Rozdział 46
Rinkeby, Szwecja
13 lipca 2011r., godz. 21:15
Po skończonej zmianie każda z kobiet przebiera się na zapleczu. Cornelia jednak robi to wyjątkowo mozolnie, nie spiesząc się w żadnym wypadku. Blond koleżanka od jakiegoś czasu przygląda się dyskretnie jej poczynaniom, jednak nie odzywa się ani słowem. Martwi się o nią, gdyż z dnia na dzień wygląda coraz gorzej. Sińce pod oczami sugerując, że dawno porządnie się nie wyspała. I na pewno nie jest to wina materaca, ponieważ sama doskonale pamięta jak go taszczyła do mieszkania.
Ciemnowłosa unosi głowę do góry i dostrzega przeszywające spojrzenie Alvy. Marszczy brwi nie rozumiejąc, ale żadna z nich nie wypowiada ani słowa. Milczenie jest darem, ale również katorgą dla zdezorientowanego umysłu.
Kobieta nie zamierza pytać. Podnosi się z ławki, zbiera swoje rzeczy, po czym opuszcza pomieszczenie. W tym nagłym pośpiechu zapomina nawet pożegnać się ze znajomymi. Przypomina sobie o tym, dopiero kiedy przechodzi przez szklane drzwi. Momentalnie orzeźwiające powietrze uderza w jej rozgrzane ciało. W lokalu nie ma klimatyzacji i zapewne długo jej jeszcze nie będzie. Przełyka ślinę i przystaje z nogi na nogę, gdyż robi jej się coraz chłodniej. Ubrana jest w strój typowy dla upałów, a tymczasem ogarnia ją oziębły podmuch nocnego wiatru.
Pociera swoje zimne ramiona, rozglądając się uważnie za samochodem Xawerego. Przebywanie po zmroku nie jest dla niej przyjemne. Wolałaby jednak unikać takich sytuacji. W jej głowie pojawia się tekstu listu z wyraźną groźbą, dlatego patrzy gorączkowo na wszystkie strony. Obawia się. Jest wręcz przerażona faktem, że przebywa sama w ciemnym i opustoszałym mieście. Przełyka nerwowo ślinę i potrząsa energicznie głową, aby odgonić od siebie dręczące myśli.
W jednym momencie jej serce przeżywa chwilowy zawał, a ciało stawia opór podczas funkcjonowania. Gwałtownie wciąga powietrze do płuc, aby dotlenić umysł. Przez ostatnią minutę nie było to możliwe.
— Przestraszyłem cię? — Xawery wysiada ze swojego samochodu, który chwilę wcześniej wydawał głośny dźwięk klaksonu. Takie akcje nie są już na nerwy kobiety. Głośne westchnięcie wydostaje się z ust Cornelii, a ulga jest słyszalna bardzo wyraźnie.
— Troszeczkę — przyznaje, uśmiechając się słabo. Robi kilka kroków, by stanąć bliżej pojazdu. Ramirez w tym czasie otwiera przed nią drzwi pasażera i zachęca do wejścia do środka. Harris wykonuje jego polecenie niemalże od razu. Nie ma zamiaru dłużej przebywać w ciemnych alejkach Sztokholmu. Ma dość wrażeń na najbliższe... resztę życia.
Poprawia się wygodnie na swoim miejscu, a głowę opiera o zagłówek fotela. Na moment przymyka ociężałe powieki, dając im chwilowe ukojenie. Wsłuchuje się w ciche melodie znanych utworów. Jeden z nich doskonale zna, ale nie ma ochoty śpiewać.
— Nie zasypiaj. Zaraz będziemy — poleca mężczyzna, kiedy dojeżdżają do odpowiedniej kamienicy. Jego głos skutecznie rozbudza kobietę, gdyż jest na skraju świadomości. Sen przychodzi tak łagodnie, śmiało porywając Cornelię w swoje sidła. Odrywa głowę od zagłówka, aby nie dać się zaciągnąć do otchłani przyjemności. Przeciera zaspane oczy i mruga kilkukrotnie. Odwraca wzrok na swoją prawą stronę i orientuje się, że faktycznie rozpoznaje budynek. Poprawia się znacząco na swoim miejscu.
