| 5 |
– Co tu robisz? – spytałam na wstępie, gdy otworzyłam drzwi.
Bruneta twarz zdobił cwaniacki uśmiech. Zupełnie, jakby sytuacja była zwyczajna. Spędziliśmy ze sobą raz godzinę, a po jego zachowaniu zastanawiałam się, czy nie miałam amnezji. Nie mówiłam mu gdzie mieszkałam. Na pewno. Na sto procent.
– Śledziłeś mnie? Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – Zasypałam go kolejnymi pytaniami, nie dając szansy odpowiedzenia na pierwsze.
Ewidentnie go śmieszyłam.
Opierał się nonszalancko o futrynę. Sprawiał wrażenie wyluzowanego, gdy moja mowa ciała, a także mina pokazywała mu, że nie żartowałam. Wahałam się w podjęciu decyzji; zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i w razie czego bronić się patelnią, czy zachować gościnną postawę? Nie chciałam wyjść na niemiłą, a z drugiej strony wątpiłam, że byłam w stanie go czymś urazić. Raczej nie przejmował się praktycznie obcymi mu ludźmi. Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie.
– Bądź ponad to. – Zaśmiał się.
Wszedł do środka bez zaproszenia, a ja stałam dłuższą chwilę w drzwiach. Zmieszana jego słowami, potrzebowałam chwili, by uspokoić szybkie bicie serca. Zacisnęłam mocno powieki, kiedy przypadkowe wspomnienia przewijały się przez moją głowę. Nie chciałam teraz o tym myśleć.
Usłyszałam hałas dochodzący z salonu, więc zamknęłam drzwi i szybko tam poszłam. Starałam się myśleć o czymś przyjemnym, zważając zwłaszcza na to, że nie byłam sama. Nie chciałam, by zobaczył moje łzy.
Brunet schylił się, żeby podnieść pilot z podłogi. Patrzyłam na niego nadal nie rozumiejąc, co robił w moim domu. Rozejrzał się po salonie, nie zwracając na mnie uwagi. Miałam się odezwać, lecz zamilkłam zdziwiona, gdy zaczął przesuwać stolik pod ścianę.
– Tobie się przypadkiem coś nie pomyliło? – Oburzyłam się, wymachując ręką. Zignorował mnie, dalej robiąc swoje. – Isaac! – krzyknęłam, coraz bardziej się denerwując.
Westchnął ciężko, prostując się, po czym spojrzał na mnie unosząc jedną brew.
– Co?
– Co? – Powtórzyłam po nim z niedowierzaniem. – Ja ci powiem co. – Ominęłam kanapę, dlatego stałam jakieś dwa metry od niego. – Nie możesz przychodzić tu, jak do siebie i robić przemeblowanie! Co ty sobie myślisz? Wyjdź! – Wskazałam ręką na korytarz. Nie żartowałam. Musiał natychmiast się stąd ulotnić.
Nie wzruszyły go moje słowa. Sięgnął dłońmi do tylnych kieszeni swoich spodni i z obu wyjął jakieś pomięte papiery. Po chwili zorientowałam się, że to były nieumiejętnie złożone gazety.
– Trzymaj. – Podał mi dwie z nich, chociaż poprawniej zabrzmiałoby wcisnął do rąk. W każdym razie nie przyjmował sprzeciwu.
Rozprostował jedną, następnie drugą i trzecią. Rozłożył je na podłodze, podczas gdy ja stałam, jak słup soli. Klękał na kolanach przy makulaturze. Poprawiał ich ułożenie, bo wciąż mu coś nie pasowało. Potrząsnęłam głową, wyrywając się ze zdumienia. Postanowiłam wykorzystać zapał do pracy chłopaka, dlatego również rozłożyłam na podłodze gazety, które ze sobą przyniósł.
Zastanawiał się nad czymś, właściwie tracąc kolejny raz czas, bo za pół godziny musiałam wychodzić do szkoły.
– Wszystkie są tych samych rozmiarów – powiedziałam.
Odwrócił głowę w moją stronę, by posłać litościwe spojrzenie.
– To mnie oświeciłaś.
Przewróciłam oczami, podchodząc do komody. Wysunęłam pierwszą szufladę i zabrałam z niej przezroczystą taśmę. Pomachałam ręką, w której trzymałam ów przedmiot. Isaac skinięciem głowy poparł mój pomysł.
– Pięć gazet nam nie wystarczy – oznajmiłam. – Sklej te cztery ze sobą. – Ręką wskazałam na podłogę.
