| 39 |

– To jest straszne – powiedziała Mackenzie, siedząc przy stoliku i dłubiąc widelcem w swojej sałatce owocowej. Wykrzywiła twarz w grymasie, kiedy spoglądała mi w oczy. – Takie zachowanie w ogóle nie pasuje do Mylesa – dodała, nie mogąc uwierzyć w podłość mojego brata.

Wzruszyłam ramionami, bo czułam się bezradna w tej sytuacji. Nie sądziłam, że Myles mógł kiedykolwiek zrobić coś przeciwko mnie. Co najgorsze, miałam wrażenie, jakby to było dla niego satysfakcjonujące. Tylko nie wiedziałam, czy bardziej cieszył go ból Isaaca, czy mój. 

Moje uczucia do Isaaca od dawna nie były zbyt silne, a mimo to mocno mnie zranił wybór, jakiego dokonał. Myślałam, że z czasem staliśmy się dla siebie kimś ważnym. Chyba było tak tylko w moim mniemaniu. Walczyłam o to, żebyśmy mogli pewnego dnia być razem nie ukrywając tego. Może on tylko chciał rozjuszyć Mylesa, kręcąc się koło mnie. Ale czemu miałby robić na złość komuś, kogo uważał wcześniej za przyjaciela i chciał naprawić tę relację? 

Nie wiedziałam, co miałam o tym myśleć. 

Nie chciałam póki co widywać, a tym bardziej rozmawiać z Isaaciem. Być może rodzice mięli słuszną rację, aby trzymać się od niego z daleka. Nie znałam go wcześniej, a oni tak. Wiedzieli o nim więcej, niż ja. Znali jego przeszłość i prawdopodobnie znali więcej szczegółów śmierci Spencer. 

Nie chciałam wierzyć, że mógł być jakoś powiązany ze śmiercią mojej siostry. Nadal nie widziałam w nim kogoś aż tak złego. Jak w ogóle w takim razie policji mogły umknąć tak ważne zeznania mojej rodziny? Może Isaac mógł mieć dobre argumenty, ale dowody wskazywały coś innego. Zbyt wiele wskazywało go winnym, więc dlaczego wciąż był na wolności?

Pokręciłam głową, chcąc odrzucić wszystkie myśli. Miałam już dosyć. Chciałam cofnąć się w czasie i postąpić inaczej. Tak naprawdę jedyne co bym zrobiła inaczej, to od razu odrzuciła od siebie Isaaca.

– To prawda, to okropne, co zrobił Myles – przyznałam przyjaciółce rację po dłużej chwili milczenia. – Ale jeśli Isaac jest odpowiedzialny za śmierć Spencer, to Myles postąpił dobrze.

Mackenzie zmarszczyła czoło w zdumieniu. Odłożyła widelec, jakby straciła apetyt.

– Przecież on w ogóle nie liczył się z twoimi uczuciami – rzekła zmartwiona. – Chciał dopiec Isaacowi, ale mógł znaleźć na to inny sposób. Nie powinien mieszać w to ciebie. – Wskazała na mnie palcem, denerwując się przez mój tok myślenia.

– Nie, wiesz co... – Pokręciłam głową i rozejrzałam się po szkolnej stołówce. Palcami wybijałam jakiś rytm o blat stolika. – Dopiero teraz zrozumiałam, że się cieszę. 

– Co?

Spojrzałam na nią, unosząc lekko jeden kącik ust.

– Widziałam, jak płakał i ile tak naprawdę mogę dla niego znaczyć – wyznałam, czując nagle jakbym nie była sobą. Kierowałam się złością i frustracją, a z tego mogły być same kłopoty. – Chcę, żeby teraz on cierpiał, tak jak my wszyscy od kiedy nie ma Spencer. Niech jego rodzina poczuje nasz ból.

Przyjaciółka położyła dłoń na moim ramieniu, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Ona również odczuła coś dziwnego w moim zachowaniu. Obserwowała mnie uważnie, po czym ciężko westchnęła.

– Zrobisz sobie tym krzywdę. Po prostu zapomnij o nim – poprosiła, co w ogóle do niej nie pasowało. 

