2. Ten, w którym Dragan sprawdza.


Początkowy szok zaczął ustępować miejsce chłodnemu opanowaniu. To prawda, że życie Dragana uległo właśnie przeogromnej zmianie, ale jego ścisły umysł już powoli zaczynał wszystko uporządkowywać.

Zawsze podchodził do problemów na chłodno i tym razem nie zamierzał ulec panice. Najważniejsze w tej chwili było dla niego ustalenie, czy Cerelia go pamięta. Od tego musi zacząć. Jeśli tak, to cudownie. Jeśli nie, to bardzo źle.

Powinien udać się do hrabiego Laine. Albo włamać się do sypialni Cerelii. Przecież drzewo za jej oknem doskonale się do tego nadawało. Gorzej, jeśli wparuje do jej sypialni, a ona nie będzie miała zielonego pojęcia, kim jest. Cóż, to jednak mogłoby zniszczyć ich ewentualne dalsze relacje...

Nie może tak ryzykować. Powinien przede wszystkim doprowadzić do naturalnego spotkania. Może będzie paradował przed jej rezydencją i czekał aż wyjdzie na zewnątrz? Ale to nie niosło za sobą żadnej gwarancji, że ją spotka. Mogła przecież spędzić cały dzień w domu. Och, jutro mieli spotkać się w Moon House... Pośpiesznie nakreślił kilka zdań na papierze do listów. Pośle gońca z wiadomością do hrabiego. Nie miał teraz głowy do tego, by jechać do Dorset. To musi odejść w niepamięć. Trzeba przełożyć tę wizytę.

Pociągnął za sznur dzwonka do wzywania służby i po chwili w gabinecie pojawił się jeden z pryszczatych lokajczyków.

– Wasza Miłość – powiedział, zezując na niego strachliwie.

Dragan miał ochotę rwać sobie włosy z głowy.

– Jedź do hrabiego Laine i dowiedz się, czy jest w domu. Tylko dyskretnie – dodał. – I – uniósł rękę w górę, zanim chłopak czmychnął – ustal, czy jego córka także jest na miejscu.

A potem czekał niecierpliwie. Wypił pół butelki whisky i ciągle mu było mało. Wyglądał przez okno, przerzucał kartki książki i wciąż bezustannie rozmyślał o Cerelii.

Drgnął, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zmachany lokajczyk skłonił się przed nim.

– Niedługo wychodzą na spacer do Hyde Parku. – Stajenny narzekał, że oporządzał dla nich konie, ale ostatecznie zdecydowali się iść piechotą.

Hollow zerwał się z krzesła i polecił przygotować dla niego Negrosa. Ruszył w stronę parku, ale potem się zatrzymał. Czyżby to, co obślizgłą, lodowatą macką pełzło mu po plecach, to strach? Zawrócił i skręcił w lewo.

Gdy dotarł do rezydencji Roberta, oddał lejce zamiatającemu podwórze służącemu. Gdy wpadł do holu, omal nie poślizgnął się na wypolerowanej posadzce. Młoda służąca klęcząca do niego tyłem, zajęta pucowaniem podłogi, nawet nie zauważyła, że ktoś wparował do środka i zniszczył jej mozolną pracę.

– Cleveland! – krzyknął Hollow, rozglądając się po wnętrzu domu.

Służąca podniosła się i obrzuciła księcia zaintrygowanym spojrzeniem.

– Hrabia jeszcze nie wstał. Czy mam posłać po jego lokaja?

– Nie trzeba. – Hollow przeszedł obok niej i udał się prosto do sypialni przyjaciela. Szarpnął za klamkę i z trudem otworzył drzwi, bo sterta damskich i męskich fatałaszków tarasowała drogę. Siłował się przez chwilę i w końcu udało mu się chyłkiem wsunąć do środka przez niewielką szczelinę.

Na szerokim łożu bez przykrycia leżał Robert, obejmujący dwie drobne kokoty. Spał z rozchylonymi ustami. Dragan nie bawił się w ceregiele, tylko z morderczą precyzją cisnął mu w twarz zwiniętym w kulkę pobrudzonym fularem, który jako pierwszy napatoczył mu się pod rękę.

– Co jest, do diabła? – wymamrotał Robert, wygrzebując się spod śpiących kobiet. – Hollow? – zapytał z niedowierzaniem.

– Wstawaj, Cleveland – powiedział nagląco Dragan. – Muszę ci coś powiedzieć.

– Daj mi spokój – wyjęczał. – Dopiero co skończyłem się rżnąć.

