18. Biegnij Nika, biegnij!

I w tej oto chwili zasłoniłam oczy prawą ręką, tylko po to, by odsłonić je, gdy oślepiające światło już minie.

No bo w końcu jak miałabym inaczej zobaczyć, co czeka mnie dalej?

Nijak chyba.

A to, co zobaczyłam było... szarym niebem, ciemnymi budynkami...
Na dole dość duży plac, a na nim grupka shinobi. Chyba shinobi tak w zasadzie, bo przyznam szczerze, że na 100% widziałam tylko "grupkę".

Walić czy to cywile, ninja czy kanibale! Grupa, to grupa i już. A skoro to wioska ninja, to najpewniej byli to właśnie shinobi!

"A tak w sumie, która to wioska? - przerwałam swoje własne dywagacje, lecz czując dreszcze na całym ciele, sama zorientowałam się jak brzmi odpowiedź na to pytanie. - No tak. Wilgotna, gęsta mgła".

Zacisnęłam dłonie, kiedy chłodny wiatr przypomniał mi o braku grubszego ubrania.
Miałam w zasadzie tylko kimono, które dał mi Kabuto. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła mu za nie podziękować.

No i jeszcze dziury, które jakimś cudem trzymają się razem. Innymi słowy - moja bluza.

Ale o czym ja to...?

Wstrzymałam oddech, czując za sobą obecność drugiej osoby.

Znacie to uczucie, kiedy obejrzycie coś strasznego, a potem w nocy idziecie do toalety i macie przeświadczenie, że ze wszystkich zakamarków coś na was czycha?

No właśnie.

Ja miałam okazję oglądać w tym świecie mnóstwo strasznych rzeczy. Pamiętacie na przykład... No wiecie... to... Eee...

Gębę Rinjiego?

No dobra... na pewno zobaczę jeszcze inne... cosie.

Wzięłam wdech, chcąc odwrócić się w stronę potencjalnie stojącej za mną osoby, jednak zanim zdążyłam to zrobić, przez moje ciało przeszedł kolejny dreszcz.

I nie był on tym razem spowodowany obecną pogodą.

- Kim jesteś? Dlaczego nas obserwujesz? - Zamarłam, trochę nie za bardzo kojarząc głos, który do mnie przemówił.
Inny dźwięk rozpoznałam za to dość dobrze...

"Kunai".
Zanim zaczęłam rozważać o wszelkich możliwościach intencji nieznajomego, wreszcie stanęłam do niego przodem.

Moje brązowe oczy spotkały się z jego czarnymi tęczówkami.

Ciemne, sterczące włosy, typowy uniform Wioski Ukrytej Mgły...

Nie... ani trochę nie kojarzyłam tego gościa.

- Odpowiadaj! - On chyba mnie też nie. Co zresztą byłoby dziwne, skoro na odwrót to nie zadziałało.

- J-ja... Eee...e... - A jakie było pytanie?

Oczywiście nie mogłam powiedzieć mu tego wprost, bo pewnie jeszcze bardziej by się zdenerwował.
Chociaż jeśli nie odpowiem...

- Uwierzy pan, że jestem tu przypadkiem? - zapytałam, uśmiechając się niewinnie, ale to chyba na niego nie podziałało.

- Lepiej powiedz skąd się tu wzięłaś - oznajmił niezbyt przyjaźnie, a ja zamiast zastanawiać się poważnie nad odpowiedzią, myślałam nad tym, gdzie on mógł schować tego kunaia. - Nie wyczułem wcześniej twojej obecności - zarzucił mi. A może sobie?

Nadal nie mogłam wzrokiem nigdzie namierzyć jego sztyletu. Eh...

- Ja... po prostu... się tu... weszłam - westchnęłam.

Tak, kłamanie nie jest moją mocną stroną. Tak w zasadzie, to żadną nie jest.
Jestem w tym gorsza od Spider-man'a! (Jeżeli ktoś wie o jakim niskim poziomie tu mowa ;)

W takim razie czas na plan B.

