Rozdział 7

Rozgrzewała się przed treningiem z chłopakami. Trenerka uznała, że przydadzą jej się jej wnioski na temat ich postępów. Nie wiedziała co ona może wiedzieć o ich progresie ale pograć nie zaszkodzi.

- Ikuyoko i Taiga w dwóch różnych drużynach! - zarządziła Aida i wzięła gwizdek do ust.

Czerwonowłosa wylądowała w przeciwnej drużynie niż Teppei i Kagami ale tej samej co Hyuga i Izuki. Może być ciekawie. Zwilżyła usta i przyglądała się przeciwnikom z lekkim uśmieszkiem. Wyskoczyła do piłki lecz to jej brat prędzej ją dopadł, zresztą standardowo.

Po rozgrywce zmęczona i spocona wycierała twarz ręcznikiem.

- Jakieś spostrzeżenia? - podeszła do niej Riko wraz z zeszytem.

- Pewnie nie powiem Ci nic nowego, Skarbie. - spojrzała na szatynkę z góry. - Biegają stabilniej, rzucają lepiej, widać, że wiele rzeczy przychodzi im łatwiej. - wzruszyła ramionami i napiła się wody. - Brat nauczył się oszczędzać nogi i nie skacze bez namysłu. - dodała ocierając usta.

- Mhm. Dziękuję. - pokiwała głową coś zapisując.

- Nic szczególnego. Specjalistą nie jestem. - westchnęła i zarzuciła torbę na ramię. - Żegnam. - machnęła ręką i wyszła z hali.

Spacerkiem wróciła do swojego pokoju i rzuciła torbę w najdalszy kąt. Dopiero potem poszła do łaźni i oddała się w objęcia odprężającemu ciepłu.

~

Zgrzana po bieganiu weszła do budynku hotelu. Na korytarzu spotkała swojego kochanego braciszka, błękitnego ducha i jakiś dwóch typków w pomarańczu. Zatrzymała się obok czerwonookiego i ze skrzyżowanymi rękami przyglądała się obcym.

- Kto to? - zapytała nie odrywając od nich podejrzliwego wzroku.

- Midorima Shintaro i Takao Kazunari. - odpowiedział jej Kagami również im się przyglądając.

- A Ty to..? - zielonowłosy poprawił okulary zabandażowanymi palcami.

- Kagami Ikuyoko. - odparła chłodnym tonem i podeszła do nich trochę bliżej. - To ten z tego śmiesznego pokolenia, tak? - odchyliła lekko głowę w kierunku brata.

- Pokolenia Cudów. - warknął poirytowany.

- Wisi mi to jak się nazywają. - wzruszyła ramionami i zlustrowała wyższego od siebie chłopaka.

- Jesteście rodzeństwem? - zapytał niższy czarnowłosy.

Spojrzała na niego i zwilżyła usta.

- Ta, niestety. - westchnęła i uśmiechnęła się kątem oka widząc reakcję brata. - Starsza siostra. - sprecyzowała znowu poświęcając całą swoją uwagę brunetowi.

- Też grasz? - uśmiechnął się do niej szeroko.

- Czasami sobie poodbijam. - niedbale machnęła ręką. - Zdecydowanie wolę komuś przyłożyć. - uśmiechnęła się diabolicznie.

Takao pobladł lekko i już nic więcej nie mówił. Odwróciła się rzucając ostatnie spojrzenie okularnikowi i podeszła do Taigi.

- Jaka jest jego specjalność? - nachyliła się do niego.

- Piekielnie wysokie i dalekie trójki. - odpowiedział równie cicho.

Pokiwała wolno głową i poklepała brata po barku.

- No to sobie poskaczesz. - zaśmiała się cicho.

Machnęła ręką na odchodne i powolnym krokiem wróciła do swojego pokoju.

~

Cicho pogwizdując weszła na salę gdzie miał się rozgrywać mecz sparingowy pomiędzy Liceum Seirin a Liceum Shutoku. Kulturalnie, nikomu nie przeszkadzając podeszła do trenerki.

- Cześć Skarbie. - puściła do niej oczko i uśmiechnęła się złośliwie.

