| 23 |
Nie dałam się namowom Mackenzie. Dzielnie słuchałam jej wszystkich wypowiedzi, narzekań oraz desperacji, gdy pozostawałam nieugięta, co powodowało u niej rozpaczliwą złość. Jej pragnienia zrzucałam na drugi plan, bo w tym przypadku chodziło o mnie. Mogła mi doradzać i negować moje postępowania, ale pod żadnym względem nie mogła mi rozkazywać. Z uśmiechem ignorowałam jej wszystkie absurdalne słowa. To ja rozjuszało jeszcze bardziej.
– Może tu zobaczymy? – zapytałam, wskazując na kolejny sklep. Mackenzie jęknęła bezradnie na moje ciągłe ignorowanie jej propozycji odnośnie sprawy z Isaaciem. Wzruszyła obojętnie ramionami w odpowiedzi na moje pytanie, jakby nie było to dla niej ważne, chociaż wiedziałam, że to tylko zmyłka. – Nawet nie chce mi się myśleć, że muszę wydawać pieniądze na Mylesa – burknęłam pod nosem, wykrzywiając twarz w grymasie.
Weszłyśmy do sklepu z odzieżą, a Mackenzie chciała udawać, że nie usłyszała, co powiedziałam. Jej wścibska natura nie pozwoliła jej ominąć żadnego tematu.
– Dlaczego? Nadal ze sobą nie gadacie? – zapytała, przesuwając koszulki na wieszakach, ale żadna jej się nie podobała.
– Powinien mnie przeprosić – powiedziałam z pewnością siebie, a moją uwagę przykuła czarna sukienka. Ruszyłam w jej kierunku, więc Mackenzie poszła w moje ślady.
– Więc nie kupuj mu nic na święta. – Przyjaciółka wzruszyła ramionami, a ja na nią spojrzałam z uniesionymi brwiami. – Niech ma nauczkę.
Przewróciłam oczami na jej głupi pomysł. Wzięłam do rąk sukienkę, która urzekła mnie z oddali. Zwykła czarna, lekko opinająca i z długim rękawem. Mama lubiła taki prosty styl, więc miałam nadzieję, że to również przypadnie jej do gustu. Sprawdziłam, czy jest odpowiedni rozmiar, po czym oznajmiłam Mackenzie, że musiałam zapłacić. Święta zbliżały się wielkimi krokami, a ja wolałam mieć prezenty przygotowane wcześniej.
Święta to magiczny czas, dlatego na chociaż kilka godzin chciałam wymazać nieprzyjemne sytuacje. Liczyłam, że moja rodzina również tak do tego podchodziła. Nie wyobrażałam sobie, by mogło być inaczej. Nie oczekiwałam jednocześnie cudów. Święta bez Spencer brzmiały absurdalnie, ale z każdym dniem przywykałam do tej myśli. Wciąż mnie to bolało, jednak z każdym dniem odrobinę mniej. Siostra miała swoje powiedzenie, które wszyscy słyszeliśmy nieustannie. Bądź ponad to. Starałam się stosować, kiedy coś mnie martwiło. Zwłaszcza w tym momencie, gdy oczekiwałam jakiejkolwiek wiadomości od trenerki, a ona milczała już zbyt długo.
Spojrzałam na Mackenzie, która wertowała koszulki na stoisku. Niektóre miały nadruk, inne zabawne napisy. Żadna nie przypadła jej do gustu, więc wyprostowała się z ciężkim westchnięciem. Szybko zapłaciłam za sukienkę, uśmiechając się przyjaźnie do młodej kasjerki. Razem z przyjaciółką opuściłam sklep. Spacerowałyśmy po galerii handlowej, rozmawiając o głupotach i żartując. Ktoś uparcie zaczął do mnie wydzwaniać. Był to Isaac. Bez wyrzutów sumienia odrzucałam każde połączenie. Chciałam mu w jakiś sposób pokazać, jak mogłam ja się czuć, gdy to on zachowywał się, jakbym nie istniała. Bardzo chciałam usłyszeć, co miał mi do powiedzenia. Doszłam jednak do wniosku, że nie powinnam być na każde jego skinienie palcem i usuwać się w cień, gdy tak było mu wygodniej.
