Rozdział 41

Rinkeby, Szwecja

6 czerwca 2011r., godz. 9:35

— Kolejny list. — Lidia podaje ciemnowłosej zamkniętą kopertę, a na jej twarzy widnieje przejęty grymas. Podejrzewa, że nie przyniesie nic dobrego.

— Znowu? — Wzdycha Cornelia, przyglądając się przesyłce. Rzuca okiem na nadawcę i orientuję się, że jest nim William. Serce wali jej jak oszalałe. Pospiesznie rozrywa górną część koperty i wyjmuje list. Czyta równie szybko i z każdym kolejnym wyrazem jest coraz bardziej zdenerwowana. — William rezygnuje ze współpracy — wypala nagle, a jej ręce opadają wzdłuż ciała. — Książka nie przynosi już takich zysków i jest to dla niego nieopłacalne — przekazuje złe wieści.

— Niewiarygodne. — Wzdycha staruszka, która jest mocno poruszona tym, co mówi młodsza z nich. — Nie powinien przekazać tego z jakimś zapasem czasu? Nie podpisywałaś żadnej umowy? — dopytuje Lidia, mając nadzieję na pozytywne wyjście z tej sytuacji.

— Podpisywałam... — mruczy Harris, a jej oczy delikatnie się przymykają. Właśnie w tym momencie dociera do niej fakt, że samo zeskanowanie kartki wzorkiem jednak nie było dobrym pomysłem.

— I nie było o tym żadnej wzmianki?

— Nie wiem... — Kobiecie jest widocznie wstyd. Zachowała się w tamtym momencie jak zwykłe dziecko, które za wszelką cenę pragnęło coś dostać. Wydanie książki, a tym samym spełnienie marzeń było na tyle silne, że Cornelia straciła zdolność racjonalnego myślenia. Została zwyczajnie przyćmiona korzyściami.

— Jak to nie wiesz? — staruszka zadaje retoryczne pytanie, na które nie żąda odpowiedzi. Szybko sama orientuje się, o co może chodzić kobiecie. — Nie przeczytałaś umowy? — zarzuca w wyraźnym oburzeniem. — I nawet nie masz kopii...

— Nie mam — potwierdza Harris z głową spuszczoną na swoje stopy.

— No to pięknie — podsumowuje Lidia, która jest ewidentnie zaskoczona brakiem rozsądku młodszej z nich. Cornelia opada na fotel, który stoi przy oknie, i opiera się wygodnie. Jest przygnębiona tą sytuacją. Ostatnio jej życie wygląda bardziej tragicznie niż wcześniej. — Nie masz co się zamartwiać — mówi w końcu Lidia, która robi krok w stronę kobiety. — Damy sobie radę. Jak zawsze. — Stara się dodać jej otuchy. Nie lubi widzieć ją w tak ponurym nastroju. — Herbaty? — pyta, kierując się do przedsionka kuchennego. Kobieta jest zdania, że na każde żale najlepsze są zioła uspokajające.

— Poproszę — zgadza się chętnie Cornelia. W jej głowie panuje totalny mętlik. Najpierw niebezpieczny napastnik, który jedynie czyha na nią za każdym rogiem, a teraz problemy z Williamem. Harris wzdycha przeciągle, nie wiedząc, jak powinna poradzić sobie z ostatnimi wydarzeniami.

Chwilę później Lidia siada przy stole, a w jej dłoniach spoczywają gorące zioła. Przed nią zaś leży otwarta gazeta, którą ma okazję przeczytać. Harris także dostaje kubek wrzącej cieczy. Kobieta poprawia się we fotelu, ale nie ma zamiaru zmieniać swojego miejsca siedzenia. Popija gorącą herbatę w skupieniu, wpatrując się w widok za oknem.

— A to ciekawe — komentuje Lidia przeczytany tekst gazety.

— Co jest takiego ciekawego, Lidiu? — dopytuje zainteresowana Cornelia, która odwraca głowę od świata zewnętrznego i spogląda na staruszkę.

— Dzisiejsza parada — odpowiada niewzruszona, lecz w głębi serca pragnie wziąć w niej udział. — Zaczyna się na Placu Głównym — dodaje, a w jej głosie słychać nadzieję.

— Dzisiaj jest święto narodowe — przypomina sobie Harris, która również jest zainteresowana słowami starszej kobiety. Cornelia jednak ma obawy przed wyjściem z mieszkania. Martwi się przypadkowym spotkaniem z nieznajomym napastnikiem. Musi uważać na każdy swój ruch i mieć oczy szeroko otwarte.

— Wybierzemy się zobaczyć paradę? — pyta w końcu staruszka, wpatrując się w młodszą z nich. Ta wzdycha ociężale, jakby przyszło jej podejmować życiowe decyzje.

— Nie wiem, czy jest to dobry pomysł — zaczyna wątpliwie, ale szybko spotyka się z zastanawiającym spojrzeniem właścicielki mieszkania. — Pogoda jakaś nijaka i pewnie będą same tłumy...

— Ależ co ty opowiadasz dziecko?! Od kiedy przeszkadzają ci tłumy? A pogoda? Nie zapowiada się na deszcz... — staruszka upiera się, trzymając się kurczowo swojej wersji. Nie może zrozumieć zachowania kobiety. Zawsze lubiła takie wydarzenia, dlatego sądziła, że ucieszy się na propozycję wspólnego wyjścia.