Hollow przewrócił oczami. Z niesmakiem strząsnął z buta damskie pantalony i podszedł do łóżka, bezlitośnie ciągnąc Roberta za odkrytą stopę.

– Gdyby to nie było ważne, to nie zawracałbym ci głowy.

Robert przewrócił oczami. Dragan skierował się w stronę barku z alkoholem i napełnił dwie szklaneczki. Tuląc do piersi karafkę, przeszedł przez drzwi w ścianie i wszedł do przylegającego gabinetu.

Robert wymruczał coś uspokajającego do protestujących kokot i całkiem nagi ruszył za Draganem. Z niezadowoloną i zaspaną miną wziął potężny łyk brandy. Dragan w tym czasie opróżnił już swoją i dolewał kolejną porcję.

– No dobrze, co jest tak ważnego, że budzisz mnie w środku nocy? – sarknął.

– Jest ranek – burknął Dragan.

– Mniejsza o większość – prychnął Robert, wygodniej rozsiadając się na fotelu. – O co chodzi? Stało się coś złego? Wpadłeś w jakieś kłopoty?

Dragan głęboko wciągnął powietrze. Dłonie mu drżały. Przez całą drogę próbował ułożyć sobie w głowie, co powie przyjacielowi, aż zrozumiał, że cokolwiek to będzie i tak zabrzmi jak wariat.

– To, co teraz powiem będzie bardzo dziwne – zaczął ostrożnie.

– Dziwniejsze nawet niż to, że bezczelnie wyciągasz mnie z łóżka o świcie? – Skrzywił się Robert. Dragan uśmiechnął się cierpko.

Przeszedł się po gabinecie. Przyłożył palce do skroni. Uspokoił drżący oddech.

– Najpierw proszę cię, byś zachował otwarty umysł, dobrze? – upewnił się. Robert skinął głową. – Pamiętasz ten dzień w Eton, kiedy wyznałem ci kim jestem?

Robert ponownie skinął głową. Na jego twarzy malowała się cała gama emocji.

– Wtedy mi uwierzyłeś.

– Tak, oczywiście, że ci uwierzyłem, ale do czego to wszystko zmierza? – zniecierpliwił się. Dragan mu się nie dziwił. Sam byłby wściekły, gdyby Robert tak przedłużał.

– Chodzi o to – nabrał powietrza – że wszystko wskazuje na to, że cofnąłem się w czasie.

Proszę bardzo, powiedział to.

Niepewnie przeniósł spojrzenie na Roberta, którego wyraz twarzy nie uległ najmniejszej zmianie. Spokojnie dopił alkohol, odkorkował karafkę i ponownie napełnił szklaneczkę.

– Cofnąłeś się w czasie, mówisz? – odparł beznamiętnie.

Dragan skinął głową. Podszedł do kominka i oparł się o jego gzyms.

– Tak. Cofnąłem się o jakiś rok, może nieco dalej.

– Hmm. – Robert potarł palcem brodę. – W takim razie – westchnął – powiedz mi, kto do cholery wygra pierwszą gonitwę w Epsom Derby, bo skłaniam się ku Genui, choć z drugiej strony stawiałbym też na Lorettę. Ale – uniósł w górę dłoń – ten trzyletni ogier wicehrabiego Derry też wydaje się w porządku. Och i jeszcze jedno. Bo mam na oku metresę po lordzie Cheswick, ale mówią, że ma francę. Czy odpadnie mi kuśka? Nie chciałbym też czyraków na tyłku. Wiem, że ma ładną buzię, ale rozumiesz, że nie mogę zarażać innych dam, mam przecież nienaganną reputację. I...

– Zamknij się – warknął Hollow, zaciskając z nerwów pięści. – To nie jest zabawne.

Robert zmarszczył czoło.

– Hollow – mruknął.

Dragan przeniósł na niego zbolałe spojrzenie. Poczuł ucisk w gardle. Dławiło go ze strachu.

– Mówisz poważnie? – zapytał Cleveland.

Hollow skinął głową.

– To znaczy mam na myśli, czy naprawdę w to wierzysz? – drążył.

Kolejne skinięcie.

Dragan wiedział jak to wygląda. Robert miał go za wariata.

– Zanim poślesz po karetkę z Bedlam, pozwól, że powiem ci coś, o czym nie mógłbym wiedzieć, gdybym już tego wcześniej nie słyszał, dobrze?

Robert miał nieprzeniknioną minę. Wzruszył ramionami.

