Atak

-To jest Ryszard. Nie mógł spędzić świąt ze swoją rodziną, więc bedzie świętować z nami.
Nikt nie wydawał się zgorszony ani zadowolony. Ryszard usiadł z nami do stołu. Zaczęliśmy jeść.
-Emily - usłyszałam głos w swojej głowie. Niepokój, który czułam rano stał się jeszcze większy-wiem, że teraz się bardzo zdziwiłaś.
-To ty? -zapytałam szeptem Ryszarda.
-Tak. Chodź, musimy pogadać na osobności. Chodźmy do twojego pokoju. -głos nadal był w mojej głowie.
-Tylko ja pana słyszę?
-Tak. A teraz już chodź.
Poszliśmy do mojego pokoju. Ryszard odezwał się pierwszy. Stop- nie wiem, czy to można nazwać odezwaniem się. Znów wysłał mi do głowy słowa.
-Emily. Muszę ci coś powiedzieć. Jesteś Szeptaczką. Umiesz mówić do innych umysłem, jak ja. Przybyłem, żeby pomóc ci odkryć tą zdolność. Co 50 lat na świat przybywa Szeptacz. Dziwne, że jeszcze nie było Szeptaczki. Sami Szeptacze. Muszę nauczyć cię... szeptać.
-A kiedy... kiedy odkryjecie... no, takie malutkie dziecko... zabieracie je rodzinie? Tak po prostu? Rodzice... ani nikt... Nie protestują?
-Nie wiem, jak ci to powiedzieć... nikt... nikt z rodziny żadnego z Szeptaczy... nikt nie przeżył.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam krzyczeć, protestować.
-Nie możecie ich zabić!
-Nie... to nie my. To Głośni. -Nagle jego włosy stanęły dęba - Już tu są! Uciekajmy!
Nagle usłyszałam krzyki dobiegające z dołu. Oni... oni już nie żyli...
-Emily! Mam pomysł. Uciekajmy  przez kuchnię. Po drodze odkręcić gaz i podpalimy dom. Dużo Głośnych zginie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: