Rozdział 51

Warszawa, Polska

19 lipca 2011r., godz. 8:30

Kiedy powieki Xawerego unoszą się, a oczy spostrzegają jasność, jaka ogarnia jego pokój, pospiesznie zrywa się z wygodnego łóżka i staje zesztywniały obok niego. Szuka wzorkiem swojego telefonu, a kiedy go odnajduje, patrzy zaalarmowany na godzinę.

— Niech to szlag — mamrocze pod nosem mocno zestresowany. Zdenerwowanie bierze nad nim górę, przez co myśli nie są zbyt rozsądne.

Jego głośne krzątanie wybudza Cornelię z błogiego snu. Uchyla ona swoje oczy, spoglądając zaciekawiona na poczynania partnera. Ten ubiera się pospiesznie, nie zwracając większej uwagi na marszczenia, które pojawiają się na jego śnieżnobiałej koszuli. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia zostają skrzyżowane, lecz mężczyzna odwraca wzrok.

— Śpij... jadę do firmy — informuje grzecznie, po czym daje jej buziaka w czubek głowy. Kobieta nie zaprzecza, a jedynie przymyka z powrotem swoje nadal zmęczone powieki i pozwala pogrążyć się w istnym ładzie marzeń sennych.

Trzydziestoczterolatek w tym czasie kończy się ubierać, a kiedy stwierdza, że jest wystarczająco elegancki, opuszcza pomieszczenie. Przed wyjściem ze swojego pokoju chwyta ciemną teczkę, w której mieszczą się jego przeróżne notatki. Jest to jego niezbędnik do pracy. Przed wyjściem z mieszkania zahacza o kuchnię, z której podbiera dwa czerwone jabłka i chowa je do przenośnego bagażu.

Na zewnątrz znajduje się zaskakująco szybko. Nabiera głębokiego wdechu, kiedy ciepłe, letnie powietrze dociera do jego nozdrzy. Mruga kilkukrotnie, aby wyostrzyć swój wzrok, który ubolewa przez rażące słońce. Odnajduje swój samochód, który wcale nie zmienił położenia. Teczkę kładzie na siedzeniu pasażera, a sam zajmuje główne miejsce. Wszystko robi naprawdę prędko. Rzadko kiedy spóźnia się do pracy, a dzisiaj ewidentnie zaspał. Klnie pod nosem, kiedy światła po raz kolejny zmieniają się na czerwone. Zwalnia znacząco, aby zatrzymać swój pojazd w wyznaczonym miejscu. Nie cierpi, kiedy wszystko idzie nie po jego myśli. Los rzadko kiedy każe mu iść pod górkę. Zazwyczaj ma przemyślane cele i do nich brnie mimo wszystko. Nie zwraca uwagi na przeciwności losu, które potrafią same się zlikwidować – wystarczy odpowiedni rozpęd.

Pod biurowcem, w którym pracują jego rodzice, znajduje się niedługo później, lecz i tak jest bardziej spóźniony, niż by tego chciał.

Gdyby tylko nie te pieprzone światła — przechodzi mu przez myśl.

Wchodzi równie pospiesznie do wnętrza budynku i w windzie wybiera właściwe piętro. Odnalezienia odpowiedniego pomieszczenia nie zajmuje mu dużo czasu, gdyż na jego drzwiach widnieje dość spory szyld z napisem „szefostwo". Pewny siebie chwyta za klamkę, po czym otwiera je bez wahania. Nie przejmuje się manierą pukania. Rozgląda się zaciekawiony po wnętrzu gabinetu, a jego wzrok pada na zapracowanych rodziców.

— Jesteś — stwierdza niewątpliwie Sofia, która odrywa się od dokumentów, aby przenieść spojrzenie na syna.

— Chodź. Wytłumaczę ci w czym pomożesz... — Santiago przejmuje Xawerego, prowadząc go do osobnego pokoju. Tam wyjaśnia mu cel jego pomocy i pozostawia samego. Nie pierwszy raz pracuje w rodzinnej firmie, dlatego sprawy architektury nie są mu obce. Mruży oczy w skupieniu i z zainteresowaniem przygląda się planowi, który dostał od swojego ojca.