– Nosisz się z zamiarem małżeństwa.

Cleveland wytrzeszczył oczy.

– Mogłeś się domyślić. Kuglarska sztuczka – zbagatelizował.

– Nie, nie mogłem się domyślić. Skrzętnie to przede mną ukrywałeś. Chciałeś mi o tym powiedzieć, kiedy wrócę z Dorset. Przyznaj.

Robert wbił wzrok w podłogę.

– Nie zaprzeczysz – oznajmił z triumfem Dragan.

– To za mało, bym ci uwierzył. Chyba sam słyszysz jak to brzmi. Mam otwarty umysł, Bóg mi świadkiem, że gdybym takiego nie miał, nigdy w życiu bym się z tobą nie przyjaźnił, ale nawet ty sam musisz przyznać, że brzmi to kuriozalnie i komicznie. Cofnięcie w czasie? – prychnął. – Albo się urżnąłeś, albo sam nie wiem... Może powinieneś się przespać.

– Sądzisz, że kłamię? Za kogo mnie masz? – warknął Hollow. – Nie jestem dzieckiem. Znasz mnie przecież.

– No dobrze – odparł cicho, nerwowo postukując stopą w podłogę. – Chodzi o magię, tak? Zrobiłeś coś? Rzuciłeś jakieś zaklęcie? Eksperymentowałeś?

Hollow ze znużeniem pokręcił głową i wydał z siebie rozpaczliwy, nieartykułowany dźwięk.

– Sam nie wiem. Po prostu obudziłem się dzisiaj w łóżku z Clarą, choć ją odprawiłem. A potem Scott dał mi gazetę i okazało się, że jest rok wcześniej. Jest rok wcześniej, a ja nawet nie poznałem jeszcze swojej żony.

Robert zachłysnął się alkoholem. Twarz mu poczerwieniała. Kiedy w końcu się uspokoił, nie wiedział, jak zareagować.

– Żona. A to dobre – parsknął śmiechem. – Ze wszystkich możliwych rzeczy, jakie mogłeś mi powiedzieć wybrałeś właśnie tą? To miało mnie przekonać?

Hollow ledwo nad sobą panował. Oczy zalśniły mu szkarłatem. Podszedł do przyjaciela i ujął jego twarz w dłonie. Robert strachliwie odsunął się na fotelu. Zamrugał zdziwiony. Dragan rzadko korzystał z tej umiejętności, ale był z Robertem tak blisko, że wciąż potrafił nieznacznie wpłynąć na jego świadomość. Udało mu się pokazać urywki wspomnień. Nie pokazał za wiele. Kilka rozmazanych plam, ale przyjacielowi to wystarczyło.

– Czuję się jak wtedy w Eton – wymamrotał Robert. Twarz miał poszarzałą. – Tylko z tą różnicą, że wtedy byłem kurewsko podekscytowany, a teraz jestem jedynie kurewsko przerażony.

Dragan przełknął ślinę.

– Co ja mam teraz zrobić? – wyszeptał. – Bo chyba sobie tego nie wyobraziłem, prawda? Musi istnieć ktoś tak wyjątkowy jak Cerelia Laine. Bo nie mógłbym jej wymyślić. Nie dałbym rady stworzyć takiej szalonej szelmy.

– Zaczekaj chwilę – powiedział Robert i podszedł do okna. Otworzył je na oścież, starając się wytrzeźwieć, smagany przez chłodny wiatr. – Na pewno jest hrabia Laine i na pewno ma córkę. Ale ona... To znaczy, ona kompletnie nie jest w twoim typie, Hollow.

Dragan wzruszył ramionami.

– Cóż, zdaje się, że jednak jest. Tylko, co ja mam teraz zrobić? Udawać, że jej nie znam? A może ona mnie pamięta... Naprawdę muszę to sprawdzić.

– Tak – powiedział powściągliwie Robert, z lękiem przypatrując się przyjacielowi – musisz ustalić, czy twoja żona cię pamięta. – Twoja żona ledwo przeszło mu przez gardło. – Od tego musisz zacząć.

– Świetnie – odparł Hollow. – Skoro obaj zgadzamy się w tej kwestii, jedziesz ze mną.

– Co? – Robert zmarszczył brwi. – Dokąd?

– Do Hyde Parku.

Dragan wszedł do sypialni i zaczął przerzucać przez próg fragmenty garderoby przyjaciela.

– Nie chcę tam jechać sam. Zresztą, znam hrabiego tylko listownie, przy czym głównie kontaktowali się ze sobą nasi prawnicy. Tobie zdarzało się grać z nim w karty, prawda?

