| 22 |

Przykładałam do twarzy chłodzący kompres żelowy, który otrzymałam od szkolnej higienistki. Nie mogłam zapomnieć jej szoku, gdy wraz z Mylesem i Isaacem wstąpiliśmy do jej gabinetu. Tata nie odstępował nas na krok, chcąc zapobiegać dalszym konfliktom między nami. Nie lubił Isaaca, jak cała moja rodzina, lecz jako dyrektor potrafił zachować się neutralnie do każdego z nas. Nigdy nie faworyzował swoich dzieci, by inni uczniowie ufali w sprawiedliwość szkoły. Ceniłam to w nim, chociaż w tym momencie marzyłam o jakimś ukaraniu Mylesa.

Spojrzałam kątem oka na brata siedzącego obok mnie. Bawił się palcami, co zwykł robić w stresujących dla niego chwilach. Jego koszulka zawierała ślady ze wcześniejszej szarpaniny. Rozerwany materiał na rękawie ukazywał również małego siniaka. Chłopak rzucał pod nosem co jakiś czas jakieś przekleństwa. 

Isaac siedział z drugiej strony Mylesa. Przykładał chusteczkę do nosa, z którego wciąż wyciekała krew. Chusteczka po kilku minutach zmieniła swój kolor na czerwony, więc brunet sięgnął na biurko po kolejną. Wyrzucił nasączoną chusteczkę do kosza. 

W nerwowej atmosferze oczekiwaliśmy przyjścia taty, którego zatrzymała na korytarzu jakaś kobieta. Twierdziła, że to sprawa nie znosząca zwłoki, więc otrzymała pięć minut na rozmowę. Wierciłam się na krześle, oglądając dyplomy na ścianach oraz ignorując sekretarkę, która przez nakaz taty miała na nas spoglądać. Nie chciał dopuścić do kolejnego nieprzyjemnego zdarzenia. Tym bardziej, że mógł ucierpieć na tym jego gabinet.

Westchnęłam ciężko, a chłopaki spojrzeli na mnie jednocześnie. Przewróciłam oczami na ich zmartwione spojrzenia. Zachowywali się, jakbym miała umrzeć. Co prawda lewa strona twarzy wciąż niemiłosiernie bolała, ale to nic nadzwyczaj  poważnego. Przekręciłam kompres na drugą stronę, a chłód przyjemnie koił ból. 

Zaśmiałam się na myśl o tym, że tata chyba pierwszy raz przyjmował po szkolnej bójce dziewczynę. Zwykle byli to chłopcy. Właściwie zawsze. Dziewczyny trafiały do dyrektora za inne wybryki. Również nieprzyjemne i odrażające, bo jak można dręczyć słabszych, lecz nigdy nie doszło do rękoczynów.

– Chyba za mocno dostałaś – mruknął Isaac, a jego głos zmienił się lekko przez zatkany nos chusteczkami.

Wychyliłam się by na niego spojrzeć i wzruszyłam ramionami. Uśmiech przeszyty bólem wkradał mi się na twarz. Nigdy nie sądziłam, że wyląduję na dywaniku. To mnie bawiło, chociaż wiedziałam, że mogłam mieć z tego powodu problemy. Może nie kara za bójkę, bo to ja zostałam znokautowana. Nie zmieniało to faktu, że w domu mogły na mnie czekać kazania od rodziców i brata za to, że w ogóle znałam kogoś takiego, jak Isaac. Nonsens.

– Z czego ty się w ogóle cieszysz? – burknął Myles. Nie zamierzał być dla mnie miły, więc niemal wymusił wredny ton głosu.

Rzuciłam mu krótkie spojrzenie i kolejny raz wzruszyłam ramionami. Chłopaki spojrzeli na siebie z grymasem na twarzach. Raczej nie podobała im się świadomość, że oboje mogli mieć to samo zdanie odnośnie mnie. Zaśmiałam się kolejny raz, więc ich uwaga skupiła się na mnie, lecz nim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, tata wszedł do gabinetu. Zamknął drzwi za sobą i z westchnieniem usiadł za biurkiem. Nie wyglądał na złego, raczej na rozczarowanego. Spoglądał na tykający zegar, jakby nie chciał patrzeć na nas. Potarł dłonią swój policzek i westchnął ciężko, nim przeniósł swój wzrok na mnie. Przełknęłam dźwięcznie ślinę, a całe rozbawienie, które chwilę temu mi towarzyszyło, momentalnie mnie opuściło. Zaczynałam obawiać się, co miałam od niego usłyszeć. Co my wszyscy mięliśmy usłyszeć. Wyprostowałam się na krześle. Nagle było mi bardzo niewygodnie, jakbym siedziała na szpilkach.

