| 38 |
– Jesteś jakaś zestresowana – powiedział Ryan, kładąc dłoń na moich plecach, kiedy przepuszczał mnie w drzwiach. – Wszystko okej? – Usłyszałam jego głos tuż przy uchu, a jego ciepły oddech z nutą mięty załaskotał moją skórę.
Pokiwałam potwierdzająco głową, zatrzymując się kilka metrów od lady. Pracownik wrotkarni posłał nam przyjazny uśmiech, co odwzajemniliśmy. Dostaliśmy wrotki o naszym rozmiarze buta, uprzednio płacą za godzinny wstęp na tor. Bardzo cieszyłam się, że spędzaliśmy ten czas razem, a jedyne czego zaczynałam żałować, to swojego idiotyzmu. Mogliśmy jednak zagospodarować ten czas inaczej. Przede wszystkim z dala od Isaaca. Obawiałam się, że będę czuła się niekomfortowo w jego pobliżu na dłużą metę.
Odłożyliśmy swoje rzeczy do szatni, a zawieszki z numerami wieszaków Ryan schował do tylnej kieszeni swoich jeansów. Ciągle posyłał uśmiech w moją stronę, najwyraźniej zauważając, jak co kilka sekund rozglądam się po otoczeniu.
– Czy aż tak bardzo stresujesz się jazdą? – zapytał brunet, gdy zbliżaliśmy się w stronę toru. Uniósł jedną ze swoich ciemnych brwi, patrząc na mnie dociekliwie. – Z tego co wiem, to świetnie sobie radzisz na lodowisku, więc i tu sobie poradzisz. – Dodał pocieszająco, dlatego uśmiechnęłam mimowolnie. To naprawdę miłe, że w jakiś sposób martwił go mój nienajlepszy humor.
Zaśmiałam się, kręcąc przecząco głową na jego słowa.
– Cieszę się, że tu jesteśmy, tylko... – urwałam w połowie zdania, ponieważ prawie mi się wymsknęło, z jakiego powodu to właśnie tutaj chciałam przyjść. Głupio mi było przyznać, że jeszcze w małym stopniu robiłam nieodpowiednie rzeczy, żeby jakoś zwrócić uwagę Isaaca na siebie. Z drugiej strony nie chciałam burzyć szczęścia, jakie miał. Może to ja potrzebowałam dojrzeć do myśli, że to nie ja jestem mu pisana, tylko Margo. Już nie bolało to tak, jak wcześniej, lecz smutek i tak mi przy tym towarzyszył.
Westchnęłam ciężko.
– Może jednak stąd chodźmy? – zapytałam, zatrzymując się i chwytając Ryana za ramię, aby również stanął w miejscu.
Chłopak zmarszczył czoło. Obserwował w milczeniu moją twarz, jakby starał się zapamiętać każdy jej szczegół. Odczułam ciepło na sercu, gdy emanowało od niego zmartwienie, a nie złość. Podziwiałam go za to, iż z taką łatwością znosił moje niektóre wahania nastroju.
– A możesz mi powiedzieć, czemu nagle zmieniasz zdanie? – poprosił. Wciąż nie wyglądał na złego, chociażby z tego powodu, że wtedy wydalibyśmy bez potrzeby pieniądze. – Od wejścia tutaj jesteś dziwna – stwierdził niepewnie.
Spojrzałam w stronę toru, szukając wzrokiem Mylesa i Isaaca, ale ich nie dostrzegłam. Dopiero po chwili Carly przemknęła mi przed oczami, więc miałam już pewność, że nie zmienili swoich planów. Zagryzłam dolną wargę, gdy poczułam dłoń Ryana na swoim ramieniu.
Odwróciłam głowę w jego stronę, spotykając się z jego wirującym spojrzeniem.
– Dziesięć minut i jak ci się nie spodoba, to jedziemy zobaczyć, czy jest coś ciekawego w kinie, dobrze? – zaproponował, gładząc moją skórę palcami, co było bardzo przyjemne.
Z delikatnym uśmiechem pokiwałam głową, ponieważ uznałam to za dobry sposób. Poza tym wrotkowisko jest całkiem duże, więc może uda mi się utrzymać satysfakcjonującą odległość od brata i jego przyjaciół.
