Szkarłatne miasto
One shot z okazji Halloween :)
Brukowane, opustoszałe uliczki, kamienne budynki, szczelnie pozamykane domy, zasłonięte okiennice. Idąc uliczkami między nogami przebiegają szczury. Pochowane po wszystkich kątach miasta. Miasto pozbawione kolorów. Szarość, czerń i wszystkie ich odcienie opanowały wymarłe na pozór miasteczko. Prowizoryczne latarnie nie dające żadnego światła, a wszędzie w powietrzu unoszący się niepokojący metaliczny zapach.
Czy ktoś usłyszałby tutaj moje wołanie o pomoc? Raczej nie.
Zamykasz oczy, a gdy budzisz się wszystko wydaję się inne. Czy to sen? Myślisz sobie. Ale po czasie uświadamiasz sobie, że to jawa, a ty przeniosłaś się do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.
Boisz się. Ciało nie wie jak reagować w myślach prosisz Boga o pomoc. Lecz czy w tym miejscu Bóg istnieje?
Szkarłatne miasto. Miasto, gdzie nie ma wstępu nikt. W takim razie jak ja się tam znalazłam? Stałam przed lustrem. Szykowałam się na imprezę z okazji Halloween. Światło w łazience zaczęło mrugać. Wtedy nie myślałam, że to może być znak. Światło zgasło. Odruchowo zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam światło ponownie się paliło, a żarówka zachowywała się normalnie. Kontynuowałam swoje przygotowania. Jednakże po 10 minutach sytuacja się powtórzyła. Lecz z pewną dozą różnicy. Moje odbicie w lustrze, jakby nie należało do mnie. Twarz ta sama, ruchy również te same. Ale coś jednak się nie zgadzało. Wpatrując się w te oczy wiedziałam, że nie należą do mnie. Ich kolor zaczął się zmieniać, twarz pękać, a lustrzane odbicie wyciągnęło do mnie dłoń.
Pomadka, którą trzymałam w dłoni roztrzaskała się o podłogę. Zamknęłam oczy. Myślałam, że wszystko to jest wyłącznie moją wyobraźnią. Która od kilku dni płatała mi figle. Liczyłam, że gdy otworzę oczy pomieszczenie wróci do normy. Tak się nie stało.
Otworzyłam powoli oczy. Mrocznego odbicia nie było, ale mnie w łazience również nie było.
Stałam po środku niczego. Obudziłam się na drodze prowadzącej do wymarłego miasta. Byłam pewna, że śnię. Szczypałam się co jakiś czas myśląc, że to pomoże mi wybudzić się ze snu. Jednakże jak obudzić się ze snu, jeśli wcale nie śnisz?
Ledwo stawiałam nogę za nogą i szłam na przód brukowaną uliczką. Wkroczyłam do miasta. Miasta, w którym nie było żywej duszy i to dosłownie ani jednej żywej.
Zatrzymałam się przed kamienną bramą. Nadepnęłam na coś. Spojrzałam w dół, pod moim butem była jakaś stara, pożółkła gazeta. Wzięłam papier do ręki. Pierwsze na co zwróciłam wzrok była data wydania gazety. Przetarłam oczy ze zdumienia, gdy zobaczyłam datę 31 października 1635 roku. Jeszcze pięć minut temu znajdowałam się w mojej łazience w roku 2018. Przeniosłam się o 383 lat wstecz. W dodatku do kraju, który nigdy nie istniał na mapie. Nikt o nim nie wiedział i zapewne nigdy by się nie dowiedział, gdyby nie ja.
Kierowałam się samotnie uliczką prowadząca na wprost. Od kiedy otworzyłam oczy i obudziłam się w tym miejscu wciąż odnoszę wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Lecz przecież nikogo nie widzę. Zatem jak to możliwe?
Do mojego nosa dotarła metaliczna woń. Im dalej szłam tym mocniej odczuwałam niepokojący zapach. Zatrzymałam się w miejscu, w którym czułam go najsilniej. Zajrzałam do ślepego zaułku i tam dostrzegłam źródło zapachu. Sporych rozmiarów kałuża szkarłatnej cieczy, lecz właściciela do, którego mogła należeć brak. Jak to możliwe skoro w mieście ponoć nikogo nie ma. Ale uczucie ciągłe obecność niepokoi mnie. Czuję się nie tylko obserwowana, a w dodatku śledzona. Co powinnam zrobić w takiej sytuacji? Uciekać, wołać o pomoc, schować się, a może błagać o litość? Tak naprawdę żadna z tych rzeczy mi nie pomoże oraz nie jest dobrym pomysłem.
