Rozdział 54
Rinkeby, Szwecja
5 sierpnia 2011r., godz. 21:10
— Niech to szlag — wyrywa się poirytowanej Cornelii, kiedy kolejny raz wypadają jej klucze z rąk podczas zamykania lokalu. Tego dnia to ona jako ostatnia opuszcza bar, dlatego musi go również dobrze zabezpieczyć. Odkąd ma dręczyciela, z dnia na dzień jest coraz bardziej przewrażliwiona, a jej umysł wszędzie widzi wyłącznie zagrożenie. Nie potrafi normalnie żyć, stało się to dla niej zbyt ryzykowane. Zapomnieć na moment o napastniku jest dla niej wręcz niedopuszczalne. Uważa, że musi mieć ciągle oczy szeroko otwarte i patrzeć we wszystkie możliwe strony. Musi być zwyczajnie czujna.
Niezdarnie podnosi je z chodnika i ponownie przymierza się do włożenia właściwego klucza w zamek. Bierze głęboki wdech i przekręca go w środku. Pociera dłonie, kiedy sytuacja zostaje opanowana, po czym wzdycha z wyraźną ulgą.
Pogoda na zewnątrz nie zwiastuje niczego niedobrego – przynajmniej nie z jej strony. Niebo jest przejrzyste, dokładnie widać gwiazdy. O tej godzinie księżyc nie zaszczyca jeszcze swoją całą okazałością, ponieważ dopiero zaczyna swoją dzisiejszą kadencję. O tej porze roku ciemność nadchodzi późno, co bardzo zadowala młodą Harris.
Kobieta dzielnie kroczy przez szwedzkie chodniki do swojego celu, którym jest sklep spożywczy. Xawery poprosił ją jeszcze przed wyjściem do pracy, aby zrobiła drobne zakupy na jego koszt. Cornelia co jakiś czas ogląda się za siebie, lecz nikogo tam nie dostrzega. Mimo wszystko poczucie obserwowania nie daje jej spokoju i cały czas jest jej bliskie. Czuje się nieswojo, mocno zestresowana. Niewielka stróżka potu spływa po jej czole na policzek, kiedy przyspiesza kroku. Na zewnątrz jest ciepło, przez co kobieta intensywniej odczuwa zmęczenie chodem oraz temperaturę swojego ciała, które zwyczajnie zaczyna się pocić. Kątem oka dostrzega ciemną postać, która gwałtownie chowa się za ścianą budynku. Serce Harris momentalnie nabiera drastycznego tempa, bijąc nierównomiernie. Jej ciche sapanie rozprzestrzenia się po okolicy, które z czasem staje się głośniejsze i cięższe. Strach ją obezwładnia i manipuluje jej ciałem, umysłem. Sprawuje nad nią całkowitą kontrolę. Poczuwa się zagrożona, a tego uczucia pragnęła nigdy więcej nie doświadczyć.
Ciemnowłosa wyjmuje pospiesznie komórkę z wnętrza torebki i równie szybko wybiera numer Xawerego. Odbiera po drugim sygnale. Jego głos jest opanowany, nie przeczuwa niczego złego.
— Skończyłam pracę — zaczyna niepewnie kobieta i ogląda się za siebie. Z telefonem w ręce czuje się nieco lepiej, ale nie bezpiecznie. — Idę do sklepu — kontynuuje. Ma nadzieję, że osoba, która ją obserwuje przestraszy się tego, że Cornelia rozmawia z kimś i odpuści. Przełyka nerwowo ślinę. Jej dłonie trzęsą się niemiłosiernie, a nogi ledwie utrzymują jej ciężar.
— Stało się coś? — Mężczyzna orientuje się, że coś jest na rzeczy. Zazwyczaj nie dzwoni do niego o takie drobnostki. Jego ton momentalnie przybiera na powadze, a mięśnie znacząco się spinają.
— Nie czuję się bezpiecznie — wyznaje najciszej jak tylko potrafi. — Ktoś mnie chyba obserwuje — dodaje takim samym głosem.
— Posłuchaj mnie uważnie — zaczyna Ramirez, nie zwlekając ani chwili. Wstaje ze swojego miejsca na kanapie i zatrzymuje się kilka kroków dalej. Dopiero wrócił do domu, ale nie ma w głowie relaksu, dopóki jego partnerka nie pojawi się cała w domostwa. — Daleko masz do sklepu?
Kobieta myśli przez moment, rozglądając się dookoła. Nie zwalnia, nie zatrzymuje się. Cały czas kroczy przed siebie żwawym tempem.
— Nie — odpiera w końcu po chwili ciszy.