– Od kiedy ty odpuszczasz? Zawsze dążysz do swojego, więc teraz wezmę z ciebie przykład – burknęłam niezadowolona.

Mackenzie odetchnęła ciężko, kolejny raz przywierając do oparcia krzesła. Pokręciła głową i spojrzała na mnie z błyskiem w oku.

– Powiedz mi, co zamierzasz, a może ci pomogę – powiedziała, delikatnie się uśmiechając, jakby chciała dodać mi w ten sposób otuchy.

Nie miałam pewności, czy postępowałam dobrze, ale Myles miał rację. Isaac nie mógł dłużej bezkarnie chodzić do szkoły, wychodzić ze znajomymi. Chciałam, żeby dostał to, na co zasługiwał.

Może policja miała jednak za mało dowodów, by cokolwiek mu udowodnić. Sprawy według mnie nie można było uznać za zamkniętą, skoro nie wskazano winnego.

– Chcę zdobyć dowody przeciwko niemu – wyznałam, aż nazbyt pewnie, ponieważ wciąż nie wiedziałam, jak powinnam to zrobić.

– Ale jesteś tego pewna? – zapytała Mackie. Jej głos brzmiał delikatnie, jakby bała się czymkolwiek mnie urazić. – Jeszcze do niedawna płakałaś za nim – przypomniała.

Wzruszyłam ramionami, zerkając na zegarek w telefonie. Za kilka minut zaczynała się matematyka.

– Ja sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Mam mętlik w głowie – rzekłam. – Ale wierzę rodzinie. Od początku powinnam wziąć ich stronę.

~*~

– Myles! – krzyknęła  głośno, gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi wejściowe od naszego domu. Rzuciłam torbę niedbale na podłogę, nasłuchując odpowiedzi brata, lecz zastała mnie cisza. Zmarszczyłam czoło w zdziwieniu, bo słyszałam, jak mówił do kolegi, że tego dnia cały wieczór zamierzał się uczyć. – Myles! – powtórzyłam nawoływanie, ściągając szybko buty. 

Zerwałam się do biegu w kierunku schodów. Wdrapałam się na czwarty stopień, gdy usłyszałam czyjeś kroki za sobą. Po chwili mogłam już usłyszeć srogi głos mamy.

– Dlaczego tak krzyczysz? – skarciła mnie, wycierając mokre dłonie o beżową ścierkę. – Wysłałam go na zakupy – poinformowała, patrząc ze zdziwieniem, gdyż przez ostatnie dni nie pałałam zbyt wielką sympatią do brata. Niechętnie zaczynałam z nim rozmowę, a tym bardziej nie ja ją inicjowałam. 

– Gdzie? – zapytałam, ponownie zbiegając na parter, zatrzymując się na korytarzu i niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.

Rodzicielka swoją miną wyrażała nieufność wobec mnie. Uniosła jedną brew, kiedy zarzucała sobie ścierkę na prawe ramie. Między nami było już dużo lepiej, chociaż trochę brakowało do idealnej relacji matki z córką. Nie odreagowywała swoich złych emocji na mnie, co bardzo mnie cieszyło. Potrafiłam jednak ją szybko zezłościć, kiedy zwlekałam z czymś, co kazała mi zrobić. 

– Coś się stało? – zapytała niby zwyczajnie, lecz spostrzegłam w jej oczach wścibskość. Wciąż pragnęła wiedzieć o wszystkich moich osobistych sprawach.

Tym razem nie zamierzałam niczego ukrywać. Nasza rodzina była w tym wszystkim razem. Musieliśmy działać zgodnie i unikać konfliktów między sobą. 

Pokiwałam głową, nie wiedząc od czego zacząć. Ona wiedziała o wszystkim, a ja świeżo trawiłam informacje w myślach, nie mogąc się pogodzić z niektórymi faktami.

– Nie wiem, czy wy macie rację, czy Isaac – rzekłam w końcu, a mama wykrzywiła twarz w grymasie, jak tylko wypowiedziałam imię bruneta. Położyłam jej rękę na ramieniu, bo wyczułam, że nie chciała rozmawiać o niczym, co z tym chłopakiem związane. – Ale posłuchaj... – poprosiłam, na co ona niechętnie kiwnęła głową, bym mówiła dalej. 

