Rozdział 50

Warszawa, Polska

17 lipca 2011r., godz. 11:00

Cornelia nerwowo nabiera powietrza, kiedy kolejny raz ugotowana marchewka ześlizguje jej się spod ostrego noża. Para zakochańców właśnie przygotowują obiad razem z Lindą, która przyszła do mieszkania rodziców, aby przywitać swojego brata oraz jego wybrankę.

Wczorajszy dzień spędzili dość zwyczajne. Oglądanie telewizji przerywane subtelnymi rozmowami to coś, za czym na pewno tęsknił wiecznie zapracowany Xawery.

— Dobry z ciebie kucharz — ciemnowłosa komentuje zdolności swojego partnera, kiedy widzi, jak sprawnie operuje każdym przyrządem. — Zastanawia mnie więc, dlaczego ciągle chodzisz po restauracjach, zamiast sam coś przyrządzić — dodaje, siekając warzywa w odpowiedni sposób.

— Najlepiej iść na łatwiznę. Musiałabym go nie znać! — dogryza rozbawiona Linda, wystawiając język w stronę brata. Ten zaś teatralnie wzdycha i udaje urażonego.

— Nie jestem tak leniwy, jak ty, droga siostro — zaczyna z przeszywającym spojrzeniem i powagą wymalowaną na twarzy. To jego standardowa mimika. Harris przechodzi przez myśl dzień, w którym nawet zastanawiała się, czy nie robi czegoś nie tak, że Xawery ciągle jest tak poważny. Teraz już doskonale wie, że to jego specyfika. — U wujka na wsi, w Hiszpanii, powiedziałaś, że masz daleko do przejścia i dosiadłaś krowę, żeby nie iść na pieszo! Pamiętasz? — wspomina ze śmiechem.

— Oj drogi braciszku, pożałujesz wspominania tego wydarzenia! — grozi, wskazując palcem na mężczyznę, po czym niespodziewanie wymierza mu kulkę w brzuch z ugniecionego kawałka ciasta.

— Marnujesz jedzenie! — krzyczy zaalarmowany, podnosząc pospiesznie „amunicję", której użyła Linda. Jego zachowanie wprawia obie kobiety w potężny śmiech, z którego ciężko jest się wydostać. Umysł wcale nie chce się uspokoić, więc tego nie robi, pozwalając sobie na odrobinę rozluźnienia.

— Jaki ekolog się znalazł — dogryza ponownie siostra, łapiąc się teatralnie za serce.

— Jaki ekolog? — prycha oburzony mężczyzna, nie rozumiejąc toku myślenia Lindy. — Co ma wspólnego podnoszenie jedzenia z podłogi z ekologią? — Kręci głową w niedowierzaniu z inteligencji kobiety, a może bardziej jej braku?

— Mało jeszcze wiesz o życiu — zauważa zabawnie z głośnym, udawanym westchnięciem.

— To ty, moja droga siostrzyczko, mało wiesz o życiu — poprawia ją Xawery, który gestykuluje zawzięcie, starając się udowodnić swoją rację.

— Pokroiłam, co dalej? — Ich dziecinne spory przerywa delikatny głos Cornelii, która stoi przy blacie, zastanawiając się, co powinna następne zrobić. Harris nie ma nic do przekomarzań rodzeństwa, ale obiad sam się nie wyczaruje. Oboje odchrząkują znacząco, sugerując pojednanie i koniec walk słownych (jak i tych fizycznych). Linda podchodzi do zagubionej kobiety i kierują jej kolejnymi krokami.

Obiad zostaje gotowy przed godziną czternastą, co jest naprawdę długim czasem przygotowania. Ale co się dziwić, kiedy na załodze są TACY kucharze. Kiedy każdy zanosi odpowiednie, pełne naczynia jedzenia do salonu, kładąc je na stół, po mieszkaniu roznosi się dźwięk wkładania klucza w zamek. Cornelia czuje jak żołądek jej się ściska, a do gardła podchodzi jej wczorajszy posiłek. Towarzystwo rodziców Xawery i Lindy wprawia ją w ogromny stres oraz zakłopotanie. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie pasuje do ich rodziny, dlatego poczucie odstawania jest bardzo silne.

— Jednak udało wam się wyrwać z pracy — zauważa bystrze mężczyzna, przyglądając się swoimi krewnym.