Splotłam nasze dłonie i z odrobinę większą pewnością ruszyłam w stronę drewnianego parkietu. Cieszyłam się, że mogłam z Ryanem trwać w relacji przyjaźni, a mimo to również odbierał zwyczajnie chodzenie za rękę, całusy w policzek. Podobało mi się to, że nasz stosunek był całkiem jasny i nie oczekiwaliśmy od siebie niczego więcej. Przynajmniej z mojej strony.
Okazało się niemal od razu, iż mimo chęci Ryana pozostania we wrotkarni, średnio sobie radził. Jeździł ostrożnie i mocno ściskał moją dłoń, gdy tylko zaczynał się chwiać. To całkiem zabawne, że wyglądał na takiego nieustraszonego, niegrzecznego chłopca, a w rzeczywistości rozczulał się nad wszystkim, troszczył i ukazywał swoją ślamazarność.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy z hukiem upadał, co przytrafiło mu się dwa razy w ciągu kilku minut. Pomagałam mu wstać, podczas gdy on udawał, że nic go nie bolało. Odsuwałam od siebie myśl o obecności Isaaca, bo jednie raz go zauważyłam, ale od razu zmieniłam kierunek jazdy, aby on nie spostrzegł mnie. Coraz swobodniej się czułam, więc i humor miałam lepszy.
– Mogłem zgodzić się na ucieczkę stąd, jak tylko o tym powiedziałaś – zażartował potłuczony brunet, jadąc powoli i patrząc na swoje nogi.
– To nie trudne – zapewniłam. – Możemy pójść na lodowisko niedługo. Będzie fajnie!
Wykrzywił twarz w grymasie, kiwając niechętnie głową, ale nie narzekał.
– Jeszcze będę jeździł lepiej, niż zawodowcy, ale to nie dziś – odparł, na co się zaśmiałam.
Zamilkłam, gdy tylko mój wzrok padł na Carly patrzącą na mnie z uśmiechem. Uwielbiałam ją, ale w tym momencie nie chciałam z nią rozmawiać. Jej obecność przy nas szybko sprowadziłaby również Mylesa i co najgorsze Isaaca. Dziewczyna ruszyła w naszą stronę, a ja uciekanie uznałam na zbyt niemiłe i dziecinne, dlatego zjechałam na bok za zmęczonym Ryanem. Chłopak już powoli chyba miał dość wrotek.
Skrzyżowałam spojrzenie z radosną Carly, która z każdą chwilą była coraz bliżej, a gdy się zatrzymała, powitała nas uściskiem.
– Jakbym wiedziała, że też się tu wybieracie, to byśmy się wcześniej umówili – oznajmiła z uśmiechem. – Ale może później pójdziemy gdzieś razem? – zapytała, dlatego spojrzałam na Ryana z nadzieją, że będzie miał jakąś wymówkę, lecz on chyba nie zrozumiał mojego błagalnego wyrazu twarzy. – W sumie jestem głodna, więc może jakieś sushi? – zaproponowała, patrząc na nas wyczekująco.
Ryan od razu pokiwał z zadowoleniem głową, ponieważ pewnego razu sam przyznał, że lubił sushi.
– Świetnie! – ucieszyła się dziewczyna. – Więc poczekamy na was, bo wy o której weszliście? My chyba byliśmy wcześniej, bo nie widziałam was. – Zmarszczyła czoło w zastanowieniu. – W każdym razie idziemy razem na jedzenie, tak? – zapytała dla pewności.
– Co ty na to, Wilma? – zapytał Ryan mnie, dlatego spojrzałam na niego i pokiwałam niechętnie głową.
Nie byłam mentalnie gotowa na siedzenie przy jednym stoliku z Isaaciem, ale kiedyś musiało wszystko wrócić do normy. Dogadywał się bardzo dobrze z Mylesem, więc musiał nadejść czas, w którym i my nawiązalibyśmy chociaż nić porozumienia. Nie sądzę, aby to było tego dnia, jednak to może być mały krok na przód.
