35. Lojalne psy


Zimowy festiwal zbliżał się wielkimi krokami, chociaż królewna przesunęła datę, by wszyscy ważni goście zdążyli przybyć do Unułki. Ludzie w stolicy krzątali się histerycznie, rozkładając ozdoby, rozwieszając girlandy, by przykryć rdzewiejące druty i zeskrobując przynajmniej trochę panoszącego się mchu na poczerniałych elewacjach. Pod mgłą zmęczenia i ciężkiej pracy wisiała jednak nuta ekscytacji. W ciągu tego roku zdążyło zmienić się tak wiele rzeczy, że nawet prości mieszczanie, którzy nie angażowali się zwykle w dworskie gierki, czuli, że sytuacja się zdestabilizowała. Mając tak stały punkt programu, jakim był festiwal, do ich życia wróciła rutyna.

Szkoda tylko, że Aluda musiała sobie urobić ręce po łokcie. Przez ostatnie dni wraz z Erivol załatwiała pokoje dla gości, zamawiała torty i słodycze z największych cukierni w Unułce, a na dodatek doglądała, czy służba wywiązywała się z obowiązków. Na szczęście pod surowym okiem Naczelniczki każdy korytarz doczyszczono na błysk, a skrzydło z salą balową, tak jak i podlegający mu ogródek, wysprzątano i ozdabiano dzień za dniem.

Lekarka nigdy nie zajmowała się planowaniem i urządzaniem czegokolwiek – zwykle na bale tylko ją zapraszano, by ocucała damy dworu i pilnowała, czy rodzinie królewskiej nic nie dolegało. Załatwianie wszystkich formalności? Dbanie o to, by każdy, najmniejszy szczegół został przemyślany? Bogowie – pomyślała, ukrywając twarz w dłoniach. To nie dla niej. To czysty chaos.

A chaos ten jeszcze się pogłębił, gdy z Pustkowia przyszły raporty o tym, że generał właśnie się znalazł.

Soheil wróciła do miasta parę dni wcześniej. Tylko się przywitała i zajęła się swoimi obowiązkami; parę razy spotkała się z Mesarinem, pewnie by zdać mu raport, ale zachowywała się normalnie. Aluda poczuła się głupia. To w takim razie nie podróżowali razem? Jakim cudem ona była tutaj, a on tam? A może to nie był on? Przewidziało im się? Nie miała czasu wszystkiego roztrząsnąć, kiedy wylądowała na dywaniku u królewny.

Hyamare przygotowywała się do koronacji, co przejawiało się niekończącymi przymiarkami szykownych strojów. W jej komnatach ciągle krzątała się krawcowa, ałemuzka, która co jakiś czas cmokała z niezadowoleniem, podrzucając w powietrze strzępki nici, miarkę i nożyce. Królewnie nawet nie drgnęła powieka, kiedy ostrza przelatywały przed jej twarzą.

– To co z tym robimy? – spytała Aluda, zezując na pokaźny stosik raportów na toaletce dziewczyny.

Przyszła królowa westchnęła ciężko.

– Nie mam pojęcia – przyznała niechętnie i popatrzyła dwuznacznie na krawcową.

Starsza kobieta zachichotała dźwięcznie.

– Jak sobie pani życzy, Wasza Wysokość, ale proszę się nie przejmować. Gdybym nie była dyskretna, nie szyłabym mundurów naszemu generałowi. – Puściła im oczko, skłoniła się wdzięcznie i szybko wyszła z komnat.

Nitki opadły łagodnie na ziemię. Hajara przetarła oczy – ostatnie dni były wykańczające, praktycznie w ogóle nie zmrużyła oczu, zbyt zajęta nakładem obowiązków.

– Chyba powinniśmy to ogłosić, prawda? Kilka miesięcy temu miasto było...niepocieszone – wymamrotała, usiłując znaleźć lepsze słowa.