— Nie na długo, bo jest naprawdę dużo roboty — odpowiada ojciec, wchodząc do salonu. Na jego czole można dostrzec maleńką strużkę potu, lecz w błyskawicznym tempie ją ściera, pozbywając się jakichkolwiek oznak słonej cieczy na skórze. Bierze głęboki wdech, czując przyjemny chłód wydobywający się z wentylatorów klimatyzacji. — Apetyczne zapachy — komentuje, przyglądając się zastawie na stole. Zajmuje swoje standardowe miejsce i rozsiada się wygodnie na krześle, korzystając z oparcia. Jego żona przysiada się obok swojego partnera i patrzy na niego subtelnie. W jej oczach można dostrzec zauroczenie, miłość, która ogarnia jej umysł oraz każdą cząstkę jej organizmu. Mimo biegu lat uczucie, jakie wytwarza się między nimi, jest nadal prawdziwe i bardzo silne. Sofia uśmiecha się do niego uroczo, dając znać, że jest szczęśliwa u jego boku. Czasami gesty są bardziej autentyczne od jakichkolwiek słów.

— Proszę bardzo — wypowiada słowa z wyraźnym uznaniem Linda, kierując je w stronę swoich rodziców, kiedy podaje potrawę. Nieczęsto mają oni okazję jeść dania przygotowane z rąk swoich dzieci, dlatego sympatyczne uśmiechy goszczą na ich twarzach.

Chwilę później każde z nich zajmuje jedno z miejsc, a przed ich osobami znajdują się talerze ze smakowitymi potrawami.

— Jestem zadowolona, że sami wyszliście z taką inicjatywą. Miło widzieć, że współpracujecie ze sobą — wyznaje z uśmiechem Sofia, spoglądając na swoje dzieci. Cornelia czuje maleńki ból w sercu, kiedy nie zwraca na nią uwagi, jakby w ogóle jej tutaj nie było. Oblizuje swoje napuchnięte wargi i połyka nagromadzoną ślinę. Wbija widelec w potrawkę z mięsa i nabiera na niego odpowiednią ilość dania.

— Jak tam w pracy? — zaczyna rozmowę Xawery, który nie dostrzega obojętności rodziców na obecność jego partnerki. Santiago zajada się smacznym jedzeniem, lecz kiedy jego syn zadaje pytanie, unosi głowę do góry, by na niego spojrzeć.

— Dużo roboty — powtarza swoje wcześniejsze słowa, po czym chrząka znacząco. — Przydałaby się twoja pomoc. — Sofia natychmiastowo uderza swojego męża delikatnie w ramię, dając do zrozumienia, aby jak najszybciej zamknął ten temat.

— Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Nie przyjechałeś tu w sprawach biznesowych — zauważa mile kobieta, spoglądając przelotnie na Cornelię.

— Dla mnie to żaden problem — mówi uniesionym tonem mężczyzna. Prawda jest taka, że nie potrafi on długo wysiedzieć w jednym miejscu – szczególnie bez pracy, która jest dla niego wręcz uzależniająca. — O ile oczywiście ty, Cornelio, nie masz nic przeciwko — zwraca się do osoby, siedzącej tuż obok niego i patrzy w jej jasne oczy. Wyrażają one zakłopotanie, ale niczego związanego z gniewem nie może dostrzec. Matka Xawerego dopiero w tym momencie wspomina sobie o obecności jego towarzyszki. Podobnie dzieje się z Santiago. Nim jednak zdoła się odezwać, Sofia ponownie zabiera głos.

— Ależ to wykluczone, nie ma takiej potrzeby — kategorycznie zabrania pomocy wobec siebie oraz firmy. Innego zdania zaś jest jej małżonek.

— Ostatnio mamy naprawdę dużo zleceń... projekty same się nie zrobią. — Unosi znacząco brew ku górze, spoglądając to na żonę, to na syna.

— Nie ma problemu — powtarza się mężczyzna, co nie podoba się jego matce, która wzdycha ociężale. Jednak nie zamierza więcej sprzeciwiać się decyzji Xawerego. Ponownie chwyta sztućce i zabiera się za kończenie posiłku.