Xawery parkuje samochód nieopodal klatki, w której znajduje się mieszkanie Lidii. Razem wychodzą z pojazdu, a mężczyzna używa pilota, aby go zamknąć.
— Idziesz ze mną? — pyta zaskoczona kobieta, kiedy dostrzega, że Ramirez nie zamierza wrócić do auta.
— Jakiś problem? — Patrzy na nią spokojnym wzrokiem, który nie sugeruje nic nadzwyczajnego.
— Nie — odpiera zastanawiająco, kręcąc przy tym pewnie głową. Lidia jeszcze nigdy nie miała okazji poznać faceta, z którym spotyka się Cornelia, dlatego będą to dla niej z pewnością miłe odwiedziny.
Harris prowadzi swojego towarzysza chodnikiem wzdłuż kamienicy, aby chwilę później wejść do jednej z klatek. Mężczyzna obserwuje miejsce, w którym się znajduje, ale nie jest wywyższające spojrzenie. Doskonale rozumie sytuację, z którą do czynienia jego znajoma, dziewczyna, partnerka.
Czy w tak dojrzałym wieku mogę używać jeszcze słowa „dziewczyna"? — zastanawia się w głębi duszy mężczyzna. Ukradkiem spogląda na kobietę, idącą kilka korków przed nim.
— To tutaj — informuje cichym głosem Cornelia, a następnie wsadza klucz w zamek. Xawery jedynie przytakuje niemalże nie zauważalnie. Drzwi zostają otwarte, a prawnik zaproszony do środka gestem ręki. — Nie mam luksusów — zaznacza zaalarmowana, kiedy dostrzega ciekawski wzrok mężczyzny. Harris wstydzi się tego, jak mieszka, ale przecież nie każe mu czekać na zewnątrz – byłoby to zdecydowanie niestosowne, a przynajmniej ona ma takie wrażenie. Kultura Szwedów nie przewiduje odwiedzin gości bez wcześniejszej zapowiedzi.
— Spokojnie — odpiera niewzruszony. — Nie liczyłem na to — dodaje, chcąc rozchmurzyć skrępowaną znajomą.
— Cornelio, już jesteś? — Z pokoju dobiega głos staruszki, który jest lekko zdziwiony. — Bardzo szybko — komentuje, nie wychodząc ze swojego wygodnego fotela. Kobieta prowadzi swojego gościa do wnętrza mieszkania. Lidia, widząc niezapowiedzianego przybysza, wstaje pospiesznie ze swojego miejsca i zamyka książkę, którą czytała. — Nie jesteś sama — zauważa grzecznie staruszka, chwytając okulary, leżące na regale.
— Bardzo mi miło mi poznać. Jestem Xawery Ramirez. — Mężczyzna podaje rękę właścicielce mieszkania, a ta odwzajemnia uścisk.
— Lidia Gonzales — odpiera mało sympatycznym głosem. Kobieta nie przywykła do witania się z innymi, dlatego czyn ten jest dla niej zwyczajnie niewygodny. Nie lubi też mówić o sobie. — Usiądź, proszę. Zaparzę herbatę — poleca weselej, wskazując ręką na stół w swoim pokoju. Para słucha namowy Lidii i oboje zajmują miejsca przy drewnie.
— Dziękuję. — Xawery przejmuje gorący kubek, z którego unosi się aromatyczna para. Zanurza swoje usta w cieczy i rozkoszuje się pysznym smakiem. — Wspaniała — komentuje szczerze, a na jego twarzy pojawia się mały uśmiech.
— To ulubiona herbata Cornelii — wyznaje przyjaźnie właścicielka mieszkania, zerkając ukradkiem na swoją współlokatorkę. Ramirez dostrzega relację, jaka łączy te dwie kobiety. Jest ona bardzo silna i trwała.