Około godziny dziesiątej w mieszkaniu Ramirezów słychać głośne jęknięcie niezadowolenia, które wydobywa się z zaspanego organizmu Cornelii Harris. Przeciąga się ona znacząco, rozprostowując swoje kończyny. Spogląda na miejsce obok siebie i orientuje się, że jest ono puste. Tego się spodziewała. Ziewa mimowolnie, po czym podnosi się niechętnie z wygodnego łóżka. Takich luksusów nie ma okazji często doświadczać. Z uśmiechem na twarzy podąża do łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Czynność ta nie zajmuje jej dużo czasu, dlatego chwilę później, ubrana w codzienne ciuchy, może siedzieć w przestronnej kuchni i zajadać się smakowitymi kanapkami, które przyrządziła sobie moment wcześniej. Zajmuje miejsce na barowym krześle, kołysząc nogami, które w żadnym stopniu nie dostają do podłogi. Kiedy talerz zostaje opróżniony, nalewa sobie do szklanki soku pomarańczowego, który jej wzrok napotkał na blacie. Całą zawartość naczynia wypija jednym tchem.

Melancholijnym krokiem zmierza do salonu, gdzie jej wzrok napotyka regał z ogromnym wyborem literatury. Oprócz polskich autorów dostrzega także kilka hiszpańskich oraz szwedzkich, których najbardziej szukała. Przegryza wargę, kiedy wybór okazuje się być zbyt trudny do podjęcia. Jej dłoń dotyka brzegów powieści, muskając je koniuszkami palców. Jej wzrok podąża za subtelnym gestem wobec książek. W końcu zatrzymuje się na jednym z tytułów i wyciąga lekturę. Zerka na okładkę, ale robi to wyłącznie z czystej ciekawości. Uśmiech wkrada się na jej usta, a w głowie panuje plan przeczytania całej książki. Ma dużo czasu, nie musi się spieszyć, gdyż do przyjścia Xawerego jest naprawdę sporo godzin. I choć mężczyzna obiecał prędko wrócić, to zdaje sobie sprawę, jak wiele pracy jest w firmie Ramirezów.

Rozgląda się pospiesznie za wygodnym miejscem, w którym mogłaby spokojnie oddać się czynności tak przyjemnej, jak czytanie. Jej wzrok natrafia na dużą kanapę, która z pewnością dostarczy ukojenia jej przepracowanym plecom. Praca w barze niesie za sobą wiele niekorzyści.

Siada we wspomnianym miejscu i opiera się, pozwalając sobie na chwilę relaksu. Książka, którą trzyma w ręce, jest ogromną pokusą dla niej, dlatego otwiera niechętnie oczy, które zdążyła zamknąć w przypływie chwili. Podnosi się i zerka na lekturę. Palce same ciągną, aby otworzyć opowieść i zagłębić się wymyśloną historię dwójki głównych bohaterów.

Kiedy jest przy końcu tekstu, który zawiera książka, po mieszkaniu roznosi się donośne echo pukania do drzwi wejściowych. Ciało Cornelii sztywnieje na nieoczekiwany dźwięk. Zaalarmowana niespodziewanym gościem zamyka lekturę, nie zwracając uwagi na stronę, na której skończyła czytanie. Wstaje z kanapy i udaje się do przedsionka, gdzie zostawia się zbędne ubranie wierzchnie. Patrzy na drzwi z zaciekawieniem. Nie jest pewna czy powinna je otwierać i wpuszczać do środka niezapowiedzianego przybysza. Kiedy osoba po drugiej stronie ponawia czynność pukania, Harris wzdycha przeciągle, decydując się na podejście do stalowej powłoki, która dzieli ją od gościa. Rodzina Ramirezów uchodzi za dostojnych ludzi o sporym majątku, dlatego drzwi antywłamaniowe to rzecz konieczna. Ciemnowłosa ostrożnie odbezpiecza wejście i patrzy zdezorientowana na zdenerwowaną Lindę, która z impetem wchodzi do mieszkania. W progu już zdejmuje z siebie sweterek, który ogranicza jej ruchy.

— Co tak długo? — zarzuca kobieta, wzdychając ociężale. Wyjaśniając pospiesznie, że nie wzięła kluczy od mieszkania rodziców. — Klimatyzacja, tego było mi trzeba. — Siada na kanapie w salonie i odchyla głowę do tyłu, napajając się chłodnym powietrzem. — Widzę, że czytasz. — Wskazuje na książkę, która nadal spoczywa w dłoni Cornelii. Harris stoi w progu pomieszczenia, wpatrując się zaciekawiona w siostrę swojego chłopaka. Mruży oczy w zastanowieniu, nie rozumiejąc, co takiego tutaj robi.