Wyszłam z salonu, słysząc za sobą wołanie Isaaca. Zignorowałam go, jak on miewał to robić wobec mnie i pobiegłam do swojego pokoju. Otworzyłam szafę, siadając przy niej. Na jej dnie leżał stos starych gazetek dla nastolatek. Wzięłam je wszystkie, nie mając zbytnio czasu na wybranie konkretnych. Nie chciałam zostawiać Isaaca samego w moim domu, bo stracił swoją wiarygodność w moich oczach, kiedy stanął w moich drzwiach, a ja nigdy przed tym nie podałam mu mojego adresu.
Ciekawość wzięła górę, dlatego wracając do salonu od razu postanowiłam o to zapytać.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
Rzuciłam stertę młodzieżowych gazet na kanapę. Kilka osunęło się na podłogę, powodując hałas.
Brunet zamrugał kilka razy, spuszczając na moment wzrok. Podrapał się po karku, czując moje wyczekujące spojrzenie na sobie. Ewidentnie się zmieszał. Sprawiłam, że poczuł się niepewnie, co przez chwilę nawet mi się podobało.
– Byłem tu raz – odpowiedział. Wstał z fotela, by podejść do kanapy i wziął pierwszą lepszą gazetę.
Skrzyżowałam ręce pod piersiami, uważnie przyglądając się brunetowi.
– Nie przypominam sobie takiej sytuacji. – Zmrużyłam oczy, wzrok kierując lekko w górę, kiedy usiłowałam przypomnieć sobie chłopaka w moim domu.
Pokręciłam głową, przenosząc znowu wzrok na niego.
– Kiedy? – dociekałam. – Kiedy tu byłeś? – Poprawiłam się dla jasności.
– Twój brat na jednej imprezie dużo wypił. Ledwo chodził. Przywiozłem go. – Wzruszył ramionami. Jego lakoniczna odpowiedź nie pomogła mi przypomnieć sobie tego konkretnego dnia. Mylesa niestety często ktoś podrzucał w takim stanie. Nie dało się ukryć, że lubił wypić i czasem nie wiedział, kiedy należało przestać.
Isaac skupiał się bardziej na przedmiocie w swoich dłoniach, niż na rozmowie ze mną. Wydawało mi się, że próbował zakończyć temat. Nie mogłam okiełznać swojej ciekawskiej natury, gdy wszystko mi wskazywało, że coś przede mną zatajał. Właściwie im więcej z niego wyciągałam, tym więcej pytań miałam ochotę zadać.
Przeskoczyłam oparcie kanapy, przez co Isaac przypadkowo dostał ode mnie kopniaka w kolano. Niemal w tej samej chwili, co moja stopa zderzyła się z jego ciałem, wydałam z siebie głośny jęk spowodowany nagłym bólem.
– Cholera – wymamrotałam, zaciskając mocno powieki.
Podkuliłam nogę, sama nie wiedząc, w jaki sposób pozbyć się bólu. Najwyraźniej nie doszłam jeszcze do siebie po wypadku. Zagryzałam mocno wargę. Chciałam jakoś stłumić to, co czułam w nodze. Nie pomagało. Z moich ust wydobyła się pokaźna wiązanina przekleństw. W tym wszystkim irytował mnie Isaac. Zamiast chociażby udać chęć pomocy, stał z lekko rozchylonymi ustami i zmarszczonym czołem.
Zazgrzytałam zębami. Powoli bólu odchodził, dając odczuć jedynie pulsowanie obolałego miejsca. Wypuściłam powoli powietrze z płuc, odczuwając znaczną ulgę.
– Ty chyba sobie ze mnie żartujesz? – parskną Isaac.
Spojrzałam na niego z dołu. Moja kamienna twarz miała być jasną odpowiedzią dla niego.
– Przecież to nie bolało! – zawołał rozbawiony. – Lekko mnie kopnęłaś i zwijasz się z bólu?
– Tak – prychnęłam. – A w domu siedziałam trzy tygodnie, bo skaleczyłam się w palca.
Zaśmiał się cicho, po czym usiadł na kanapie. Przywarł plecami do oparcia, a głowę odchylił lekko do tyłu. Mizerny wyraz jego twarzy dawał mi trochę do myślenia. W jednej sekundzie spoważniał, jakby przechodził przez wahania nastroju. Wiedziałam, co to oznaczało. Coś go dręczyło.
Pomiędzy nami leżały gazety. Westchnęłam ciężko, ignorując powoli zanikające pulsowanie nogi. Usiadłam przodem do bruneta i wzięłam pierwszą gazetę ze stosu.
– Wszystko okej? – Potrzebowałam się upewnić.
Chciałam zachować się odpowiednio do sytuacji. Nie postępowałam, jak on. Z tego względu widząc jego nagłe przygnębienie, musiałam chociaż zapytać. Z drugiej strony cokolwiek siedziało mu w głowie, to nie tyczyło się mnie. Nie miałam pojęcia, jakie miał podejście do ludzi wtrącających się w jego sprawy.