– Może to coś ważnego? – zasugerowała Mackenzie, patrząc na mnie tym badawczym, pełnym ciekawości wzrokiem.
Wzruszyłam lekceważąco ramionami. Rozejrzałam się po szyldach sklepów, szukając tego najciekawszego. Musiałam kupić jeszcze kilka prezentów i liczyłam, że po tym dniu będę miała wszystkich z głowy. Zbliżała się dwudziesta pierwsza, więc miałam mało czasu. Galeria była czynna tylko do dwudziestej drugiej.
– Może coś się stało? – dociekała Mackenzie, a ja odrzuciłam kolejne połączenie, po czym wyciszyłam telefon i wrzuciłam go do torebki. Przyjaciółka przewróciła oczami, chyba odpuszczając temat.
Chodziłyśmy po sklepach przez pół godziny. Błąkałyśmy się między różnymi alejkami. Narzekałyśmy na brak interesujących rzeczy na prezent. Obie byłyśmy już zmęczone, dlatego postanowiłyśmy odpuścić. Zbliżałyśmy się do wyjścia, gdy do Mackenzie zadzwonił Myles. Prychnęłam mimowolnie pod nosem. Zapewne moja rodzina chciała skontrolować, co robiłam i dlaczego o tej porze nie było mnie w domu. Mina przyjaciółki jednak odwiodła mnie od tej myśli. Podała mi telefon, ale nie chciałam go przyjąć. Kręciłam przecząco głową, a ona nie przyjmowała odmowy.
– Nie chcę gadać z Mylesem – burknęłam, krzyżując ręce pod piersiami.
– To nie Myles – odparła, nadal czymś zdziwiona.
Zmarszczyłam w zastanowieniu czoło.
– Jak to nie on? – zapytałam, ale w odpowiedzi Mackenzie podsunęła telefon bliżej mnie,
Westchnęłam ciężko i przyłożyłam urządzenie do ucha. Nie nastawiałam się na przyjemną rozmowę. Właściwie to spodziewałam się, że w rzeczywistości dzwonił mój brat, a Mackenzie tylko podpuszczała mnie, żebym z nim porozmawiała.
– Halo? – zapytałam, błądząc wzrokiem po twarzy przyjaciółki. Jej kąciki ust lekko się uniosły. Myślałam, że ją przejrzałam, kiedy po drugiej stronie usłyszałam głos, którego kompletnie się nie spodziewałam.
– Wilma? – zaczął Isaac, a ja byłam w stu procentach pewna, że głos należał do niego. – Musisz tu przyjechać szybko. Nie wiem, co mam zrobić.
Rozchyliłam lekko usta w zdziwieniu, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
– Wilma, słyszysz? – dodał Isaac po chwili.
– Czemu dzwonisz z telefonu Mylesa? – zapytałam, ignorując jego pytanie.
Nawiązałam kontakt wzrokowy z przyjaciółką. Zagryzała dolną wargę, jakby również przyjęła się całą sytuacją.
– Przyjedź do mnie, nie mam zbyt wiele czasu – powiedział stanowczo, po czym zakończył połączenie bez żadnych wyjaśnień.
__________________________
832 słów
Dzisiaj rozdział trochę krótszy od tych, co ostatnio wrzucałam, ale postaram się jutro wrzucić kolejny. Zacznę pisać już dzisiaj i mam nadzieję, że go skończę, bo jutro raczej nie będę miała czasu.
Jak wam się podoba rozdział? Jak myślicie, co się stało, że Isaac zadzwonił z telefonu Mylesa? Co stanie się dalej?
Bardzo dziękuję za każdy komentarz, bo to duża motywacja dla mnie! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top