#39
Krople wody opadły i zaginęły w rzece.
Cała sylwetka Weroniki zdała się owiać cieniem, kiedy dziewczyna wysiliła się na niewyjaśnione spojrzenie w kierunku Izefila. Wtedy ten również uspokoił się natychmiast.
– Weroniko? – spytał, widząc towarzyszkę stygnącą dłużej w bezruchu. – Coś się stało?
Ona zaraz wyskoczyła na brzeg po swoje ubrania, nie zaszczycając młodzieńca jakimkolwiek tłumaczeniem.
– Zostań – rzekła przez ramię – muszę zniknąć na sekundę. Sama.
Nie poszedł za nią.
*
Tchórz! Oferma! Idiota! To chyba najlepszy opis tego typa. On nie potrafi niczego ze sobą zrobić, we wszystkim jest fatalny! Nawet nie raczył teraz zaprotestować... Mam go dość!
Jak mogłabym nie mieć go dość, kiedy psuje niemal każdą rzecz, którą dla niego przygotuję?!
Gdybym tylko mogła bardziej na niego wpływać...
Ach tak, nie rozumiecie. Tu ja, Weronika. Lub raczej nie Weronika... Po prostu Ja. Ta Ja, której imię nie ma żadnego znaczenia. Ujawniam się, bo wiem, że ktoś kiedyś przeczyta te słowa. I dobrze, niech będzie to Moje pierwsze i ostatnie trzeźwe wyjaśnienie, zanim przepadnę w psychiatryku razem z całą tą Moją twórczością.
Nawet nie macie pojęcia, jak trudno jest Mi utrzymać narrację trzecioosobową. Trzeba powstrzymywać się od niestosownych wtrąceń, bo musi być ona obiektywna...
Gadanie! To Moja historia i oznajmiam, że mogę przecież robić, co chcę! Tak! Hulaj dusza, Mój świat spod Mojego pióra! Mam rację?
Swoją drogą, większość tego świata zepsuła się już dawno temu, kiedy cholerny Izefilek okazał się jeszcze potężniejszym niedołęgą niż sądziłam.
Potem było tylko gorzej, i gorzej, i choć próbowałam przywrócić mu właściwy porządek... Aktualnie jest tak, a nie inaczej.
Czyli dupa.
Ciemnica.
Nadziei brak.
Pewnie myślicie, że pojmiecie w Moim wywodzie coś więcej? Możliwe... lecz zapewne niewiele to będzie nowego.
Ta bajeczka o odważnym wojowniku zdolnym ocalić kogokolwiek? W życiu nie wyobraziłam sobie banalniejszej i tak nierealnej bzdury! Skoro Izefilek nie jest w stanie ocalić samego siebie, wątpliwe, żeby miał kiedyś miejsce podobny epizod. Muszę dać sobie z nim spokój, nic z tego nie będzie. Nic mu nie pomoże. Już zupełnie nic. Tym bardziej treningi Żaby.
Nie pozwolę, by zależało Mi na jego „męstwie".
Niech dalej cierpi, niech jest jak Ja. Może... może pierwsza zdołam się zmienić...
Och, Żaba! Mój Klaudiuszek! Wyłącznie dla niego oraz jego niesamowitych oczu pojawiłam się poza swoją nudną rzeczywistością!
Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Dlaczego potem twierdziłam, że przebywanie z tym palantem, Izefilem, coś przyniesie? Jak mogłam stracić tyle czasu?!
Nie, w tym momencie nie mam absolutnie nic do stracenia. Spieprzyłam całkiem główny wątek i swoje wcielenie przyjdzie Mi wykorzystać na wiele interesujących sposobów!
Żaba i Żmija tylko na to czekają! Zobaczą, jak bardzo pragnę Klaudiuszka, jego bliskości!
Czemu akurat jego? Od zawsze miałam do niego inne podejście niż do pozostałych. Naprawdę stał się dla Mnie ważny, nie widzę swojej przyszłości bez tego chłopaka!
Czasem rozmyślam nad tym i zwykle dochodzę do wniosku, że chyba go kocham, jeśli takiemu potworowi jak Ja w ogóle wolno kochać.
Zaczęło się dawno. Dawno, dawno, kiedy jeszcze dostawałam jakiś szacunek i zaufanie z jego strony. Fascynowało Mnie to życie, które stworzyłam, a Klaudiusza stworzyłam pierwszego. Fascynuje nieustannie, bo jest cudowne.
Idealne, wspanialsze niż marzenia...
Umiałabym opowiadać tak w nieskończoność, lecz po co? Czy ktoś ma gwarancję, że piszę szczerze?
Nikt mi nie wierzy...
Zrozumiecie w swoim czasie tyle, ile potrzeba.
Tymczasem przejdźmy do narracji trzecioosobowej. To zwyczajnie... lepiej brzmi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top