Hya była wściekła, cesarz Farenhaven zapewne też nieźle się zirytował – ale gazety „zniknięcie" generała przyjęły bardziej niż ochoczo, malując Lae w tych samych barwach, co jego ojca lata temu. „Czyżbyśmy się pomylili?" – grzmiały ostentacyjne nagłówki. Czyżby panicz Ortamjaarów jednak miał w sobie coś poza pompatycznym nazwiskiem, abstrakcyjnym dziedzictwem i nienaganną prezencją? Aludzie aż niedobrze się robiło od tej udawanej litości i doskonale wiedziała, że przyjacielowi też by się nie spodobała. A jednak wszyscy liczyli na to, że wróci. Liczyło na to wojsko, liczyła na to nawet Rada.

Królewna przejrzała się w lustrze – żółta sukienka zdobiona tiulem i drobnymi, ledwo widocznymi ornamentami zalśniła w sztucznym świetle żarówek. Dziewczynka milczała jeszcze przez chwilę.

– Myślisz, że to dobry pomysł? – Pokręciła głową. – Wszyscy żyją uroczystościami, a wtedy... Poświęcać się to jedno, ale wracać?

Aluda zagryzła policzek.

– Więc co? Mamy udawać, że go nie ma? – Stłumiła złość i zaplotła dłonie na piersi. – Harpie nie wróciły od tamtego czasu. Możemy to jakoś ładnie opisać. Poświęcenie, które nim nie było, bo przerodziło się w triumf... Zresztą mało kto uwierzył, że to wystarczyło, by skończyć ten durny konflikt. Po co mamy się ograniczać? Może wtedy Farenhaven też się uspokoi.

Mertemra chwilę rozważała jej słowa i poprawiała mankiety. Potem nawinęła sobie końcówkę jednego z warkoczy na palec.

– Może masz rację – przyznała niechętnie. – Ale nie teraz. Za dużo się dzieje, a niedługo zaczną zjeżdżać się goście. Wymyślimy coś bliżej festiwalu.

Znów zapadło milczenie. Aluda nerwowo stukała paznokciem o przedramię i patrzyła po bałaganie komnaty. Na łóżku leżały sukienki, obok stały buty, a na toaletce przy raportach rozrzucono przyrządy do makijażu. Po dywanie walały się skrawki nici, kawałeczki tiulu, próbki, brokat i dziesiątki miarek. A na komodzie stała dumnie korona – stopiona i wytopiona na nowo, by pasować na głowę nowej królowej.

– Spisałaś się z balem – powiedziała w końcu Hya i popatrzyła na nią z łagodnym uśmiechem. – Jak na razie wszystko idzie bardzo gładko... trochę za bardzo, ale nie mamy na co narzekać.

Lekarka powstrzymała się od lekkiego prychnięcia.

– Myślisz, że powrót generała wszystko popsuje?

Mertemra zagryzła wargi i spuściła wzrok. Bingo.

– Nie wiem, Aludo. Dobrze wiesz, jak to się ostatnio skończyło. – Zaczęła chodzić po komnacie i patrzeć na porozrzucane w niełasce ubrania. – Podejrzewałam, że nie będzie tak dokładnie wykonywał moich poleceń, w końcu nie przysięgał mnie, tylko mojemu ojcu. Ale wcześniej nie było z tym problemu. Skąd mam wiedzieć, co teraz zrobi? Może coś się zmieniło? Czar osłabł, bo wciągnęłam w to ciebie?

Hajara zmarszczyła brwi. Ona nie nazwałaby tego „czarem", ale posłusznie słuchała. Hya rzadko opowiadała jej o swoich planach – mówiła o nich tylko wtedy, gdy miała o coś ją poprosić. Ścisnęła mocniej rękę, wbijając nieznacznie paznokcie w skórę.

– Wcześniej prosiłam go, żeby zabrał mnie do Farenhaven, on chciał mnie tylko przechować gdzieś poza miastem przez kilka dni, żeby wkurzyć Radę. – Skrzywiła się lekko. – Może po prostu wymagałam od niego za dużo na raz? Chciałam, żeby zrobił coś, co odwróci uwagę wszystkich od mojego zniknięcia i wywołał wojnę... Ale chciałam też, żeby wyjechał do Farnehaven i tego nie zrobił. Nie wiem, co mam o tym myśleć.

