V

  Urlop zawsze wydaje być się wybawieniem, chwilową ucieczką od realnego życia.
Stawał się też istnym rajem, gdy miał się odbywać w miejscu z nutą egzotyki. A możliwość dzielenia radości z tak ważnej życiowej decyzji? To było tylko kolejnym umileniem!

Świat w końcu się zazielenił, również i jasne kolory zawitały w jej codzienności.
Wróciła do pracy i normalnego rytmu. Jej wieczne zmęczenie powoli zanikało, wycofywało się z tej biednej głowy, która również w końcu kwitła pozytywnymi emocjami i myślami.
Nareszcie zaczęła zauważać zmiany, które zachodziły w jej otoczeniu, czy w niej samej.
Dostała wsparcie, również i największy upadek otworzył jej oczy. Zaczęła działać, a nawet zakopała złośliwy topór wojenny z Azjatą.
A sam chłopak? Nareszcie przestał być jej podopiecznym, a stał się przyjacielem, którego tak potrzebowała.

- Już mi się tu podoba. Czuję się zupełnie tak, jak w domu. - Lance odezwał się radośnie, wystawiając twarz ku słońcu. Uśmiechał się i gdy mocniej ujął rączkę swojego bagażu, rzucił odważne spojrzenie Kogane. Sam brunet był wyjątkowo zaspany, jednak prędko ożywił się przez ten widok. Przetarł oczy i już spodziewał się najgorszego.

- Ścigajmy się, Mullet. Zdrowa rywalizacja zawsze się przydaje. A po ostatnich kilku paczkach chipsów... Chyba przydałoby ci się trochę ruchu.

Znajomi patrzyli po nich z zaciekawieniem, Pidge już zaczęła obmyślać karę dla przegranego. Sam zainteresowany westchnął głośno i przewiesił torbę na ramieniu, ruszając jako pierwszy. Gonili się po schodach, próbowali oszukiwać. Narobili naprawdę wiele hałasu, jednak nikomu to nie przeszkadzało.

W końcu ich krzyki uciszyły się podczas prób rozpakowanka się czy na wieczornym ognisku.
Płonęło w hotelowym ogrodzie, który był już przygotowany na wesele Garrett. Ogrzewało, dawało tyle przyjemnego światła, które miękko odbijało się od opróżnianych kieliszków czy błyszczących oczu.

Białowłosa śmiało spojrzała na Latynosa, który porwał wypożyczoną gitarę w dłonie. Szarpał struny, grając miłosną balladę z rodzinnych stron. Wprawiał tym zgromadzonych w miły nastrój, a i Kogane zerkał na niego z zachwytem. Obaj siedzieli obok siebie, zdecydowanie bliżej niż kiedykolwiek. Nawet zaczęli wspólnie pomrukiwać tekst, który powoli rozmywał się w podpitych śmiechach rozczulenia.

Widziała również Hunka, który obracał się wśród osób, które kochał najbardziej. Tulił kuzynkę, składając jej życzenia pełne nadziei na lepsze jutro. Tańczył ze swoją rozpromienioną ukochaną.

Nawet Pidge nie narzekała zbytnio, a pogrzebała z chęcią przy ogrodowym oświetleniu. Te dzięki jej zdolnościom przygasło odrobinę, jednak zaczęło mienić się na różne kolory. Odpowiednia rytmika błysków została zdradzona dopiero przez Matthewa, który objaśnił kod utworzony przez małego Gołąbka. Kogo nie rozczuliłyby takie życzenia?

Musiała aż odetchnąć, gdy przez całą tę aurę poczuła się aż dziwacznie. Kiedy ostatni raz mogła odczuć tyle szczęścia? Nie miała pojęcia.

Jej matka zmarła, gdy była maleńka. Nie dane jej było poznać własnej rodzicielki, choć podobno uchodziła za cudowną kobietę.
Nie bolało jej to zbytnio, w końcu nie mogła odczuć obecności matki w swoim życiu. A trudno jest tęsknić za czymś, czego się nie zna.

Za to stan jej ojca zdecydowanie odbił się również i na niej. Musiała znosić trudy posiadania tylko jednego rodzica. Mniejsze dochody, niezrozumienie w wielu sytuacjach. Również i depresja Alfora łamała jej serce.
Oglądała jego łzy i okrywała kocem drżące ramiona, gdy zasypiał na kanapie wśród starych fotografii utraconej miłości.