— Co tutaj robisz? — pyta ciemnowłosa, lecz dopiero po czasie zdaje sobie sprawę z tego, jak nierozsądnie mogło zabrzmieć jej pytanie. — Nie ma nikogo innego — dodaje zaalarmowana, nie chcąc, żeby poczuła się niechciana, w końcu to również jej domostwo.

— Przyszłam do ciebie — wyznaje pewna swoich słów, co wprawia Szwedkę w zakłopotanie. Patrzy na nią szeroko otwartymi oczyma. Nic nie rozumie. — Nie chciałam, żebyś nudziła się sama w pustym mieszkaniu.

— Ach — wzdycha przeciągle, a jej wzrok krąży po siostrze Xawerego. Przez chwilę w pomieszczeniu panuje grobowa cisza, przerywana wyłącznie ich głośnymi oddechami. Harris nadal stoi w progu salonu, nie wiedząc czy powinna wejść do niego, czy może lepiej pozostać w neutralnym położeniu.

Nagle Linda wstaje jak oparzona z kanapy i patrzy przeszywającym wzorkiem na Harris. Zmierzają jej ubiór od góry do dołu, orientując się, że nie wygląda ono dobrze. Nie na taki upał, jaki panuje tego dnia.

— Ubierz się w coś... wyjściowego — zwraca się do ciemnowłosej, która patrzy na nią otępiałym wzrokiem.

— Po co? — pyta w końcu, lecz jej głos jest mocno wątpliwy. Marszczy czoła w przekonaniu, że kobieta nie mówi na poważnie.

— No, idź, idź — pogania ją pewnie, machając rękoma i wskazując na obszar gdzieś za plecami. Cornelia niechętnie odrywa od niej wzrok i wzdycha ociężale. Nawet nie pyta gdzie chce ją zabrać, ponieważ coś czuje, że i tak nie uzyska odpowiedzi. Idzie do pokoju Xawerego, gdzie wybiera letnie części garderoby i pospiesznie się przebiera. Po drodze do salonu zahacza także o łazienkę, załatwiając swoją potrzebę fizjologiczną.

— Świetnie — komentuje Linda, zacierając dłonie.
Razem opuszczają mieszkanie Ramirezów, po czym kierują się piechotą do najbliższej galerii.

— Nie masz prawa jazdy? — pyta zaciekawiona Cornelia, zerkając na dzisiejszą towarzyszkę. Stają przed pasami dla pieszych, które dzielą je od upragnionego budynku. Bacznie wpatrują się w kolor czerwony na sygnalizatorze, czekając na jego zmianę.

— Mam — odpiera beznamiętnie. Przenosi ciężar ciała na drugą nogę, po czym spogląda na nią obojętnie. — Ale przecież to nie jest daleko — zauważa, a na jej twarzy panuje względna powaga, którą naprawdę łatwo zaburzyć. Światło zmienia swoją barwę. — Prawie jesteśmy — dodaje, kiedy są w połowie pasów. Harris zadziera głowę do góry, by spojrzeć na budynki, które znajdują się przed nią. Jeden z nich jest bardzo oszklony, a jego kształt dość owalny. Wokół niego krąży wiele ludzi. Niektórzy mają papierowe torby z nazwami sklepów, inni zaś dopiero wybierają się na zakupy. Do tej drugiego grupy można także zaliczyć dwie, prawie obce sobie kobiety, które wchodzą do galerii handlowej. W środku panuje raj dla kobiecych oczu. Mnóstwo sklepów, które aż proszą się o wejście w ich sidła. Linda prowadzi do pierwszego z brzegu, który okazuje się być wyposażony w przeróżne torebki i inne dodatki do stroju wizytowego, jak i codziennego.

Kiedy kobiety zatracają się w świecie mody, Xawery bacznie lustruje kolejne plany pomieszczeń w domu nowych klientów. Marszczy brwi w skupieniu. Ponownie sięga po naostrzony ołówek i bazgra po rysunku. Przegryza wargę, zastanawiając się przez moment, gdzie postawić długą, bo na prawie cztery metry, kanapę. Firma Ramirezów zajmuje się projektowaniem wnętrz do mieszkań lub domów, czasami zdarza się także urządzać biura.

Nagle jego poczynania przerwy „wejście smoka", którym okazuje się być Santiago. Wchodzi do pomieszczenia bez żadnych ogródek i staje przed biurkiem, przy którym pracuje jego syna. Kładzie z impetem kilka nowych projektów, po czym obdarowuje go zmęczonym, ale surowym spojrzeniem. Xawery nie komentuje jego ruchów. Jest mocno zapracowany, praktycznie nie zwraca uwagi na nowoprzybyłe dokumenty. Nadal w skupieniu przygląda się obecnemu rysunkowi, próbując dobrze go rozplanować tak, aby klienci byli zadowoleni, a firma zarobiła.