Niedługo później Sofia oraz Santiago powracają do swojego miejsca pracy, wcześniej dziękując za smaczny obiad. Trójka pseudo kucharzy zabiera się za zmywanie oraz ogólnie porządki związane ze sprzątaniem.

— Posprzątane. — Wzdycha dumnie Linda, która z uznaniem wpatruje się w osiągnięcie, nie tylko swoje. — Ja będę uciekać... umówiłam się ze znajomymi — mówi delikatnie skrępowana, po czym wyciera mokre dłonie w ścierkę.

— Jasne, rozumiem — odpowiada wyrozumiale brat, odwracając od niej wzrok. — Nie mam nic przeciwko, przecież każdy ma swoje życie — zapewnia spokojnie męski przedstawiciel Ramirezów.

— W takim razie będę już lecieć... poradzicie sobie? — pyta z nadzieją w głosie, ale widząc pozytywną reakcję towarzystwa, wzdycha z ulgą. Żegna się ze swoim bratek oraz jego partnerką, po czym opuszcza mieszkanie rodziców.

— A my? — pyta zaciekawiony Xawery, zerkając na kobietę. Cornelia stoi oparta o ścianę i patrzy na niego w zastanowieniu. Palce u dłoni są złączone, zaplecione z przodu ciała, przez co wygląda niewinnie, niczym nietykalny posąg. — Co będziemy robić? — Mężczyzna podchodzi bliżej swojej partnerki, aby spojrzeć jej głęboko w oczy.

— Nie wiem... — wyjąkuje zakłopotana jego bliskością, do której nadal się nie przyzwyczaiła. Jej oddech staje się płytki, a serce wali jak oszalałe. Nagle jej wzrok pada na sprzęt, znajdujący się za Xawerym. Przełyka ślinę i rozchyla swoje usta, starając się uciec z obecnej sytuacji. — Możemy coś obejrzeć — proponuje z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.

— Nie ma problemu — zgadza się chętnie, odrywając spojrzenie od spiętej kobiety. Jej ciało zaczyna normalnie funkcjonować, dzięki czemu może odetchnąć z ulgą. Oboje zajmują miejsca na kanapie, a Ramirez włącza film, który zaciekawia ich dwójkę. Podczas seansu głowa Harris powolnie opada na ramię partnera, ale nie przeszkadza to żadnemu z nich. Xawery głaszcze czule jej rozpuszczone włosy, które ma w zasięgu ręki. Gest ten sprawia ogromną przyjemność Szwedce. Uśmiech sam wkrada się na jej usta, a ciało pozwala na pieszczoty ze strony mężczyzny. Jego czułe ruchy, palce zaplecione w jej długich włosach, powodują falę rozkoszy, która rozlewa się w organizmie Cornelii. Jej mięśnie mimowolnie rozluźniają się, oddając w ręce mężczyzny, który stał się jej bliski. Oczy patrzą zamglonym wzorkiem w ekran telewizora, nie do końca wiedząc, co takiego dzieje się w owym filmie. I pomyśleć, że sama wpadła na pomysł wspólnego oglądania. Jej powieki same zaczynają opadać, a ciało odmawia poprawnego odbierania rzeczywistości. Dźwięki stają się mniej wyraźne.

— Nie zasypiaj — poucza ją mężczyzna, który spogląda na nią, przechylając głowę w bok. Jego oczy obserwują jej twarz od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz odzywa się spokojnym tonem. Potrząsa delikatnie ciałem kobiety, aby ją rozbudzić. Jest zdecydowanie za wcześniej na pójście spać, a popołudniowa drzemka nie wchodzi w grę.

— Nie śpię — zapewnia cichutkim głosem, choć można powiedzieć, że brzmi to bardziej jak bełkot. Poprawia się w ramionach Xawerego, aby zapewnić sobie komfort, którego jest jej trzeba. Mruczy zmysłowo, kiedy przyjemność rozlewa jej ciało. Słyszy, w jakim rytmie bije serce jej partnera, co jest idealną kołysanką dla niej.

— Kochanie — sposób, w jakim zwraca się do niej Ramirez, momentalnie wybudza kobietę z płytkiego snu. Otwiera szeroko oczy nie dowierzając. W jej umyśle panuje ogromny bałagan, myśli szaleją w zaskoczeniu. Xawery unosi jedną z brwi ku górze, patrząc na nią podejrzliwie. — Coś złego powiedziałem?