~*~
Unikałam chłopaków, oprócz Ryana, przez cały pobyt na wrotkowisku. Wychodziło mi to bardzo dobrze, zwłaszcza że sporo ludzi przybywało co jakiś czas. Lekki stres odczułam dopiero, kiedy wychodziliśmy na zewnątrz. Na parkingu czekała na nas już cała trójka. Zaczynało się chmurzyć, więc z przyjemnością zadarłam głowę do góry, żeby podziwiać ciemne niebo. Wolałam to, niż mierzyć się wzrokiem z Isaaciem.
– Przewrócisz się, jak będziesz tak szła – ostrzegł mnie Ryan, więc spojrzałam na niego, kręcąc przecząco głową, jakby to nie mogło się w ogóle wydarzyć.
– Nie jestem, aż taką niezdarą – zapewniłam z uśmiechem.
Brunet roześmiał się, po czym dał mi kuksańca w bok.
– Nie mówię, że jesteś niezdarą, tylko żebyś uważała – wyjaśnił, puszczając oczko.
Nabrałam dużo powietrza gdy tylko zatrzymaliśmy się w jednym małym kręgu. Posłałam uśmiech Mylesowi, który odwzajemnił gest. Powstrzymywałam się, żeby nie spojrzeć na Isaaca. Niemal czułam na sobie jego palące spojrzenie. Prawdopodobnie szukał w ten sposób kontaktu ze mną, ale ja ciągle miałam mętlik w głowie. Z jednej strony czułam się zraniona, a z drugiej coraz częściej chciałam zachować z nim taką zwykłą relację. Jak znajomy ze znajomą. Nic więcej.
– Dobrze, więc jedziemy? – zapytała Carly. – Jestem już bardzo głodna.
– Tak, to spotkamy się w tej knajpie na piętrze w centrum handlowym? – Myles spojrzał na mnie, to na Ryana. – Chyba, że jedziemy jednym samochodem?
– Nie – wypaliłam od razu. – Umm... – zająkałam się. – No wiecie.... nie będzie trzeba się później wracać po auto. – Chciałam wyjaśnić sensownie i uważałam to za dobry argument. Nie chciałam, żeby dłużej wymieniali między sobą wszyscy zdziwione spojrzenia.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a w tym samym czasie Ryan przyznał mi rację.
– Okej, to widzimy się na miejscu – powiedziała Carly, stawiając pierwsze kroki w stronę auta Mylesa.
Pokiwałam głową i pociągnęłam Ryana za rękę, żeby szybko się oddalić do jego samochodu. Kątem oka zerknęłam na Isaaca, który nam się przyglądał, ale nie wyrażał żadnych emocji. Chciałabym wiedzieć, jakimi uczuciami aktualnie mnie darzył. Chociaż z każdym dniem szczerze wątpiłam, aby to było coś silnego. Zresztą nawet ja z czasem zaczynam czuć do niego jedynie żal.
~*~
Nie angażowałam się zbytnio przy wyborze sushi, ponieważ i tak najbardziej lubiłam przystawki, które akurat wybrałam ja, a innym to odpowiadało. Między wszystkimi toczyła się rozmowa, może jedynie ja I Isaac więcej milczeliśmy, niż coś mówiliśmy. Według mnie to przez to, że dziwnie zasiadać do jednego stołu, kiedy kilku spraw się między sobą nie wyjaśniło. Wydaje mi się całkiem normalne i dosyć naturalne, że takie osoby wtedy wolą się chociaż odrobinę wycofać od ożywionej dyskusji.
Bawiłam się serwetką, słuchając o planach Mylesa i Carly na wakacje, chociaż do nich wciąż było daleko. Całkiem miło się obserwowało, jak wymieniali się pomysłami, co szybko prowadziło do sprzeczki, ale ostatecznie dochodzili do porozumienia Mój brat uwielbiał domki letniskowe, Carly zaś preferowała hotele. To właśnie ta kwestia poruszana była najdłużej, a Ryan starał się im jakoś doradzić, chociaż i jego męczył już temat, a raczej rozpętująca się kłótnią. Chyba wszyscy już odliczaliśmy tylko czas, aż nasze zamówienie będzie gotowe.
– Wreszcie – wymamrotał pod nosem Ryan, siedząc obok mnie, kiedy kelnerka szła w naszą stronę z przystawkami na tacy.