Wiedziała, że bardzo ją przypomina i tym dodatkowo rani tego człowieka pełnego tęsknoty.
Przez to naiwnie ścięła włosy, starała się skrywać znajome rysy pod makijażem. Nie chciała być kłopotem. Z tego powodu starała się o najlepsze stopnie, startowała we wszelkich konkursach, olimpiadach. Była pracownikiem miesiąca aż w obu fastfoodach i nie mówiła ani słowa, gdy zawistne dzieciaki śmiały się z jej wiecznych cieni pod opuchniętymi oczami.

Z przymusu uczyła się dorosłości, choć była zaledwie kruszyną w wielkim świecie.
Z czasem zrozumiała też, iż zapomnienie czy wyparcie nic nie da. Nie jest wyjściem, którego oboje potrzebowali.
Więc zamiast być uciekinierem przed przeszłością, zapragnęła być wsparciem.

Może przez wcześniejsze doświadczenia, chciała pomagać też innym. Kogane stał się jej oczkiem w głowie, dbała o niego i znów zapominała o sobie. Najpewniej widziała w nim odbicie swojego ojca... Lub maleńkie dziecko, przerażone niezrozumiałą stratą.

Teraz jednak szarości odeszły. Jej charakter ukształtował się i zrobił z niej silną, kochającą kobietę. Wszystko zaczynało się układać, sama też powoli stawała na nogi.
I miała pewność, iż matka byłaby z niej naprawdę dumna. W końcu poradziła sobie ze wszystkim.

                             x                 x                 x


- Alluro, chciałabyś usiąść przy nas? Jeden gość chyba jednak nie dotrze do nas, a nie chcemy mieć dziury pomiędzy siedzeniami. Sama rozumiesz, to psułoby cały układ i zdjęcia też wyglądałyby dziwacznie. Jak wieczna pustka, jeszcze moja matka wyłapałaby w tym jakąś symbolikę. - Dziewczyna mówiła niemal od samego ranka. Wstała wraz z pierwszymi promieniami słońca, budząc przy tym większość swoich gości. Denerwowała się, było to widać już na pierwszy rzut oka. Udzielało jej się przesądne myślenie, bała się już każdego mało znaczącego szczegółu, który według niej mógł wpłynąć na przyszłość jej małżeństwa.

Altea chcąc nie chcąc, musiała uczestniczyć w tym cyrku i uspokajać koleżankę. Ułożyła więc dłoń na jej ramieniu, drugą ręką ciągnąc za sznurówki gorsetu panny młodej i pokiwała głową. W końcu czy miała inne wyjście?

- Chętnie usiądę tam, gdzie mnie posadzisz. Byle z dala od waszego wuja, niech zaczepia inne biedaczki. - Odparła i obie mimowolnie się roześmiały. No tak, w końcu w ich rodzinie różnie bywało z mężczyznami. Niektórzy mieli zdecydowanie zbyt dużo tego niechcianego uroku i poczucia humoru. Zagadywali biedne dziewczęta i stawali się tematem żartów, które w jakimś stopniu rozluźniały napiętą aurę niepewności i przyszłych oczekiwań.

Garrett wyglądała naprawdę pięknie, olśniewająco i również tak prezentowała się na ślubnym kobiercu. Obiecywała wieczną wierność i oddanie swojemu partnerowi, a z każdym kolejnym słowem, oczy jej gości coraz bardziej napełniały się łzami. Hunk mimowolnie łkał ze wzruszenia i przytulał już chyba każdego w zasięgu jego ramion. Nikt jednak nie ważył się śmiać, w końcu wszyscy zgromadzeni byli zbyt poruszeni. Nawet Lance dyskretnie wsunął palce w dłoń zdziwionego Kogane, któremu ten gest w zupełności nie przeszkadzał.

Wesele również było udane. Łzy zamieniły się w pogwizdywania, radosne okrzyki i salwy śmiechu. Ten ostatni nasilił się, gdy ślubny bukiet nie złapała żadna z dziewcząt, a Matt. Spadł on pod same stopy chłopaka i jego białowłosego towarzysza, któremu uśmiech zdawał się powiększyć.