— Nie, nie... — zaprzecza natychmiastowo. Podnosi się, dając mu trochę swobody, której przez długi czas nie odczuwał. Lekko zwiększa dystans między nimi i siada po turecku. — Nigdy tak nie mówiłeś do mnie... nikt do mnie nigdy tak nie mówił — zauważa delikatnie skrępowana jego pośpiechem, zrobieniem przez niego kolejnego kroku.

— Jesteśmy w związku, to normalne. Ludzie, którzy są w związku, tak do siebie mówią — tłumaczy pospiesznie mężczyzna, gdyż i on staje się zakłopotany. Przeczesuje dłonią włosy i zagryza mocno wargę.

— Tak, masz rację — przyznaje cichutko Cornelia, spoglądając na swoje palce u rąk. — Tak powinno być — dodaje nieobecnym głosem. W głowie próbuje poukładać sobie każdy fragment rozmowy, dobrze zakodować jego słowa oraz przywyknąć do takiego określenia na siebie. Jednak to nie będzie proste zadanie.

Oboje wpatrują się we włączony odbiornik, ale żadne z nich głębiej nie skupia się na filmie. Ich wzroku jedynie wodzą za postaciami, lecz nie przykuwają uwagi do tego, co one robią. Nawet nie zapamiętują mijanych scen.

— Naprawdę chcesz cały dzień spędzić na kanapie? — Spogląda na nią zaciekawiony, a na jego twarzy maluje się niedowierzanie. Czoło znacząco się marszczy, a na nosie powstaje maleńka zmarszczka, którą wychwytuje spostrzegawczy wzrok Harris. Uśmiecha się do niego niewinnie.

— Masz lepszy pomysł?

Xawery przenosi swoje spojrzenie na pojedyncze przedmioty w salonie, po czym trafia na zamknięte okno. Pogoda na zewnątrz znacznie się pogorszyła, ale nie zapowiada się na deszcz – a to najważniejsze.

— Chodźmy na spacer — proponuje pobudzony, patrząc nadal na widok, przedstawiający miasto, które pustoszeje. Niedługo nadejdzie całkowity mrok, który pochłonie mieszkańców, oplatając ich błogim snem.

Kobieta wzdycha ociężale, gdyż dostaje dreszczy na samą myśl o opuszczeniu ciepłego mieszkania Ramirezów. Koniec końców zgadza się na krótki spacer, rozprostowanie nóg dobrze jej zrobi po całodniowym leżeniu na ramieniu mężczyzny. Pospiesznie ubiera się w cieplejszy strój i gotowa staje przed drzwiami, gdzie czeka na nią partner. Zamykają mieszkanie rodziców mężczyzny, po czym wchodzą do windy, która wiezie ich na parter budynku.

Będąc na zewnątrz, oplata ich zimno, jakie niesie ze sobą dzisiejszy wieczór. Cornelia wypuszcza powietrze ze świstem, który jest słyszalny dla uszu jej towarzysza.

— Nie przesadzaj — dogryza jej Xawery, uśmiechając się chłopięco. — W Szwecji tak jest codziennie — dodaje trafnie.

— Chyba już przywykłam do tych upałów tutaj — odpowiada wychłodzona, oblizując swoje usta. W reakcji mężczyzna śmieje się uroczo. Chwyta swoją wybrankę za dłoń, splatając ich palce ze sobą, co tworzy jedność. W ten sposób dodaje jej otuchy oraz zapewnia bezpieczeństwo, przynajmniej mentalne. W ostatnim czasie bardzo się do siebie zbliżyli. Zniszczyli mur, który dzielił ich od poznania własnych celi życiowych, poglądów oraz aspektów. Teraz sami tworzą barykadę, ale nie przed sobą – przed światem, który chciałby ich rozdzielić. Szczęściu nie należy przeszkadzać.

Xawery prowadzi swoją partnerkę nad rzekę, Wisłę, która ciągnie się przez całą Warszawę. Spacerują wzdłuż wody, obserwując jej nurt. Co jakiś czas przystają, aby dokładniej przyjrzeć się lustrze cieczy.

— Takie miejsca mają urok — komentuje zadowolona kobieta.