— Idź do niego prędko. Przeczekaj tam, ja przyjadę po ciebie — zapewnia pewny swoich słów. — Wśród ludzi będziesz bezpieczna.
Xawery stara się nie dodawać jej większego stresu, dlatego jego głos brzmi na spokojny. W głębi duszy jednak szaleje niemiłosiernie. Martwi się okropnie o swoją partnerkę. Nie myśląc dłużej, ubiera na siebie wierzchnie części garderoby i opuszcza dom. Nie głowi się nawet z jego zamknięciem – nie to jest teraz ważne.
Kobieta w tym czasie walczy o spokojniejszy oddech. Kiedy jest zdenerwowana nie jest w stanie myśleć racjonalnie. W jej głowie panuje okropny bałagan, a posprzątanie go okazuje się większym wyczynem, niż się spodziewało. Cornelia nadal trzyma telefon przy ucho udając, że nadal z kimś rozmawia. W ten sposób czuje się o niebo bezpieczniej. Na ulicy nie ma żywej duszy, co rzadko się zdarza. Wszystko na niekorzyść Harris.
W jednym momencie komórka zostaje gwałtownie wytrącona z jej dłoni, przez co cichy pisk uchodzi z jej rozchylonych ust. Momentalnie żółć podchodzi jej do gardła, kiedy zdaje sobie sprawę, że jest w naprawdę kiepskiej sytuacji. Instynktownie zamyka oczy. Czuje jego bliskość za sobą, co powoduje nieprzyjemne dreszcze w dolnej części kręgosłupa. Jego sylwetka niemalże opiera się o ciało Cornelii. Strach, który utkwił wewnątrz niej podpowiadał, aby nie otwierała oczu. Ona jednak go nie słucha. Chce odwrócić się w jego stronę, ale on ma nieco inne plany. Popycha kobietę w taki sposób, że o mało nie upada na brudną ziemię. Mężczyzna mówi coś pod nosem, ale Cornelia nie jest w stanie nic zrozumieć oprócz jadu w jego głosie. Harris próbuje rzucić się w bieg, lecz ten gwałtownie chwyta za jej lewy nadgarstek. — Zostaw mnie — wyrywa się jej, a w kącikach jej oczu gromadzą się słone kałuże. Napastnik nic sobie nie robi z jej błagań i wołań. Ciągnie kobietę do jednej z pustych, ciemnych alejek, których nie brakuje w Rinkeby. W głowie Harris panuje wielki harmider. Jest przerażona, nie ma pojęcia, czym sobie zasłużyła na takie traktowanie. — Co ja ci takiego zrobiłam — pytanie, które zadaje kobieta, nie brzmi wcale pytająco. Przypomina bardziej wyrzut w stronę napastnika. Mężczyzna puszcza jej nadgarstek, ale ponownie popycha agresywnie na murowaną ścianę, gdzie spoczywają kontenery ze śmieciami. Harris nie jest w stanie zachować równowagi i ląduje pomiędzy dwoma z nich z bolącą głową. Kolejny krzyk wydobywa się z jej gardła, a cała fala łez spływa mimowolnie po jej twarzy.
— Co mi zrobiłaś? — powtarza jej słowa zezłoszczony napastnik. Zbliża się do niej pewnym, ale wolnym krokiem. Cały czas nawiązują kontakt wzrokowy, chociaż dla Szwedki jest to trudne zadanie. Czuje się bardzo zagrożona i obawia się o swoje życie. — Widocznie nie wyraziłem się jasno w liście — zaczyna z wyraźnie złowrogą miną. Zaciska mocno szczękę i kuca przy kobiecie. — Miałaś być grzeczna. Miałaś nikomu o mnie nie mówić — mówi spokojnym głosem, ale jest to wyłącznie przykrywka. Rola w jego chorej grze. Dotyka jej policzka wierzchem dłoni, co sprawia, że Cornelia drży potwornie. Strach całkowicie ją paraliżuje. Nawet oddychanie jest dla niej dość trudne. W jednej chwili mężczyzna przestaje głaskać jej skórę, a uderza w sam środek brzucha. Jest mocny cios, przez który Harris kuli się pod ścianą obolała. Nie ma siły krzyczeć, jest wykończona, a to dopiero początek.
— To był przypadek — jąka się roztrzęsiona. Stara się odsunąć, schować tak, aby nie była w jego zasięgu rąk. Mężczyzna jednak ponownie się do niej zbliża rozbawiony jej poczynaniami.
