Prolog
Kochani, ważny update: książka znalazła nowego wydawcę!
Premiera jest zaplanowana na drugą połowę przyszłego roku, a ja wkrótce podam, które wydawnictwo zaopiekuje się powieścią. Nie jestem w stanie opisać słowami swojej radości! <3
Będzie mi też bardzo miło, jeżeli zechcecie zaobserwować moje media społecznościowe (@annapiechowiak_autorka na Instagramie i Tiktoku), gdzie będę zamieszczać na bieżąco wszelkie informacje związane z powieścią, a także treści dotyczące tematyki okołoksiążkowej.
*
23 września 2016 roku
Niektóre książki po prostu nas wołają.
Stare, oprawione w skórę tomiszcze bez tytułu, upchnięte w kartonie pomiędzy Iliadą a biografią Cezara, było jedną z takich książek. Sabina wyjęła ją ostrożnie i wytarła dłonią przykurzoną okładkę, czując pod palcami dziwne mrowienie. Skóra wydawała się ciepła, jakby jeszcze przed chwilą ktoś trzymał ją na kolanach.
Zaczęła wertować pożółkłe strony, mrużąc oczy na mrocznawym zapleczu antykwariatu, by odczytać zapisane wymyślną czcionką tytuły rozdziałów. Rytuały: zasady ogólne, Klątwy i ich konsekwencje, Symbolika magicznych kręgów... Skąd wzięło się tutaj coś takiego?
Podniosła się z klęczek i przecisnęła między stertą zaklejonych taśmą kartonów, które zajmowały niemal całą przestrzeń zaplecza. Lawirując między nimi, uderzyła się łokciem o metalowy regał i omal nie upuściła księgi. Zaklęła pod nosem, rozmasowując bolące miejsce. Naprawdę kochała pracę w antykwariacie, ale nie obraziłaby się, gdyby miała do dyspozycji trochę więcej niż pół metra wolnej przestrzeni.
– Dziadku? – zagadnęła, wchodząc do części dostępnej dla klientów. – Wiesz może, co to za...
Zatrzymała się nagle i zamilkła, gdy dziadek Władysław posłał jej ostrzegawcze spojrzenie znad kasy. Przy ladzie stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który odwrócił się na dźwięk jej głosu. Twarz miał całkiem przystojną, choć ewidentnie przekroczył już pięćdziesiątkę. W dłoni trzymał jakąś sfatygowaną książkę.
Sabina poczuła irracjonalną potrzebę, by wyrwać mu ją z ręki.
– Przepraszam – bąknęła spłoszona.
Nieznajomy spuścił wzrok na księgę, którą przyciskała do piersi, po czym spojrzał jej prosto w oczy i lekko skinął głową. Uśmiechał się, a mimo to nagle przeszył ją lodowaty dreszcz.
Uciekaj, krzyczało coś w głowie.
Z trudem powstrzymała się przed ostentacyjnym schowaniem księgi za plecy, sztywno odwzajemniła uśmiech i wycofała się z powrotem na zaplecze. Znowu uderzyła się o regał, tym razem kolanem, ale serce waliło jej tak mocno, że niemal nie poczuła bólu.
Nie wyszła z zaplecza, dopóki dźwięk dzwonka nad drzwiami nie oznajmił o odejściu nieznajomego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top