Rozdział 42

Rinkeby, Szwecja

29 czerwca 2011r., godz. 5:30

Przeżyta noc jest dla Cornelii bardzo pamiętna. Senne koszmary oraz bezsenność to najgorsze wrogości każdego człowieka, który pragnie chwili relaksu. Pracowite dnie i nieprzespane noce to codzienność młodej Szwedki.

Kobieta przemywa twarz zimną wodą i podpiera się o zlew, trzymając go kurczowo. Jest zmęczona, naprawdę bardzo zmęczona. Wory pod oczami są niebezpiecznie ogromne, a same powieki opuchnięte i przekrwione. Ręce delikatnie się trzęsą, a paznokcie u dłoni są w tragicznym stanie – łamliwe i rozdwajające się. Podobnie jak włosy.

Raz jeszcze przepłukuje ręce wodą i obmywa twarz, po czym powolnym krokiem, przypominającym chód zombie, opuszcza łazienkę.

— Cornelia? Nie śpisz już? — W progu napotyka zaskoczoną Lidię, która nie spodziewała się widoku współlokatorki o tak wczesnej porze, kiedy sama ma na drugą zmianę w pracy. Przygląda się zmarnowanej kobiecie.

— Nie śpię — odpiera beznamiętnie Harris, wpuszczając staruszkę do pomieszczenia. Sama jednak zajmuje miejsce w jej pokoju, przy stole. — Nie mogę spać — dodaje równie obojętnie, co wynika z jej ogromnego przemęczenia.

— Ach, bezsenność — dociera do drugiej z nich. — Może zioła...

— Nie, Lidiu. Zioła nie pomogą — natychmiastowo zaprzecza podenerwowana ciemnowłosa. Nie jest w nastroju do żadnych negocjacji oraz żartów, dlatego rozmowa z nią w takim stanie jest mocno ryzykowana.

Charakter młodej Szwedki również drastycznie się zmienił. Głównym tego powodem jest praca, do jakiej przyszło jej uczęszczać. Ludzie w tamtym miejscu nie posiadają cudownej kultury osobistej, a przekleństwa, złe maniery oraz wiele wulgarnych sformowań, to codzienność w tej branży. Kobieta musiała przystawać się do panujących tam warunków – chcąc czy nie, samo tak wyszło.

— Bezsenność nie rodzi się z niczego — zaczyna Lidia, będąc w ciągłym ruchu, gdyż przygotowuje się do wyjścia do pracy. — Martwisz się czymś? Może coś się wydarzyło, co cię dręczy? — dopytuje, co jeszcze bardziej działa na nerwy Cornelii. Nie podoba jej się fakt, że staruszka naciska na nią, próbują wydobyć jak najwięcej informacji.

— Nic — odpiera krótko, nie spoglądając nawet na kobietę.

— Nie miałam kiedy ci powiedzieć... w zakładzie pracuję tylko do końca tego roku — informuje podłamana, lecz nie daje tego pokazać po sobie. Ostatnio kobiety ciągle się mijały, dlatego ta wiadomość dopiero teraz zdołała dotrzeć do młodej Harris.

— Przykro mi...

— Spokojnie. Może wreszcie będę miała trochę czasu dla siebie, a nie wiecznie zabiegana — śmieje się staruszka, próbując przekonać samą siebie.

— Nie udawaj. Wiem, że zależało ci na tej pracy — zarzuca Cornelia, przyglądając się jej badawczym wzorkiem.

— Zawsze to większe pieniądze — stwierdza podłamanym głosem. Cały czas stara się pogodzić z tym faktem, ale nie jest to takie proste zadanie. Kobieta mocno zżyła się z posadą w pralni i odejście z tego miejsca wiąże się z wieloma przykrościami.

— Wiem, ale musisz też spojrzeć na siebie. Masz już prawie siedemdziesiąt lat, Lidiu — zauważa troskliwie Harris, której nastrój diametralnie się zmienia. Lidia wzdycha przeciągle, jakby właśnie sobie to uświadomiła. Przenosi ciężar ciała z lewej nogi na prawą i rozgląda się mimowolnie po mieszkaniu.