— Są zwyczajne, a tego brakuje w moim życiu — zauważa, odrywając wzrok od wody, a przenosząc go na Cornelię. — Wcześniej moje życie toczyło się według ustalonego planu, którego nie mogłem przegapić. Musiało być wszystko idealnie odegrane — tłumaczy, wspominając czasy, w których nie znał jeszcze obecnej z nim kobiety. Harris wsłuchuje się w jego wypowiedź, uważnie zwracając uwagę na każdy jej detal. Ramirez macha ręką w powietrzu, jakby odganiał muchę, jednak żadna go nie maltretuje swoją irytującą obecnością. Nagle jego oczy rozszerzają się, a wyraz jego twarzy zwiastuje podekscytowanie. — Zróbmy coś szalonego — proponuje znikąd, zerkając na swoją partnerkę, która nie ma pojęcia, o czym mówi mężczyzna. Patrzy na niego z wymalowanym zaskoczeniem, nie ruszając się ze swojego miejsca.

— Nie wiem co masz na myśli — mówi niepewnie, ale jej usta wykrzywiają się w grymas rozbawienia. Takie niespodziewane zmiany nastroju Xawerego oraz jego spontaniczność, której dopiero się uczy, sprawiają, że Cornelia ma chęci do życia. Rozwesela ją jak mało kto.

Ramirez rozgląda się pospiesznie w poszukiwaniu sklepu, który byłby jeszcze otwarty o tej porze. Kiedy jego oczy dostrzegają odpowiedni szyld, buzia sama się raduje.

— Wypijmy piwo w centrum miasta — wyznaje swoją propozycję, na której słuch kobieta wpada w ogromny śmiech. Nie dowierza, jak bardzo mogła mylić się względem Xawerego twierdząc, że jest on sztywny i zwyczajnie nudny.

Mężczyzna ponownie chwyta dłoń swojej partnerki i ciągnie ją w stronę otwartego sklepu. Do środka jednak wchodzi sam. Zakupuje potrzebny towar, po czym wraca do Cornelii, która stoi na zewnątrz, obserwując jego poczynania przez szybę. Ramirez podchodzi z uśmiechem na twarzy do kobiety i unosi do góry szklane butelki, które trzyma w swoich dłoniach. Znacząco uderza ich szyjkami o siebie, wydając charakterystyczny dźwięk. Harris odwzajemnia rozbawiony grymas, który szybko przemienia się w cichy śmiech.

— Brawo, mój bohaterze — śmieje się Cornelia, wskazując na przedmioty. — Udało ci się wykonać zadanie — dodaje triumfalnym głosem, zmieniając minę na poważną – a przynajmniej stara się udawać majestatyczną.

— Jaka czeka mnie nagroda, moja pani? — zwraca się do niej z widoczną dumą oraz zachwytem kobietą. Patrzy na nią swoimi ciemnymi oczyma, które wyrażają nadzieję. Idealnie potrafi chować emocje, nie ukazując ani krzty rozbawienia.

— Wypicie tego oto alkoholu. — Wskazuje na jego zdobycz, przerywając na moment wypowiedź. — W moim wspaniałym towarzystwie — kończy zdanie, śmiejąc się zabawnie. Ona widocznie nie jest tak świetną aktorką. Mężczyzna wygląda na zamyślonego. Wpatruje się w nią podejrzliwie, mrużąc oczy.

— Brzmi rewelacyjnie — mamrocze zadowolony, a na jego ustach wreszcie pojawia się uśmiech w dodatku chłopięcy, bardzo niewinny.

Odchodzą kawałek, bliżej rzeki, gdzie przystają, patrząc na jej nurt. Woda zaczyna być wzburzona, niespokojnie uderza o ściany koryta. Ich ciała owiewa chłodny, nocny wiatr. Cornelia delikatnie drży, ale myśl o dawce procentów, która już za moment zostanie podana do jej krwiobiegu sprawia, że kobieta czuje się znacznie cieplej. Xawery otwiera butelki, po czym jedną z nich podaje swojej partnerce. Ta jednak najpierw uważnie przygląda się etykietce, w ogóle jej nie rozpoznając.

— W Szwecji takich nie ma — zauważa spostrzegawczo i również zerka na nazwę towaru. — A szkoda, dobre są. — Upija łyk, delektując się rzadkim smakiem piwa. Harris powiela jego gest, oblizując przy tym uroczo usta.

