| 35 |

Otworzyłam drzwi, ale nie wysiadłam z samochodu. Spojrzałam na Ryana, który akurat ziewał. Zbliżała się godzina czwarta nad ranem, więc oboje byliśmy bardzo zmęczeni. Posłał mi delikatny uśmiech, którego nie odwzajemniłam. Wciąż szokowało mnie życie Spencer, a jednocześnie wszystko było takie bez sensu. Zauważyłabym, gdyby moja siostra jeździła w jakiś ulicznych wyścigach. Byłam tego pewna. Z drugiej strony co miał do tego Isaac? Wielki konflikt między nim i Mylesem ciągle się zaostrzał. Nie sądziłam, że mogło się to zmienić, a nagle znowu byli ku sobie. Po prostu. Tak z dnia na dzień, a ja znowu nie znałam żadnych szczegółów. Wszystko przede mną zatajali.

Popatrzyłam z nadzieją na Ryana. Miałam wrażenie, że to on miał dostarczyć mi wszystkie najważniejsze elementy tej układanki. Jeszcze godzinę temu sądziłam, że ta wiadomość objaśniła mi wiele, lecz po dłuższym zastanowieniu zrozumiałam, że tylko siebie oszukałam. Zraniło to moje uczucia wobec rodziców i to chyba tyle, co z tego wynikło. Na końcu znowu znalazłam się w punkcie wyjścia.

– Jak związany jest z tym Isaac? – zapytałam, bo nie chciałam pożegnać Ryana bez zaczerpnięcia wiedzy na ten temat. 

Zmarszczył brwi. 

– To Isaac pokazał jej tamto miejsce – odparł, na co powoli pokiwałam głową ze zrozumieniem. Było już późno, a moje oczy same się zamykały, przez co ciężko coś przyswajałam.

Światła w moim domu wciąż się paliły, co oznaczało, że Myles ze swoimi znajomymi wciąż byli na nogach. Wolałam uniknąć kontaktu z nimi. Jedynie z Mackenzie chciałam teraz rozmawiać. Potrzebowałam jej wsparcia oraz tego, żeby ona oceniła sytuację. Może potrafiła wyciągnąć z tego więcej wniosków.

– Twoja mama oskarżyła go o śmierć Spencer – wyznał, sprawiając, że moje serce niemal stanęło. Spodziewałam się czegoś szokującego, lecz nie obwiniania o to Mendlera.

Uniosłam wysoko brwi, patrząc na bruneta z niedowierzaniem.

– Dlaczego? 

– Przed wyścigiem to on sprawdzał, czy samochód jest w pełni sprawny – odparł.

Pokiwałam głową, gdy wszystko wewnątrz mnie buzowało od natłoku myśli. Nagle jakby spór mojego brata z Mendlerem nabrał sensu, lecz nie rozumiałam w takim razie, dlaczego się pogodzili. Rodzice wciąż byli przeciwni znajomości z nim, lecz Mylesa nie trzymali tak krótko, jak robili to ze mną. Im więcej wiedziałam, tym bardziej się gubiłam. Właściwie nic nie stawało się jaśniejsze. Jeszcze trudniej przychodziło mi zebranie tego w sensowną całość.

Westchnęłam ciężko, nim wyszłam z samochodu Ryana. Uśmiechnęłam się lekko, chcąc pokazać brunetowi, że czułam się dobrze. Odwzajemnił mój gest, ukazując przy tym swoje idealnie białe zęby. Wskazał palcem na swoją kurtkę, którą wciąż miałam na sobie, po czym zwilżył usta.

– Możesz ją zatrzymać, bo serio wyglądasz w niej lepiej, niż ja – powiedział, na co się zaśmiałam i pokiwałam głową z uznaniem. 