— To nie jest temat na poranek przed pracą — prostuje staruszka, która kontynuuje przygotowania do wyjścia, widząc że pozostało jej niewiele czasu. — Spróbuj się jeszcze położyć. Może akurat zaśniesz — poleca zabiegana kobieta, kiedy wkłada pospiesznie swoje wysokie buty.

— Spróbuję — obiecuje Harris i żegna się z nią w szybkim tempie. Zamyka drzwi na zasuwkę i spogląda na niepościelony materac. Przez chwilę rozmyśla jeszcze raz tę opcję, ale moment później leży już na owym posłaniu, a jej ciało zostaje przykryte ciepłym kocem.

Kobieta wpatruje się w biel sufitu, lecz z czasem staje się on niewyraźny, a powieki same opadają, dając jej organizmowi ukojenie w postaci smacznego snu, którego było jej bardzo trzeba. Zasypia ze słabym uśmiechem na twarzy, który symbolizuje wyczekiwany odpoczynek.

Z błogiego snu wyrywa ją nieznośny dźwięk budzika. Kobieta przekręca się na drugi bok i ruchem ręki wyłącza uporczywe brzęczenie. Nie otwiera oczu od razu, pozwala swojemu organizmowi przyzwyczaić się do faktu, że pora wstawać. Dopiero po kilku minutach leżenia, Cornelia mamrocze niezrozumiale pod nosem i przekręca się na plecy. Przeciera powieki, po czym uchyla je powolnie, przyzwyczajając się do panującej jasności. Mimowolnie spogląda na stojący budzik i orientuje się, że jest późne po południe.

— Praca — szepcze do siebie, kiedy zdaje sobie sprawę, że pozostało jej niewiele czasu i nie może sobie pozwolić na dłuższe odpoczywanie.

Wzdycha z bólem i odkłada na bok cieplutki koc. Podnosi się miękkiego materaca, po czym od razu go ścieli. Z pracy wraca naprawdę późno, woli mieć wszystko przygotowane, a nie martwić po powrocie.

Wykonuje „poranną" toaletę i ubiera się w bardziej wyjściowy strój niż piżama. Nie ma czasu na śniadanie czy chociażby wypicie ciepłej herbaty, więc odsuwa od siebie te myśli. Wygładza bluzkę, którą dopiero założyła na siebie i przechodzi do przedpokoju, aby włożyć sportowe obuwie. Na wierzch przyrzuca sobie nie najgrubszy sweter i opuszcza mieszkanie. Przeskakuje co drugi stopień na schodach, aby szybciej znaleźć się na zewnątrz kamienicy.

Równie szybko podąża do miejsca pracy, nie oglądając się na boki. W głowie nadal panuje przerażający obraz nieznajomego napastnika, ale fakt, że mogłaby spóźnić się do baru, przewyższa jej obawy. Takim oto sposobem, niedługo później dostrzega znajome, szklane drzwi, przez które przechodzi i wita się z koleżankami. Alva i Sonia właśnie opuszczają lokal, a młoda Harris pozostaje na zmianie z dwunastoletnią Vendelą. Cornelia przebiera się w strój pracowniczy i dołącza do gotowej znajomej. Ku ich zdziwieniu do baru wchodzi Rychard, którego mimika twarzy nie sugeruje niczego dobrego.

— Witam was dziewczyny — zaczyna grzecznie. Zajmuje miejsce na jednym z barowych krzeseł i spogląda po lokalu, w którym nie panuje duży ruch. — Odbędzie się dzisiaj poufne spotkanie... — wyjawia, a na ustach obu kobiet pojawiają się zdegustowane grymasy. — Sam dopiero się dowiedziałem! — broni się mężczyzna, widząc niezadowolone miny pracownic. — Nie mogłem odmówić.

W głowie Harris momentalnie pojawia się wspomnienie z ostatniego spotkania, które miało miejsce w barze Rycharda. Szyderczy uśmiech napastnika pozostanie na długo w pamięci kobiety. Niemałe dreszcze wstrząsają ciałem ciemnowłosej, która przystaje z nogi na nogę.

— O której? — pyta obojętnie Cornelia, przenosząc wzrok na szefa.

— O dwudziestej — odpiera poważnie. — I tym razem bez przedstawień, proszę — dodaje stanowczym głosem, który jest nieco pogardliwy. Kobieta nie odpowiada na jego niemiłe zaczepki i zajmuje się swoimi obowiązkami.