Wędrowałam dalej rozglądając się po mieście. W pewnych momentach, gdy mijałam jakiś dom miałam wrażenie, że słyszę dochodzące z niego dźwięki. Dlatego postanowiłam, że gdy znów usłyszę coś takiego sprawdzę to. Właśnie zbliżałam się do kolejnego domu. Przystanęłam obok niego i uważnie się przyglądałam. Co prawda nie słyszałam żadnych niepokojących dźwięków. Jednakże, gdy miałam już odchodzić zauważyłam ruch. Okiennica zatrzasnęła się. Nie jest możliwym, aby tak ciężka okiennica sama się uchyliła, po czym zamknęła. Nie było wiatru, który by jej pomógł. Miałam już pewność, że to miasto nie jest wymarłe. Tylko takie sprawia wrażenie.
Nigdy nie oceniaj książki po okładce.
Skoro żyją tutaj ludzie, dlaczego się ukrywają? Czemu nikt nie wyszedł mi naprzeciw? Nie bez powodu tak dobrze się maskują. Już wiedziałam wtedy, że nie są to zwykli ludzie, a ja nie cofnęłam się w czasie do zwyczajnego miasteczka w roku 1635.
Szczelnie pozamykane drzwi i okna. Ponure budynki, brud na uliczkach z kamienia, szczury i przede wszystkim krew oraz jej metaliczny zapach unoszący się w powietrzu.
Doszłam do końca drogi wylotowej z miasta. Stałam tyłem do budynków, które pozostawiłam za sobą. Spoglądałam na lasy przed sobą. Czarne postacie co jakiś czas migały mi przed oczami chowając się skrupulatnie przede mną za drzewami. Jednakże podchodziły coraz bliżej. Nie bały się mnie. Nie odczuwały strachu przed moją osobą. Teraz to ja odczuwałam strach przed nimi.
Odwróciłam się przodem do miasta i postanowiłam zrobić coś ryzykowanego.
-Wyjdźcie! Nie chowajcie się! Pokażcie się! - krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam.
Moje słowa zostały wysłuchane. Okiennica zaczęły się nagle otwierać, firanki poruszały się. W oknach pojawiały się nowe twarze. Drzwi jedne po drugich otwierały się, a z nich wyłaniały się kolejne postaci. Czarne postacie, które migały mi w lesie również wyszły mi na przeciw. Zostałam okrążona przez blade, czerwonookie istoty, które powoli ruszyły w moim kierunku. Ktoś pociągnął mnie za rękę i wciągnął do ciemnego zaułku. Zakrył mi usta, abym nie mogła wydać z siebie najmniejszego dźwięku. I tak nie miałabym po co krzyczeć. Tutaj nikt mnie nie uratuję. Znając życie prędzej czy później umrę tutaj.
-Nierozsądnie wywoływać wilka z lasu - mężczyzna zabrał rękę z moich ust.
-Kim jesteś? - spytałam nie spuszczając wzroku z osoby stojącej przede mną.
-Jak śmiertelniczka się tutaj dostała? - zignorował moje wcześniejsze pytanie.
-Też bym chciała wiedzieć - wzruszyłam ramionami.
-Masz szczęście, że istoty które cię otoczyły są trochę bezmyślne. Chodź pokaże ci tych, którzy są bardziej spełna rozumu - zostałam złapana za nadgarstek i pociągnięta za sobą.
Wąską uliczką doszliśmy do zakrętu. Stamtąd udaliśmy się ślepej uliczki. Mężczyzna, który mi towarzyszył nagle się zatrzymał, a więc uczyniłam to samo. Wskazał mi palcem na koniec zaułku. Żałuję, że nie odwróciłam wtedy wzroku. Dostrzegłam jakąś przygarbioną ciemną postać trzymającą w swoich objęciach kobietę. Przewieszona przez jego ramię ręka kobiety bezwładnie zwisała, a krew się kapała na ziemię. Nagle ta postać puściła ciało kobiety, które obuchem uderzyło o ziemię i spojrzała na mnie swoimi czerwonymi ślepiami ocierając przy tym krew ze swoich ust.
Mężczyzna, który mnie tutaj przyprowadził złapał mnie za nadgarstek, a następnie pociągnął za sobą. Zostałam zaprowadzona do kolejnego zaułku. Staliśmy na przeciwko siebie i wpatrywaliśmy wzajemnie w swoje oczy. Uroda mężczyzny była nieskazitelna. Jasna, gładka skóra bez żadnych skaz. Nienaturalne kolorem oczy i połyskujące tęczówki. Krótkie, zadbane i idealnie ułożone czarne włosy, które wyglądają na lżejsze oraz delikatniejsze od ludzkich. Połyskujące paznokcie, które sprawiają wrażenie szklanych. Mimo, iż mężczyzna jest drapieżnikiem sprawia wrażenie kruchego i bardziej delikatnego od człowieka. Jego wygląd sprawia, że zwykły śmiertelnik mógłby pomylić go z aniołem. Jednakże w rzeczywistości to diabeł w ludzkiej skórze.
-Witaj w Szkarłatnym mieście. Mieście wampirów, skąd żywy śmiertelnik nie wychodzi - błysnął mi kłami, po czym przygwoździł do muru, a nasze spojrzenia ponownie skrzyżowały się na krótką chwilę.
Zapadła ciemność.
Happy Halloween:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top