Nabrałam dużo powietrza do płuc, zabierając dłoń z ciała rodzicielki. 

– Chcę, żeby już wszystko było wyjaśnione. Musimy zmusić go do tego, żeby się przyznał. Zdobędę dowody przeciwko niemu! – powiedziałam ze złością, czując buzującą krew w żyłach. Miałam w sobie nazbyt złej energii, która nakazywała mi działać. Nie chciałam dłużej czekać, aż ktoś przypadkiem coś wypapla. 

Mama otworzyła szeroko oczy, otwierając i zamykając usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Pokręciła ledwo zauważalnie głową, po czym położyła dłoń na piersi. Zaczynałam się o nią martwić. Zagryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, czy postępowałam słusznie, lecz wciąż uważałam, że każdy, kto miał kogoś na sumieniu, powinien za to słono zapłacić. 

Isaac musiał ponieść konsekwencje. Byłam w pełni gotowa, aby zrobić wszystko.

– Mamo, powiedz coś – domagałam się. – Przecież to o to ci chodziło od początku, tak? – zapytałam, marszcząc twarz. – Chciałaś kary dla niego, a policja nic nie zrobiła.

Kobieta dalej milczała, jedynie przyglądając mi się z dziwną miną. Odnosiłam wrażenie, jakby wcale nie chciała sprawiedliwości w tej sprawie, a przecież chodziło o jej dziecko. Nie mogłam uwierzyć, aby mogła pragnąć czegoś bardziej w tym momencie. 

– Chcę po prostu dalej żyć normalnie. Nie chcę wracać do tego całego bagna – odparła, lekko drżącym głosem, co działo się za każdym razem, kiedy poruszany był temat Spencer.

Westchnęłam ciężko, ponieważ nie takiej reakcji się spodziewałam. Sądziłam, że od razu mnie poprze i będziemy mogły działać. Może to dla niej zbyt bolesne? 

– Jeśli nie chcesz się w to mieszać, rozumiem. Ciężko podejmować w takiej sytuacji racjonalne decyzje – powiedziałam spokojnie, ponieważ nie chciałam jej niczym denerwować. – Ale ja nie zamierzam odpuścić – dodałam stanowczo.

Mama zamknęła oczy, w których zbierały się łzy. To było dla niej cięższe, niż mogłam pojąć. Przyłożyła drżącą dłoń do ust. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, więc przytuliłam ją mocno, chociaż takie czułości już od dawna nie były na porządku dziennym w naszym domu.

Odsunęłam się od niej z lekkim uśmiechem, wciąż trzymając dłonie na jej ramionach. Spojrzała na mnie szklistymi oczami, co było przykrym widokiem. Widziałam w niej tylko ból, z którym zmagała się od roku.

– Obiecuję, że wszystko będzie dobrze – zapewniłam. – Zrobię wszystko, żeby dowieść winy Isaaca – powiedziałam, sama czując dziwny ból, kiedy nasunęły mi się na myśl wszystkie wspomnienia z nim związane. Nie zawsze było źle, chociaż w tym momencie kierowałam się całym złem, jaki zdążył mi wyrządzić.

– Wilma... – zaczęła mama, ale uciszyłam ją gestem ręki.

– Zostań w domu, wszystkim się zajmę. – Posłałam jej pocieszający uśmiech. – Zmuszę Isaaca, żeby sam poszedł na komisariat.

Nie chciałam dłużej rozmawiać z rodzicielką, ponieważ czułam, że będzie chciała odwieść mnie od tego pomysłu. Wyszłam z domu, nie zwracając już uwagi na jej nawoływania, podczas gdy jej głos się załamywał, kiedy krzyczała moje imię. 

Nie miałam dokładnej pewności, czy to Isaac pownosił pełną odpowiedzialność za śmierć Spencer. Mogło mi coś umknąć. Nie mogłam, mimo tego dalej czekać, aż coś by się stało samoistnie. Poza tym chciałam rozwiać wszystkie wątpliwości. Moja rodzina nigdy nie obwiniałaby kogoś pochopnie. Ufałam im. Być może za późno zrozumiałam, że chcieli dla mnie dobrze. Teraz mogłam wszystko naprawić, więc nie zamierzałam tracić czasu.