— Nieładnie tak kłamać — stwierdza z uśmiechem na twarzy, po czym chwyta ją za długie włosy i podnosi do góry. Zmusza ją do ustania na nogach, jednak widzi doskonale, że uginają się one pod jej ciężarem. Napastnika denerwuje jej niemoc i żałosna postawa, dlatego uderza jej głową po ścianę. Uważa, że to zmieni jej myślenie.
Kobieta ma wielkie mroczki przed oczami. Czuje jak z jej czoła spływa krew. Sam ten fakt powoduje, że ma ochotę zemdleć i oddać się w łaski nieświadomości.
— Ja... nie chciałam... — mówi słabym głosem. Jej oczy są przymknięte, nie ma siły ich otworzyć. Nigdy wcześniej nie doznała przemocy, przez co jej organizm nie wie jak się bronić. Jest całkowicie bezsilna i bardzo łatwym celem dla mężczyzny.
— Nienawidzę — syczy napastnik i zadaje kolejny cios niewinnej Cornelii. Jej ciało nie jest w stanie utrzymać się w pozycji stojącej, dlatego zwyczajnie opada na ziemię. — Takich. — Następne uderzenie jest silniejsze od poprzedniego. Mężczyzna wyżywa się na niej, dając upust swoim emocjom. — Suk jak ty — kończy, bijąc kobietę po całym ciele. Faszeruje jej biedną skórę wieloma uderzeniami, które skutkują rozcięciami oraz wielkimi siniakami na jej drobnym ciele. Cornelia jest ledwie przytomna, ale stara się zachować zimną krew. Nie zemdleć – to jest dla niej najważniejsze. Kto wie, co ten psychol miałby w zanadrzu zrobić z nieprzytomną kobietą. Jej wzrok jest słaby. Właściwie ledwie widzi, wszystko ma rozmazane przed oczami. Nie jest w stanie dostrzec konkretnych rzeczy, dlatego przymyka powieki osłabiona. Ciosy mężczyzny stają się mniej odczuwalne dla niej. Wszystko jest mało wyraźne oraz ledwie słyszalne. Wchodzi w stan bezwzględnego osłupienia, w którym rzeczywistość miesza się jej z fikcją.
Jak przez mgłę zauważa drugą postać, która wbiega gwałtownie do alejki. Nie jest w stanie dostrzec kim jest przybysz, ale widzi jak odpycha jej napastnika. Uderza go, to wie na pewno, ale nie skupia się na tym, co dzieje się kilka kroków od niej. Jej powieki same opadają, prosząc o chwilę odpoczynku. Stara się trzymać je za wszelką cenę. Nie jest głupia. Wie, że zaśnięcie nie jest dobrym pomysłem w tej sytuacji.
Jakiś czas później kobieta czuje dotyk na swoim ciele. Nie zwraca ona jednak na niego uwagi, nie ma siły na żadne ruchy.
— Cornelia — dociera do niej cichy głos, który wydaje się być znajomy. W rzeczywistości ton ten jest głośny, ale jej mózg nie odróżnia już tego. — Wszystko będzie dobrze — kolejne słowa. Zmusza się do otworzenia oczu i dostrzega przed sobą rozmazaną sylwetkę Xawerego. Pragnie się do niego przytulić, wyznać całą prawdę, opowiedzieć wszystko, co dzisiaj miało miejsce... ale nie jest w stanie nawet otworzyć ust. Żadne słowo nie przechodzi przez jej ściśnięte gardło.
Ramirez wsadza swoje ręce pod jej ciało, po czym unosi je do góry delikatnie. Uważa na jej posiniaczoną skórę, która aż mieni się wieloma kolorami. Nie można znieść tego widoku. Czuje ogromną złość wobec napastnika, a agresja aż buzuje w nim, prosząc o zamordowanie dręczyciela kobiety. Wie jednak, że nie może tego zrobić.
Niedługo później słuchać syreny policyjne. Mężczyzna zadzwonił po odpowiednie służby jeszcze podczas biegu. Nie może dopuścić do ucieczki napastnika Cornelii. Spogląda na niego z wyraźnym odrzuceniem. Ściska mocniej ciało kobiety, które spoczywa bezwładnie w jego ramionach. Jest ona przytomna, ale niewiele rozumie z tego, co się dzieje.
Kilku policjantów biegnie do leżącego na ziemi mężczyzny i skutecznie go obezwładniają raz jeszcze, sprawdzając czy nie ma niebezpiecznych przedmiotów. Jego nadgarstki zostają umieszczone w kajdankach, które niewygodnie ściskają jego skórę. Napastnik jest ledwie przytomny, gdyż Xawery nieźle się na nim wyżył – oczywiście wszystko w ramach samoobrony.
