniędzy. Pojechałem po nie. Razem z nimi było jeszcze kilku klientów. Wszystko przebiegało tak jak zwykle. Bez problemu. Byliśmy już niedaleko Driffield, kiedy zaatakowała nas grupa łowców. Popełniłem błąd i nie sprawdziłem kogo ze sobą przewoziłem. W przyczepie były wampiry, które były na celowniku łowców. Gdy oni się zjawili...- zacisnął szczękę, a mama złapała go za dłoń, w ten sam sposób, w który Thomas starał się i mnie uspokoić.- Starałem się im pomóc uciec. Gdyby nie moje moce, ja również nie wróciłbym do domu. Ben nie może mi wybaczyć, że wtedy uciekłem. Ale naprawdę nie mogłem nic zrobić.- słone krople pojawiły się w jego oczach. Naprawdę obwiniał się za to co się stało. Popełnił błąd. Ale przecież to co miało miejsce nie było tylko jego winą. To nie on odebrał życie rodzinie Ben'a.

Więc te wszystko zdjęcia które mężczyzna nam dostarczył. Nie były ze sprawy morderstwa Tess, ale jego rodziny.

W mojej głowie pojawił się krwawy odcisk małej dłoni na drzwiach pojazdu, który zapadł w mojej pamięci, gdy tylko go ujrzałam.

- A przy zniknięciu Tess wykorzystał okazję by się zemścić.- stwierdził Thomas.

- Kiedy byłam u Ben'a, powiedziałeś że "wampir nie pozwoliłby się mi do niego zbliżyć".- przypomniałam sobie jego słowa.- Kogo miałeś na myśli?

- Wiedziałem, że Ben może chcieć się zemścić wykorzystując do tego was. Dlatego w dzień swojej ucieczki, poprosiłem Edwin'a by cię przed nim chronił. Kiedyś pomogłem mu dostać się do Driffield, więc zgodził się bez sprzeciwu.- wyjaśnił tato. Czyli to wszystko co robił Edwin było jego spłatą wdzięczności? On również udawał? Tata musiał zauważyć moje zranienie, bo odezwał się ponownie.- Nie musisz się martwić, prosiłem go tylko by odciagnał Ben'a od ciebie gdyby coś szykował. Wszystko co robił dla ciebie, było z jego własnych chęci.- tymi słowami uspokoił mnie odrobinę, ale zaczęłam się również zastanawiać jak dużo wiedział, nie będąc nawet w mieście.

- Co teraz chcesz zrobić. Policja nadal cię szuka.- zapytałam bojąc się, że będę musiała się z nim ponownie pożegnać.

- Nie mam pojęcia.- spuścił wzrok.- Ale wiem, że nie zostawię was już samych.- wyciągnął rękę w moim kierunku, a ja bez wahania złapałam za nią i przytuliłam się do niego. Tuliłam jego ciało nie mogąc wciąż uwierzyć, że był tu z nami.

Odsunęła się, ale tylko po to by spojrzeć na Thomas z wdzięcznością. Gdyby nie on, to nadal nie wiedziałabym co działo się z tatą. Teraz wszystko miało był tylko lepsze. Miałam rodzinę przy sobie, przyjaciela, a nawet z powrotem przyjaciółkę, o której myślałam że nie żyje, a najważniejsze że miałam kogoś dzięki któremu to wszystko zyskałam.

Uśmiechnęłam się radośnie do Thomas'a i wyciągnęłam do niego rękę. Brunet wyciągnął swoją dłoń, ale jego telefon nagle wydał z siebie głośny dźwięk dzwonka. Chłopak przeprosił cicho i wyszedł z pomieszczenia.

Odsunęła się od taty, patrząc jak mama nareszcie miała spokój wymalowany na twarzy. Nie martwiła się gdzie był, co robił, czy wszystko było z nim w porządku. Miała go nareszcie przy sobie. Teraz doskonale wiedziałam co czuła. Nie wyobrażałam sobie, żeby Thomas miał tak zniknąć. A sama myśl o tym sprawiała mi ból w klatce piersiowej.

Poczułam jak sofa ugięła się obok mnie, a ja spojrzałam na Thomas'a, który niespokojnie zerknął na zegar.

- Coś się stało?- zapytałam zmartwiona. Nie zachowywałby się tak, gdyby coś go nie zaniepokoiło. Kto mógł do niego dzwonić?

Zmarszczył brwi wyraźnie zaniepokojony.

- Luke wrócił.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Mamy koniec! 🎊🎉
Ale czy koniec nie oznacza również początku? Coś się kończy coś zaczyna. A więc tu kończy się, ciężka i kamienista historia Wendy, a zaczyna się kolejna. Pewnego chłopaka, który po miesiącach swojej ucieczki nareszcie wrócił do domu. Ale to nie oznacza, że nie zobaczymy jeszcze naszej pary w przyszłości. O nich raczej nie da się zapomnieć tak szybko i będą dawać nam jeszcze znać o sobie wiele razy 🤗🤭

Dobrze, no to teraz tak już poważnie. Nigdy nie spodziewałam się, że jakakolwiek z moich historii będzie miała tyle rozdziałów 😱
To mój najdłuższy projekt i chyba ten, nad którym najwięcej spędziłam czasu obmyślając cały plan na niego. Trochę mi smutno, że to już koniec 😢
Przywiązałam się do Wendy, Thomas'a, i oczywiście naszego wampira Edwin'a bardziej niż do postaci z mojego pierwszego opowiadania. Pisało mi się to tak przyjemnie, że wyprodukowała ponad 80 rozdziałów i mogłabym napisać jeszcze kolejne tyle, a nadal nie miałabym dosyć 😂
Ale musiałabym kiedyś zakończyćopowieść, a jak dla mnie jest to najcięższą częścią całego pisania. Pożegnać się z kimś o którym pisało się przez ponad pół roku 😣
I chociaż miałam cięższe chwilę, to wasze komentarze rozśmieszały mnie do łez. Czasami nawet zamiast wolny czas poświęcić na pisanie, to odpisywałam na komentarze i chichrałam się do telefonu 😅
Dziękuję wam za cały poświęcony czas i mam nadzieję zobaczyć się z wami w moich innych opowiadaniach 🥰😘
Już dziś zaczynam publikację korekty opowiadania "Odkryj Prawdziwą Mnie" więc jeśli jeszcze nie macie mnie dosyć to zapraszam serdecznie 😃🥰🤗

Papa ❤😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top