1. Generał był martwy
Lae obudził się na podłodze w kałuży własnej krwi.
Wokół zdążyło zebrać się już całe stado gapiów – służba pałacowa wpatrywała się nań ślepymi oczami, jakby właśnie patrzyli na żywego trupa. Musiał im przyznać, że tu akurat mieli rację.
Gdy poruszył zdrętwiałymi kończynami i podniósł się do siadu, po tłumie przetoczyły się zszokowane ochy i achy. Lae westchnął. Biały mundur nadawał się już tylko do spalenia, w dodatku ziała w nim dziura po ostrzu miecza. Nieudolnie próbował ukryć dowody tego, że ktoś go zabił, ale sztywna gabardyna nie chciała współpracować. Chociaż chwilowo największą sensację stanowiło to, że jednak się obudził.
– I jak mówiłem, generał...! – Jeden z gwardzistów przepchnął się przez mur skonfundowanej służby. Zastawszy taki, a nie inny widok, zamarł w pół kroku i rozdziabił usta.
– No, co? Co generał? – Za jego plecami pojawił się jeden z radców, zdecydowanie ten najbardziej gderliwy, i obrzucił scenę zbrodni beznamiętnym spojrzeniem.
Lae podniósł się ciężko z ziemi. W głowie wciąż kręciło mu się od utraty krwi, a chociaż z rany nie wyciekało już nic więcej, okazywała się nieco bardziej dotkliwa, niż początkowo przypuszczał. Skrzywił się.
– Generał był martwy... – zająknął się gwardzista i jakby nagle przypomniał sobie o hierarchii, zasalutował gwałtownie.
– Nic mi nie jest, dziękuję za troskę. – Lae machnął ręką i z przyzwyczajenia poprawił zruszone emblematy na piersi. Rozmazał krew na złotej przypince ze słońcem. – Ktoś mi wyjaśni, co się tutaj stało?
– To chyba pana powinienem pytać o wyjaśnienie – sarknął niezadowolony radca.
Generał powstrzymał się przed ostentacyjnym przewróceniem oczami.
– Jeśli pan nie zauważył, to zostałem...– Urwał. Musiał udawać, że nieznane ostrze wcale nie przebiło go na wylot. – Zostałem ranny i straciłem przytomność.
– To nie jest wymówka, generale.
– Mogę pana dźgnąć mieczem i zobaczymy, jak będzie się pan czuł, radco Mesarin.
Starszy mężczyzna zazgrzytał zębami i szturchnął gwardzistę pod bok.
– No to w takim razie pan. Proszę powtórzyć, co pan wie.
Lae w międzyczasie rozgonił podnieconą służbę i kazał im wrócić do swoich obowiązków. Mniej dziwiło go to, że ktoś chciał go zabić; bardziej zastanawiał się, czemu zabójca wybrał sobie właśnie taki moment. Właściwie to żaden moment – dzień jak każdy inny. Rozejrzał się po otoczeniu – przed ciężkimi, dębowymi drzwiami prowadzącymi do komnat królewskich wszystko wyglądało normalnie. Uschnięte kwiatki gubiły liście, a obrazy byłych władców gromiły go niewyraźnym wzrokiem. Zza okien przebijało się nieśmiałe światło Ałdy, zwiastując wieczór.
Przytomność, czy też życie, stracił po południu. Co oznacza, że przez co najmniej cztery godziny nikt nie interesował się sprawą. Szanse na złapanie zabójcy zmalały do zera. Chyba że zrobił to ktoś od wewnątrz...
– Ja... – Gwardzista przełknął ciężko ślinę i wyprostował się niczym struna. – Przyszła pilna wiadomość do generała. Miałem dostarczyć, a że nie było go w biurze, to założyłem, że jest tutaj... A kiedy przyszedłem, to... No właśnie... – Zasępił się. – Ale przysięgam, sprawdzałem serce i nie biło!
Lae poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.
– Następnym razem proszę wezwać kogoś, kto się na tym zna. – Zamrugał. – Właśnie, gdzie jest pani Hajara?
Mężczyzna wbił spojrzenie w podłogę, pokrytą teraz zaschniętą krwią. Mesarin za to uśmiechnął się jadowicie.