Robert się skrzywił.

– Nie wiem do czego zmierzasz. – Potrząsnął jasną czupryną.

– Wiem, że spacerują teraz w Hyde Parku. Pojedziemy tam i zaaranżujemy spotkanie. Muszę ją zobaczyć, Cleveland. Zrozum to proszę.

Robert westchnął i z rezygnacją ukrył twarz w dłoniach. Po chwili zaczął pośpiesznie nakładać na siebie ubrania. Samodzielne ubieranie kiepsko mu szło. Hollow zawiązał mu fular i wygładził rękawy surduta.

– Tylko zachowuj się naturalnie – polecił mu. – Nie zerkaj na mnie i nie dawaj mi żadnych znaków – uczulał go.

– Znaków? – parsknął Robert. Byli już w jego stajni i czekali aż stajenny oporządzi konia dla hrabiego.

– Po prostu niczego nie palnij.

– Palnąć to mogę sobie jedynie w łeb – wymamrotał Robert, wskakując na konia. – Wciągasz mnie w jakąś zwariowaną historię. Wisisz mi za to konia.

Hollow przewrócił oczami. Negros niecierpliwie zarzucał łbem. Wielu jeźdźców zażywało porannej przejażdżki, natomiast spacerowali nieliczni. Przejechali obok jeziorka Serpentine i zatrzymali się pod rozłożystym dębem. Hrabiego i Cerelii nigdzie nie było widać. Dragan nie chciał jednak ganiać za nią jak głupi po całym obszarze, bo mogliby się minąć. Zaczekają tutaj na nich. Musieli tędy przechodzić, jeśli wracali do domu. Z biegiem czasu pojawiało się coraz więcej przechodniów. Dragan wypatrywał sobie oczy, ale nigdzie jej nie widział.

Robert przysypiał na końskim grzbiecie. Hollow ścisnął palcami grzbiet nosa i nerwowo przeczesał włosy. Słońce nie stało już tak wysoko na niebie. Wyciągnął zegarek z kamizelki. Robiło się późno. Powinni niedługo się pojawić.

I wkrótce ujrzał pochyloną sylwetkę siwowłosego mężczyzny i błysk kasztanowych włosów kobiety spacerującej ramię w ramię z hrabią. Dragan uniósł się w strzemionach, by lepiej widzieć.

Cerelia uniosła rękę w górę i przyłożyła dłoń do policzka. Rozpoznałby ten nadgarstek wszędzie. Wszędzie!

Wypatrywała czegoś na niebie. Czy zachowywałaby się tak zwyczajnie, gdyby go pamiętała? To niemożliwe. Przecież przyszłaby do niego.

Zbliżali się w jego kierunku. Negros zarzucił łbem i Dragan zaczął szeptać do końskiego ucha uspokajające słowa. Ale chyba uspokajał sam siebie.

Byli już niedaleko. Za chwilę wyjdą zza zakrętu. Cofnął się nieco, kryjąc się w mroku. Robert pochrapywał, kuląc się na koniu. Hollow nie zwracał już na niego uwagi. Z całych sił zacisnął palce na lejcach.

Słyszał jej głos. Droczyła się z ojcem. Hrabia roześmiał się rubasznie. Byli tuż-tuż. Zamarł w bolesnym, przerażającym i bezsilnym oczekiwaniu.

– Spójrz na mnie, spójrz na mnie – zaklinał szeptem. – Spójrz na mnie i będę wiedział.

Jej twarz pod rondem kapelusza była tylko smugą cienia. Widział jedynie miękkie, rozmazane krawędzie. Uniosła głowę, stanęła na palcach i słońce musnęło jej policzki. Pieszczotliwie i bezwiednie dotknęła dłonią listek dębu, pod którym ukrywał się Dragan. Zagryzł wargę, do krwi. Cerelia zerknęła w jego stronę zupełnie tak, jakby ktoś wypowiedział na głos jej imię.

Ich spojrzenia się skrzyżowały. Przeszył go dreszcz. Zmarszczyła brwi i przez krótką chwilę Draganowi wydawało się, że jej spojrzenie łagodnieje, ale potem jej twarz się wygładziła i stała się obojętna. Już w ogóle nie zwracała na niego uwagi.

Robert wybrał sobie akurat ten moment, żeby się obudzić. Szeroko ziewnął.

– Dragan? – zapytał. – Nic ci nie jest?

Hollow milczał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top