IV cz. I

Pustka.

Zaskakująca, odrobinę bolesna i niestety prawdziwa.
Więc znów zderzyła się z okrutną rzeczywistością.

To właśnie przeszło przez jej białowłosą głowę, gdy weszła do sali szpitalnej i zastała tam jedynie puste łóżko i jego sterylność.

Wiedziała, że nawet nie ma sensu pytać o szczegóły tejże sytuacji. Nikt nie mógł jej ich zdradzić, nawet życzliwe pielęgniarki.
Musiała zadowolić się hasłem "został wypisany dziś rano".
A ten fakt i świadomość, iż przecież nie wymienili się żadnymi źródłami kontaktu, oznaczało, iż Takashi nie zniknął tylko ze szpitala, ale i z jej codzienności.

x  x  x  x

Odebrała pudrową sukienkę z pobliskiej pralni. Miała już wieki, w końcu kupowała ją na swoją studniówkę. Nie miała jednak pieniędzy czy ochoty kupować nową szmatę, którą rzuciłaby tylko w najgłębszy kąt szafy.
A ten strój... On od tamtego czasu był jej ulubionym. Czuła się w nim atrakcyjnie, jak nigdy, choć w czasie samego balu było całkowicie inaczej. Nie chciała jednak przywiązywać zbytniej wagi do przeszłości.

Niosła pudrowy materiał w dłoniach oraz smoking przewieszony przez ramię. Jej starte od nerwowego kroku obcasy wydawały głuchy stukot, gdy spotykały się z wygładzoną powierzchnią. Wkroczyła powolnie na stację, wypatrując odpowiedniego pociągu. To nim jej przyjaciele i najbardziej irytujący Azjata, mieli wrócić do domu.

Czekała na charakterystyczny klekot i pisk, by móc zaraz ujrzeć równie głośną grupę. Matt wyszedł jako pierwszy i uściskał ją serdecznie.
Również Pidge przywitała ją uśmiechem, Lance poklepał dziewczynę po ramieniu. Na końcu wyszedł Kogane, posyłając białowłosej łagodne spojrzenie.

- Brakowało mi cię, Ally. - Odezwał się cicho, gdy zbliżył się i w końcu przywitał ją tak, jak należy. Mocnym uściskiem, który w nareszcie coś znaczył.

Nie były to jego ostatnie przyjemne słowa. Przez całą podróż na przystanek brzmiał zadziwiająco przyjaźnie, nawet nie próbował denerwować Alteii. Jedynie czasem uważniej zerkał w jej stronę. Strach przed prowadzeniem doskonale rozumiał. Nie pytał więc nawet dlaczego wolała, by do domu poprowadził ich kto inny, niż ona i jej kochane auto.
Domyślał się też, co mogło jej chodzić po głowie, gdy spuszczała wzrok i o niczym mu nie mówiła.

Tak więc postanowił przerwać niewygodne milczenie i poruszyć ten temat, gdy w końcu zajęli miejsca w autobusie nocnym.

- Więc... Jak tam twój Japończyk? Matt mówił, że po tym wypadku zaczęło się wam układać. - mruknął ostrożnie, sunąc palcem po foliowej osłonie swojego stroju. Dostrzegł nawet zawstydzony uśmiech, który niestety szybko zmienił się w kwaśny grymas.

- Tak się nam układa, że aż zniknął bez słowa. Dosłownie, nawet nie mam jego numeru. - westchnęła ciężko i przesunęła opuszkami pomiędzy brwiami, masując pulsujące już miejsce. Była zmęczona, a zapach pojazdu i rażące uliczne światła jedynie pogarszały jej stan.

Kogane zauważył to i przysunął się, niemo oferując jej swe ramię. Nie pogardziła nim i po chwili oparła się o Azjatę, przymykając powieki. Miała wręcz wrażenie, że słyszy jak mruga. Dziwaczne.

- Wiesz, Pidge jest młoda i zbyt zdolna. Mogłaby ci go znaleźć w mniej niż piętnaście minut. Wystarczy powiedzieć. - Szepnął, spoglądając na rzęsy niedbale sklejone tuszem, które opadły ciężko na jej policzki. Po chwili znów odkryły błękitne oczy, które błysnęły w świetle ulicznej lampy.

- Nie wyszłabym wtedy na desperatkę? - Zapytała, patrząc na przyjaciela, który mimowolnie uśmiechnął się na te słowa. W końcu tyle razy odpuszczała, wycofywała się. Przez niego, przez nich. Tym razem było inaczej, zależało jej. Nie chciał jej od tego odsunąć, nie tym razem.

- Tylko trochę.

x  x  x  x

Czeski teleturniej przewijał się gdzieś w tle, szumiał między charakterystycznym skwierczeniem kurczaka, którego przypiekała na patelni. Oboje nic nie rozumieli z programu, jednak i tak oglądali ten absurd kątem oka. Było to dla nich aż nazbyt typowe. Kiedyś nawet oglądali ekstremalne potyczki kulinarne z Tajlandii. A było to tak durne, iż początkowo nawet obstawiali, co właściwie oglądają.

- Jakie było pytanie? - Zawołała, przekładając mięso na talerz i wróciła do rwania sałaty. Właśnie wtedy spotkała się też z politowanym spojrzeniem Azjaty, który aż wychylił się zza kanapy.

