#26

Ostatecznie Rozalia nie zobaczyła zdrętwiałego Olgierda w wynajętym pokoju. Nie znalazła go też nigdzie indziej po tym, jak Karwidia postanowiła zyskać odpowiednią potęgę, by bezlitośnie zgładzić kobietę. Ta mogła jedynie rozpaczać, że wszyscy, których znała w gospodzie, naraz zniknęli i smarkać w swoją brudnopomarańczową chustkę.

Karczmę zastano zamkniętą szybko, następnego dnia rano, lecz nie to było dziwne.

A przez noc wydarzyło się najwięcej.

Zaczęło się, gdy Karwidia przetaszczyła Olgierda za pokój, za tawernę i za budynki do lasu. To już zdumiewało. Nie zawsze po zmierzchu widzi się drobną dziewczynę sunącą jak gdyby nigdy nic z rękami wielkiego chłopa pod pachami, ale jej nikt podczas tej akcji nie zobaczył. O to zadbała znakomicie. Dobrze też wiedziała, co robi, kiedy usadziła zamienionego w słup soli mężczyznę przed niskim pieńkiem.

Pomyślała chwilę. Trzeba było podejść do wszystkiego na spokojnie oraz rozważnie. Dlatego wtem wbiła palce w przedramiona Olgierda, zacisnęła mocno.

– Daj mi – zasyczała łapczywie – siłę! Teraz!

Jednak on nie odezwał się ani słowem, tylko trwał w tym swoim głupim przejęciu, z głupimi szeroko otwartymi oczami i z jeszcze głupszą miną. Cienias! Wydawał się znacznie groźniejszy, gdy go zabijała! Gdzie się zapodział jego iskrzący potencjał? Wcześniej Karwidia była nawet w stanie ogłosić go swoim wspólnikiem, by razem pożegnać Rozalię, a on to zepsuł!

Coś zaszeleściło nad głową gardłowym westchnieniem.

Zatem jeszcze jedna próba.

– Połączmy się – kusiła. – To najlepsze, co możesz zrobić w tym stanie. Jeśli kiedykolwiek cię obchodziłam... zabij mnie. Pozwól poznać tamten wymiar. Wiem, że chcesz, że potrafisz. Pozbądźmy się ich wszystkich, są bezsensowni i zbędni! Wiesz? Nikt tu nie jest potrzebny poza nami, Olgierd. Rozpoczniemy od Rozalii. Czyż to nie brzmi wspaniale? Dalej, rusz się! Pokaż jakiś znak!

Zdawał się nie słyszeć. Chórek świerszczy odpowiadał za niego świszcząco, trawa kołysała się z wiatrem zamiast bezwładnych rąk. Karwidii to nie przeszkadzało. Była pewna, że on słucha i nie pomyliła się.

Wkrótce ugięły się pod nią kolana.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top