Aluda zamrugała. Nie miała okazji rozmawiać z generałem na ten temat, ale była pewna, że zdążyłby jej o tym napomknąć – że to wszystko nie był jego pomysł, że miał związane ręce. Czy to miało związek z tym, że sama zapominała o części poleceń od księżniczki? Ale to nie miało sensu – przecież Lae zachowywał się tak, jakby te pomysły należały do niego i...

– Zaraz... – zaczęła, kiedy do komnat królewny wszedł jeden ze strażników.

– Wasza Wysokość, przyjechała pierwsza delegacja z Bałcharnu – powiedział i zasalutował sztywno.

Hya westchnęła rozdzierająco.

– Poślij po krawcową, muszę się przebrać. Niech poczekają w gościnnych... Aludo, pociąg z Pustkowi powinien przyjechać wieczorem, możesz się tym zająć, prawda? – To nie brzmiało jak prośba. – Możesz odejść. I nie mów mu o tej rozmowie.

Lekarka zacisnęła dłonie w pięści, ale tylko skinęła głową i obróciła się na pięcie. Nawet jeśli w oczach strażników zachowywała się niestosownie, ona i królewna już dawno wyzbyły się dworskiej etykiety. Wtedy na statku, w Grestce i potem – cokolwiek działo się potem, o czym chciała zapomnieć – tytuły nie miały znaczenia.

Mijało południe, obowiązki wzywały, a do przyjazdu Lae miała jeszcze sporo czasu, ale Aluda i tak pozwoliła nogom ponieść się na dworzec.

⚜⚜⚜

Zrobiło się już ciemno, a śnieżne chmury zbierały się powoli nad Unułką. Przez światło ulicznych latarni niebo mieniło się na pomarańczowo, a mróz powoli malował na oknach różne kształty.

Aluda siedziała na jakiejś zapomnianej ławce i nerwowo wymachiwała nogami. Żołnierze i maszyniści krzątali się po peronach, ale nie naliczyła ich wielu. Z tego wszystkiego zapomniała powiedzieć Erivol o całym zajściu, a przecież to ona najbardziej przeżywała zniknięcie generała. Kto znał prawdę, ten raczej się nim nie przejmował – wyłączając matkę Ortamjaarów, ale ona należała do tych nielicznych wyjątków i od myślenia o Dor lekarka dostawała mdłości.

Przynajmniej Catenata szybko zapomniała o niefortunnym spotkaniu – Hajara zabrała ją parę razy do „Gęsi", gdzie obgadywali wesoło każdego wokół. Kobieta po tym wszystkim odzyskała trochę zwyczajowego animuszu, a dla Aludy okazało się to przyjemnym odpoczynkiem od nawału organizacyjnych obowiązków.

Przynajmniej mogła być z siebie dumna. Nieprzespane noce zaowocowały skromnymi, ale zadowalającymi efektami – bal był prawie gotowy, zaś wojsko zajmowało się organizacją turnieju. Unułka nie miała żadnej ogromnej areny, jaka znajdowała się w Bałcharnie, więc na ostatnią chwilę kombinowali z czymś blisko jeziora. Nie miała jednak czasu tam spacerować i nie wiedziała, co im wyszło.

W porównaniu z resztą miasta, dworzec wyglądał przygnębiająco. Dawno nic tu nie przyjeżdżało, więc przy ławkach stały przymarznięte butelki po alkoholu, a delikatny wiatr miotał papierkami. Aluda nie wiedziała, czy naśmiecili tak bezdomni, czy może strażnicy miejscy przychodzili tutaj na nocne popijawy. Westchnęła. Nawet Lae nie trzymał ich tak żelazną ręką, jaką by chciał – obecnie rozleniwili się na tyle, że chodzenie po zmroku robiło się niebezpieczne i to nie przez wzgląd na bandytów.

Im dłużej o tym myślała, tym sensowniejsze wydało jej się wzburzenie generała. Jak miał wyjechać do Farenhaven, kiedy Roternarowi wystarczyły nędzne trzy miesiące, by zacząć się rozpadać? Festiwalowe ozdoby, pachnące pieczywem uliczki i odnawiane szyldy nie rekompensowały niepewności wiszącej od dłuższego czasu nad krajem. Sąsiedzi znów czyhali na ich upadek, zupełnie jak osiem lat temu.