— Bez obaw. Zaopiekuję się Cornelią przez te kilka dni — zapewnia mężczyzna, co wprawia staruszkę w zszokowanie. Odsuwa ona kubek od warg i stawia go na stole. Obserwuje mimikę gościa, ale żadne słowo więcej nie wychodzi z jego ust. Lidia marszczy znacząco brwi, nie rozumiejąc sensu jego wypowiedzi. Szuka odpowiedzi w spojrzeniu Harris, ale i ona milczy jak grób. Głowę ma spuszczoną do dołu, ale mimo to, można dostrzec jej zestresowane rysy twarzy. Przez ostatnie wydarzenia nie miała nawet czasu ani nerwów, aby wyjawić staruszce nowinę o wyjeździe. Jest jej bardzo wstyd za swoje zachowanie, dlatego woli zastanowić się nad słowami, które zaraz będzie zmuszona wypowiedzieć. Xawery w tym czasie patrzy pytającym wzrokiem to na Cornelię, to na jej o wiele starszą współlokatorkę. Sam jest zdezorientowany. Nie ma pojęcia, że jego znajoma nie powiedziała jeszcze Lidii o swoich planach.
— Kilka dni? — dopytuje w końcu Lidia, nie mogąc znieść tego wstrętnego milczenia. Pokusa ciekawości jest zbyt silna, aby pozwolić sobie na niewiedzę.
Cornelia zaś wzdycha ociężale, kiedy dociera do niej fakt, że musi wyjaśnić staruszce prawdę. Bierze głęboki wdech, po czym wypuszcza całe powietrze.
— Jadę z Xawerym do Polski, do jego rodziny — wyjawia na jednym tchu, nie chcąc dłużej przeciągać. Doskonale zdaje sobie sprawę z pogorszenia zdrowia Lidii, dlatego nie naraża jej na zbędny stres. Staruszka patrzy na nią wielkimi oczyma. Wydaje jej się to całkowicie absurdalne i takie... nierealne. — Wiem, Lidiu. Powinnam ci powiedzieć o wiele wcześniej, ale ostatnio tak dużo się dzieje... — tłumaczy się żałośnie ciemnowłosa, czując skruchę.
— Rozumiem. — Kobieta prostuje plecy i zabiera ponownie gorący kubek z herbatą. Upija z niego niewielki łyk, po czym trzyma go w swoich zmarszczonych dłoniach. Nie dotyka ucha naczynia, a jedynie całymi palcami obejmuje tak, aby odczuć wydobywające się ciepło. Wieczory bywają chłodne. — Ale jednak wolałabym wcześniej wiedzieć takie rzeczy — zaznacza oskarżycielskim tonem. Nie jest jednak zła, nie chowa także urazy.
— To była szybka decyzja... bardzo spontaniczna — broni jej Xawery, który podłapuje fragment rozmowy. Nie ma w zwyczaju podsłuchiwać, ale ciężko nie słyszeć, kiedy siedzi się naprzeciwko. Spotyka się z zastanawiającym spojrzeniem staruszki, które odwzajemnia uśmiechem. Pokazuje dwa rządki wybielonych zębów, które wyglądają bosko w połączeniu z jego ciemną karnacją oraz dodatkową opalenizną. Sposób, w jaki patrzy na Lidię sprawia, że nie jest w stanie się ona gniewać. Mężczyzna ma w sobie coś czarującego, co odgania wszelkie złości. — Właściwie to musimy niedługo ruszać... — zaczyna niepewnie Xawery, nie przestając łączyć ich wzroków. Z perspektywy nieznajomego mogłoby to wyglądać nieco przerażająco.
— Nie mam nic przeciwko — wyznaje Lidia, a na jej twarzy widnieje słaby grymas. — Tylko uważaj na siebie, dziecko — zwraca się do Harris, która milczy, dając popis swojemu znajomemu, który niedawno awansował na stanowisko chłopaka. — Jesteś spakowana?
— Nie. Już to robię — zapewnia niedbale i wstaje ze swojego miejsca. Łapie jednak kubek z herbatą i wypija jego zawartość duszkiem. Oblizuje mokre usta i odkłada z powrotem naczynie na stół. Przez ułamek sekundy jej wzrok napotyka spojrzenie mężczyzny, który bacznie obserwuje jej ruchy.