Przed wyznaczoną godziną klienci zostają poinformowani o wcześniejszym zamknięciu baru, dlatego, kiedy dochodzi dwudziesta, lokal jest opustoszały. Rychard zaciera ręce na myśl o dodatkowym zarobku, a na twarz wkrada się szyderczy uśmiech. Staje nieopodal wejścia do baru i wita ważnych gości, używając do tego gestu dłoni i swojego mocno sztucznego uśmiechu.

Kiedy wszyscy ci, którzy mieli przybyć, są już na miejscu spotkania, Rychard odchodzi kilka kroków, aby poinformować pracownice, że mogą zająć się swoim obowiązkiem częstowania mężczyzn alkoholem.

— Obsłużcie ich jak należy — poleca właściciel i wskazuje dyskretnie na towarzystwo.

Kobiety kończą układać szklanki z drogim whisky na ciemnych tacach, po czym podnoszą je umiejętnie i podchodzą kolejno do klientów. Mężczyźni są na tyle zajęci wciągającą rozmową, że nie zwracają szczególnej uwagi na pracownice. Bez namysłu chwytają szklanki i popijają alkohol, nie głowiąc się, skąd one znalazły się przed ich osobami.

— Jestem pewien, że postawienie kolejnego magazynu podwoiłoby łupy — mówi jeden z nich, jak Cornelia wnioskuje, główniejszy. Kobieta nie ma w zwyczaju podsłuchiwać rozmów, ale tej nie była w stanie przeoczyć ze względu na jej głośność. — Nowy magazyn – więcej miejsca na asortyment — dodaje z chytrym uśmiechem.

— I nowe miejsce spotkań z klientami — wtrąca się inny.

Kobiety są mocno zabiegane. Same muszą obsługiwać tylu klientów, to naprawdę nie takie łatwe zadanie. W jednym momencie, kiedy Vendela podaje szklankę mężczyźnie, nieumyślnie potyka się o wystającą nogę gościa i wylewa zawartość naczynia na jego białą koszulę. Serce dziecka chwilowo przestaje bić. Jest całkowicie przestraszona. Nie wie nawet jak powinna się zachować. Patrzy na mokre miejsce w całkowitym zaskoczeniu i zdenerwowaniu. Nieopodal niej znajduje się Cornelia, którą zaczyna interesować nagła cisza większości towarzystwa. Robi kilka kroków w stronę całego przedstawienia, ale przystaje, słysząc oburzony ton mężczyzny.

— Widzisz co narobiłaś?! — krzyczy na przestraszoną Vendelę, która kuli się pod wpływem jego uniesionego głosu. — Rychardzie, co to mają być za kelnerki?! Nie potrafią nawet dobrze wódki podać! — wypomina wkurzony, wskazując na swoją koszulę. Szef podchodzi do niego niepewnym krokiem, przyglądając się materiałowi jego garderoby. Nie widział on całej sytuacji, ale ma ewidentne dowody, a milczenie pracownicy wskazuje na jej winę.

— Spokojnie, proszę się uspokoić. — Rychard stara się załagodzić nieco sytuację, ale nie jest to takie łatwe. Mężczyzna wygląda na dość stanowczego i właśnie taki też jest. — Co się stało?

— Nie widzisz? Twoja pracownica wylała szkocką na moją koszulę! — wyjaśnia z ogromnym poirytowaniem.

— Bardzo mi przykro, że musiało dojść do tego — zaczyna opanowanym głosem właściciel.

— Przykro? Takie osoby nie powinny pracować w barze. Ona nawet zamówień nie potrafi zanieść jak należy! — upiera się zawzięcie mężczyzna, patrząc na nią złowrogim wzorkiem.

— Masz poniekąd rację... — zamyśla się Rychard, spoglądając ukradkiem na dziecko.

— Nie możesz jej zwolnić — protestuje od razu Cornelia, która podchodzi bliżej nich. Nie może znieść myśli, że jej szef pokaże się takim niemoralnym człowiekiem. Doskonale wie jaką sytuację życiową ma Vendela, a mimo to chcą ją zwolnić.

— Nie mogę? — Unosi jedną brew ku górze.