Czy Lae mógł to wszystko postawić do pionu? Wątpliwe. Ale mógł rozwiązać przynajmniej kilka problemów.

Powietrze przeszył daleki świst lokomotywy. Zaraz zrobiło się ciężkie od dymu i spalin. Wojskowi ustawili się w schludnym rządku – po ciemku nie widziała ich mundurów, a nawet nie do końca pamiętała, jaki kolor do kogo należał. Cierpliwie czekała na swoim miejscu, obracając ozdobnym łańcuszkiem przy białym płaszczu. Była pewna, że ubranie zaraz ubrudzi się kurzem, ale nie przemyślała tego, wychodząc z pałacu. Zresztą jakie to miało w ogóle znaczenie? Służba jej go ładnie odczyści – przynajmniej takie przywileje miała, jako doradczyni i lekarka królewska.

Z wagonów wysiadło kilka osób. Aluda wstała i z przyzwyczajenia poprawiła kołnierzyk. Od gorąca buchającego z pociągu musiała zsunąć puchową czapkę; czuła przyjemne ciepło osiadające na policzkach. Żołnierze tłoczyli się przy wejściu jak podekscytowane dzieci, a gdy znajome włosy pokazały się na schodkach, wszyscy zasalutowali z przejęciem. Lae powiódł wzrokiem po zgromadzonych i kazał im spocząć.

Hajara nieśmiało podeszła do żołnierzy – ktoś już zaczął składać raport, kilka głosów odezwało się jednocześnie, wkrótce przechodząc w kakofonię jazgotów. Mężczyzna uśmiechnął się z typowym dla siebie zmęczeniem.

– Raporty wezmę od was... potem. – Uciszył ich. – Jak na razie, podejrzewam, że Jej Wysokość chciałaby się ze mną zobaczyć. – Wskazał na Aludę. Chwilę lustrował jej wyraz twarzy, a lekarka wiedziała, że nawet pomimo prób maskowania uczuć, wyczytał z niej wszystko, czego potrzebował. – I nie rozgadujcie się o moim powrocie. Nie chcemy siać chaosu w mieście. Rozejść się.

Poklepał kilka osób po plecach i zapewnił, że pamięta jeszcze drogę do pałacu. Kiedy przy pociągu krzątali się jedynie maszyniści i kilka osób odpowiedzialnych za transporty, Lae widocznie się rozluźnił i odetchnął. Aluda chciała go przytulić, ale zauważyła, że lewą rękę miał zawieszoną na temblaku. Zmarszczyła brwi.

Zanim zdążyła go o coś zapytać, tylko objął ją zdrowym ramieniem i poprowadził w stronę jakiejś bocznej ścieżki, którą tylko on znał. Narzucił na głowę kaptur.

– Nie wiem, co jest lepsze – powiedział kwaśno. – Pył na Pustkowiu, czy może dym z Unułki?

– Dym cię nie zabije – mruknęła Aluda i spojrzała na twarz przyjaciela.

Poza ręką, nie wyglądał, jakby coś mu dolegało. Wyglądał tak jak wtedy w „Gęsi" – nieco schudł, a pod oczami miał cienie. Kilka zadrapań na policzku już zaczęło się goić. Mimo zmęczenia szedł wyprostowany, kuląc się tylko, gdy mijali zbłąkanych przechodniów czy lampy.

– Ludko, mnie mało co może zabić – prychnął. – No, to opowiadaj. Czy ciągle mam prawo do moich pokoi w pałacu, czy znowu muszę iść na wygnanie do mojej jakże kochanej matki? Jestem pewien, że się za mną stęskniła.

– Znowu zmieniasz temat. Wszystko z tobą w porządku? Wyglądasz jakby stratowało cię stado koni.

Zaśmiał się chrapliwie i ściągnął temblak z szyi. Ostentacyjnie poruszał ręką i upchnął szmatkę do kieszeni.

– Nic mi nie jest. Ręka to pozory. Gdybym wrócił cały i zdrowy z Pustkowia, ludzie zaczęliby plotkować. Zresztą i tak będą. W każdym razie... – Spojrzał na nią znacząco. – Ty zmieniasz temat, kochana, nie ja. To jestem w końcu w niełasce, czy może oziębłe przywitanie jest znakiem tego, jak bardzo się wszyscy stęskniliście?