Wzruszył ramionami, przymykając oczy. Uśmiechnął się delikatnie, na co uniosłam brwi. Chyba już nic nie rozumiałam.
– No dobra – zaczęłam. – W takim razie skończmy to szybko. – Miałam na myśli nasze maty do tańczenia, które nie kwalifikowały się nawet do amatorskich.
Niechętnie wziął do rąk gazetkę i wyrwał strony z środkowej części. Upłynęło nam tak około dziesięciu minut. Pracowaliśmy w ciszy, bo póki co nie dysponowaliśmy wspólnymi tematami. Ciężko złapać z nim tą samą falę, bo nawet jeśli rozmowa szła nam w miarę dobrze, to po chwili on znowu stawał się niespokojny.
Zawsze czułam się lepiej i wszystko szło mi sprawniej, gdy leciała muzyka. Z tego powodu włączyłam w telewizji stację muzyczną. Podśpiewywałam sobie cicho słowa piosenki ,,Starboy'' The Weekend. Myślałam, że Isaac uciszy mnie zirytowany, ale nawet nie zwracał na to uwagi.
– Czyli ta ostatnia będzie po prostu taka? – zapytał Isaac, gdy skończyliśmy, a ostatnia mata do tańczenia składała się z jednej gazety. – Przecież dwie osoby na to się nie zmieszczłą.
Dla potwierdzenia swoich słów stanął na makulaturę. Jego stopy nie mieściły się na jednej stronie, więc rzeczywiści dwójka miałaby mały problem w poruszaniu się, ale to część wyzwania. Musiało być trochę trudności w tej konkurencji. Nie wydawało mi się, aby uczestnikom zabawy to mogło przeszkadzać. Nawet przeciwnie. To jeszcze bardziej nakręcało rywalizację.
Wstałam z podłogi, żeby udowodnić Isaacowi swoją rację. Patrzył na mnie zmrużonymi oczami, gdy szłam w jego stronę.
– Nie masz wyobraźni – powiedziałam.
– Co?
Stanęłam na tej samej gazecie, co on. Nasze ciała lekko się stykały, lecz ignorowałam to. Właściwie nie czułam się z tym dziwnie. Był ode mnie tylko kilka centymetrów wyższy, ale i tak musiałam minimalnie odchylić głowę do tyłu, kiedy chciałam spojrzeć mu w oczy.
– Widzisz? – spytałam z satysfakcją. – Co prawda, to prawda. Specjalnie dużo miejsca nie mamy, ale potańczyć się da.
Uniosłam ręce i całym ciałem poruszyłam się w rytm aktualnie lecącej piosenki. Zanuciłam słowa, posyłając brunetowi wyzywające spojrzenie. Przez mój taniec czasem go szturchałam, odrobinę specjalnie to robiłam. Chciałam, żeby dołączył do mnie. Parskną śmiechem, językiem wypychając policzek od wewnątrz, gdy szturchnęłam go biodrem.
Isaac zakołysał się na boki, a po chwili dołączył do moich energicznych ruchów. Nie posiadałam talentu, jeśli chodziło o taniec. Nie potrafiłam się dobrze ruszać. Oboje staraliśmy się nie wykraczać poza gazetę, co momentami naprawdę było prawdziwym wyzwaniem. Dwa razy o mały włos nie wylądowaliśmy z hukiem na podłodze.
Zdziwiłam się, gdy Isaac chwycił moją dłoń. Na moją twarz niemal od razu wyraziła dezorientację. Nawiązałam kontakt wzrokowy z brunetem, kiedy oboje wciąż kołysaliśmy się do piosenki ,,Counting Stars" One Republic. Uśmiechał się szeroko i miałam wrażenie, że to jak się zachowywał było naturalne. Nie udawał.
– Obrót! – zawołał, a śmiech wydobył się z jego buzi, gdy dostrzegł wyraz mojej twarzy.
Piruet w najmniejszym stopniu nie był dobrym pomysłem. Okręcając się wokół własnej osi, jednocześnie pilnując granicy, poza którą nie mogłam wykroczyć, to musiało się nie udać. Pisnęłam w locie, jeszcze zanim wylądowałam na podłodze. Nie minęła sekunda, a Isaac roześmiał się gardłowo. Nawet przez myśl nie przeszło mu, by zapytać mnie, czy wszystko w porządku.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam z dołu wymownie na bruneta, na co on wzruszył ramionami.
– Musimy to pomalować, czy coś. – Zmienił temat, schodząc z gazety.
Przewróciłam oczami i wstałam z podłogi. Przynajmniej nic mnie nie bolało. Tyle dobrego.