— Faktycznie dobre — stwierdza szczerze i ponownie zbliża butelkę do rozchylonych warg. Jej spojrzenie powraca do rwącej rzeki, która z minuty na minutę wydaje się coraz bardziej porywista. Wiatr nabiera tempa, przez co gęsia skórka pojawia się na ciele kobiety.

Oboje stoją na niewielkim wzgórzu, wpatrując się w dół, gdzie płynie niebezpieczna rzeka. Porwała już ona wiele ludzkich ciał, pozbawiając ich ducha. Woda chlapie na wszystkie strony i gdyby stali o kilka kroków bliżej z pewnością zostaliby zmoczeni. Harris przełyka ślinę, odwracając wzrok na nieco dalsze rejony Wisły.

— Będziemy tak stać? — dopytuje zainteresowany mężczyzna. — Nie, żeby miało mi to przeszkadzać, ale w okolicy jest fajna ścieżka spacerowa... — dodaje zachęcająco. Kobieta w geście odpowiedzi rusza się z miejsca, czekając na prowadzenie przez swojego towarzysza. Sama także nie ma ochoty wpatrywać się dłużej w porywistą rzekę. Napaja ją to wieloma wspomnieniami, które nie zawsze są wesołe. Nie chce psuć sobie dobrego nastroju, który wywołuje u niej Xawery.

Spacerując miejską ścieżką wzdłuż Wisły, czują się co najmniej dziwnie. Może gdyby nie fakt, że zbliża się noc, a ich dłonie są mocno zaciśnięte na szklanych butelkach z alkoholem, nie towarzyszyłbym im cień nierozwagi oraz czystej głupoty. Poczucie, że robią coś zakazanego; coś, co właściwie nie powinno się wydarzyć; jest silne.

— Czuję się jak menel — wyznaje niezadowolony mężczyzna, ale jego głos jest w połowie poważny. Na twarzy pojawia się grymas, a czoło ukazuje specyficzną zmarszczkę.

— To może w ogóle pójdźmy do klubu... — proponuje Cornelia z ogromnym rozbawieniem. Spogląda na swojego partnera, szukając w jego oczach odmowy. Ma ochotę się wyszaleć, dać ponieść się chwili.

— Nie, na to nie jestem jeszcze gotowy — śmieje się Xawery, upijając łyk ze swojej butelki. Następnie patrzy na nią z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy. Została połowa.

— Czemu? Przecież chodzisz do klubów.

— Nie w Polsce. — Płucze buzię procentową cieczą, po czym ją połyka. — W Szwecji nie kupilibyśmy już nawet alkoholu o tej porze w sobotę — zauważa bystrze, zerkając na butelkę, której zwartość kończy się w zaskakująco szybkim tempie.

— Ten kraj dopiero ożywa nocą — stwierdza Cornelia, nawiązując do swoich własnych spostrzeżeń. Przechyla szkło i zeruje jego zawartość. Mężczyzna nie chce czuć się gorszy, dlatego obdarowuje partnerkę spojrzeniem pełnym podziwu i sam powiela jej czyn. Śmieją się głośno z tego, co właściwie wyczyniają. Picie w środku miasta? W dodatku prawni, który pije w środku miasta? Oj, naprawdę nieładnie.

Ramirez prowadzi swoją towarzyszkę skrótem, który jest znacznym zwężeniem od głównej ścieżki. Pełno tu gałęzi, które liście przysłaniają oraz wystających korzeni. O jeden z nich potyka się Cornelia, wydając z siebie donośny pisk zaskoczenia. Kładzie rękę na plecach mężczyzny, który zaciekawiony odwraca się w jej stronę. To wytrąca go z równowagi i oboje lądują na brudnej i zdecydowanie zimnej ziemi. Wszystko dzieje się w ułamku sekundy, ale wzrok kobiety rejestruje zdarzenie w spowolnionym tempie – a przynajmniej takie ma wrażenie.

— Już jesteś pijana? — Patrzy na nią przeszywającym wzorkiem. Na jego ustach widnieje cwaniacki uśmiech. Zaczyna lubić ją denerwować, a fakt, że jest rozdrażniona sprawia, że ogarnia go rozbawienie. Wygląda naprawdę uroczo, kiedy jest poirytowana. Kobieta marszczy brwi zaskoczona jego głupim pytaniem, które nie wydaje jej się autentyczne.