– Dziękuję, ale to raczej nie w porządku. – Zagryzłam dolną wargę, lecz ku mojemu zdziwieniu Ryan szybko pochylił się, aby zamknąć drzwi od strony pasażera. Pomachał do mnie wesoło, krzycząc, żebym nie oddawała mu kurtki, po czym odjechał nim zdążyłam cokolwiek zrobić.

Patrzyłam, jak znikał za zakrętem, a przy tym nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, który cisnął mi się na twarz.

Z westchnieniem odwróciłam się w stronę domu. Szłam powoli, bo liczyłam, że nie natknę się na nikogo. Zwłaszcza na Mylesa. Nie chciałam z nim rozmawiać i nie miałam na to siły. Musiałam odpocząć, bo za kilka godzin zaczynał się mój trening. W niedzielę miały odbyć się zawody, czym trochę się stresowałam, ale i tak bardzo się cieszyłam. Nie mogłam się doczekać.

Otworzyłam drzwi, spodziewając się szumu muzyki zmieszanego z różnymi głosami, lecz tak się nie stało. W domu panowała cisza, nie licząc włączonego telewizora. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, kiedy zdejmowałam buty. Zajrzałam do salonu, starając się nie zdradzić swojej obecności. Myles z Carly leżeli na fotelu okryci kocem. Ich wzrok wlepiał się w ekran telewizora. Noah wraz z Margo również interesowali się się filmem, zaś Isaac robił coś na swoim telefonie. Stolik gubił się pod butelkami po alkoholu. Paczki po przekąskach wyglądały na puste, a pilot leżał na podłodze. Wnioskowałam, że impreza przebiegła dobrze i nie liczyła zbyt wielu osób.

Chciałam odejść, lecz wtedy Myles jakby wyczuł moją obecność. Odwrócił głowę w moją stronę, więc po chwili wszyscy z ciekawością podążyli za jego wzrokiem. Zacisnęłam usta w cienką linię, gdyż nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi.

– Co tak późno? Gdzie byłaś? – zapytał mnie brat. Na jego twarzy wymalowało się zmartwienie, gdy zauważył moją zmieszaną minę. Wzruszyłam ramionami, bo nie zamierzałam zdradzać tego z kim się widziałam.

Chyba nie umiałam na nich spokojnie patrzeć. Od razu w mojej głowie pojawiała się myśl, że Myles i Isaac tak zwyczajnie potrafili ze mną rozmawiać, zatajać fakty o Spencer. Nie mieli wyrzutów sumienia, chociaż na pewno wiedzieli, że mogło mnie to zranić, gdybym się dowiedziała. Tak też się stało. Przez to nawet Myles stawał się dla mnie zupełnie kimś innym.

Potrząsnęłam głową i odwróciłam się na pięcie. Poszłam do swojego pokoju, aby tam wreszcie odsapnąć ze spokojem.

~*~

Kilka następnych dni mijało dosyć nerwowo. Każdy na swój sposób odreagowywał zbliżającą się rocznicę śmierci Spencer. Po zawodach cięgle było mi trochę źle z tym, że zajęłam czwarte miejsce, jednak cieszyłam się, że w ogóle wzięłam udział. Pomogło mi to chociaż na trochę nie myśleć o tym, co nadchodziło.

Tak płyną czas, aż nastał ten nieszczęsny dzień. Ubrani w ciemne barwy ocieraliśmy spływające łzy po twarzy. W myślach wspominałam Spencer. Starałam się pogodzić z tym, że nie mogłam już jej przytulić.

Pociągnęłam nosem, wlepiając wzrok w palące się znicze.

Mogła być tutaj, mogła być gdziekolwiek, ale jej nogi już nie stąpały po ziemi od roku. Dokładnie trzysta sześćdziesiąt pięć dni temu na skrzyżowaniu ulic Chapel Street i Brownlow Hill wydarzyło się coś, z czym nigdy nie mogłam się pogodzić. Nikt nie był w stanie tego zrobić. Mówili - szkoda tej dziewczyny, była taka młoda. Próbowałam, lecz nie dało się od tego uciec. Współczucie ludzi podszyte chorą ciekawością przytłaczało całą rodzinę i choć wszyscy zamierzali pomóc, jedynie pogarszali sytuację. Otwierali stare rany, ledwo zagojone, i jak gdyby nigdy nic pytali - brakuje ci jej?