– Pominął pan bardzo istotną kwestię w swojej opowieści. – Świńskie oczka zwęziły się, a Lae wywnioskował, że odpowiedź, jaka by nie była, nie przypadnie mu do gustu. – Na szczęście o tej jednej rzeczy zdążyłem się już dowiedzieć. Nasz władca nie żyje.
Generał przez chwilę stał jak wbity w ziemię. Wydawało się to niemożliwe, przynajmniej na razie, chociaż rozkojarzenie związane z nagłą śmiercią jeszcze spowijało mu myśli mgłą. Podrapał się po skroni i przymknął oczy.
– Co ma z tym wspólnego Aluda? – zapytał. – Zresztą, gdzie jest ciało?
Gwardzista niemrawo wskazał na drzwi do komnat. Lae nie czekał na odpowiedź Mesarina, który aż rwał się do jednego z tych swoich napuszonych monologów. Oficerki odbijały się hukiem od kamiennych ścian, kiedy, chwiejąc się nieznacznie, przemierzał pusty korytarz.
Zaraz za nim prawie biegł radca, usiłując wtrącić swoje trzy grosze, ale chociaż Lae ledwo trzymał się na nogach, wciąż chodził szybciej od starca. Szczególnie, że goniło go coś, czego sam nie potrafił w pełni opisać – niedowierzanie, gniew, a może zraniona duma? Kiedy dotarł do półotwartych drzwi, wszystko okazało się krwawą prawdą. Król Roternaru, Mahavar Mertemra, leżał na środku swojej sypialni, a z piersi wystawał mu jelec miecza i sztyletu. Wszystko wydawało się nienaruszone, więc mógł wykreślić włamanie oknem.
Lae założył ręce na piersi i wziął głęboki oddech. Sprawy się pokomplikowały.
– To gdzie jest pani Hajara? – zapytał już bardziej oficjalnie i odwrócił się do zdyszanego staruszka.
– Pani Hajara była w komnatach królewny, gdy to wszystko się stało. Jak na razie straż zatrzymała ją w pokoju...
– To niedorzeczne. – Prychnął generał. – Ale może widziała zabójcę.
– Widziała, bo sama nim jest! – Mesarin zazgrzytał zębami. – A pan...! Pan z sympatii ją pewnie przepuścił, ja was znam, młode i niewyżyte.
Lae otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale dyskusja z członkiem Rady była bezcelowa. Aluda rzeczywiście rano zajmowała się bólem głowy u księżniczki, jednak bardzo szybko się z tym uporała i poszła załatwiać sprawy w swoim pokoju. On sam zaś był wtedy jeszcze żywy. Do komnat króla prowadziły jedne drzwi, więc ktokolwiek chciał się tam dostać, musiał najpierw rozprawić się z nim. A jeszcze wcześniej przejść niezauważenie przez cały pałac.
Nie, to wszystko było bez sensu. Mniej sensu miało to, że Aluda podniosła jakikolwiek miecz na tyle wysoko, by zrobić nim krzywdę komukolwiek.
– Muszę porozmawiać z panią Hajarą – mruknął do radcy.
– O, to na pewno. Porozmawiamy sobie wszyscy.
– A z księżniczką chociaż w porządku?
Mesarin machnął ręką, a gwardzista, który dopiero dotarł na miejsce, pokiwał nerwowo głową. Lae poprawił miecz przy pasie i wbił wzrok w podłogę. Jego buty zostawiały czerwone ślady na wypolerowanej posadzce, a szkarłatne promienie zachodzącego słońca zwiastowały koniec nie tylko dnia, ale i jego dotychczasowego życia.
⚜⚜⚜
Lae nigdy nie szczycił się bogato uposażoną szafą, a mundury całkiem niedawno oddał do prania. Mógł się ubrać jedynie w starą, zapasową koszulę i nieformalne spodnie. Czas go gonił, więc nie przejmował się prezencją – na dłoniach i szyi wciąż pozostawały smugi krwi, a włosy na karku zlepiły się w sztywny kołtun.