— Wezwę pogotowie — oznajmia jeden z mundurowych, patrząc na bezwładne ciało Cornelii. Wyjmuje komórkę z kieszeni spodni, ale Ramirez łagodnie protestuje.
— Ja to zrobię. — Policjant patrzy na niego przeszywającym spojrzeniem, ale odpuszcza. Kiwa głową i odchodzi z obezwładnionym do samochodu.
Kobieta mocniej wtula się w jego ciało, nie chcąc, aby kiedykolwiek ją opuszczał. Przy nim czuje się bezpiecznie.
— Nie dzwoń — mówi sennym głosem, nie mogąc dokończyć zdania.
— Nie dzwonić? — dopytuje zaintrygowany mężczyzna, jednak szybko orientuje się, o co chodzi jego partnerce. — Jestem pewien, że musi to zobaczyć lekarz — stwierdza pewnym tonem. — Są to zbyt rozległe obrażenia... — syczy, kiedy złość ponownie nawiedza jego organizm.
— Nie chcę... — odpowiada krótkim zdaniem, gdyż tylko na takie ją stać w tym momencie. Każde słowo przyprawia ją o bóle, których stara się unikać. Xawery przez moment przygląda się z jej ogromną troską.
— Masz szczęście, że skończyłem odpowiednie kursy pierwszej pomocy — wyznaje z delikatnym uśmiechem. Kobieta chciałaby odwzajemnić ten gest, ale nie jest to możliwe. Wtula się w niego bardziej, jakby bała się, że zaraz rozpłynie się na dobre.
Powolnie kroczą do domu Xawerego, gdyż z tego wszystkiego wybrał bieg od samochodu. Podczas drogi kobieta zasypia, a mężczyzna niesie jej nieprzytomne ciało do domostwa, w którym znajdują się stosunkowo szybko. Kładzie ją na łóżku w sypialni, gdyż to właśnie tam będzie miał najwygodniejszy dostęp do jej ran.
— Jesteśmy? — mamrocze pod nosem Cornelia, która się przebudza. Porusza się gwałtownie, przez co syczy z wyraźnego bólu.
— Nie ruszaj się — poleca Ramirez, kiedy znika za ścianami, żeby zdobyć potrzebne przyrządy do opatrzenia ran. Po chwili wraca do sypialni, gdzie odpoczywa Harris i prosi ją o zgodę na odsłonięcie skóry. Kobieta skina delikatnie głową, pozwalając.
Mężczyzna wszystko robi uważnie, starając się być uczuciowym i łagodnym. Nie ma zamiaru sprawić jej niepotrzebnego bólu. Przemywa jej rany wodą utlenioną, po czym nakłada odpowiednią ilość maści. Xawery spogląda na nią, nie rozumiejąc, dlaczego na jej twarzy widnieje maleńki uśmiech.
— Jest coś, w czym jesteś beznadziejny albo czego nie umiesz? — pyta spokojnym głosem, patrząc na niego intensywnym wzrokiem. Mężczyzna odkłada na bok tubkę i wyciera dłonie.
— Zapewnienie ci bezpieczeństwa — mówi słabo. Nie ma odwagi spojrzeć w jej oczy. Obwinia się za dzisiejsze wydarzenie, nie mogąc znieść tego, co musiało ją spotkać. Zaciska szczękę, a mięśnie mimowolnie się spinają. Cornelia odnajduje jego dłoń i łączy ich palce.
— To nie twoja wina — stwierdza szczerze. Mężczyzna nie upiera się z nią, ale ma inne zdanie na ten temat.
— Powinnaś odpoczywać — zauważa trafnie i wstaje ze swojego miejsca. Znika na moment, aby wrócić z opatrunkami, które od razu jej zakłada oraz tabletkami przeciwbólowymi. — Herbaty? — pyta, patrząc na nią troskliwie.
— Chętnie — odpiera sennym głosem, który się załamuje.
Kiedy Ramirez wraca do sypialni w kubkiem gorącej herbaty dostrzega, że kobieta smacznie śpi. Nie ma serca jej budzić, a jedynie uśmiecha się do niej uczuciowo. Odkłada naczynie na stolik i przykrywa Cornelię pierzyną. Sam także kładzie się obok niej, wcześniej gasząc oświetlenie w domu.
Sen jednak nie przychodzi mu tak prędko. Nie jest w stanie przestać rozmyślać o tym, co dzisiaj miało miejsce. Nerwy oraz głęboko ukryta agresja pragną wydostać się na światło dzienne. Przymyka oczy zdenerwowany, a w głowie rozmyśla już, jak najokrutniej zakończyć sprawę napastnika kobiety. Zrobi wszystko, aby gnił wieki w najsurowszym więzieniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top