#8

Izefil doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że czas spędzony w gospodzie jest najlepszym okresem jego życia. Miał dom, pieniądze i... miłość. Nie chciał za żadne skarby świata z tego danego mu przez los zestawu rezygnować, jednak coś stanęło mu na przeszkodzie i okazał się tym być on sam. Mógłby cieszyć się długo stabilizacją i nie narażać na przykrości – wystarczyło zaledwie zapętlić się w uroczej rutynie i trwać w niej na zawsze. Stety lub niestety, Izefil odbiegał znacznie od typu człowieka, który był w stanie tego doświadczyć. Ciężko wskazać choć jeszcze jedną osobę, która podejmowałaby spontaniczne decyzje z równie wielką częstotliwością. Fakt, Izefil nie umiał planować. Choćby wysilał się i wysilał, jego potwornie ciągnące się rozważania okazywały się bezskuteczne. Ostateczny wyrok za każdym razem podejmowany był niewłaściwie, z czego nierzadko padało na ten najgorszy z możliwych. Pewnie dlatego młodzieniec nie utrzymał się nawet dwa miesiące w ochotniczym wojsku. Zdezerterował podczas pierwszej bitwy, zostawiając całe poprzednie życie oraz rannych przyjaciół za sobą. Wtedy uświadomił sobie, że nie nadaje się... do niczego. Potrzebował wsparcia i jako pierwsza napatoczyła się Karwidia.

Reszta historii jest już znana; aktualnie Izefil próbuje znów podjąć decyzję. Stawką stał się kolejny raz komfort dotychczasowego życia. Oraz bohater ten właśnie kolejny raz zupełnie nie przyjmuje tego do wiadomości...

„Pojadę!" – cicho myślał, by Karwidia niczego nie spostrzegła. – „To jedyne wyjście."

Powtarzał to ciągle, bez końca, do znudzenia jak mantrę, aż w końcu utwierdził się w swym ślepym przekonaniu. Nie wyobrażał sobie przecież przeżywania tego okropnego bólu głowy już na wieczność! Nie musiał skazywać się na niego przez głupią bezczynność, to on był panem swojego losu, ot dokładnie!

Wolne żarty, główną siłą napędową Izefila stał się w tym momencie Anisel, przy którym w ogóle wpadł na genialny, aczkolwiek poroniony pomysł. Nie wolno jednak nikogo za to winić, w końcu nawet najwybitniejszym jednostkom w miasteczku nie były znane skutki słuchania tajemniczych zjaw rodem z koszmaru.

Kości zostały rzucone – popołudniem Izefil szybko zebrał swoje manatki i obejrzał się po pokoju. Nie mógł zostawić po sobie całkowitej pustki. Nie mógł też zostawić po sobie zbyt wiele. Najchętniej zniknąłby nawet niezauważony na jedną jedyną noc, lecz okazywało się to zdecydowanie niemożliwe ze względu na odległość wspominanego Rnidna od dotychczasowego domu. Zapowiadała się dłuższa nieobecność.

Izefil po chwili namysłu przebrał się i porzucił w najbardziej znienawidzonym przez Karwidię miejscu (za łóżkiem) przepoconą beżową koszulę bez rękawów.

Niech leży i oznacza teren, taki sygnał zamigotał w męskim mózgu.

Następnie westchnął. Karwidia. Gdy dziewczyna zorientuje się, że kogoś istotnego brakuje, na pewno nie będzie zadowolona. Może to tylko kilka krótkich dni, dwa lub trzy, lecz wypadałoby ją uspokoić... A Rozalia? Ta to dopiero wpadnie w panikę! Izefil nie mógł ryzykować popsuciem wszystkim, czyli aż Karwidii i Rozalii, humoru przez swoje potrzeby.

Spojrzał mimowolnie na drewnianego tygrysa wgapionego w bujany fotel, szepczącego coś z półki.

„Co tam mamroczesz, figurko?"

Młodzieniec odnalazł ołówek oraz skrawek papieru, który przymocował naciskiem lewej dłoni do ściany. I pisał.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top