— Nie możesz... — jej głos delikatnie się załamuje. Nie czuje się komfortowo, kiedy odzywa się bez szacunku do swojego przełożonego. Ta sytuacja jednak tego wymaga. — Pozbawisz ją jedynego dochodu? Jak ona ma sobie poradzić...

— To nie jest mój problem — mówi beznamiętnie. — Przykro mi, ale nie mam wyjścia. Vendelo, jesteś zwolniona — decyduje stanowczym tonem, a młoda dziewczyna nie wytrzymuje zbyt wielkiej ilości emocji. Łzy same płyną po jej różowych policzkach, nie jest w stanie zahamować słonej fontanny. Rychard macha ręką, pospieszając dziecko. W jednej chwili młoda pracownica wybiega z części publicznej i chowa się za drzwiami od zaplecza. W płaczu zbiera swoje rzeczy, po czym przebiera się w codzienny strój.

Cornelia jest mocno poruszona tą sytuacją. Nie może zrozumieć, dlaczego właściciel posłuchał się zwykłego gościa baru – nawet jeżeli jest on ważną osobą, to nie powinien decydować o losach jego pracownic.

— Jak możesz się na to zgadzać — zarzuca zdenerwowana Harris, patrząc na niego złowrogim wzrokiem. Nabiera powietrze w płuca i oddycha ciężko. Mężczyzna zaś robi kilka korków w stronę lady, a ciemnowłosa powiela jego ruchy.

— Nie potrafi wykonywać swoich obowiązków, a ja mam ją trzymać? — mówi z wyraźnym odrzuceniem. — Nie utrzymuję darmozjadów.

— Jedno potknięcie, to nie olewanie obowiązków! — niemalże wykrzykuje zdenerwowana kobieta. Jej charakter przeszedł drastyczną zmianę.

— Najwyraźniej tak. — Mężczyzna oczami wskazuje na towarzystwo i zajmuje miejsce przy ladzie na wysokim krześle.

Między czasie speszona i załamana Vendela opuszcza pomieszczenie gospodarcze i zmierza do wyjścia z lokalu. Cornelia posyła jej współczujące spojrzenie, które dziecko odwzajemnia.

— W barze i tak brakuje pracownic, a ty jeszcze zwalniasz stałe — wypomina Harris, wypuszczając zalegające powietrze z płuc. — Paranoja — szepcze pod nosem i zajmuje się donoszeniem alkoholu niemiłym mężczyznom.

Harris ma teraz wiele obowiązków. Odkąd Vendela opuściła ściany baru, kobieta musi pracować w pojedynkę. Ledwie wyrabia, a zazwyczaj jednak jest spóźniona, z donoszeniem pełnych szklanek oraz zabieraniu poprzednich. Dolewanie bezpośrednio whisky przy stoliku również idzie jej mozolnie. Przez ten skrajny pośpiech nie ma nawet czasu, żeby zaprzątać sobie myśli napastnikiem.

— Niezła jest — kobieta słyszy komentarze na jej temat, które zostają skierowane do Rycharda. Momentalnie oblewa ją delikatny rumieniec, lecz nie daje po sobie poznać zawstydzenia.

— Najnowsza zdobycz — mówi dumnie właściciel lokalu, wypinając pierś do przodu.

— Ona ma być przy każdym spotkaniu — oznajmia stanowczo mężczyzna, spoglądając na ciemnowłosą kobietę. — Dopłacę — dodaje cichszym głosem. Na jego twarzy pojawia się szyderczy uśmiech, który powtarza również Rychard.

— Ależ oczywiście.

— Widzę, że sprawiłeś sobie nową maszynę. Czyżby powrót do dawnych czasów? — zaczepia go ten sam mężczyzna, lecz po krótkiej chwili milczenia. Gestem ręki wskazuje na sprzęt do gier hazardowych, a w jego oczach widać szalejące iskierki.

— Ach tak. Nie mogłem się oprzeć. — Rychard macha ręką mało zainteresowany.

Mężczyzna zaś klepie znajomego w ramię, po czym oboje wstają ze swoich miejsc i udają się do maszyny do gier. Jeden z nich uruchamia maszynę, wrzucając do jej środka kilka monet.

— Na razie spokojnie — śmieje się ze swoich poczynań.

— A ja myślę, że trzeba ją ochrzcić! — proponuje drugi z nich i sięga po szklankę z alkoholem. — Inaczej nie będzie zysku! — namawia oburzony.