– Więc jak do tego doszło? – zapytał tata, patrząc na nasze obrażenia. 

Położyłam kompres żelowy na nogach, ponieważ był już ciepły, więc raczej w niczym by dalej mi nie pomógł. Zabłąkany kosmyk włosów zaczesałam palcami za ucho, podczas gdy tata wciąż wlepiał we mnie swoje oczy.

– Trochę pokłóciłam się z Mylesem – zaczęłam tłumaczenie się, a właściwie nas, ale brat oburzył się nagle.

– Pokłóciliśmy? – prychnął. – To ty na mnie nawrzeszczałaś i tyle z tej kłótni! – warknął, zaciskając następnie szczękę ze złości.

Przewróciłam oczami, nie zamierzając tego komentować. 

– Odeszłam od niego, a on szedł cały czas za mną – opowiadałam dalszą cześć zdarzeń.

– Po prostu uciekała – wtrącił Myles. Popatrzył na mnie wymownie, ale zignorowałam to. – Wolisz unikać niewygodnych tematów, co? – Uniósł jedną brew. Czułam, jakby chciał sprowokować mnie do kolejnej sprzeczki. 

Zawiesiłam wzrok na tacie, aby nie zwracać uwagi na brata, który starał się wyprowadzić mnie z równowagi. 

– Wpadłam na Isaaca – kontynuowałam.

– Co raczej ci się spodobało – parsknął Myles.

Tata spojrzał na niego z politowaniem. Brat miał prawo się denerwować, ale nie musiał przerywać mi co pięć sekund. Dziecinne z jego strony. 

– Myles się zdenerwował, sama nie wiem czym i chciał uderzyć Isaaca, ale oberwałam ja – powiedziałam na jednym wdechu. – Osłoniłam go – dodałam znacznie ciszej. Broniąc Isaaca, czułam jakbym wywoływała wilka z lasu. Uważałam mimo to, że postępowałam słusznie, bo on nic nie zawinił w tamtej sytuacji.

Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Bawiłam się palcami, zapożyczając od brata nerwowy nawyk. Zawsze tak robił, kiedy się stresował lub martwił. Tym razem siedział obok mnie nazbyt pewny siebie i nie okazywał nic poza złością.

– Dobrze. Wilma, wracaj na lekcje – rozkazał tata, a ja w zdumieniu otworzyłam szeroko oczy, momentalnie skupiając wzrok na nim.

– Co? – rzuciłam szybko. – Jak to na lekcje? Dlaczego mnie wypraszasz? – oburzyłam się.

Chłopaki milczeli, chociaż Myles nie krył uśmiechu, który wkradał mu się na usta. 

– Dalej nic cię nie dotyczy. Chciałem tylko usłyszeć od ciebie, co się stało – odparł nad wyraz spokojnie. Wstał ze swojego obrotowego krzesła i podszedł do drzwi, po czym je otworzył. – Idź na lekcje – dodał stanowczo. Czekał, aż wyjdę z gabinetu, utrzymując swoją nieugiętą postawę. 

Popatrzyłam raz na Mylesa, raz na Isaaca, którzy nie zdziwili się tym tak, jak ja. Wyglądali, jakby właśnie tego się spodziewali, co tylko powodowało w mojej głowie milion pytań. Zerwałam się na nogi i w przypływie złości wyszłam na korytarz, szepcząc pod nosem, że również powinnam uczestniczyć do końca rozmowy. Tata zamknął za mną drzwi, a ja stałam przed nimi jeszcze przez chwilę. Nie mogąc nic więcej zrobić, pokazałam środkowego palca, chociaż nie mogli tego zobaczyć. Było to głupie i dziecinne, ale to mój akt desperacji.

Poszłam do higienistki, aby oddać jej kompres żelowy. Następnie udałam się na lekcje. Nie było to zbyt przyjemne. Wszyscy spoglądali mnie ciekawsko i szeptali coś między sobą, jakbym wcale tego nie zauważała.