— Jak idzie? — rzuca pytaniem, wskazując na pliki notatek. Prawnik wypuszcza powietrze z głośnym świstem i podnosi głowę, spoglądając na swojego ojca.

— Niektórzy klienci są naprawdę wybredni, a ich wymagania to jakieś kpiny! — zarzuca podenerwowany, pokazując palcem na przykładowy tekst, chociaż wie dobrze, że z takiej odległości Santiago nie jest w stanie dostrzec liter.

— Uroki naszej pracy. — Ojciec posyła mu wyrozumiały uśmiech, po czym klepie go po plecach, aby dodać otuchy. Chwilę później opuszcza gabinet, a Xawery ponownie zostaje sam z ogromną stertą papierów. Wzdycha przeciągle na sam ich widok.

Cornelia wraz z Lindą właśnie wychodzą z kolejnego sklepu, który mogą odhaczyć ze swojej listy odwiedzonych punktów. Ramirez jest zadowolona ze swoich zakupów. Ciągle spogląda w kierunku wypchanych toreb, nie mogąc doczekać się, kiedy będzie miała okazję założyć cokolwiek z jej nowych ubrań.

— Ten sweterek puchowy to naprawdę świetny wybór, prawda? — dopytuje dumna ze swoich wyborów. Harris przewraca oczami dyskretnie, czego nie dostrzega jej towarzyszka. — A ty? Czemu nic nie kupujesz? — zwraca się do niej, gdyż dopiero teraz zwróciła uwagę, że nie ma ona ani jednej torby.

— Nie lubię zakupów — wyznaje niepewnie Cornelia. Nie chce zdradzać jej faktu o swoich problemach finansowych, to zdecydowanie nie ten etap. Zaskoczenie Lindy jest ogromne. Kiedy chce ona otworzyć swoje usta, aby wyrazić zdziwienie, telefon Harris zaczyna głośno brzęczeć. Kobieta odchodzi kawałek, aby odebrać połączenie.

— Cześć, Lidiu. Co u ciebie? — od razu wita się ze staruszką, za którą zdążyła się już stęsknić. Nigdy nie była tak długo nigdzie bez niej, a brak jej obecności odczuwa dość silnie.

— Cornelio, witaj. Wreszcie udało mi się dodzwonić do ciebie — zauważa zadowolona z siebie. Młodsza z nich uśmiecha się życzliwie, lecz z początku nie zdaje sobie sprawy, że kobieta nie jest w stanie tego zobaczyć. — Co u ciebie? Opowiadaj — prosi z nadzieją w głosie. Staruszka czuje się samotna, od dawna nie była tyle czasu sama w mieszkaniu. To potrafi przytłoczyć człowieka – szczególnie starszego, który i tak nieco inaczej odbiera rzeczywistość.

— Jestem w galerii z Lindą... — odpowiada grzecznie, lecz dopiero po chwili dociera do niej, że Lidia nie zna jej osoby, o której jej opowiada. — To siostra Xawerego — dodaje pospiesznie.

— Już szalejesz z pieniędzmi. Za dużo ich masz? — po drugiej stronie słychać mocne niezadowolenie.

— Ja nic nie kupuję. Jestem tu dla towarzystwa — broni się dzielnie. Rozgląda się uważnie w poszukiwaniu Lindy, lecz nigdzie jej nie dostrzega. Pewnie poszła przeglądać kolejne sklepy samodzielnie.

— Co u twojego prawnika? — dopytuje ciekawska, krzątając się po pustym mieszkaniu. Jakoś nie może znaleźć dla siebie miejsca. Czuje się odrzucona, samotna, a jej samopoczucie sięga stanu krytycznemu. Jedyne, w czym widzi oparcie i chwilę ukojenia, to zioła, których pija nadzwyczaj dużo.

— Pomaga rodzicom w firmie... — wyznaje obojętnie. Nie ma mu tego za złe.

Ich rozmowa nie trwa długo, ponieważ Linda odnajduje swoją zgubę, a ta zaś kończy pospiesznie pogawędkę mówiąc, że zadzwoni niebawem. Obie kobiety wychodzą z galerii i siadają na ławce. Cornelia zerka w niebo. Gęste chmury przysłoniły słońce, przez co pogoda wydaje się smętna. Harris ma jednak nadzieję, że to wyłącznie chwilowe i niedługo ponownie zaszczycą je rażące promienie.