Uniosłam delikatnie kąciki ust, jednak nie mogłam się odprężyć, gdy mój brat zawzięcie wymieniał wszystkie zalety domków letniskowych. Jego dziewczyna zagryzała wnętrze policzka i kręciła głową w niezadowoleniu.
– Może wreszcie się uciszą – szepną mi na ucho Ryan, na co uśmiechnęłam się delikatnie.
– Albo urządzą wojnę na jedzenie – odparłam rozbawiona, gdy kelnerka z miłym uśmiechem stawiała talerzyki na stole wraz z sosami sojowymi z sezamem.
Na szczęście ich sprzeczka zakończyła się, jak tylko podsunęli sobie talerzyki pod nos i zaczęli jeść. Ryan odetchnął z ulgą.
Czułam się coraz swobodniej, a w pewnym momencie już nie przeszkadzała mi niczyja obecność. Nie zmieniło to faktu, że wciąż mało mówiłam. W każdym razie było już naprawdę całkiem znośnie, dopóki wielu rzeczy nieświadoma Carly zwróciła uwagę na mnie i Isaaca.
– A wy co tak cicho? – Spojrzała to na mnie, to na Isaaca. My chyba po raz pierwszy odważyliśmy się skrzyżować nasze oczy, po czym skupiliśmy się na Carly.
– Zdaje ci się – odparłam na odczepne.
Carly zaśmiała się i zmarszczyła czoło.
– Dalej się na siebie dąsacie? – zapytała już trochę poważnie. – Słuchajcie, nie chcę się wtrącać, bo to sprawa pomiędzy wami. Ale minęło sporo czasu, a czasem wychodzi tak, że spędzamy czas wszyscy razem, tak jak dziś. – Gestem ręki wskazała na stół. – Myślę, że powinniście wyciągnąć do siebie rękę na zgodę – zasugerowała, na co Myles wykrzywił twarz w grymasie, jakby mu się to w ogóle nie podobało.
Brat spojrzał na Isaaca w dziwny sposób, ale nie potrafiłam odgadnąć co siedziało w jego głowie. Również skierowałam swoje oczy ku Isaacowi, chcąc wiedzieć, co on myślał na ten temat. Nagle nabrałam pewności, że to jest ten właściwy moment. Kawa na ławę. Nie chciałam dłużej tego mętliku, z którym zmagałam się na co dzień. Jednego dnia chciałam, żeby było dobrze i nawet za nim tęskniłam, a następnego nienawidziłam go. Wszystko musiało się ustabilizować, a to był ten dzień, w którym miałam oczyścić swój umysł z niepewności.
Mój wyraz twarzy zmienił się na bardziej dociekliwy.
– Co? – zapytała Carly, gdy Myles ciężko westchnął, jakby odczytał w moje mimice wszystko, o czym myślałam. Dziewczyna spojrzała na mojego brata. – Powiedziałam coś źle? Bo nie sądzę. Trzeba naprawiać problemy, a nie przed nimi uciekać.
– Ale to nie twoja sprawa, jak sama powiedziałaś – burknął Myles.
– To twoja siostra, a dla mnie jest, jak przyjaciółka. Z Isaaciem też się przyjaźnisz – argumentowała, wzruszając ramionami, jakby to było oczywiste. – Więc jeśli oni nie potrafią się dogadać, to kto ma im pomóc, jak nie my?
Zainteresowana wsłuchiwałam się w ich wymianę zdań. Właściwie nie tylko ja. Ryan wraz z Isaaciem również patrzyli na nich z zaciekawieniem dokąd dążył nasz wspólny wypad na sushi. Póki co: sushi - zero, konflikty - dwa.
– Nikt nie prosił cię o ingerowanie w cudze sprawy, więc skończ – nalegał brat, denerwując się bardziej z każdą chwilą.
Oburzona Carly, rzuciła pałeczki na stół, nawet nie patrząc gdzie poleciały i w ten sposób wylądowały w moim talerzu. Ochlapały przy okazji moją koszulkę sosem. Chwyciłam serwetkę, żeby wytrzeć plamy, podczas gdy kłótnia tylko nabierała na sile.