- Nie mów tak do mnie, Kagami. - burknęła a na jej czole pulsowała żyłka irytacji.

- Oj już się nie denerwuj, złość piękności szkodzi. - nachyliła się i palcem uniosła jej podbródek. - A tak poza tym to gdzie Taiga? - wyprostowała się i rozejrzała po boisku.

- Poszedł po picie. - wyjaśniła zdawkowo i nadal poirytowana odwróciła się do zawodników.

Wzruszyła ramionami i podeszła do ławki siadając na niej znudzona. Obserwowała najpierw rozgrzewkę a potem mecz. Musiała przyznać, że trójki zielonowłosego okularnika robiły wrażenie i musiały być cholernie frustrujące. Piłka sobie leci a ty nic nie możesz z tym zrobić. Jak dobrze, że w boksie nie ma takich problemów, wystarczy komuś przyłożyć tak aby już nie wstał. Odchyliła się do tyłu i westchnęła lekko. Teppei też robił wrażenie ze swoim Prawem Wyboru. Nigdy nie wiesz czego się spodziewać. Przeniosła wzrok na Izukiego, jego Sokole Oko mogło napsuć sporo krwi ale Shutoku miało tego Takao i wydawać by się mogło, że potrafi więcej niż Shun.

- Hej, Kagami-san! - pomachał do niej wyszczerzony Kazunari. - Zagraj z nami! - podrzucił piłkę w dłoni.

Faktycznie, nawet nie zauważyła kiedy skończyła się rozgrywka.

- Nie. - odpowiedziała krótko i wstała przeciągając się.

- Eee? Dlaczego? - przekrzywił głowę zawiedziony.

- Nie mam szans z Twoim Okiem czy trójkami Szczypiorka. - wzruszyła ramionami. - Po co się starać jak na starcie wiem, że przegram? - zapytała retorycznie i mijając zdyszanych zawodników wyszła z sali.

~

Wyszła na korytarz prosto z łaźni nie przejmując się wodą kapiąca z jej włosów.

- Taiga wrócił? - zapytała widząc Aidę na korytarzu.

- Właściwie to nie wiem. - powiedziała lekko zaskoczona tym faktem.

Drzwi obok nich gwałtownie się otworzyły a w nich stał przepocony Kagami.

- Właśnie skończyłem zakupy. - wysapał wściekły.

- Co? Dopiero teraz?! - wydarła się zaskoczona szatynka prawie upuszczając pojemnik trzymany w dłoniach.

- Nie było nikogo na sali jak wróciłem! - rzucił z wyrzutem. - Wiem, że nie chodziło o picie ale proszę. - wystawił rękę z siatką pełną puszek i postawił przed dziewczyną.

- Coś dużo tego. - burknęła Ikuyoko.

- Kupiłeś też dla Shutoku?! - Riko zajrzała do torby i zrobiła wielkie oczy. - Ile okrążeń zrobiłeś? - zapytała wracając wzrokiem na Taigę.

- No to sobie pobiegałeś. - zaśmiała się krótko czerwonooka.

- Jestem padnięty. - westchnął ignorując uwagę siostry i zamknął drzwi. - Czas na kąpiel. - minął je i ruszył korytarzem.

- Ale on wie, że jest już zamknięte? - szepnęła do brązowookiej.

- Chyba nie. - odparła patrząc z politowaniem na oddalającą się sylwetkę koszykarza.

~

Następnego dnia wieczorem oddawała się błogiemu lenistwu podczas gdy Riko zajmowała się obiadem. Siedziała sobie na ławce z przymkniętymi oczami wsłuchując się w odgłosy wokół niej. Niestety pewien irytujący szatyn postanowił zakłócić jej spokój.

- Siemka! - podszedł do niej wyszczerzony Teppei.

- Spadaj stąd . - burknęła nawet nie wysilając się na otwarcie oczu.

- Co porabiasz? - usiadł obok niej puszczając jej słowa mimo uszu.

- Próbuję odpocząć od nadmiernie rozgadanych koszykarzy. - warknęła. - Daj mi spokój, Żelazne Serce. - westchnęła odchylając głowę do tyłu.