– Przecież nie może być tych wszystkich artykułów. – Rozłożył ręce, wskazując na podłogę z gazetami. Wykrzywił twarz w geście niezadowolenia. – No i jeszcze to. – Zmarszczył brwi i klęknął na kolanach przy jednej z macie. Zmarszczył brwi, ale rozbawienia i tak nie potrafił ukryć.
Ze skrzyżowanymi rękoma pod piersiami patrzyłam na niego znudzona już. Chciałam to szybko skończyć. Nie potrzebował czytania starych gazetek dla nastolatek.
– Pierwsza miesiączka – przeczytał na głos tytuł jednego z artykułów.
Spojrzał na mnie unosząc jedną brew, a widząc moją niewzruszoną minę, roześmiał się.
– Rzeczywiście zabawne – skomentowałam.
Temat miesiączki nigdy nie był dla mnie czymś krępującym, bo jakby nie patrzeć każda dziewczyna ją miała. Taka natura. Żarty chłopców mnie nie peszyły, a nawet sama czasem potrafiłam dorzucić swoje pięć groszy. Nie ma nic wstydliwego, czy też dziwnego, że dziewczyna czasem powie ,,Mam okres". Bardziej martwiłabym się, gdyby go nie miała.
Odwróciłam gwałtownie głowę w stronę telewizora, gdy usłyszałam pierwsze bity jednej z moich ulubionych piosenek. Pisnęłam radośnie, po czym zaczęłam śpiewać równo z wokalistą. Kiedy słyszałam ,,Moves like Jagger" od Maroon 5 nie potrafiłam powstrzymać się od chociażby wystukiwania palcami rytmu piosenki.
Isaac wstał z podłogi, a ja szybko podgłosiłam piosenkę. Odwróciłam się przodem do bruneta, poruszajac brwiami, ciągle ruszając się w rytm bitów.
– Po prostu sięgnij gwiazd, jeśli czujesz się dobrze – zaśpiewałam, powoli unosząc jedną rękę. Uwielbiałam tą piosenkę.
Gestami zachęcałam Isaaca, żeby trochę jeszcze pośpiewał i potańczył ze mną. Nie wstydziłam się sama tego robić, ale głupio się czułam, jak tak na mnie patrzył. Poza tym przy takich wygłupach zdawał się być zupełnie innym człowiekiem. Śmiał się dużo, a nawet potrafił się ruszać, czym mnie naprawdę zaskoczył. Jeśli jednak chodziło o wokal, to tu mogliśmy łączyć się w bólu. Nasze głosy jakoś specjalnie nie powalały.
Z jednej piosenki zrobiło się więcej. Urządziliśmy sobie mały pojedynek taneczny, który ze wszystkich sił starałam się wygrać, ale co najwyżej prawie złamałam nogę. Za to Isaac totalnie mnie zszokował i zajęło mi dłuższą chwilę zanim wróciłam na ziemię. On naprawdę potrafił tańczyć i to już nie chodziło o samo zgrabne poruszanie się w rytm muzyki. Potrzebowałabym mnóstwo czasu na ćwiczenia, żeby powtórzyć kroki, które wykonał. Na imprezach zapewne dostawał miano króla parkietu.
Podobało mi się, że Isaac przez nasze wygłupy otwierał się na znajomość ze mną. Nie stawał się nerwowy przez nieznany mi powód i czasem rzucał żartami, chociaż nie wszystkie miały zabawną puentę.
Konsekwencje musiały jakieś być i pojawiły się szybciej, niż się tego spodziewałam. Zatrzymałam się w bezruchu, wytrzeszczając oczy. Podbiegłam do telewizora, wyłączając go, dlatego brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
– Zaraz dziewiąta, a ja jestem nieogarnięta! – Zaczęłam panikować. – Musimy już iść, bo mama mnie zabije, jeśli nie będzie mnie na lekcji. Spóźnienie jeszcze jakoś przeboleje, ale nieobecność... – Zaniemówiłam na moment, bo w głowie przewijały mi się czarne scenariusze. – Nie, nawet nie chcę o tym myśleć! – Pokręciłam głową.
Isaac stał w miejscu, patrząc na mnie zdziwiony. Nie rozumiał mojej paniki, bo nie znał mojej mamy i jej podejścia do szkoły. To priorytet! Nie mogłam bez ważnego powodu nie pójść na pierwszą lekcję.
– Jesteś samochodem, prawda? Mogę zabrać się z tobą? Proszę. – Złożyłam ręce w charakterystyczny sposób.
– No nie za bardzo – odpowiedział bez zawahania.
Myślałam, że zaraz rzucę w niego wazonem.
– Zawieziesz mnie, bo to przez ciebie się spóźniłam – powiedziałam stanowczo i wyszłam z salonu, żeby szybko zebrać swoje rzeczy.