Cornelia wynajduje starą, zakurzoną walizkę, należącą do właścicielki mieszkania i udaje się z nią do niewielkiej szafki obok materaca. Otwiera ją szybkim ruchem i skanuje zawartość. W jej ręce wpada kilka podkoszulków oraz tyle samo par krótkich spodenek. Na wszelki wypadek bierze także jedne z długimi nogawkami. Ciepłego swetra również nie może zabraknąć – w końcu nie może mieć pewności, że każdego dnia będzie tam ciepło i przyjemnie. Pakuje też kilka najpotrzebniejszych rzeczy i z dumą zasuwa pełną walizkę. To jej pierwsza wyprawa w życiu, dlatego jest mocno podekscytowana.
Wchodzi z powrotem do pokoju, oznajmiając postęp swoich działań. Mężczyzna ponownie patrzy na jej ciało oraz twarz, a na ustach pojawia się przyjazny uśmiech. Spojrzenie Lidii jest jednak smutne, przepełnione żalem. Ciemnowłosa marszczy brwi w zastanowieniu.
— Napiszę ci mój numer telefonu — mówi nagle Cornelia, zabierając z regału czystą kartkę oraz długopis. Sprawdza, czy piszę, po czym zapisuje kolejno liczby. — Będę do ciebie dzwonić, ale gdyby się coś działo, to też dzwoń — prosi staruszkę, która wsłuchuje się uważnie w jej słowa.
— Ach, te telefony w dzisiejszych czasach... — mamrocze pod nosem Lidia. Poczuwa się jak dziecko, a to przecież ona jest tu najstarsza. — Dobrze. Gdyby się coś działo, a na pewno nie będzie takiej potrzeby, to zdzwonię do ciebie. Bez obaw — zgadza się kobieta. Zdanie wtrącone wypowiada cichszym głosem, używając do tego krzty ironii. Mruga do niej jednym okiem i uśmiecha się wesoło. Nie chce pokazywać smutku, który czuje na wieść, że nie będzie jej przez kilka dni w mieszkaniu. Bez niej jest pusto i samotnie. W dużej mierze jest to również kwestia przyzwyczajenia, ale ich relacja także jest mocno wyczuwalna.
Kiedy Harris znika za drzwiami łazienkowymi, staruszka zbliża się do Xawerego. Obserwuje przez moment jego twarz oraz sam ubiór. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest na tym samym poziomie społecznym co kobieta. Wiele ich różni. Mężczyzna wykazuje spokój. Jego mimika jest poważna, nieokazująca żadnych większych emocji. Mięśnie twarzy idealnie napięte, podobnie jak reszta ciała. Jego skóra jest jędrna, charakterystycznie umięśniona. Częste treningi jednak coś skutkują. Kiedy mężczyzna dostrzega przeszywający wzrok Lidii – a przynajmniej, kiedy daje jej to do zrozumienia – uśmiecha się sympatycznie w jej stronę, dodając potrzebnej otuchy.
W pewnym momencie jej twarz odnosi drastyczną zmianę. Wskazuje złowrogo palcem na postać gościa, a usta wykrzywia w grymasie, jakby chciała coś powiedzieć.
— Nie musisz jej tak rozpieszczać. Całe życie dawała sobie radę w biedzie, więc i teraz jej to zbędne — zarzuca stanowczym tonem. Nie podoba jej się to, jak ją traktuje – czasami niczym rozpieszczone dziecko. Lidia uważa, że takie luksusy nie są jej potrzebne. Boi się o jej zachowanie, aby nie zamieniło się w negatywne względem innych.
— Daję jej to, na co zasługuje — odpiera spokojnie mężczyzna, nie zmieniając swojej mimiki. Nadal jest ona poważna, ale stoicko spokojna. Nie tak łatwo jest wyprowadzić go z równowagi, co jest jego ogromnym autem.
W tym momencie wychodzi gotowa Harris zza progu łazienki i patrzy na nich zaciekawiona. Szybko jednak spuszcza z nich spojrzenie. Do walizki dopakowuje jeszcze szczotkę do włosów oraz dwie frotki.
— Jestem gotowa — szepcze w stronę mężczyzny, aby dać mu znać, że pora ruszać. Ten jednak nie robi ani kroku, czeka aż kobiety pożegnają się tak, jak należy. Bez zbędnego pośpiechu.