Boże. Oczywiście, że tak.

Złamane serce, nie do złożenia, sprawiło, że odnalazłam siłę. Przy każdym kroku towarzyszył mi ból; palący, rozrywający na strzępy. Brzmiało komicznie, ale polubiłam ten stan. Dzięki temu pamiętałam, że w dawniejszych czasach istniała niejaka Spencer Alonso i nic nie mogłam poradzić, że pragnęłam poznać ją na nowo. Jej ulubiony kolor, smak lodów i powód, dlaczego nie lubiła małych dzieci. Nawet kalendarz wiszący w kuchni stał się bezużyteczny. Nikt nie fascynował się wykreślaniem z niego minionych dni. Przez to zawsze wyśmiewałam się z niej, aż po jej zniknięciu sama zaczęłam to robić. Pierwszy miesiąc był najgorszy, nie radziłam sobie z bólem, z jej brakiem i przechodzeniem obok pokoju, w którym już nie grała muzyka. Zaledwie sześć miesięcy później weszłam do niego, myśląc, że nauczyłam się radzić sobie z jej odejściem, ale gdy tylko stanęłam w progu, wszystko do mnie wróciło. Każde wspomnienie odrodziło się, tylko po to, by ponownie mnie zranić, tym razem mocniej.

Melodyjny głos wciąż odbijał się echem w mojej głowie. Słyszałam, jak mówiła: ,,Jesteś taka dziecinna, Wilma". Często powtarzała mi to zdanie. Dwa lata różnicy między nami odgrywały znaczącą rolę w naszych sprzeczkach, przez ten fakt zazwyczaj ona wygrywała. ,,Jeszcze nie możesz jeździć z przodu" - wpierała mi, kiedy wybieraliśmy się na miasto z mamą, a walka o miejsce pasażera obok kierowcy była nieunikniona. Złościłam się, że zawsze musiała stawiać na swoim, jednak w tym momencie tęskniłam za tym. Odstąpiłabym jej tamto miejsce z przodu, pozwoliła na wybór pizzerii, z której chciała zamówić posiłek. Wszystko. Nie byłam desperatką, zwyczajnie tęskniłam za siostrą.

Splecione dłonie trzęsły się, a ja, choć próbowałam, nie umiałam temu zaradzić. Poczułam w buzi słony smak, który tak dobrze zdążyłam poznać w tym roku. Towarzyszył mi zawsze, kiedy myśli o Spencer wdzierały się do mojej głowy. Najcześniej nie potrafiłam zareaować inaczej, niż płaczem.

Tego dnia dałam całemu smutkowi wypłynąć w świetle dziennym. Dzielnie ignorowałam cudze spojrzenia emitujące chęcią wsparcia. Bukiet żonkili ze śliczną wstążką leżał pomiędzy tuzinem zapalonych zniczy. Chciałam, żeby Spencer wiedziała, że pamiętałam o tych wszystkich małych rzeczach. O drobiazgach niemających żadnego znaczenia dla innych. O wszystkim, co tylko my dwie byłyśmy w stanie pojąć, bo nadałyśmy temu własny sens.

– Wilma – wyszeptał tata. Gula w gardle uniemożliwiała mu mówienie w normalny sposób. Szklistymi oczami patrzył na mnie i czułam dokładnie to samo, co on. Pustkę. Wolną przestrzeń łaknącą, by ją wypełnić. Ciche echo przypominające o dawnej obecności Spencer, a przede wszystkim o tym, że ona już nie wróci. – Idziemy z mamą do samochodu, przyjdź jak najszybciej – poprosił.