Nie mógł jednak świecić wszem i wobec raną, która dręczyła go na każdym kroku. Przynajmniej drugi raz mnie nie zabije – pomyślał cierpko, gdy naprędce owijał się bandażem. W porysowanym lustrze poprawił przypinkę z godłem Roternaru, jednocześnie symbolizującym jego pozycję i poszedł do sali spotkań Rady, gdzie Mesarin zażyczył sobie przedyskutować śmierć króla i jej konsekwencje.
Generał wciąż nie potrafił objąć tego umysłem. Mahavar Mertemra umarł i osierocił swoją trzynastoletnią córkę, następczynię tronu. Dziewczyna nie nadawała się na to, by przejąć jeszcze pozycję po ojcu. Władza w takiej sytuacji przypadała albo wojsku, albo Radzie. Prawo to jednak rzadko kiedy wywoływano, więc Lae, ku własnemu niezadowoleniu, nie czuł się wystarczająco przygotowany do jakiejkolwiek dyskusji. Podejrzewał, że te stare zgredy maczały palce w zabójstwie, chociaż nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Król zawsze dawał im wolną rękę: podpisywał ustawy praktycznie bez czytania i rzadko kiedy zgłaszał jakieś poprawki.
A jednak bez Mahavara Lae nie miał szans ich przegadać. Poczuł ukłucie niepokoju w piersi, ale tylko przełknął ciężko ślinę i otworzył bez pukania drzwi do sali narad.
Radcy siedzieli wokół stolika i nad czymś żywo dyskutowali. Dalej siedziała zakuta Aluda w towarzystwie dwóch bardzo zestresowanych gwardzistów. Na jego widok wszyscy ucichli, kilku radców wyraźnie się skrzywiło. Dłoń Lae mimowolnie powędrowała do szyi, której tym razem nie zasłaniał wysoki kołnierz munduru. Nie miał czasu przejmować się wyglądem, więc zignorował krzywe spojrzenia i klasnął w dłonie.
Na jego widok Aluda otworzyła szerzej oczy i chciała coś powiedzieć, ale ostry wzrok Mesarina zamknął jej usta. Wróciła do nerwowego bawienia się falbanką spódnicy.
– Nareszcie, panie Ortamjaare...
– Generale. – Poprawił go Lae i założył ręce na piersi. – Zawsze musi mieć pan pierwsze słowo.
– To nie ja się spóźniłem.
Mężczyzna ugryzł się w język. Nigdy nie dogadywał się z radcami, a brak króla sprawiał, że przepaść między nimi pochłaniała coraz to więcej miejsca. Lae musiał przybrać jak zwykle rolę dorosłego. Gdyby mieli zacząć się przekomarzać, nie doszliby do konsensusu tak długo, że księżniczka zdążyłaby dorosnąć i objąć tron.
– Zacznijmy może od tego, kto przejmie władzę po Jego Wysokości – zasugerował tylko.
– Najpierw powinniśmy się zająć zabójcą! – Padło zgorszone z końca sali.
Lae uśmiechnął się dyplomatycznie i poklepał miecz przy pasie, czy to z przyzwyczajenia, czy może chcąc pogrozić wszystkim zgromadzonym. Z doświadczenia wiedział, że trochę przemocy działało na urzędników otrzeźwiająco.
– I co jak znajdziemy zabójcę? – prychnął. – Królowi to życia nie zwróci, a krajem ktoś musi się zająć. Przypominam, że idą żniwa, ktoś będzie musiał podpisać rozporządzenie o budżecie, a o ile mi wiadomo, żaden z szacownych panów nie ma do tego uprawnień. – Generał przekrzywił głowę i uśmiechnął się, ale tym razem o wiele bardziej złośliwie. – Mam przypomnieć, kto może przejąć władzę w czasie bezkrólewia lub wojny? Nie jestem jednak na tyle zachłanny, żeby dopraszać się o tak wysokie stanowisko, dlatego jeszcze raz proponuję, byśmy omówili najpierw sprawę koronacji.
– Jak chce pan... generał – wtrącił Mesarin, kompletnie ignorując jego wcześniejsze słowa – dyskutować o sprawach wagi państwowej, gdy w sali siedzi zdrajczyni?