— Masz rację — zgadza się poprzedni i również chwyta naczynie z wódką. Krzycząc donośnie i śmiejąc się niewyobrażalnie głośno, mężczyźni oblewają maszynę do gier alkoholem. Rychard patrzy na to z szeroko otwartymi oczyma i chociaż doskonale wie, że takie zachowanie jest mu obce, to czuje kłucie w sercu widząc, jak jego nowiutki sprzęt ścieka wódką. Do zabawy dołącza się jeszcze kilku gości, a podłoga lokalu pływa w alkoholu. W całym barze unosi się charakterystyczny, mocny zapach, który odurza młodą Harris. Nie czuje się dobrze z tego powodu, kaszle kilkukrotnie.

— Teraz na pewno będzie się darzyło — śmieje się jeden z towarzystwa, przyglądając się dziełu. Cud, że ten automat jeszcze działa.

— Trzeba sprawdzić nabytek Rycharda — proponuje ktoś inny i mężczyźni rzucają się na maszynę. Cornelia jedynie utwierdza się w przekonaniu, że faceci nieraz są jak małe dzieci – albo rozpieszczone (nie mówiąc brzydko) krasnale.

Rychard woła pracownicę na słowo, po czym wręcza jej mokry mop.

— Powycierasz, prawda? — Patrzy na nią swoim przeszywającym spojrzeniem, po czym sam wraca do towarzystwa, siedzącego przy stole. Kobieta przeklina w duchu dzień, w którym pierwszy raz postawiła stopę w barze „snabmat".

Zdenerwowana i wykończona zmierza w stronę automatu, gdzie dwoje z nich gra zawzięcie na maszynie, starając się wyłudzić od baru jak największe pieniądze. Hazard to naprawdę potężna sprawa. Mop, który znajduje się w rękach Harris, ląduje na mokrej podłodze, wycierając ją z rozlanego alkoholu. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż żaden z facetów nie zamierza się przesunąć. Kobieta musi manewrować sprzętem czyszczącym wśród ich rozszerzonych nóg. Jednak nie zwraca uwagi mężczyzn, ponieważ automat doszczętnie zajmuje ich czas i każda komórka ich ciał pochłonięta jest ekranem maszyny. Cornelia dostrzega na podłodze papierek, więc schyla się, aby go sięgnąć. Nie jest w stanie dostać śmiecia, przez co nachyla się bardziej. W tym samym czasie jeden z facetów dotyka ją butem po tyłku. Kobieta nie wytrzymuje skrajnych emocji i podnosi się mocno zdenerwowana. Nie myśląc wiele, uderza sprawcę prosto w twarz z otwartej dłoni. Czuje się urażona jego bezczelnym zachowaniem. Harris ma dość takiego traktowania, które sugeruje, że szacunek jej jest niepotrzebny.

— Kobieta cię pobiła — śmieje się drugi z nich, ukazują szereg białych zębów.

— Nieładnie tak wyżywać się na klientach — szepcze sprawca małego zamieszania, a na jego ustach pojawia się szyderczy uśmiech. Są naprawdę blisko siebie, lecz odległość ta nie sprawia kobiecie dyskomfortu.

— Nieładnie tak molestować pracownice — odgryza się Cornelia, co wychodzi jej bardzo umiejętnie. Kiedy ma zamiar już odejść od niego, ten gwałtownie chwyta ją za przedramię i delikatnie ciągnie bliżej siebie.

— Dam ci jeszcze szansę — szepcze do jej ucha, przez co kobiecie przechodzą mocne ciarki po ciele. Po wypowiedzeniu tych słów facet puszcza kończynę pracownicy i wraca do poprzedniej czynności. Cornelia rozgląda się dyskretnie, szukając wzrokiem Rycharda. Wzdycha z ulgą, kiedy orientuje się, że mężczyzna nie był w stanie widzieć małego zajścia z jej udziałem. Ich spojrzenia krzyżują się, a na ustach szefa ukazuje się miły uśmiech. Właściciel baru ma wrażenie, że Harris otwiera się na ludzi i współpraca z nią zaczyna być naprawdę jednoznaczna. Uważa, że będzie z niej jeszcze dobra pracownica, z której będzie niemiłosiernie dumny.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top