Plecak na szczęście miałam już spakowany, dlatego tylko zarzuciłam go na plecy. Niestety na jakikolwiek makijaż nie miałam już czasu. Wzięłam jedynie tusz do rzęs oraz pomadę do brwi i pędzel do rąk, aby w trakcie jazdy samochodem się tym zająć. W locie złapałam telefon, mając nadzieję, że niczego nie zapomniałam, po czym zbiegłam na dół.
Odetchnęłam z ulgą widząc Isaaca, bo szczerze myślałam, że mnie zostawi zdaną na siebie. Włożyłam białe trampki na nogi i mięliśmy wychodzić, ale nie mogłam znaleźć kluczy od domu. Nie mogłam zostawić otwartych drzwi.
Mendler westchnął ciężko.
– Idę już do samochodu, pośpiesz się.
– Nie pomożesz mi? – oburzyłam się, odwracając na niego wzrok, ale zobaczyłam tylko, jak wychodzi.
Zazgrzytałam rozzłoszczona zębami, dalej gorączkowo przeszukując cały parter za kluczami. Znalazłam je w kuchni na blacie pod gazetą. W ciągu jednej minuty wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i wsiadłam do samochodu, w którym czekał na mnie Isaac.
Położyłam plecak w nogach i zapięłam pasy, a on ruszył z podjazdu. Włączył radio na jednej ze stacji muzycznej. Odetchnęłam głęboko, że wreszcie byłam w drodze do szkoły. Miałam nadzieję, że załapię się na przynajmniej połowę lekcji.
– Cholera – wypaliłam nagle, przypominając sobie o kosmetykach, które zostawiłam w domu na schodach. W dodatku nie wzięłam żadnej szczotki do włosów, a od umycia, jeszcze ich nie uczesałam.
– Co znowu?
– Wyglądam, jak czupiradło. – Wykrzywiłam twarz w grymasie.
Otworzyłam osłonę przeciwsłoneczną, która miała również lusterko. Przyjrzałam się sobie i może byłabym w stanie olać swój wygląd, gdybym dostała szczotkę do włosów.
Isaac zerknął na mnie na chwilę, by ocenić mój stan zewnętrzny.
– Nie no, wyglądasz znośnie.
Prychnęłam, przywierając plecami do oparcia. Wzrokiem wodziłam po słonecznych ulicach Miami. Zakwitała we mnie nadzieja, bo Mackenzie na pewno zabrała ze sobą jakieś kosmetyki, a przede wszystkim grzebyk. Zwykła nie ruszać się bez niego z domu.
– Dzięki, zawsze chciałam usłyszeć, że wyglądam znośnie – odparłam sarkastycznie. – Bardzo mnie pocieszyłeś.
Wzruszył ramionami.
– Kto powiedział, że chciałem cię pocieszyć? – Uśmiechnął się szelmowsko.
Tym razem ja wzruszyłam ramionami.
Moje oczy ponownie kształtem przypominały monety, gdy przypomniałam sobie o portfelu. Nie pamiętałam, czy wczoraj pakowałam go do plecaka. Szybko wciągnęłam na uda plecak, przeszukując go, lecz po owej rzeczy śladu nie było.
– No nie – jęknęłam. – Ja mam jakiegoś pecha dzisiaj, a jest dopiero... – sprawdziłam godzinę w telefonie. – dziewiąta dziewięć.
– O – zareagował brunet, uśmiechając się lekko, ale nadal skupiając się głównie na drodze. – Taki plus. Dziewiąta dziewięć, a to oznacza, że...
– Zanim dojedziemy, to nawet nie dostanę już spóźnienia, tylko nieobecność – dokończyłam za niego, bo domyśliłam się co chciał powiedzieć. – Świetnie.
– Ale...
– I to wszystko twoja wina, więc ucisz się, proszę. – Drugi raz mu przerwałam.
Przewrócił oczami w geście irytacji, ale nie obchodziło mnie to. Jeśli mama tylko dowiedziałaby się o mojej nieobecności na lekcji, to przez resztę dnia skazana zostanę na słuchanie, jaka to ja nieodpowiedzialna jestem. Przecież tylko o tym marzyłam.
– Jak chcesz – wymamrotał.
Dalej jechaliśmy w ciszy i przysięgam, chyba nigdy aż tak bardzo nie chciałam posiadać teleportalu, przez który wystarczyłoby przejść, by być w szkole. To ułatwiłoby życie nie tylko mi, ale wszystkim dzieciakom. Dlaczego nikt jeszcze tego nie wynalazł?
Sprawdzałam godzinę w telefonie, bo miałam wrażenie, że czas jakoś za szybko płyną. Im dłużej jechaliśmy, tym bardziej ogarniał mnie stres. Dopiero po piętnastu minutach dotarliśmy pod szkołę. Wysiadłam z samochodu, nawet nie dziękując Isaacowi i wbiegłam do budynku. Korytarze świeciły pustkami, a do końca lekcji zostało jeszcze połowa czasu. Może trochę mniej, ale i tak musiałam pokazać się w klasie.