Pokiwałam jedynie głową, a tata odszedł, zostawiając mnie samą. Przysiadłam na ławce naprzeciw grobu, nie chcąc jeszcze zostawiać siostry. Odwróciłam głowę przez ramię i spojrzałam na Mylesa stojącego za mną. Posłałam mu lekki uśmiech, zdumiewając samą siebie, że zdobyłam się na to.

– Bądź ponad to – powiedział.

Prychnęłam. Mimo głębokiego smutku parskniecie wydobyło mi się z ust. Absurdalność jego słów powinna mnie przytłaczać, jednak tak się nie działo. To była metoda Spencer na wszystko. Cokolwiek się działo, ona była ponad to i gdyby siedziała teraz obok mnie ,powiedziałaby - bądź ponad to.

– Też tak masz? – spytałam, siadając prosto. Zamglone płomyki mieniły się przez szkło. Nigdy nie lubiłam tego symbolu pamięci o zmarłych, wolałam usiąść z albumem i wracać do czasów, kiedy jej wesoły głos rozbrzmiewał po domu. Chciałam pamiętać każdą chwilę spędzoną ze Spencer, a miałam wrażenie, że powoli o nich zapominałam. – Wiesz, że znałeś Spencer na wylot, a mimo to masz wrażenie, że to nie prawda? Jakby nie była w pełni sobą. – Sama nie rozumiałam, co chciałam powiedzieć. Albo wiedziałam, ale nie umiałam ubrać tego w słowa tak, żeby Myles dokładnie mnie zrozumiał. – Jakby miała dwie twarze i nie wiesz, która była prawdziwa. Ta, którą znałeś, czy ta, której nie pozwoliła ci poznać?

Chciałam wreszcie zacząć ten temat z bratem, lecz nie wiedziałam jak. Nie zamierzałam póki co zdradzać mu, że wiedziałam, czym fascynowała się potajemnie nasza siostra. Liczyłam, że w końcu to moja rodzina mi o tym opowie, nie chcąc dłużej mieć tajemnic. Rozumiałam, że były na to znikome sznase, lecz czułabym się znacznie lepiej, gdyby to oni postanowili ze mną o tym porozmawiać. Nie chcę na nich naskakiwać z tym.

– Daj spokój, Wilma. – Usłyszałam za sobą. Brat ciężkim westchnieniem przekazał mi, że nie chciał o tym rozmawiać.

– Nigdy nad tym nie myślałeś?

Wstałam z ławki, żeby być na równi z nim. Przynajmniej minimalnie, bo był wyższy ode mnie. Trzymał dłonie w kieszeniach swoich czarnych jeansów i patrzył na mnie ponuro. Pokręcił głową w odpowiedzi na moje pytanie, kiedy chciałam je powtórzyć. Ostatni raz spojrzał na grób siostry, po czym odwrócił się, by odejść.

Otarłam mokre policzki, pociągając jednocześnie nosem. Chłodny wiatr rozwiał moje włosy, narzucając kosmyk na twarz. Założyłam go za ucho, po czym uniosłam wzrok na zachmurzone niebo. Zbierało się na deszcz, zupełnie jakby cały świat opłakiwał rocznicę śmierci Spencer. Nic dziwnego, była wyjątkową dziewczyną, posiadała grono przyjaciół i duże ambicje.

Wiedziałam jedno. Musiałam być silna i nie dać się złamać zewnętrznym siłom, a także własnemu cierpieniu. Dla Spencer rozpromieniałam dni uśmiechem, chociaż to nie było łatwe. Starałam się żyć, a nie tylko istnieć.

_________________________

1836 słów

Ta część z rocznicy śmierci Spencer była pisana bardzo dawno temu, więc musiałam jakoś tu ją wlepić. Nie jestem pewna czy wyszło to najlepiej.  Tak czy siak zapraszam do komentowania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top