— Tylko proszę, uważaj na siebie — zwraca się do niej staruszka i zamyka w ciasnym uścisku. Pożegnania nigdy nie są przyjemne, nawet jeśli rozłąka nie trwa długo. — Wróć cała i zdrowa.
— Wrócę — zapewnia Cornelia pewna swoich słów. Nie obawia się przebywania u boku Xawerego. Uważa go za człowieka odpowiedzialnego o dobrym sercu.
Odklejają się od siebie, wymieniając jeszcze krótkie zdania, po czym Lidia zostaje sama w niewielkim mieszkaniu. Zaparza sobie kolejną herbatę i zerka zaciekawiona przez okno. Na parkingu przed kamienicą dostrzega parę, która pakuje walizkę do bagażnika samochodu. Mimowolnie uśmiecha się na ich widok.
— Możemy ruszać — stwierdza zadowolony mężczyzna, kiedy oboje zdążyli wsiąść do pojazdu. Wkładając kluczyk w stacyjkę, automatycznie uruchamia się radio, z którego zaczynają rozbrzmiewać znajome melodie. Kobieta samoistnie spogląda na okno, należące do mieszkania Lidii. Wypatruje jej z nadzieją, że jednak obserwuje ich dwójkę. Nie myli się. Grymas szczęścia sam wkrada się na jej usta, ale równocześnie jest jej przykro, że musi zostawiać samą staruszkę.
Cornelia delikatnie dygocze jednorazowo, gdyż w samochodzie nie ma wysokiej temperatury, a noc należy do tych chłodniejszych. Opiera się, pozwalając na opadniecie głowy na dostosowany zagłówek. Łokieć kładzie na drzwiach, dotykając zimnej szyby. Xawery spogląda w jej kierunku z oczami wypełnionymi troską. Klika coś na panelu, po czym w aucie robi się o wiele cieplej. Następnie robi grymas na twarzy i ponownie szpera w dotykowym ekranie. Wygasza światło, które bije od radia. Cornelia jednak zdołała jeszcze przed tym dostrzec godzinę – dwudziesta trzecia, równa. Przymyka zmęczone oczy, gdyż robi się coraz bardziej senna. Pracowity dzień w pracy, a później jeszcze długa podróż... to zdecydowanie zły pomysł. Mimo wszystko stara się utrzymać powieki otwarte.
— Jak chcesz, to możesz się przespać — proponuje spokojnym tonem Xawery. Kątem oka obserwuje swoją pasażerkę, stąd wie, że jest zmęczona. — Do Warszawy jeszcze długa droga — dodaje z uśmiechem na twarzy.
— Dam... radę — mamrocze pod nosem kobieta w pół przytomnym głosem. Głowa sama opada jej na jeden z boków, a ręce bezwładnie lądują na odkrytych udach.
Mężczyzna uśmiecha się na widok pasażerki, która bezskutecznie zmaga się z nadchodzącym snem. Manewruje rękoma przy skręcie, uważnie obserwując całe skrzyżowanie. Do jego uszu dociera stłumiony dźwięk burczenia w brzuchu. Ponownie zerka na Cornrlię, która mimowolnie mlaszcze nieatrakcyjnie.
— Jesteś głodna — zauważa poważnie Ramirez, a jego rysy twarzy stają się wyraźniejsze. — Co dzisiaj jadłaś? — zwraca się do kobiety, która natychmiastowo zostaje pobudzona jego nagłym podwyższeniem tonu. Otwiera szeroko oczy i patrzy na niego zastanawiająco. Doskonale słyszała jego pytanie, ale potrzebuje chwili, aby przypomnieć sobie przebieg minionego dnia.
— Nic — wyjawia cicho, gdyż sama jest zaskoczona swoim poczynaniem. Ostatnim czasem nie ma głowy do niczego, a już szczególnie do dbania o siebie. — Wyszło mi z głowy — tłumaczy się żałośnie, a mężczyzna jedynie wzdycha ociężale.
— Oczywiście — mruczy niezadowolony i rozgląda się energicznie na wszystkie strony. Kobieta w tym czasie obserwuje mijany krajobraz, który i tak pochłania ogromna ciemność. Nie jest już na tyle zmęczona. Surowy głos Xawerego skutecznie ją ożywił.