Tyle się tam działo!
Azjata odważył się nawet, by poprosić McClain'a na parkiet i powolnie zakołysać się w rytm can't help falling in love.
Przyjemnie patrzyło się na ich zgrane ruchy, splecione dłonie, czy nieśmiałe uśmiechy. Wyglądało to tak, jakby dopiero się poznawali i w jakimś stopniu było to prawdą. A ich zakończone podchody wywoływały szczery uśmiech u Allury, która stała z boku, popijając drugi już kieliszek wina.
Po tym wieczorze spodziewała się już wszystkiego, jednak i tak zdziwił ją łagodny i znajomy głos, który rozbrzmiał tuż przy jej boku.

- Więc to pewnie ci twoi znajomi, z których tak się naśmiewałaś. No ładnie, jeszcze teraz ich podglądasz. - Dziewczyna niemal od razu odwróciła się w stronę Japończyka. Spoglądał on na nią z dołu, z wózka inwalidzkiego, który wystraszył ją nie na żarty. Takashi od razu dostrzegł jej obawy i roześmiał się cicho.
- Nie zrobiłaś ze mnie kaleki, jeśli o to się martwisz. Zwyczajnie przechodzę teraz rehabilitację, miałem też ciężką podróż i nie chcę się forsować. Za to pani już-nie-Garret, wolała się ze mnie nabijać i mówić, iż jestem zbyt leniwy na chodzenie.

Allura mimowolnie roześmiała się cicho i podała rozmówcy kieliszek truskawkowego szampana, który próbował dosięgnąć. Nieświadomie uśmiechała się do niego szeroko i czuła dziwaczną ekscytację, która udzielała się im obojgu. Jednakże musiała zapytać, nie mogła podarować mu tak nagłego zniknięcia. A gdy pytanie zawisło w powietrzu, Shirogane mimowolnie spuścił wzrok z niespodziewaną nieśmiałością.

- Cóż, był to mój dzień wypisu. Początkowo chciałem poczekać, jednak musiałem zwolnić miejsce komuś innemu. A kontakt? Cóż, już wcześniej chciałem poprosić cię o numer, jednak... Onieśmielałaś mnie. Naprawdę żałowałem tchórzostwa. Myślałem nawet, że nie zobaczymy się więcej. Jednak los potrafi być naprawdę przewrotny, prawda?

Białowłosa aż parsknęła z niedowierzaniem we własny kieliszek. Odstawiła go na bok, na bezpiecznym położeniu i przetarła twarz z rozbawionym zawstydzeniem.
Onieśmielała go. Żałował...
W końcu odsunęła palce od piekących policzków i znów odważyła się spojrzeć na Japończyka.

- Więc... Znasz Garrettów czy jej męża? Zawsze przechwalał się tym, ilu to nie ma kolegów z wojska czy innych mało prawdopodobnych wypraw. Nie zdziwiłabym się, gdybyś był je-

- Znamy się z klubu książki. - Przerwał jej w pół słowa i przewrócił oczami, widząc jej zdziwienie i uśmieszek, który mimowolnie cisnął się na usta. - Nie śmiej się, bo za karę przejadę ci po stopach, gdy ze mną zatańczysz.

Propozycja, skryta w tej groźbie, w końcu realnie zaistniała. Patrzyli na siebie przez moment, jakby próbując rozgryźć wzajemne reakcje i myśli.
W końcu Allura zdecydowała się ująć ciepłą dłoń i ruszyła na kawałek parkietu, gdzie nikomu nie zrobiliby krzywdy. A tam, wśród rozczulonych spojrzeń, cichych pomruków, łagodnej muzyki i zabawnych pisków wózka — pozwoliła sobie na odrobinę egoizmu. A przejawił się on w myśli, iż ten wypadek był najlepszym, co mogło ją spotkać.

----
Cześć, dziatwa! To ostatni rozdział Wypadku i jestem z tego całkiem zadowolona. Zabierałam sisię za niego wieki, jednak wczoraj w końcu się przemogłam i dziś już spokojnie dodaję.
Miło było opisywać historię Allury i nieśmiałe Klance w tle. Mam nadzieję, że i Wam się spodobała moja kolejna już skończona (a to cud) książka ~

Dziękuję za uwagę, poświęcony tu czas i do zobaczenia w innych projektach, mam nadzieję!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top