Lekarka westchnęła.

– Po prostu dużo się dzieje, nie chcieliśmy wzbudzać sensacji. – Popatrzyła na czubki butów ze wstydem. – A królewna... pokrzyżowałeś jej plany. Nie jest zadowolona.

Znowu się roześmiał, a jego oddech zostawiał w powietrzu kłębki pary.

– Ale nie jest też głupia. – Wyprostował dłoń. – Cóż, rozumiem. Pan Ortamjaare jest wam potrzebny, ale nie na tyle, by przyjąć go z otwartymi rękami. Trzeba się podąsać.

Aluda przewróciła oczami, chociaż wiedziała, że przyjaciel tego nie widział.

– Jak na razie to ty się dąsasz, nie sądzisz?

– A jak ty byś się czuła na moim miejscu? – spytał ostro. – Wyobraź sobie, że królewna, Riza... ktoś ważny, śmiertelnie choruje, a ciebie wysyłają do innego kraju, żebyś ładnie wyglądała. A potem byś wróciła, ale byłoby za późno na cokolwiek, a o bałagan obwiniliby ciebie i kazali to sprzątać.

Przez chwilę szli w ciszy. Lae prowadził ją bocznymi uliczkami, a z ciemności wyłaniały się zarysy pałacu, oświetlane białymi lampami. Lekarka westchnęła.

– Nawet nie wiemy, po co miałeś tam pojechać. Mam wrażenie, że przesadzasz. Farenhaven chciało tylko pomóc.

Usłyszała słabo stłumione zirytowane westchnięcie.

– Jasne, chcieli pomóc – przedrzeźnił ją. – Ludko, Farenhaven chce Roternar. Farenhaven chce Rohel, a wkrótce pod pretekstem wojny będą też chcieli zdobyć As'arawaj. Nie mamy wybitnej siły militarnej, nas mogą mieć najmniejszym kosztem. Ba, wszystko co robi Mertemra, to podkłada im się na talerzu, jak smaczna przystawka. Pomyśl. – Już nie ukrywał zdenerwowania. – Generał znika w samym środku konfliktu z harpiami, ale co się dzieje? Wkraczają dzielni, wspaniali żołnierze z Farenhaven i ratują wszystkich i wszystko. Rząd jest im wdzięczny, ludność jest im wdzięczna. Okazuje się, że Roternar jest niekompetentny, więc dzień za dniem, władza przechodzi w ręce cesarza... i wkrótce jest już tylko Farenhaven. Nie wierzę, że ani razu nie przeszło ci to przez głowę.

Zazgrzytała zębami. Przechodziło, a i owszem, wiele razy. Ale podejścia Farenhaven do Roternaru nie były nigdy agresywne – cesarzowi zależało na sojuszu, ale czy od razu przejmowałby cały kraj? A co najważniejsze – co by z tego miał? Przecież nie oferowali im niczego – nie mieli magów ani żyznych terenów, tramwaje i samochody dawno padły, a fabryki rozebrano i ich części przerobiono na coś bardziej przydatnego w obecnych czasach. Niedożywione konie, nikła ludność rozsiana kępkami po wybrzeżach – owszem, łatwy kąsek, ale nie taki, jakim można się najeść. Zresztą... skąd mu się wzięły takie problemy, skoro przez dobre kilka miesięcy żył gdzieś poza współczesnym światem?

– Myślałam o tym, ale ty po prostu jesteś zbyt paranoiczny – odparła z przekąsem. – Harpie zagrażały też Farenhaven, gdybyśmy z nimi przegrali, to przerzuciliby się na nich. Poza tym warto mieć z nimi dobre stosunki, przecież pamiętasz panikę z ostatnich lat. Chciałbyś, żeby to się powtórzyło? Nie było cię przez kilka miesięcy, sytuacja mogła się diametralnie zmienić.

Lae pokręcił głową i machnął ręką.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo wojsko plotkuje. Zaniedbaliście jednostki na granicach, nic dziwnego, że jak mnie zobaczyli, to prawie się tam popłakali. W każdym razie, nie rozmawiajmy teraz o tym, nie dogadamy się. –Wzruszył ramionami. – Zobaczymy, jak będą się zachowywać podczas uroczystości. I jak przełkną porażkę w turnieju.