- Nie mów tak na mnie. - zajęczał błagalnie.

- Dlaczego, Niekoronowany Królu? - uśmiechnęła się złośliwie pokazując szereg białych zębów.

- To też możesz sobie darować, Ikuyoko! - fuknął obrażony.

Prychnęła poirytowana i wreszcie otworzyła oczy.

- Co Ci w tym przeszkadza? - zapytała wreszcie patrząc mu w oczy.

- Po prostu nie lubię. - wzruszył ramionami z poważną miną.

- Niech będzie. - westchnęła znowu przymykając oczy. - Chcesz czegoś konkretnego? - burknęła cicho.

- Pogadać. - pomimo że go nie widziała to wręcz czuła jak się szczerzy.

- Więc gadaj i idź stąd. - mruknęła.

- Kiedy masz urodziny? - rozsiadł się wygodniej i zapatrzył w niebo.

- Naprawdę? O tym chciałeś pogadać? - uchyliła jedną powiekę i posłała mu zdziwione spojrzenie.

- Tak. - pokiwał energicznie głową.

- 10 stycznia. - odpowiedziała obojętnie zamykając oko.

- Ja 10 czerwca. - odparł wiercąc się na ławce.

- Masz jakiś motorek w dupie, że się tak kręcisz? - warknęła na niego.

- Zagrajmy. - wypalił i spojrzał prosto na nią.

Otworzyła oczy i spojrzała w te jego, wyrażające tylko nadzieję.

- Do cholery! - burknęła wstając z ławki. - Idź po piłkę. - rzuciła idąc w stronę boiska.

Związała włosy i zaczęła się rozgrzewać. Długo nie musiała czekać aż Pan Wiecznie Uśmiechnięty wróci z pomarańczowym pociskiem.

- Do 5. - zaznaczyła na wstępie.

- Jak sobie życzysz. - rzucił w nią piłką.

Złapała ją i zaczęła kozłować. Ustawili się naprzeciwko siebie i lustrowali wzrokiem tak jak za każdym razem gdy grali. Ale dlaczego tak mu zależało? Jak można się było spodziewać, wygrał.

- Dzięki za grę. - wyciągnął do niej rękę.

- Ta. - mruknęła i odwróciła się zostawiając go samego.

Przeszła parę kroków a na jej drodze stanął koszykarz z puszką zupy fasolowej.

- Pan Szczypior. - stwierdziła beznamiętnie.

- Jak mnie nazwałaś? - poirytowany poprawił okulary.

- Przeliterować? - zapytała wrednie.

Lustrowali się wrogim wzrokiem póki nie dogonił jej Teppei.

- Spokojnie! - wszedł pomiędzy nich z uniesionymi dłońmi. - Bo się jeszcze pozabijacie.- zaśmiał się nerwowo.

- Do zobaczenia, Szczypiorku. - minęła ich i pomachała niedbale.

- A żeby Cię tak piekło pochłonęło. - warknął za nią.

- Bez sensu. Stamtąd przyszłam. - zaśmiała się i weszła do budynku.

Zaraz za nią wbiegł Kiyoshi.

- Dlaczego „Szczypior"? - zapytał rozbawiony równając się z nią.

- Widziałeś jego włosy? - spojrzała na niego z politowaniem. - Zielone i cienkie. Zupełnie jak szczypiorek. - weszła do pokoju nawet się z nim nie żegnając.

- No przecież... - zaśmiał się pod nosem.

Schował ręce do kieszeni i z nikłym uśmieszkiem ruszył do swojego pokoju.

-----
Witam Szkraby!
Nudzi mi się niemiłosiernie w tym autokarze. Ciasno, duszno, głośno i mnóstwo ludzi!
Możecie pisać jak tam u was a ja wracam do pisania bo to jedyna rzecz, którą mogę w tej sytuacji robić.
Powiem wam jeszcze, że zawsze pisałam na komputerze i teraz gdy jestem zmuszona do robienia tego na telefonie jest mi jakoś dziwnie.
Mniejsza z tym.
Miłego!

~ Ignis

-----

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top