– Wilma. – Usłyszałam, jak znajomy głos wypowiada moje imię. Zatrzymałam się i odwróciłam przodem w stronę taty, który szedł przez korytarz z teczką jakiś papierów. – Czemu nie jesteś na lekcji?
Akurat taty nie musiałam się obawiać, bo rozumiał mnie, a jeśli nie, to chociaż próbował.
– Spóźniłam się, przepraszam – powiedziałam.
O Isaacu nie musiał wiedzieć. Bywał nadopiekuńczy, jeśli chodziło o chłopców. Nie miał nic przeciwko, kiedy z kimś się umawiałam, ale chciał trochę wtedy wiedzieć o tej osobie. Myślę, że to normalne.
– Dobra, leć na lekcję.
~*~
– Nieźle – Mackenzie podsumowała moją opowieść o dzisiejszym poranku.
Podczas przerwy na lunch opowiedziałam jej o niespodziewanym gościu w moim domu. Jej ciekawska natura sprawiła, że zasypywała mnie masą pytań, więc szybko poznała prawie każdy szczegół historii. Śmiała się słysząc moje żalenie, bo przez Isaaca ominęła mnie połowa lekcji. Właściwie część winy należała do niej, bo to ona napuściła Logana na mnie. Sam z siebie raczej by nie poprosił mnie o pomoc Isaacowi przy konkursach.
Coś czego szczerze nienawidziłam w mojej przyjaciółce, to tendencja do wtrącania się w moje życie miłosne. Niezdrowo dbała o moje relacje z chłopcami, jakby to była jej potrzeba wewnętrzna. Próbowałam zwalczyć jej zapał, ale mój wysiłek poszedł na próżne. Co prawda teraz trochę się ugasił, ale nadal potrafiła mnie tym niemiłosiernie denerwować.
Potrzebowałam izolatki dla niej, ewentualnie magicznego pstryczka, którym wyłączałabym jej głos. Nie musiałabym słuchać jej paplania, kiedy schodziła na tematy randkowania.
– Tak sobie myślę – zaczęła Mackenzie. Podparła brodę na zgiętej w łokciu ręce. Niemal kładła się na stolik, ale rozumiałam jej zmęczenie. Siedziała do drugiej w nocy oglądając seriale. Znałam ten syndrom zombie, który uruchamiał się po niedługim czasie w szkole. Oczy same się zamykały. Koszmar. – Wątpię, że twój tata da nam sporo, to znaczy zadowalającą ilość, kasy na tą imprezę. – Leniwie rozglądała się po stołówce, a mały szatański uśmieszek wkradał się na jej pozornie niewinną twarz. – Jest dosyć stanowczy, prawda? – Spojrzała na mnie, oczekując potwierdzenia jej słów.
Pokiwałam głową, bo nie myliła się. Mój tata zawsze miał swoje zdanie i chociaż nieraz ono mnie nie zadowalało, to podziwiałam go za to. Jeśli coś sobie ustanowił, to błagania innych spływały po nim, jak woda po gęsi. Tylko nie wiedziałam do czego dążyła Mackie. Nie chciałam ponosić konsekwencji przez jej głupie pomysły. Czasami nie myślała logicznie i umykały jej ważne szczegóły, które odbijały się z głośnym echem na naszej dwójce. Po prostu czasem w ogóle nie myślała.
– A co? Logan rozmawiał już z tatą?
– Raczej nie. – Wzruszyła ramionami i usiadła prosto. – Ale myślę, że jestem bardziej przekonująca, niż on.
Zmarszczyłam czoło. Mogłaby mówić jaśniej, to nie szkodzi zdrowiu w żaden sposób.
– To znaczy? – zapytałam.
Odruchowo pogładziłam swoje włosy, kiedy dziewczyna przechodząca obok naszego stolika dziwnie na mnie popatrzyła. Co prawda i tak już wyglądałam lepiej, niż 'znośnie', jak to Isaac określił. Włosy doprowadziłam do ładu, a z kosmetyków mogłam liczyć jedynie na puder, dlatego podziękowałam.
– Jeśli dostaniemy za mało pieniędzy, to pogadam z twoim tatą. – zaczęła wyjaśniać. – Logana nie zna, tyle co ze szkoły, a ja przecież przyjaźnię się z tobą tyle czasu. Prędzej ulegnie mi, niż jemu, tak? – Spojrzała na mnie, ale tylko wzruszyłam ramionami. Nie miałam pewności, czy rzeczywiście robiło to jakąś różnicę. – To idealna okazja, żeby udrzeć nosa Harminowi! – zawołała radośnie, rozbudzając się samą myślą o tym.