Aluda zamrugała.

– Porażkę? – Krew odpłynęła jej z twarzy. – Czy ty masz zamiar...

– Ależ oczywiście. – Uśmiechnął się wrednie. – Trzeba rozruszać stare kości.

Hajara poczuła wątłe ukłucie paniki. Przypomniała sobie wszystkie turnieje w Farenhaven i te lokalne urządzane w sali treningowej Akademii Wojskowej – nie było ani jednego wydarzenia, w którym Lae wziąłby udział i nie wygrał. Kiedy pojawiał się na listach, ludzie prędko rezygnowali, bo bali się upokorzenia. Generał przestał się więc do nich zgłaszać, co zbiegło się akurat ze skandalem dyplomatycznym.

– Ale... dobrze wiesz, co się działo kiedyś. To nie jest dobry pomysł. I masz przecież złamaną rękę.

Zbył ją prychnięciem.

– Powiem, że mnie poskładałaś. – Widząc jej nietęgą minę, poklepał ją po ręce. – Daj spokój. Właśnie wróciłem z małego wygnania, nie walczyłem w turniejach od kilku lat. Te małe skunksy z Farenhaven będą się aż rwać, żeby pokazać, kto jest lepszy. Nawet jeśli będą się chcieli wycofać, honor im nie pozwoli. Przecież przyjeżdżają do nas tylko po to, żeby się popisać.

Weszli do pałacu bocznym wejściem. Aluda rzadko kiedy korzystała z jakichś tajnych drzwi – z reguły nie potrzebowała dyskrecji, a na ulicach jej nie znano. Przynajmniej wcześniej, bo teraz stała się nieco bardziej rozpoznawalna i nie mogła powiedzieć, by się jej to podobało.

Lae zsunął kaptur i westchnął z ulgą, a potem szybko znowu przewiązał sobie temblak wokół szyi i mrugnął porozumiewawczo do Aludy. Lekarka tylko przewróciła oczami, ale nawet jeśli przyjaciel zdążył ją już kilka razy doprowadzić do przedwczesnego zawału, dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo go jej brakowało. Przez ostatnie dni co prawda o tym tak intensywnie nie myślała, ale nawet z Erivol u boku, organizacja bezpiecznych transportów dla dygnitarzy z Farnehaven powinna przypaść generałowi i łapała się na tym, że po fakcie narzekała na jego nieobecność.

Właśnie.

– Powinieneś się spotkać z siostrą – powiedziała i pociągnęła go za rękaw.

– A, a...– Lae stał w miejscu. – Co z Jej Wysokością? Ciągle ma na mnie focha?

– Na pana, panie generale, nie można się długo gniewać.

Hyamare wychynęła zza rogu. Ubrała się już w bardziej „codzienne" ubrania, czyli jej ulubione spodnie do konnej jazdy i żółtą kamizelkę. Jeśli generał się speszył, nie dał tego po sobie poznać. Skłonił się lekko.

– Wasza Wysokość. Gratulacje z okazji niedługiej koronacji.

Dziewczyna patrzyła na nich z lekkim rozbawieniem, chociaż Aluda nauczyła się dostrzegać w tym także znudzenie i poirytowanie. Przestąpiła z nogi na nogę i westchnęła.

– Dziękuję, panie generale – odparła sucho, wymuszając uśmiech.

Hajara pamiętała jeszcze ich krótkie rozmowy sprzed ucieczki do Farenhaven – teraz oboje patrzyli się na siebie z wyuczoną powściągliwością. Na ustach generała grał cyniczny półuśmiech, zaś królewna mierzyła go obojętnym, a nawet wrogim spojrzeniem.

Lae wyciągnął z kieszeni płaszcza emblematy generalskie – wstążka się postrzępiła, a gwiazdki i słońce wyglądały na niemożliwie porysowane. Nie zgubił ich jednak, tylko trzymał w dłoni i patrzył uważnie na Mertemrę.