- Jedyne, co potrafię powtórzyć i zrozumieć to imię zawodnika. Mam nadzieję, że dużo ci to mówi. - Burknął i wrócił do oglądania. Sama Allura zaśmiała się tylko pod nosem i wręcz nieświadomie odetchnęła.
Był to ich drugi wieczór od czasu wyjazdu i wciąż było tak zwyczajnie spokojnie. Nie kłócili się, Keith nie oblewał jadem każdego słowa, które wydobywało się z jego ust. Nawet próbował być miły i realnie nie sprawiał jej kłopotów. Było to przyjemną odmianą.

Danie było gotowe; upchnęła osolone frytki na talerzu, okrywając je warstwą sałatki. Kurczaka polała pikantnym sosem i z dwoma talerzami w dłoniach oraz widelcami w ustach, udała się do salonu.

Chłopak odebrał od niej naczynie oraz sztuciec, po czym od razu zaczął jeść, patrząc w ekran jak zaczarowany. Przyglądał się temu, jak rosły mężczyzna zakręcił kołem fortuny i wybuchnął mimowolnym śmiechem, gdy wylosował okrutnie nieprzyjemne zadanie.

- Chyba dobrze bawiłeś się na wyjeździe, hm? Inaczej się zachowujesz. - Allura nie była zbytnio zainteresowana akcją teleturnieju. Głównie dlatego odezwała się cicho, siadając po turecku na kanapie i wsunęła frytkę do ust. Zerkała na Kogane, który akurat w tym momencie wolał udawać, że jej nie słyszy.

- Nawet przekonałeś się do Lance. Podobno byłeś dla niego miły. Nie licząc tej herbaty. - uśmiechnęła się pobłażliwie i sama w końcu  spojrzała na telewizor. W tym krzykliwym pudle, Czech właśnie próbował uporać się z jedzeniem kurzych łapek. - Obrzydliwe.

- Obrzydliwym jest to, że pomyślałem o... - zaczął, jednak prędko urwał swą myśl. Wstydził się, realnie krępowało go to, co chciał jej powiedzieć. Jednak przez wzrok dziewczyny i dramatyczną muzykę durnego programu, jego język sam się rozwiązał. - O zaproszeniu go na ten cały ślub.

Dziewczyna grzebała widelcem pomiędzy sklejonym ryżem i mimowolnie zmarszczyła brwi. Przecież każdy z nich dostał imienne zaproszenie. Sama odbierala kopertę, która zaadresowana była właśnie do Kogane. Mógł przyjść, a nawet...

- Mój Boże. - lampka w umyśle białowłosej w końcu postanowoła się zaświecić. Wtedy też szeroko otworzyła oczy i mimowolnie zakaszlała, dławiąc się kęsem obiadu. - Ty chcesz go zabrać jako osobę towa...

Nie mogła nawet dokończyć myśli. Gorąca z zażenowania dłoń zablokowała jej usta. Nawet nie chciał słyszeć dalszych słów. Spojrzał na dziewczynę niemal błagalnie i przyłożył palec wolnej ręki do swych ust. Cisza. Tego potrzebował.

- Nawet nic nie mów. - burknął z nikłym rumieńcem i wycofał się, wracając dłońmi do swojego talerza. - Chciałem, ale już nie chcę. To durny pomysł, nic z tego by nie wyszło i... Zapomnij, że w ogóle o tym wspomniałem.

Jednak dziewczyna nie zapomniała i nie miała takiego zamiaru. Również z dyskrecją nie było tak prosto. W końcu, gdy nadeszła pora kąpieli i upicia kieliszka wina, znalazła też czas na poplotkowanie z Hunkiem. Z szokiem słuchał jej słów i mimowolnie parsknął serdecznie do słuchawki.

Jak duże dzieci. To określenie, które padło z ust Hawajczyka, wręcz idealnie odzwierciedlało ich sytuację. Nawet nie tę aktualną, a trwającą od początku znajomości tejże dwójki. Wieczne kłótnie, rywalizacja, unikanie siebie nawzajem i działanie wszystkim na nerwach. Mimowolne zauroczenie wydawało się tu być wręcz wisienką na torcie ironii.

Jednak było to pewne. Może i jej obiekt zainteresowań gdzieś przepadł i straciła nadzieję na miły akcent w swojej codzienności. Mimo wszystko nie miała zamiaru dopuszczać by i Kogane zaprzepaścił swoją życiową nutę słodyczy.

Ba, nie tylko ona miała co do nich plany. Również i Hunk chciał zaistnieć w tej sytuacji, zrobić coś, by odwieczni rywale spojrzeli na siebie z większą sympatią. Nie wiedzieli też jak, jednak mieli zamiar skłonić obu do tego, by jednak razem wybrali się na ten ślub.

--------
Krótko, ale tylko tyle potrafię z siebie aktualnie wykrzesać.
Weekend się kończy, a ja nastrojem i poziomem wypoczęcia zbliżam się do Allury. Też potrafię "słyszeć" jak mrugam i powiem tyle, że to wyjątkowo irytująca sprawa.
Jak widać, Shiro też ma swoje talenty - canon czy fanon - tu też jest dobry w chowanego. Na pocieszenie, wróci i nie będzie to klon. Obiecuję.

Rozbiłam to też na dwa rozdziały, gdyż piątka ma być końcową ślubną klamrą (to też chyba podzielę) i chcę to bardziej rozbudować. Może coś z tego wyjdzie.

A teraz dobranoc, przeżyjcie jakoś ten poniedziałek

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top