— Mam pomysł — wyznaje po krótkiej ciszy Linda. — Pójdziemy do firmy rodziców!

— Nie rozumiem chyba. — Cornelia kręci głową, wpatrując się w nią zaskoczona. — Po co miałabym tam iść?

— Przywitać się z Xawerym, chociażby — wymienia jeden z nielicznych argumentów, które popierają jej absurdalny wymysł.

— Nie chce mu przeszkadzać w pracy.

— Nie będziesz. Na pewno się ucieszy, no chodź... — marudzi kobieta, ciągnąc za rękę swoją znajomą. Gorzej niż z dzieckiem...

W końcu Szwedka zgadza się i razem podążają do wieżowca, w którym znajduje się firma Ramirezów. Droga nie jest krótka, a trwa dość sporo czasu. Taki spacer jednak dobrze zrobił obu z nich. Szybko odnajdują właściwe piętro oraz pokój, w którym pracuje brat Lindy.

— Cornelia? — Zaskoczenie nie chce zejść z jego twarzy, kiedy do gabinetu wchodzi zmieszana Harris. Jej ruchy są niepewne, wypełnione zwątpieniem oraz skrępowaniem. Nie czuje się dobrze, będąc w takim miejscu. Doskonale zdaje sobie sprawę, że w niczym nie dorównuje nikomu z tego piętra. — Nie sądziłem, że interesuje cię projektowanie wnętrz i ogrodów — wyznaje zdziwiony i przypatruje jej się uważnie. U boku ciemnowłosej partnerki Xawerego można dostrzec jego siostrę, która nie odzywa się ani słowem. Coś nowego.

— Też nie wiedziałam — mruczy pod nosem i podchodzi bliżej niego. Zerka okiem na plany, które leżą porozwalane na biurku. Ogromny nieład panuje w jego gabinecie, co od razu rzuca się w oczy młodej Harris. Obdarowuje go złowieszczym spojrzeniem, a ten kurczy się pod jego wpływem. — Zamieniłabym ławkę na ganku na bujane fotele — zauważa kobieta, wskazując palcem na odpowiednie rysunki. — A tutaj. — Przenosi dłoń w inny fragment kartki. — Dodałabym dużą, przestronną szafę na ubrania. Najlepiej z lustrem. — Jej mimika twarzy jest poważna. Cała jest skoncentrowana na tym, co chce przekazać mężczyźnie. Sama dziwi się sobie, że zdecydowała się na tak odważny ruch.

— To jest dość dobre — zauważa zamyślony Xawery, przyglądając się raz jeszcze projektowi. — Nie chcesz zostać ze mną? Pomogłabyś mi?

Jego propozycja wytrąca ją doszczętnie z równowagi. Nie spodziewała się takiego odbioru jej sugestii. Niepewnie przytakuje, a na ustach Ramireza maluje się szczęśliwy uśmiech. Cornelia zaalarmowana spogląda w miejsce, gdzie jeszcze przedtem stała Linda, lecz nie dostrzega jej. Nawet nie wiedzą, kiedy wyszła. Szwedka wzrusza obojętnie ramionami i powraca do kartek, leżących... wszędzie.

— Umiesz rysować? Mogłabyś przełożyć wymagania kupującego na osobny projekt, wtedy będzie nam lepiej pracować — proponuje pewny siebie, co kobieta od razu wykonuje. Dziwnie czuje się w roli jego „podwładnej", której wyznacza zasady. Ta sytuacja delikatnie ją peszy, ale mimo wszystko działa i stara się wykazywać z siebie jak najwięcej zaangażowania.

Ich współpraca przebiega wręcz wyśmienicie. Cornelia świetnie radzi sobie w nowej roli, którą nakreślił jej partner. W pewnym momencie do pomieszczenia wchodzi Santiago, którego mina od razu zaczyna być twarda i niepokojąca.

— A co tutaj się dzieje? — zadaje retoryczne pytanie, a Xawery niechętnie zerka na niego. Miał nadzieję, że nie spotka go tak prędko u siebie w gabinecie. — Co ty tutaj robisz, Cornelio?

— Pomaga mi — wyprzedza ją mężczyzna, broniąc przed przeszywającym spojrzeniem jego ojca. Santiago potrafi być naprawdę niemiły, a wręcz okrutny dla drugiego człowieka. Ma spore problemy z wyrażaniem szacunku.