- W takim razie wytłumaczysz się gdzie indziej - stwierdził bez zbędnych dopowiedzeń, a moja mina musiała w tamtym momencie wyglądać komicznie.

Ale jak niby wy byście zareagowali na wieść o aresztowaniu za wywalenie was w nieodpowiednie miejsce nie z waszej winy?!

No i musiałam na szybko wykminić jakiś "porządny" plan B...

Kiedy mężczyzna zaczął się do mnie przybliżać, ja zaczęłam się cofać.

- Nie mogę, bo... - Spojrzałam w bok, mając nadzieję, że zobaczę tam coś, co mi pomoże.

Nie widziałam.

- Ee... Słyszał pan o radioaktywnym akwaraium? - To była już moja obrona ostateczna, ale korzystając z chwili zdziwienia tamtego, postanowiłam po prostu zbiec.

Zeskoczyłam w ciemny zaułek, nawet nie zastanawiając się czy jest to dobry pomysł, jak się po tym pozbieram, albo chociaż kto mi wypłaci po tym odszkodowanie.

Na szczęście (przynajmniej moje) niczego sobie nie złamałam ani tym podobne, ale to już historia na inny raz.
W końcu kto nie wolałby posłuchać o tym, jak wiałam gdzie pieprz rośnie przed nowym znajomym?

Mówiąc szczerze - gdybym była wtedy prawdziwym strusiem pędziwiatrem, to na pewno oderwałabym się od ziemi.

W końcu strusie, to też ptaki!

Nie wiedziałam dlaczego tak lecę, ani nawet gdzie, ale to już były problemy, którymi nie zamierzałam się zajmować.

Po prostu coś podpowiadało mi, że jeśli tamten gość mnie dopadnie, będzie po mnie.

No w końcu to Wioska Mgły, co nie?

Nawet nie wiem kiedy znalazłam się poza jej granicami.

Nie pytajcie którędy wyszłam, bo też tego nie wiem.

Najwyraźniej musiało mnie wyrzucić w miejsce, które jakimś cudem idealnie nadawało się do ucieczki.

A pamiętacie, jak mówiłam wam o uczuciach? No to mała powtórka.

Znacie to uczucie, kiedy serce próbuje wyskoczyć wam z klatki piersiowej, a wy zwalniając potykacie się o niewiadomo co i wtedy...

...po prostu robicie takie BUM i zategowujecie w ziemię.

Wtedy też podczas pięciu sekund ciemności i ciszy, kiedy to macie okazję zemdleć, aby po chwili obudzić się w jakimś innym miejscu i zobaczyć jak fabuła potoczy się dalej, tak - właśnie wtedy zastanawiacie się, czy ucieczka rzeczywiście była dobrym pomysłem oraz jak to wpływnie na wasz dalszy los, wydarzenia i przyszłość!

Ale tę właśnie chwilę przerywa wam fakt, że wasza skóra zaczyna się jarać.

- Auci, auci, auci, kurczaki żesz... - zaczęłam rzucać przypadkowymi słowami, zrywając się z gorącego podłoża, na którym oczywiście (bo czemu nie?) wylądowałam.

Przez moment, trzymając zimną dłoń przy oparzonym miejscu, wodziłam wzrokiem po ciemnym krajobrazie, który rozświetlały niedogasłe jeszcze... No właśnie. Co to było?

Podeszłam bliżej pseudo-płomieni, których ślady widniały w jeszcze paru innych miejscach.

Czy to była...

"Lawa?"

Witajcie! I co tam u was?

Kojarzy ktoś nawiązania do kreskówki Mega Spider-man?
A może jakieś inne, do DC na przykład? Właściwie było tylko jedno.

No to na koniec... (chyba muszę zacząć się żegnać w różnych językach czy coś, żeby było ciekawiej) ...do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top