~*~


– No mów! – zażądała Mackenzie, gdy tylko zamknęła drzwi od swojego pokoju. – Pisałaś, że chcesz powiedzieć coś ważnego, więc mów – marudziła, gdyż jej natura nie pozwalała postąpić inaczej.

Usiadłam wygodnie na łóżku, biorąc do rąk różową poduszkę w symetryczne wzory. Nabierałam do płuc dużo powietrza, po czym je wypuszczałam. Nie wiedziałam, jak zacząć, lecz nie chciałam dłużej przed nią niczego ukrywać. Potrzebowałam się wygadać i mieć kogo poradzić. Może Mackenzie nie była najlepszą osobą do udzielania rad, zwłaszcza dobrych, ale mimo to mogłam chociaż poznać inną perspektywę na sytuację. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na przyjaciółkę. Siedziała na obrotowym krześle, wlepiając we mnie swój wścibski wzrok.

– Wiesz, że wkurzasz mnie milczeniem? – zapytała, unosząc jedną brew.

– Chodzi o Isaaca – odparłam niepewnie, a ona momentalnie wyszczerzyła się, jak mysz do sera.

Na moją twarz mimowolnie również wpłyną uśmiech, dlatego przycisnęłam poduszkę do twarzy, by przyjaciółka tego nie widziała. Jej jednak nic nie umknęło, o czym przekonałam się, gdy usłyszałam jej radosny pisk. Rzuciła się na mnie, mocno przytulając. Po chwili wyrwała z moich rąk poduszkę i rzuciła niedbale na podłogę. Moim oczom ukazał się widok szczęśliwej Mackenzie oraz żądającej szczegółów.

– Opowiadaj! – zawołała radośnie.

Zaśmiałam się z jej reakcji i pokiwałam głową.

– Pocałowałam się z nim na balu – wyznałam. – Znaczy na plaży – dodałam dla jasności. – Chciał wtedy spotkać się ze mną na boisku przed balem, a potem jakoś tak wyszło, że poszliśmy na plażę.

Mackenzie kolejny raz wydała z siebie radosny pisk.

– Jesteście razem? – zapytała energicznie, obserwując mnie uważnie.

Spoważniałam i wzruszyłam ramionami. Następnie stanowczo pokręciłam przecząco głową. 

– Nie jesteście razem? – dopytała, a jej mina również uległa zmianie.

– Nie. 

– Jak to? Dlaczego?

– Ostatnio się do mnie nie odzywa – wyjaśniłam. W zastanowieniu zmarszczyłam czoło. – Właściwie to od sytuacji z Margo i nim na boisku – dodałam, spoglądając na przyjaciółkę.

Zmarszczyła brwi. Rozmyślała robiąc przy tym dziwne miny, jakby rozmawiała w głowie sama ze sobą.

– Myślisz, że to przez nią? – zapytała, raczej sama w to nie wierząc.

Od razu pokręciłam przecząco głową.

– Wątpię. Niby dlaczego?

Mackenzie wzruszyła ramionami, nie wiedząc co odpowiedzieć.

– A twoja twarz? – zapytała, wskazując na mój siny policzek. – Obiecałaś, że powiesz, jak będziemy w moim pokoju.

– To też ma związek z Isaaciem – odparłam, a ona wytrzeszczyła oczy.

– Uderzył cię!? – niemal krzyknęła, przykładając dłoń do ust. Szok wymalował się na jej twarzy, na co przewróciłam oczami.

– Nie – wymamrotałam. Jak mogła w ogóle tak pomyśleć? – Stanęłam w jego obronie.

Mackenzie prychnęła prześmiewczo, nie kryjąc swojego rozbawienia.

– Jasne – zaśmiała się.

Westchnęłam ciężko.

– Myles chciał go uderzyć, ale stanęłam przed nim i to ja dostałam.

– Co ty gadasz? – rzuciła przyjaciółka. Zdziwiona patrzyła na mnie, a ja wzruszyłam ramionami, jakby to nie było nic wielkiego.


________________________

1521 słów

Witam! Jak wrażenia? Jak sądzicie, co z tego dalej wyniknie? Jestem bardzo ciekawa waszych opinii. 

Zapraszam was również na ,,Noc się zmienia". Mam nadzieję, że wam się spodoba. Opowiadanie ma aktualnie siedem rozdziałów. 

I jak podoba wam się nowa okładka? Ja jestem zachwycona. Wykonała ją HEMMOBRIEN9196.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top