– Powinieneś dbać o siostrę – rzekła blondynka gniewnie. Na całe szczęście usiłowali trzymać w jakimś stopniu nerwy na wodzy i nie unosili głosu. Nie potrzebowaliśmy zwracania uwagi na siebie.
– Skończyłaś? – zapytał zirytowany.
– Nie – rzekła twardo, przez co Myles przewrócił oczami.
– Świetnie – prychnął.
– Ja uważam, że dobrze mówi – odważyłam się zabrać głos, więc wszyscy spojrzeli na mnie. Nawiązałam kontakt wzrokowy z Isaaciem, aby wreszcie zacząć z nim jakąś rozmowę. – Nie powinniśmy dłużej tłamsić w sobie tego, co mamy sobie do powiedzenia – wyznałam. – Mnie to męczy. Nie wiem, co ty o tym myślisz, ale ja potrzebuję rozmowy.
Niepewnie pokiwał głową.
– Jestem ci winny wyjaśnienia – przyznał niechętnie, ale to raczej z powodu sumienia, niż czystej niechęci.
Myles poruszył się niespokojnie. Pokręcił głową i miałam wrażenie, że już nie mógł dłużej usiedzieć w miejscu. Cieszyłam się jedynie z tego, że Ryan nie zamierzał dołączać aktywnie do tego, co się działo.
Brat nachylił się nad stołem, patrząc mi gniewnie w oczy, więc uniosłam wysoko brwi w zdziwieniu.
– Chcesz pogodzić się z kimś, kto ma coś wspólnego ze śmiercią Spencer? – wycedził przez zęby.
Otworzyłam szeroko oczy i poczułam się, jakby coś właśnie we mnie uderzyło. Niby wiedziałam już co nieco o przeszłości siostry. Słyszałam również o przypuszczeniach, że to Isaac źle coś zrobił przy samochodzie, którym później jeździła Spencer. Nie sądziłam jednak, żeby coś zrobił umyślnie. Jednak słysząc z ust brata takie słowa miałam w głowie bitwę myśli.
Z jednej strony chciałam mu uwierzyć, bo dlaczego miałby mówić takie słowa o kimś niewinnym. Zwłaszcza o swoim dobrym koledze. Nie rzucał słów na wiatr.
Z drugiej strony przez ostatnie tygodnie dogadywali się coraz lepiej. Wszędzie byli razem, wiec to absurdalne. Myles nie chciałby więcej widzieć na oczy kogoś, kto odebrał życie Spencer.
– O czym ty mówisz? – zapytałam ciągle zaszokowana.
Spojrzałam na Isaaca, który jedynie kręcił głową, jakby odebrano mu mowę. Prawdopodobnie przeżywał większy szok niż ja.
– To prawda? – zapytałam Isaaca. Powstrzymywałam łzy. Nie chciałam płakać, bo nie pomogłoby mi to teraz w niczym.
– Nie, przysięgam. – Położył dłoń na sercu. – Nie zrobiłbym czegoś takiego. To nie moja wina.
– Wiesz kto naprawiał samochód przed wyścigiem Spencer? – zapytał Myles, prześmiewczo patrząc na Isaaca, jakby w ten sposób chcąc przeciągnąć mnie na swoją stronę.
– Isaac – powiedziałam. – Wiem o tym od dawna – wyznałam.
Ryan położył swoją dłoń na moją nogę pod stołem, gładząc mnie po niej dla dodania otuchy. Cieszyłam się, że to właśnie on był przy mnie podczas tej rozmowy.
Brat spojrzał na mnie zdziwiony. Uniósł jedną brew.
– Wiesz? – zapytał, jakby dla potwierdzenia.
– Nawet byłam w tamtym miejscu – dodałam, chcąc pokazać w końcu swoją wyższość nad nimi. Sprawiało mi to satysfakcję, że to wreszcie mi się udało coś odkryć, nim sami raczyli wyjawić swoje sekrety.
– I dalej chcesz rozmowy z nim? – niedowieżał Myles.
– A dlaczego ty się z wznowiłeś kontakt, skoro dalej jesteś przeciwko niemu? – odgryzłam się.
– Żebyś ty niem usiała – powiedział, czym tylko mnie wprowadził w zmieszanie.