Ramirez dostrzega stację paliw i zjeżdża na nią delikatnie zdegustowany, kiedy widzi reklamę tanich hot dogów. Nie zwykł jadać takie rzeczy, dlatego jego żołądek może nie przyjąć dobrze niezdrowego jedzenia. Przełyka ślinę i wychodzi z samochodu, zostawiając kobietę samą. Cornelia przegryza nerwowo wargę, przypominając sobie reakcję mężczyzny na jej brak posiłku. W brzuchu kobiety budzą się do życia motyle, które fruwają energicznie. Na sercu zaś robi się ciepło.
Nim się ogląda, do wnętrza auta powraca Ramirez, a w jego dłoniach spoczywają dwa, duże hot dogi. Jednego z nich podaje głodnej pasażerce, a drugiego zostawia dla siebie.
— O tej godzinie nie mogę ci nic innego zaoferować — tłumaczy zmieszany Xawery, który nie czuje się najlepiej z faktem, że zmuszony jest spożywać takie jedzenie.
— Nie szkodzi — odpiera krótko Cornelia i gryzie parówkę, pozbawiając ją czubka. Jej kubki smakowe nie protestują, a wręcz przeciwnie. — O której mamy prom? — zagaduje Harris, kiedy dostrzega, że mężczyzna grzebie coś w telefonie przy mapie.
— Odpływa o trzeciej — odpiera zamyślony i nadal jeździ palcem po ekranie komórki. Przybliża na dane fragmenty trasy, aby później z powrotem oddalić. — Jeszcze półtorej godziny jazdy — dodaje, lecz sam nie jest zbyt szczęśliwy z tego powodu. Spożywa swoją porcję w zaskakująco szybkim tempie. — Nie najgorszy — komentuje zaskoczony, że coś tak taniego i w dodatku kupionego na stacji paliw, może smakować dobrze. — Smakuje ci? — Spogląda na kobietę, która zjadła prawie całego hot doga.
— Lubię hot dogi — wyznaje delikatnie speszona.
— To dobrze — odpiera krótko mężczyzna, po czym zgniata w dłoni papierek po jedzeniu oraz zużytą serwetkę, którą wytarł sobie usta. Ponownie zerka na pasażerkę, a kiedy u niej także nie dostrzega jedzenia, wystawia rękę, aby przejąć opakowanie. Wyrzuca śmieci do kosza, po czym wraca do ciepłego pojazdu i rozsiada się na miejscu kierowcy.
— Pora jechać dalej — mamrocze sam do siebie, po czym usadawia się wygodnie na fotelu. Kobieta wzdycha przeciągle, wiedząc, ile jeszcze drogi ich czeka. Opiera głowę o szybę i wpatruje się we własne odbicie pogrążone w ciemnościach nocy.
Około godziny drugiej mogą podziwiać Morze Bałtyckie, a przynajmniej jego ciemne zarysy. Przed nimi zostaje podstawiony spory prom, do którego właśnie wprowadzane są pojazdy. Cornelii udało się nie zasnąć, co jest dla niej ogromnym wyczynem. Dumna poprawia się na swoim miejscu, aby móc dokładniej przyjrzeć się statkowi. Z pewnością nie można powiedzieć, że jest on mały – jego rozmiar jest imponujący. Na przedzie znajduje się charakterystycznie wymodelowany dziób promu, a od boku można dostrzec kilka okien w jednym rzędzie.
Ustawiają się do sporej kolejki samochodowej, gdyż każdy chce wjechać swoim pojazdem do wnętrza statku.
— Gdybyśmy przyjechali o normalnej porze, kolejka byłaby o wiele dłuższa — zauważa spokojnie mężczyzna, wskazując na sznur aut. — Właśnie dlatego wolę podróżować nocami — dodaje, a na jego ustach pojawia się zadowolony uśmiech. Harris jednak jego komentarze puszcza mimo uszu. Ogląda wielką maszynę z dołu, nie mogąc uwierzyć, że za niedługo sama będzie na jej pokładzie.