Wskazał na Aludę. Lae powstrzymał się od zazgrzytania zębami. Nachylił się nad stołem.
– Naprawdę muszę powtórzyć po raz kolejny, że pani Hajara nikogo nie zabiła? – warknął. – Przecież ona nie potrafi podnieść nawet pudełka z książkami, co mówić o mieczu! I to nie ja kazałem jej tutaj siedzieć.
Widział, że przyjaciółka chce coś powiedzieć, ale jego wzrok skutecznie ją uciszył.
– Pani Hajara jest wiedźmą, na pewno znalazła sposób – wysyczał Mesarin.
– Kiedy ostatnio sprawdzałem, żeby ktoś wykrwawił się na śmierć, najpierw trzeba zrobić w nim dziurę. Jej magia tego nie potrafi. – Lae znudziło udawanie profesjonalizmu. – Może najpierw zastanowiłbym się nad tym, czy ktoś z panów nie zaplanował sobie małego przewrotu, żeby owinąć Jej Wysokość wokół palca? – dodał ciszej, a część radców wbiła spojrzenia w ziemię.
– Za takie insynuacje, panie Ortamjaare, jest kara dyscyplinarna. – Przewodniczący Rady cofnął się o kilka kroków i nonszalanckim ruchem poprawił mankiety garnituru. – Najpierw powinniśmy poruszyć problem zabójstwa głównie z tego względu, że ma pan w nim swoją winę.
Generał otworzył usta i chciał zaprotestować, ale Mesarin z dziką satysfakcją wszedł mu w słowo.
– Nie tylko dopuścił pan do tego, że król zginął, ale swoją nieuwagą naraził pan też Jej Wysokość na niebezpieczeństwo. Musi pan zrozumieć, że jest to zachowanie niegodne generała. To i pańska niesubordynacja, brak kooperacji i rażąca samowolka. Pozwala pan, by osobiste relacje wchodziły w profesjonalny ogląd.
Osobiste relacje? – prychnął Lae w myślach i spojrzał ukradkiem na Aludę. Nie łączyło ich nic więcej poza wieloletnią przyjaźnią, chociaż niewyżyte staruchy uwielbiały przypisywać ich relacji drugie dno. Oczywiście, że dziewczyna nic nie zrobiła – znał ją jak własną kieszeń. Siedząc na krześle, trzęsła się jak osika podczas burzy. Oskarżanie jej o zabójstwo to była tylko wredna gra, żeby pozbyć się niewygodnej osoby z pałacu. Radcy chcieli mu dosadnie pokazać, gdzie jego miejsce, ale względy króla zawsze pozwalały mu stanąć na swoim.
Do teraz. Lae wiedział, że jakkolwiek ta rozmowa się nie skończy, żadne z nich nie wyjdzie z tego z twarzą. Mógł ugrać tylko tyle, na ile pozwalał mu cięty język.
– Brak kooperacji i samowolka? Zapewniam, że jestem najbardziej ugodową osobą na tym stanowisku od lat. Chyba że chcecie, żebym zaczął zachowywać się jak mój ojciec. Nikogo lepszego nie znajdziecie.
– I tu się pan myli. – Mesarin wyszczerzył zęby, a Lae dopiero zrozumiał, co było celem tej rozmowy. Co prawda od samego początku tłukło mu się to po głowie, ale nie chciał wierzyć, że Rada Królewska mogła zachować się tak głupio i nierozważnie. – Raiser Arana to świetny kandydat na generała. Słychać o nim tylko dobre rzeczy. Jest z szanowanej rodziny z wieloletnią militarną tradycją. Gdyby nie wiek, na pewno miałby już stopień pułkownika. Na szczęście Rada Królewska ma to do siebie, że może odwoływać i powoływać wojskowych o każdym stopniu.
Wiedział, że tego nie wygra, ale mógł chociaż próbować.
– Za zgodą króla.
– Król nie żyje.
– W czasach bezkrólewia władzę może przejąć generał...
– Nie dostarczył pan stosownych dokumentów na czas.
– Jego ciało nawet jeszcze nie ostygło.
Mesarin wzruszył ramionami.