Skontaktowałam się z Mylesem, który był zdumiony, że to ja pierwsza wyciągnęłam do niego rękę. Stał przy kasie w kolejce, co mnie trochę nie zadowoliło, bo bardzo się niecierpliwiłam. Poprosiłam, aby zajechał po mnie na przystanek autobusowy, a wtedy wszystko mu wytłumaczę.

Czekałam już dziesięć minut, rozglądając się za nadjeżdżającym bratem. Czas uciekał, a ja nawet nie wiedziałam, czy zastanę Isaaca w jego domu. Takie siedzenie bezczynne mnie wykańczało. 

Dopiero po kolejnych kilku minutach odetchnęłam z ulgą, kiedy Myles zatrzymał się na drodze. Szybko zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pasy, a brat ruszył. Spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy on zechciałby mnie wesprzeć. 

– Och nie... – jęknęłam, kiedy brat chciał skręcić w naszą ulicę. – Jedziemy do Isaaca – rzuciłam szybko, żeby poinformować go nim zdążył włączyć kierunek.

Myles odwrócił głowę gwałtownie w moją stronę. Otworzył szeroko oczy i widziałam, jak narasta w nim złość.

– Musimy wreszcie dowieść jego winy w sprawie Spencer – wytłumaczyłam spokojnie, nie pozwalając mu na wybuch gniewu.

– Co? – zapytał zdziwiony, a zarazem zainteresowany, dlatego obrał kierunek osiedla Isaaca, a ja dopiero wtedy poczułam, jak zaczynałam się stresować.

– Jeszcze nie wiem jak, ale jeśli jest winny to zmuszę go, żeby sam przyznał się do tego, co zrobił Spencer – rzekłam z zastanowieniem, jak zmusić kogokolwiek to czegoś takiego.

– Jest w tobie zakochany – wyznał Myles, na co moje serce chyba się zatrzymało. Spojrzałam na brata z dziwnym uczuciem. Nigdy nie usłyszałam od nikogo wprost, że Isaac mógł minie uważać za swoją miłość.

– Czemu mi to mówisz? – zapytałam niezadowolona. – Chcesz mi jeszcze dołożyć? – oburzyłam się. – To mi w tym momencie w ogóle nie pomaga.

– Nie – zaprzeczył szybko Myles i spojrzał na mnie przelotnie, kiedy przepuszczał na przejściu dwie kobiety. – To może być jego słabość. Wykorzystajmy to przeciwko niemu.

– Skąd wiesz, że naprawdę coś do mnie czuje? – zapytałam, chcąc się jakoś upewnić w tym wszystkim.

– To po prostu widać. Po tym jak na ciebie patrzy i jak o tobie mówi. – Wzruszył ramionami, prawdopodobnie chcąc na tym skończyć swoją wypowiedź, ale ja oczekiwałam więcej. 

– To znaczy? – Poprawiłam swoją pozycję w fotelu na wygodniejszą, odwracając wzrok na mijane przez nas budynki.

– Zawsze cie bronił, kiedy Margo mówiła o tobie źle. Z resztą... – prychnął, kręcąc głową. – Był z nią tylko dlatego, żeby odwrócić myśli od ciebie . – Zaśmiał się pod nosem.

Mi nie było do śmiechu.

– Myślę więc, że tylko ty możesz go złamać w tym momencie – podsumował Myles, spoglądając na mnie z dumą, że sama podjęłam decyzję o zdobyciu dowodów.

Ja chyba coraz bardziej traciłam swoją pewność.

_________________________

1982 słów

Co myślicie o tym wszystkim? Czy Isaac według was może ponosić winę za śmierć Spencer? Czy Wilma będzie miała odwagę, aby zdobyć dowody i czy wykorzysta do tego uczucia, jakimi darzy ją Isaac? 

Chciałabym poczytać trochę waszych opinii, dlatego zapraszam do komentowania. Możemy nawet podyskutować! :D

Wszystko wyjaśni się w kolejnym rozdziale! 

Udanych wakacji!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top