– Widzę, że mój powrót nie wzbudza entuzjazmu u Waszej Wysokości. – Światło nie odbijało się od złota, gdy obracał je w palcach. – A to nasuwa pytanie, czy jestem jeszcze mile widziany w moim własnym kraju. A może to nie jest już mój kraj, tylko Farenhaven? Powinienem to zwrócić?

Hya tylko odchrząknęła, chociaż docinek Lae widocznie ją zirytował.

– Przez kilka miesięcy okazał się pan... niezastąpiony, chociaż kurtuazja każe mi zapytać, czy tak długa nieobecność wynikała z problemów, czy może ze zwykłej niechęci do powrotu.

Ortamjaare zaśmiał się głośno i sztucznie, a jego głos odbił się dźwięcznie od pustych ścian bocznego korytarza.

– Wasza Wysokość, lojalne psy zawsze znajdują drogę do swoich właścicieli. Chociażby po to, by w odwecie odgryźć im nogi. – Nawinął wstążkę na palec i chwilę przyglądał się postrzępionym nitkom, jakby okazały się o wiele ciekawsze, niż przyszła królowa stojąca przed nim. – Ufam, że nie jest trudnym do pojęcia podróż po Pustkowiach. Konno? Być może. Pieszo stanowi wyzwanie, szczególnie jeśli nie ma się ze sobą mapy.

Królewna założyła ręce na piersi i najwidoczniej zdecydowała się zignorować pierwszą część wypowiedzi generała. Aluda też puściła ją mimo uszu, chociaż nie podobało jej się to, jak ten igrał z ogniem.

– Co z harpiami? – spytała bezceremonialnie.

Lae tylko wzruszył ramionami.

– Nie jestem całą armią, nie mogę zagwarantować, że spokój potrwa wiecznie. Ze mną, beze mnie... kiedyś wrócą – odparł, już nieco mniej pewnie. – Yesynea to teraz nie problem, ale zawiłości hierarchiczne społeczeństwa harpii nie są mi znane. Co zadecydują, nie wiem.

– Czyli wciąż sytuacja z nimi nie jest jasna?

Generał syknął cicho z irytacją.

– Wasza Wysokość, czy naprawdę wierzysz w to, że sytuacja z harpiami kiedykolwiek będzie jasna? – „Zdrową" ręką rozpiął kilka guzików płaszcza; Aludzie też robiło się już gorąco, ale bała się ruszyć. – Czy jestem tutaj, czy tam, one i tak by wróciły. Nie ma jasnego wyjścia i konkretnego rezultatu. Może będzie łatwiej się z nimi teraz dogadać? A może znowu zażądają czyjejś głowy? Nie dowiemy się, dopóki się tutaj nie pofatygują.

Hya przekrzywiła głowę i milczała przez dłuższą chwilę. Lekarka widziała, że zeszło z niej trochę napięcia, ale wciąż wyglądała na poirytowaną. Z drugiej strony Lae na powrót się uspokoił, chociaż na pewno chciał wygarnąć dziewczynie, że na niczym się nie zna. Czasami te jego teorie spiskowe zachodziły trochę zbyt daleko.

– W porządku – wymamrotała, z jej głosu zniknął władczy ton, a zastąpiło go zmęczenie. – Proszę wrócić do swoich obowiązków. Powrót ogłosimy za kilka dni, kiedy przyjadą wszyscy z Farenhaven... – Zamyśliła się. – Ufam, że będzie pan w stanie wziąć udział w turnieju i balu koronacyjnym?

Lae uśmiechnął się uprzejmie i znów skłonił.

– Ależ oczywiście i z wielką przyjemnością, Wasza Wysokość.

Dziewczyna skinęła i pożegnała się uprzejmie. Lae i Aluda stali jeszcze chwilę w przedsionku, nim lekarka nie odezwała się cicho:

– Ty to umiesz wracać... – westchnęła z rezygnacją.

Generał zaśmiał się i ściągnął z siebie płaszcz. Pod spodem miał czarny podkoszulek i chociaż widywała go często w różnych ubraniach, bez bieli wydawał się taki nienaturalny.

– Ostatnio mam trochę mniej cierpliwości – przyznał niechętnie i poprawił włosy zmierzwione kapturem. – To co robimy?

Udała, że się zamyśla.

– Napijmy się herbaty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top