– Trzeba się było pospieszyć. – Odchrząknął. – Panie Laevalu Ortamjaare, jednogłośnie Rada Królewska odwołuje pana ze stanowiska generała Roternaru, jednocześnie powołując Raisera Aranę. W trybie natychmiastowym powinien pan zdać biuro, wszystkie rzeczy związane z pełnioną wcześniej pozycją i opuścić mury pałacu. W podzięce za pańską dotychczasową służbę, może pan w dalszym ciągu przysłużyć się Roternarowi, przejmując funkcję strażnika miejskiego. Pani Aluda Hajara zaś, zostanie osądzona w dniu królewskiego pogrzebu na Korhe-nai.
Lae zacisnął pięści i chwilę zajęło mu opanowanie złości do takiego poziomu, by nie pozabijać wszystkich wokół siebie. Bez słowa odpiął z piersi zakrwawioną przypinkę ze słońcem i gwiazdami. Kiedy upadła na drewniany stół, echo w pustym pokoju jednocześnie zabrzmiało jak szept i krzyk.
– Zobaczymy, jak sobie beze mnie poradzicie – powiedział beznamiętnie i odwrócił się na pięcie.
Spojrzał przelotnie na Aludę, której pociąganie nosem przerywało głuchą ciszę w niewielkiej salce. Tylko mrugnął do niej pokrzepiająco, chociaż sam nie wiedział, jak mógł jej dodać otuchy. Wyszedł więc prędkim krokiem, a Mesarin tylko krzyknął za nim triumfalnie:
– Wszystkie rzeczy, panie Ortamjaare. Buty też.
Były już generał przedrzeźnił tylko przewodniczącego i zzuł oficerki, zostawiając je ostentacyjnie na środku korytarza. Służba mamrotała coś między sobą, a jeden z gwardzistów chciał coś nieśmiało powiedzieć.
– Generale...
– Nie jestem już generałem! – wrzasnął Lae i przyspieszył kroku.
Z pałacu wyszedł, trzaskając głośno drzwiami. Na dworze panowała już noc, a z nieba jak zwykle siąpiła niewyraźna mżawka. Rześkie powietrze trochę go otrzeźwiło, jednak wcale nie sprawiało, że sytuacja wydawała mu się bardziej realna.
Nie mógł nic zrobić. Z jednej strony to oznaczało, że wszystkie naglące sprawy Roternaru już nie obciążały mu barków, a z drugiej, że jeśli on tego wszystkiego nie dopilnuje, to ten kraj do reszty się rozleci. Zacisnął usta i zaczął boso dreptać do jedynego miejsca, które przynajmniej w teorii powinno przyjąć go z otwartymi ramionami.
Na ulicach zostali nieliczni straganiarze i losowi przechodnie z kolorowymi parasolami, którzy na jego widok mimowolnie się prostowali. Lae nawet na nich nie patrzył. Wymijał ich prędko i wygłuszał szepty, gdy zauważyli, że szedł bez butów. Nie był pewien, czy chciało mu się śmiać, czy płakać – koszula przyklejała mu się do ciała, kamienista droga raniła w stopy, a ślad po zabójstwie palił wreszcie żywym ogniem, gdy cała złość zmieniła się w ciche buczenie z tyłu głowy.
Przeszedł przez centrum Unułki, by znaleźć się w najbogatszej dzielnicy, zamieszkanej przez najbielszą śmietankę towarzyską Roternaru. Rezydencja, do której zmierzał, zapewne śniła się wielu ludziom w najskrytszych snach – dla niego była zaledwie niewyraźnym koszmarem. Bez pukania otworzył drzwi – w końcu wchodził do siebie do domu, prawda?
W holu stała grupka wypacykowanych szlachcianek. Chichotały i rozmawiały pewnie o najnowszych trendach, ale na jego widok gwałtownie umilkły. Lae wyszukał wzrokiem znajomego ciasnego koka i granatowej sukni. Kobieta zastukała nerwowo szpilkami, a zdegustowana mina idealnie odbijała jego entuzjazm ze spotkania po latach.
Rozłożył ręce i rozchlapał brunatną wodę po wypolerowanej posadzce.
– Cześć, mamo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top