— Po jednym piwie? Oszalałeś! — śmieje się głośno, dając do zrozumienia, że taka ilość alkoholu nie wystarczy, żeby zwalić ją z nóg.

— Może i oszalałem... — mówi spokojnym tonem, lecz jego oczy błyszczą rozbawieniem. — Ale to ty na mnie wpadłaś. — Cornelia nie odpowiada na jego zaczepki, które mają w sobie tak wiele podtekstu. Nawet ona to dostrzega, a nie jest dobra w te gierki.

Nadal leżą na ziemi, która nie jest wygodna. Wystające korzenie oraz inne kujące odłamki natury wbijają się w plecy mężczyzny. Mimo wszystko nie wydaje on z siebie żadnych dźwięków. W milczeniu patrzą na siebie jak zahipnotyzowani. Ich spojrzenia są złączone. Oddechy mocno przyspieszone. A umysły toczą własną walką, w której nie ma zwycięzcy.

W pewnym momencie kobieta chce wstać z jego poranionego ciała, lecz napotyka komplikacje. Xawery chwyta ją umiejętnie, zamykając w ciasnym uścisku.

— Nie wygłupiaj się — gani go zdyszana Harris. Ukrywa fakt, że podoba jej się ta pozycja.

— Puszczę cię — zaczyna pewny siebie, nie odrywając wzorku od jej twarzy, na którą ma dobry widok. Spostrzega jej zakłopotanie. Jest mocno speszona, ale stara się tego nie pokazywać. — Ale najpierw dasz mi ładnego buziaka — dokańcza swoją wypowiedź, po czym wskazuje na usta. Kobieta czuje się niewygodnie w obecnej pozycji, ale również sytuacji. Nigdy nie należała do osób pewnych siebie. Przełyka nerwowo ślinę i patrzy na niego zamyślona. Nie ma jednak wyboru. Spogląda w jego spokojne oczy, które wyrażają troskę. Nie jest zawstydzony, czuje się naprawdę dobrze, stawiając jej warunki.

Cornelia oblizuje wargi – i te górne, i te dolne – po czym zbliża się do niego powolnym ruchem. Nachyla się nad jego twarzą, odnajdując usta i łączy je ze swoimi. Miała na myśli zwykłego całusa, jednak on ma całkiem inne rozumowanie. Umiejętnie rozpoznaje wejście do wnętrza jej buzi, a ich języki szybko odnajdują wspólny rytm. Jego ręce błądzą po jej ciele, domagając się większego zbliżenia. Ona zaś nie wykazuje żadnych dogłębniejszych emocji, chociaż w jej umyśle trwa konkretna wojna, nawet walką nie można już tego nazwać.

W końcu odrywają się od siebie z głośnym sapaniem. Oboje są zdyszani i z trudem łapią oddechy. Ich spojrzenia ponownie się krzyżują, co wywołuje kolejną falę emocji.

— Rzeczywiście ładny buziak — zauważa zabawnie Xawery, a na jego usta wkrada się chytry uśmiech. Puszcza kobietę, aby mogła swobodnie wstać, po czym sam również podnosi się z ziemi. Cornelia nie komentuje jego zachowania, chociaż w głowie ma naprawdę wiele scenariuszy rozmowy. Nie chce niepotrzebnych nieporozumień... przecież nic wielkiego się nie stało.

Harris oplata się rękoma, próbując zaspokoić swoje zapotrzebowanie na ciepło. Nie ma co ukrywać, że na zewnątrz zrobiło się naprawdę zimno. Zgrzyta zębami, ale szybko opanowuje się. Wzdycha przeciągle, lecz i to sprawia jej trudność.

— Wracajmy. Robi się zimno — zauważa kobieta, delikatnie bagatelizując jej odczucie temperatury. Nie lubi zwracać na siebie niepotrzebną uwagę. Ramirez przytakuje ochoczo, jakby powiedziała coś nadzwyczaj interesującego. Łączy ich dłonie, zbliżając się do niej maksymalnie blisko. Podążają do mieszkania szybszym krokiem, nie pozwalając, aby zimno doszczętnie zawładnęło ich ciałami, umysłami oraz wszystkim, czym tylko jest w stanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top