Po dłuższym czekaniu wreszcie i oni mogą wejść do wnętrza statku i obejrzeć jego wdzięki od środka. Dla Xawerego wyprawa promem nie jest czymś nadzwyczajnym. Całkowicie inaczej przeżywa to jednak jego towarzyszka, która obserwuje każdy skrawek maszyny, aby dobrze zapamiętać tę podróż. Jest mocno podekscytowana, ale również szczęśliwa.
— Spokojnie. Masz osiem godzin, żeby się napatrzeć — zauważa grzecznie mężczyzna, wiedząc jej zaciekawione spojrzenie.
— Osiem godzin będziemy płynąć? — pyta zaskoczona, kiedy dociera do niej, ile czasu będzie zamknięta na środku morza. Jej oczy stają się wielkie, a serce delikatnie przyspiesza swoje bicie.
— Zleci nim się obejrzysz — pociesza niewzruszony Xawery, ale dla niego to nic takiego. Nie bardzo rozumie, co czuje jego towarzyszka. — Chodź, pójdziemy na górę — proponuje z uśmiechem na twarzy. Wierzy, że widok na szczycie statku spodoba się Cornelii.
Kiedy są we wspomnianym miejscu, oboje wpatrują się w przestrzeń przed sobą. Otwarte Morze Bałtyckie to coś, co z pewnością zapiera wdech w piersiach. Fakt, że nie widać żadnego horyzontu jest naprawdę zaskakujący. Harris mruga kilkukrotnie oczami, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nie jest to wspaniały sen. Grymas szczęścia sam wkrada się na jej usta, kiedy dociera do niej, że to, co widzi jest prawdziwe. Chwyta dłońmi metalową barierkę, która oddziela ich od obszaru wodnego i zaciska palce.
— Zdaję sobie sprawę, że ta podróż jest dla ciebie bardzo kosztowna — zaczyna skrępowana kobieta, gdyż ta kwestia ciągle chodzi jej po głowie. Mężczyzna już rozchyla swoje wargi, żeby przemówić, jednak Cornelia jest szybsza. — Dlaczego mnie zabierasz ze sobą? Nie stać mnie nawet, żeby ci zwrócić.
— Nie liczę na to — odpiera natychmiastowo, ale spokojnym głosem. Jego postawa jest poważna. Napięte mięśnie i obojętny wyraz twarzy, który stopniowo zamienia się w grymas uczucia. — Zabieram cię, bo tego pragnę... spędzić z tobą więcej czasu, każdą chwilę. — Swój wzrok przenosi na jej oczy, aby zanurzyć się w ich demonicznej ciemności. Podczas tak głębokiej nocy, nie jest w stanie dostrzec ich prawdziwego koloru. Mimo wszystko uważa, że są cudowne. Kobieta czuje się nadal skrępowana, a jego zachowanie nie pomaga jej podnieść się na duchu. Potrzebuje czasu, aby dotarła do niej autentycznej tej sytuacji.
— Może się przejdziemy? — proponuje niepewnie, lecz po chwili sama marszczy brwi w zastanowieniu. — Jestem zmęczona, może jednak usiądziemy gdzieś? — zadaje kolejne pytanie, rozglądając się energicznie po statku. Jej wzrok wyłapuje samotną ławkę, do której momentalnie ciągnie jej ciało. Zajmują miejsca blisko siebie, a ramię Xawerego znacząco obejmuje kobietę. Oboje skupieni są na obserwowaniu gwiazd, bo dzisiejszej nocy jest ich całe niebo. Harris delikatnie kładzie głowę na jego klatce piersiowej, co wywołuje ciepło na sercu mężczyzny.
Pragnie być jej blisko, jak najbliżej. Poczuć każdą cześć jej niewielkiego ciała. Poznać skrywane sekrety, ale także odnaleźć w niej zagubione szczęście i radość z życia. Ma zamiar dać jej wszystko, czego tylko zechce. Spełnić jej najgłębsze zachcianki oraz sprawiać przyjemność każdego dnia. Być oparciem w smutniejszych momentach, pocieszać i dawać ramię do wypłakania się, nie bojąc się o najnowszą koszulę. Oszołomiła go doszczętnie, przez co nie widzi świata poza nią. Xawery Ramirez zwyczajnie się zakochał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top