— Nie powinna brać się za projekty — zarzuca jej niekompetentność, co mocno uraża jej partnera.

— Ojcze, proszę, miejmy szacunek i trochę kultury w sobie — mówi leniwym głosem. — Nieładnie tak od razu kogoś skreślać, bo nie ma wykształcenia albo doświadczenia... Cornelia świetnie sobie radzi.

Santiago jedynie kręci głową, nie rozumiejąc jego zachowania. Zawsze uważał syna za kogoś inteligentnego, na naprawdę wysokim poziomie.

— Co ta kobieta z tobą robi, chłopcze — mamrocze, wzdychając. Robi kilka kroków, odchodząc od biurka. — Będziesz odpowiedzialny za każdy jej błąd — ostrzega i wychodzi z gabinetu, który przedzielił synowi. Dopiero teraz Harris może odetchnąć z wyraźną ulgą. Obecność jego ojca sprawiała, że czuła jak powietrze utknęło jej w gardle. Uczucie duszności nie dawało jej spokoju.

— Nie przejmuj się nim — mówi obojętnie mężczyzna, chwytając wybrankę za dłoń. Głaszcze ją troskliwie.

— Może faktycznie nie powinnam się za to brać? — pyta wątpiącym głosem. Zarzuty Santiago bardzo wpłynęły na nią. Czuje się co najmniej dziwnie. Xawery zmusza ją do spojrzenia w jego ciemne oczy.

— Wszystko jest dobrze — zapewnia spokojnym tonem, a na jego ustach pojawia się szczery uśmiech. — Wiele znaczy dla mnie twoja pomoc.

Około godziny osiemnastej młody Ramirez stwierdza, że wystarczająco zrobił na dziś i może spokojnie wrócić do mieszkania. Jego głowa pęka od nadmiaru myśli. Opuszczają biurowiec, żegnając się przelotnie z rodzicami, którzy zostają jeszcze w pracy. Mają wiele zaległości do nadrobienia – tak to jest, kiedy przyjmuje się więcej zleceń, niż jest się w stanie obrobić.

Do mieszkania trafią bardzo szybko. Tym razem nie zatrzymały ich żadne światła, a wręcz przeciwnie, idealnie wszystkie się dograły. Cornelia wchodzi do pokoju partnera, gdzie zostawiła swoją torebkę i przegrzebuje ją w poszukiwaniu komórki, która na pewno się w niej znajduje.

— Spokojniej trochę — poucza ją Xawery, który akurat także pojawia się w sypialni i siada na łóżku. Włącza telewizor, mając nadzieję, że obejrzy coś interesującego.

Harris klnie pod nosem, ale robi to tak cicho, że mężczyzna nie jest w stanie tego usłyszeć. W pewnym momencie macha niefortunnie ręką, która zwala torebkę na podłogę.

— Kurwa — tym razem głośne przekleństwo opuszcza jej usta. Pospiesznie schyla się, aby wyzbierać swoje rzeczy.

— Oj, ty moja niezdaro — mruczy przeciągle mężczyzna, podnosząc się ze swojej pozycji, która była dla niego naprawdę wygodna. Pomaga kobiecie zbierać przedmioty i podaje jej.

Nagle w jego dłonie trafia rozłożony list. Mimo tego, że broni się przed własną ciekawość, wzrok sam wędruje przelotnie po tekście. Cornelia kątem oka dostrzega, co takiego trzyma w rękach, dlatego wstaje pospiesznie z podłogi i podchodzi do niego zaalarmowana. Stara się przeszkodzić mu w czytaniu, ale jest już za późno. Mężczyzna także podnosi się do pozycji stojącej i uważnie skanuje treść. Z początku nie może zrozumieć jego sensu, ale w życiu miał już tyle razy do czynienia z podobnymi przestępstwami, że szybko odnajduje ukryte znaczenie. Przenosi wzrok na swoją partnerkę, która stoi nieopodal niego, a jej ciało delikatnie się trzęsie. Jest mocno zestresowana. Zagryza wargę w zdenerwowaniu, nie mogąc wytrzymać z niepewności.

— Co to ma być? — zadaje proste pytanie głosem tak stanowczym i pewnym, że włosy na czubku głowy kobiety stają dęba. Pojedyncza łza gromadzi się w jej kąciku oka, ale stara się zrobić wszystko, żeby nie opuściła ona swojego położenia.

Patrzą na siebie w milczeniu. Żadne z nich nie wypowiada ani jednego słowa. Ich serca biją cholernie szybko, lecz powody są całkiem różne. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top