– Co? – Tylko na tyle było mnie stać. Przywarłam plecami do oparcia krzesła, a dłonią nerwowo stukałam o blat.
Już chyba wszyscy straciliśmy apetyt.
– Jak już to jesteśmy i wkładamy wszystkie karty, to powiem. – Wzruszył ramionami Myles. – Możesz się do mnie nie odzywać i to jest okej. Wiem, że nie będziesz zadowolona. – Zwrócił się do mnie. – To przeze mnie Isaac od ciebie odszedł i...
– Kazałeś mu? – oburzyłam się.
Wstałam z krzesła, gdyż już nie chciałam więcej siedzieć przy naszym toksycznym stoliku. Potrzebowałam swojego pokoju i ciszy.
Brat pokręcił głową, nie powstrzymując się od delikatnego, ale złośliwego uśmiechu.
– Dałem mu wybór – zaakcentował każde słowa, jakby chciał mnie nimi zmiażdżyć.
Z niezrozumiale spojrzałam na Isaaca, który spuścił głowę. Unikał moich oczu. Patrzył na swoje dłonie, jakby to one były ważniejsze w tym momencie, niż ja. Niż wyjaśnienia, które kilka minut temu jeszcze mi obiecał.
– No powiedz coś wreszcie! – zażądałam.
Ryan również wstał, zabierając ze stolika swój telefon i klucze od samochodu. Stanął za mną, w gotowości, aby wyjść, kiedy tylko uznam, że więcej nie mogłam wytrzymać.
Isaac spojrzał na mnie i miałam wrażenie, że w jego oczach mienią się łzy. Nawet to nie zmiękczyło mojego serca.
– Mogłem mieć ciebie albo przyjaciół – zaczął, więc zamilkłam, żeby go wysłuchać. Chciałam wyraźnie usłyszeć każde słowo, które padało z jego ust. – Ktoś mi kiedyś powiedział, żebym zawsze wybierał przyjaciół, a nie miłość, bo ona jest zgubna – wyjaśnił, podczas gdy po jego prawym policzku spłynęła mu łza. – Naprawdę żałuję. Wciąż tęsknię za tobą. Miałem odzyskać przyjaciół, a straciłem wszystkich. – Zakrył twarz dłońmi, kiedy nie był w stanie dłużej powstrzymać łez.
Wstał od stołu, żeby opuścić lokal, nim zdążylibyśmy zapamiętać widok jego w takim stanie. Zatrzymał się przede mną i zaszklonymi oczami spojrzał na mnie, a ja chciałam, żeby już sobie poszedł. Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej robiło mi się go szkoda.
– Nie wiem co mam powiedzieć. – Przeczesał włosy, pociągając nosem. – Po prostu przepraszam. Nie wybaczę sobie, że cie skrzywdziłem.
Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale powstrzymałam się. Nie miałam już siły na dalszą rozmowę. Nie czułam również żadnej konieczności, żeby mu coś mówić. On już dawno dokonał wyboru. Nie powinien ronić łez, skoro świadomie podejmował decyzję.
– Przepraszam.
– Po prostu idź. – Wskazałam na szklane drzwi za sobą, starając się, aby mój głos nie zadrżał w żadnym momencie.
Westchnęłam ciężko, jak tylko brunet posłuchał mojego polecenia, po czym spojrzałam na Mylesa, który zagryzał dolną wargę.
– Jesteś zadowolony? – zapytałam go. – Chciałeś zranić wszystkich, którym na tobie zależało?
Odkręciłam się na pięcie do wyjścia, słysząc jeszcze tylko, jak Carly oznajmiała Mylesowi, że również wraca do domu.
Chyba wszyscy dzisiaj kogoś straciliśmy na zawsze.
______________________
2978 słów
Mam wrażenie, że pod koniec ten rozdział jest zbyt chaotyczny, ale chciałam za dużo na raz napisać i tak to wyszło. Tak czy siak mam nadzieję, że rozdział wam się podoba.
Jak są błędy to pisać, to poprawie później, bo ja skończyłam pisać i wrzuciłam od razu. W poniedziałek przysiądę nad korektą.
Wydaje mi się, że jeszcze jakieś dwa rozdziały i chyba koniec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top