Przewróciłam oczami i wstałam z krzesła. Dawno już zjadłyśmy swój lunch, a lekcja miała zacząć się za kilka minut, więc nie chciałam już siedzieć na stołówce. Zarzuciłam plecak na ramiona, czekając aż Mackie się zbierze. W między czasie złapałam kontakt wzrokowy z Mylesem. Pomachałam mu, a on odmachał mi, a jego koledzy zauważywszy to, również odwzajemnili mój gest. Zaśmiałam się, co spotkało się z zdezorientowanym spojrzeniem Mackenzie.
– Idziemy? – zapytała.
– Tak.
Wyszłyśmy na korytarz, po czym obrałyśmy za nasz cel salę chemiczną. Pogrążyłyśmy się w rozmowie o festiwalu kolorów planowanym w naszym mieście. Szłyśmy wolno, fascynując się nadchodzącym wydarzeniem. Co prawda nic nie potwierdzało wiarygodności informacji o festiwalu, nie było podanej daty, ani dnia. To nie znaczyło, że nie wierzyłam, kiedy słyszałam, że festiwal miał odbyć się u nas. Wystarczyło poczekać na szczegóły.
Naprzeciwko sali chemicznej stał rząd szafek szkolnych uczniów. Rozmieszczono je w różnych częściach budynku. Przykładowo Mylesa była właśnie tutaj, Mackenzie również na pierwszym piętrze, lecz na drugim korytarzu, obok sali matematycznej i geograficznej. Moja zaś stała na dole, zaraz przy sali gimnastycznej.
– To on. – Zmieniłam nagle temat, kiedy w zasięgu mojego wzroku pojawił się Isaac.
Mackenzie kojarzyła go, ale dokładnie nie pamiętała, jak wyglądał, więc sama wcześniej prosiła, żebym pokazała go jej. Szedł z dwoma kolegami, a ich śmiech docierał aż do nas. Niektórym osobom nie pasowało ich głośne zachowanie, aczkolwiek nikt nie zwrócił im uwagi.
– Co? – Mackeznie nie zrozumiała, dlatego dyskretnie wskazałam na ową trójkę chłopaków.
– Isaac – powiedziałam. – Ten z lewej.
Jej wzrok padł na nich, po czym na mnie. Poruszyła znacząco brwiami i nic nie mówiąc pociągnęła mnie za sobą w ich stronę.
– Przywitajmy się – rzekła, nie zwracając uwagi na moje protesty. Usiłowałam wyrwać swoją rękę z jej uścisku, ale zaczęła się śmiać i spojrzała na mnie przez ramę. – Nie wygłupiaj się.
Zazgrzytałam zębami w geście irytacji. Nie mogła rządzić mną pod każdym względem, a póki co szło jej dobrze. Musiałam nauczyć się dosadnie mówić 'nie', bo ta dziewczyna wprowadzi mnie kiedyś w poważne tarapaty.
Nie chciałam wyjść na nienormalną, dlatego przestałam się szarpać i szłam normalnie, gdy dzieliły nas od nich zaledwie trzy metry. Nawiązałam kontakt wzrokowy z Isaacem i posłałam mu przyjazny uśmiech, ale on nie odwzajemnił gestu. Jego kąciki ust nawet nie drgnęły do uśmiechu. Miałam wrażenie, że nie podobało mu się, kiedy zrozumiał, że szłam do niego.
Chciałam zatrzymać Mackenzie, łapiąc ją za ramię, lecz ocknęłam się za późno.
– Hej chłopaki! – przywitała ich entuzjastycznie.
Zatrzymali się przed nami, właściwie nie mając innego wyboru, bo stanęłyśmy im na drodze. Ogólnie również mile nas przywitali, poza Isaacem, który przybrał kamienną twarz. Nie rozumiałam co się stało. Przecież rano chyba wszystko było w porządku.
– Jestem Mackenzie, a to moja przyjaciółka Wilma – przedstawiła nas Lavin.
Ewidentnie nie zóważyła niechęci Isaaca do rozmowy z nami, chociaż nawet jego koledzy to dostrzegli.
– Ja jeste...
– Może innym razem pogadamy. – Ten stojący z prawej strony przerwał temu w środku. Uśmiechnął się przepraszająco, więc zrozumiałam, że to ze względu na nagłą zmianę nastroju Isaaca. On chyba też tego nie rozumiał.
Mackenzie wykrzywiła twarz w grymasie. Lubiła nowe znajomości, zwłaszcza ze starszymi chłopakami, a zostałyśmy odepchnięte.
– No dobra. – Brunetka wyrzuciła z siebie niechętnie.
