ROZDZIAŁ XI

"Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód. "

Paulo Coelho

To był impuls. W jednej chwili stał i szeptał do ucha Uchihy, grożąc mu, a w drugiej — pochwycił kunaia i przyciskał go do jego szyi.

Poczuł metaliczny zapach krwi. Jednak wykonał tylko niewielkie nacięcie, ponieważ zaraz potem sam wyczuł zimną stal na tętnicy.

Puls przyspieszał mu z każdą chwilą. Chora myśl pojawiła się w jego głowie i nie chciała go opuścić.

— Nie jesteś samobójcą, Uzumaki — stwierdził pewnie Uchiha, w ogóle nieprzejęty zaistniałą sytuacją. A przynajmniej starał się tak wyglądać. Naruto jednak wiedział, że oddech mu przyspieszył, ledwo widoczne źrenice się zmniejszyły.

— Skąd ta pewność? — warknął. Ale tak naprawdę był pewien co przyjdzie mu usłyszeć, i tak samo pewny, że mu się to nie spodoba.

— Ponieważ jesteś tchórzem.

— Nie boję się śmierci — powiadomił. I faktycznie mówił prawdę.

— Boisz się życia.

Naruto drgnął. Na krótką chwilę wstrzymał oddech, a potem jak w amoku odsunął się od Uchihy i schował kunaia do przewieszonej wokół pasa kieszeni z tyłu spodni. Potem dopiero spojrzał na bruneta, który niedbale ocierał krew ze swojej szyi.

Naruto patrzył na to jak urzeczony, ciepła czerwień sprawiła, że ponownie zastygł. Jego oczy już drugi raz tego dnia zapłonęły również w czerwieni. I można było w nich zobaczyć coś okrutnego i dzikiego. Żądzę.

Uchiha w odróżnieniu od Saia i Sakury nie bał się, jedynie zaciekawiony, może nawet zaintrygowany, hardo spoglądał w te oczy.

Chcę ją polizać.

Nagle Uzumaki ocknął się, zamrugał raz i drugi. Oczy na powrót zmieniły swoją barwę na naturalny błękit.

Co się ze mną dzieje?, pomyślał zdezorientowany. To nie było normalne, odkąd tylko Uchiha wtargnął z buciorami w jego życie zdawało się, że coraz częściej tracił nad sobą kontrolę. Coś naprawdę złego się z nim działo. Tyle że jak na razie nie był świadom, co konkretnie to było. I właściwie nie wiedział, czy aby na pewno chce się tego dowiedzieć.

Uchiha o dziwo nie skomentował tego wydarzenia, po prostu czujniej obserwował Uzumakiego spod zmrużonych powiek. Jego oczy jak zwykle zresztą próbowały go całego przeniknąć. Naruto niekiedy myślał, że chciałby odkryć co takiego dostrzegały. Teraz jednak wolałby od tego uciec, ponieważ z pewnością to nie było nic dobrego dla niego. Nie, żeby kiedykolwiek było. Uchiha miał to do siebie, że wywoływał tylko niechęć.

— Chodź — burknął pod nosem i nie oglądając się za siebie, skierował się w stronę domu. Nie miał zamiaru krążyć po wiosce, gdy Uchiha wprowadzał swoją osobą taki zamęt wśród obywateli. A skoro sam powiedział, że zmierzał do niego, nie było istotne gdzie pójdą. Poza tym Uchiha i tak nie miał tu nic do gadania.

W ogóle nie miał, szczerze mówiąc.

Gdy już wychodzili po schodach, spotkali oburzoną sąsiadkę Naruto, którą ten ostatnio widział w noc powrotu do domu. Sąsiadka jak pamiętał prawie umarła na zawał, dziś zaś zabijała wzrokiem Uchihę. Cóż, naprawdę ją zaczynał lubić, bo on też ani na chwilę nie przestawał myśleć o jego nierychłej śmierci.

O ironio, miał go pilnować, a to jego powinni pilnować, by nie pozbył się przypadkowo sojusznika. Pięknie, kurwa, po prostu pięknie.

Weszli do małej klitki Naruto, którą uparcie nazywał domem i z westchnieniem, niemal zapominając o obecności Sasuke, zaczął szukać swojego ulubionego kubka do herbaty. Tyle, że n i e m a l.

Jego obecność była aż nader wyczuwalna. Nie wiadomym było jak, ale Uchiha powodował wokół siebie nieprzyjemną atmosferę, wyczuwalne napięcie, jakiś czający się gdzieś niebezpieczny erotyzm — albo Naruto to tak odczuwał.

Teraz również Uchiha niczym pan i władca zasiadł przy stole i jak to miał w zwyczaju położył łokcie na blacie, by móc podeprzeć podbródek na splecionych dłoniach. Naruto kątem oka widział jak ten wszystko szlifuje swoim wzrokiem, doszukując się w całym pomieszczeniu czegoś istotnego.

I także jak zwykle to odnalazł. Zdjęcie siebie samego, tak małe i ledwo widocznego, że tylko jego oczy mogły je odnaleźć.

Leżało wciśnięte w kąt szyby przy jednej z szafek. Było niemal wyblakłe, jakby Naruto wielokrotnie je wyciągał, by oglądnąć z bliska i na powrót wkładał. Niemniej w dalszej mierze całkiem się trzymało, może — przyszło na myśl brunetowi — Naruto nie pozwolił by się zniszczyło.

Na zdjęciu przedstawiony był dwunastoletni Uchiha w swoim zwykłym klanowym stroju. Co było dziwnego, to to, że niemalże się uśmiechał. Wyraźnie widać było, że prawy kącik ust unosi się lekko.

Tak, to pewnie dlatego było takie ważne dla Naruto, w końcu jak Uchiha pamiętał nie zwykł się uśmiechać na żadnych zdjęciach. Był przecież zbuntowanym, nieszczęśliwym dzieckiem. I w pewnym sensie nadal taki jest.

— Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Miałem je ostatnio wyrzucić — powiedział Naruto, zaparzając swoją herbatę. Kłamał, Uchiha wiedział, ale tym razem nie miał ochoty dokuczać blondynowi, raczej nie dlatego, że był miły, tylko dlatego, że trwał pochłonięty w myślach, uparcie szukając momentu w którym owo zdjęcie zostało wykonane.

Na co wtedy patrzył?

Na Naruto, tak, właśnie, tak było. To wtedy Naruto próbował go natarczywie rozśmieszyć, bo stwierdził, że za często jest ponury i musi choć raz wprowadzić radość do swojego nędznego życia. Czy jakoś tak to szło...

— Tęskniłeś? — Nagle wyparował Sasuke. Z łobuzerskim, bezczelnym błyskiem w oczach. Tylko on potrafił jednym słowem sprawić, że Naruto najchętniej rozniósłby całą Konohę. Tylko on potrafił tak zagrać mu na nerwach, że właśnie teraz ręka z herbatą nieznaczne drgnęła.

Tyle tylko, że Naruto już nie był impulsywnym nastolatkiem i po prostu zasiadł do stołu naprzeciwko Uchihy.

— Oczywiście, tak samo mocno jak ty za mną, Sasuke.

I właśnie wtedy Naruto zdecydował się oficjalnie zagrać w tę jego chorą gierkę. Zamierzał zmierzyć się z przeszłością, z bolesnymi wspomnieniami. Z samym sobą.

Tę wojnę zamierzał także wygrać. Niemniej nawet on zastanawiał się, czy przypadkiem to, co powiedział nie było prawdą. Możliwe, że Sasuke również nad tym myślał, ale nie dał po sobie niczego poznać, jedynie się uśmiechnął. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top