Isaac nawet nie spojrzał mi w oczy, kiedy nas wymijał. Mógł wprost powiedzieć, co takiego zrobiłam, że nie chciał ze mną rozmawiać. Nie mięliśmy pięciu lat, żeby strzelać fochy właściwie nie wiadomo o co.
Urażona odwróciłam się, by patrzeć na jego plecy, gdy się oddalał, a jego znajomi tuż za nim. Naprawdę dziwna sytuacja.
– Jesteś pewna, że rano nie uderzyłaś się w głowę? – skomentowała Mackenzie. – Wolałby chyba wyjść nago na scenę podczas transmisji na żywo w telewizji, niż z tobą gadać. Co dopiero tańczyć i śpiewać.
Westchnęłam ciężko.
– Chociaż ty mnie nie denerwuj.
Przed kolejną lekcją Logan zwołał wszystkich wtajemniczinych w organizację balu na krótkie spotkanie. Oznajmił, że ilość pieniędzy od dyrektora, inaczej mojego taty, powinna w zupełności nam wystarczyć. Mackenzie nawet nie kryła swojego niezadowolenia. Nic w tym dziwnego. Liczyła na za małą kwotę, by następnie pokazać Loganowi swoją wyższość. Niestety lub stety straciła tę okazję. Mimo to wątpiłam, aby z czasem nie zaczęła myśleć nad kolejnym sposobem utarcia mu nosa.
~*~
Mijała godzina od powrotu mamy z pracy i nie usłyszałam z jej strony jeszcze ani jednego słowa odnośnie mojej nieobecności na pierwszej lekcji. Tata pewnie nic jej nie powiedział, więc liczyłam, że zachowa to już dla siebie.
Z westchnieniem przeniosłam wzrok na gazety, które przeniosłam do swojego pokoju, bo nie mogły ciągle leżeć w salonie. Dałabym mamie kolejny powód do narzekania na mnie. Musieliśmy, aby okleić czymś te maty, najlepiej usztywnić i gotowe. Przydałoby się również zapisać zasady gry i je wydrukować. Poza tym musiałam zająć się powoli piosenkami.
Nie chciałam tracić więcej czasu, dlatego otworzyłam w laptopie ikonkę z notatkami. Napisałam zasady, nie podając szczegółów, by dopracować to innym razem. Następnie z zapłem zaczęłam tworzyć moją listę piosenek. Włączyłam YouTube i zdążyłam pobrać zaledwie trzy utwory, gdy do mojego pokoju wparował Myles. Nigdy nie pukał. Wzdrygnęłam się, gdy rzucił coś na moje łóżko, lecz na szczęście nie oberwałam. Zdziwiona wzięłam do rąk jakiś telefon, a on w tym czasie zamknął drzwi.
– To nie twój – oznajmiłam. Nie rozumiałam czemu przynosił mi czyjeś urządzenie. Zmarszczyłam czoło w zdziwieniu.
Stanął przodem do mnie i podparł dłonie na biodrach. Pokiwał twierdząco głową.
– Zgadza się, a wiesz kogo? – Ton głosu zdradzał jego rozgniewanie.
Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, co go ugryzło. W odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami.
– Nie udawaj. – Roześmiał się gorzko. – Nie chcę nigdy więcej Isaaca Mendlera w naszym domu!
– Co? – wykrzesałam z siebie.
Ne rozumiałam o co mu chodziło, a przede wszystkim skąd u niego to wrogie nastawienie do Isaaca. Nigdy nie słyszałam, aby coś o nim mówił, a tu wychodziło, że niespecjalnie za nim przepadał.
– Dlaczego tak mówisz? Coś się stało? – pytałam. – I skąd wiesz, że to jego telefon? – Uniosłam dłoń, w której trzymałam urządzenie. – O co ci chodzi?
– Masz nie zapraszać go do domu i nie rozmawiać z nim. Nie chcę słyszeć, że się z nim spotkałaś, rozumiesz? – Nie przyjmował sprzeciwu. – Ciesz się, że to ja znalazłem ten telefon, a nie rodzice, bo mogłoby się to źle dla ciebie skończyć.
Zdezorientowana nie miałam nawet szansy dopytać co się stało, bo Myles wyrwał mi z dłoni telefon i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie z masą pytań w głowie. Przede wszystkich, co wydarzyło się miedzy Isaacem, a moim bratem i co do tego mięli rodzice?
Z głową pełną myśli, wróciłam do pobierania piosenek. Chciałam to skończyć, mimo że Myles odebrał mi zapał do tego.
______________________
Rozdział zwiera 4351 słów.
Długo rozdziału nie było, ale myślę, że taki długaśny rozdział wszystko wynagrodził. Mam nadzieję, że wam się spodobał. Liczę na wsze opinie w komentarzach.
czytasz=komentujesz/gwiazdkujesz=motywujesz
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top