— Może i tak, ale...

— Więc właśnie — zamyka temat Lidia, która odkłada gazetę na bok i wstaje od stołu. — Ubieraj się. Idziemy zobaczyć paradę — decyduje stanowczo i wskazuje palcem w stronę Cornelii. — Nie wiem jaki jest powód twojego ukrywania się w mieszkaniu, ale to jest żadne rozwiązanie. Problemom trzeba stawić czoła.

— Oj nie takim... — mamrocze pod nosem Harris, ale druga z nich nie jest w stanie usłyszeć jej słów. Wypuszcza powietrze, które trzymała przez dłuższy czas i wstaje z wygodnego fotela. Poddaje się władczemu głosowi Lidii i pospiesznie myje po sobie ciepły kubek.

Przywdziewa na siebie odpowiednie ubranie i staje gotowa w korytarzu nieopodal drzwi wejściowych. Staruszka również nie traci czasu i chwilę później obie opuszczają wnętrze mieszkania. Parada ma zacząć się o godzinie dwunastej, dlatego muszą nieco przyspieszyć kroku, aby nie spóźnić się. W końcu to początek jest zazwyczaj najciekawszy w dniu święta narodowego.

Pogoda tego dnia wydaje się być stabilna. Nie panuje skwar, ale temperatura sięga piętnastu stopniom, co w Szwecji jest dość wysoką skalą. Kraj ten jest bardziej zanany z chłodniejszych dni niż tych upalnych. Wieje orzeźwiający wiatr, który rozwiewa rozpuszczone włosy obu kobiet. Cornelia nie jest w stanie po prostu podążać przed siebie, nie patrząc na wszystkie strony. Jest mocno zestresowana wyjściem z mieszkania i przygląda się każdej mijanej osobie. Jej zachowanie jest co najmniej dziwne, jednak Lidia przestała już zwracać na nie uwagę.

Już kilka przecznic dalej słychać takty melodii oraz glosy wielu zgromadzonych ludzi. Śmiechów nie ma końca, a kiedy kobiety podchodzą bliżej, ich oczom ukazuje się wielka platforma, która ma być symbolem narodowości Szwedzkiej. Orkiestra żwawo przygrywa, a zwerbowane zespoły taneczne śmiało prezentują swoje umiejętności. Mimo tego, że jest to święto narodowe Szwecji, z dwóch ważnych powód, panuje wesoła atmosfera, która nie przeszkadza nawet służbom mundurowym, które czynnie uczestniczą w całym przedstawieniu.

Lidia oraz Cornelia przyłączają się spacerujących mieszkańców i razem, w tłumie, podążają za platformą, która jest na czele całego przedsięwzięcia. Porusza się ona wolno, aby każdy mógł nadążyć i być częścią tego ważnego święta. Kiedy do uszów zgromadzonych docierają pierwsze słowa hymnu narodowego, każdy otwiera szeroko buzię i zaczyna śpiewać z dumą znany tekst. Niektórzy nawet przykładają zaciśniętą dłoń do serca, aby w ten sposób pokazać szacunek do własnego kraju – jest to dość niespotkany zabieg w państwie, które z patriotyzmem nie idzie w parze.

Kobiety śpiewają wyraźnie dobrze znane wersy pieśni, lecz same nie są na tyle zżyte ze Szwecją. Kraj ten nigdy nie zaistniał na dobre w ich żyłach, dlatego myślami są daleko od tego miejsca. Większość mieszkańców przyciągnęła tu jedynie okazjonalna parada, która imponuje swoją wielkością oraz ogromnym wkładem ludzkim w samo istnienie.

Tłum zainteresowanych obywateli podąża powolnym krokiem za całym show. Z nagłośnienia przestaje rozbrzmiewać hymn narodowy, a zastępują go radosne pieśni ludowe. Ta zmiana bardzo udziela się mieszkańcom, ponieważ chwilę później wiele z nich porywa się do tańca, pozwalając sobie na nieco szaleństwa.

Cornelia rozgląda się uważnie po okolicy, a kiedy nie dostrzega nikogo znajomego, wzdycha z widoczną ulgą. Ma nadzieję, że napastnik zrobił sobie przerwę od gnębienia jej albo całkowicie zmienił obiekt swoich westchnięć. Kobieta uśmiecha się szczerze, wiedząc że jest wolna od jego perfidnego wzroku.

— Jakaś nerwowa jesteś — zauważa zmartwiona Lidia, zerkając na swoją towarzyszkę, ale tylko na moment.

— Wszystko dobrze, Lidiu — odpiera sympatycznie Harris, nie chcąc, aby staruszka zbytnio przejmowała się jej osobą. Ma wystarczająco swoich problemów na głowie, nie są jej potrzebne jeszcze cudze.

— Skoro tak mówisz. — Odpuszcza zastanawiająco, ale przestaje zagnębiać się niepokojącymi myślami. Całą swoją uwagę skupia na paradzie, która ma miejsce przed jej oczyma. Kilka kobiet, tancerek, ma okazję prezentować swoje umiejętności na wysokiej platformie. Ruszają się rytmicznie, dodając całokształtowi wiele dobrego. Oczy każdego skierowane są na owe tancerki, a ich twarze wykrzywione są w wesołych uśmiechach.

Jednak nie na długo.

W jednej chwili kobieta, która poruszała się najbliżej krawędzi podestu, potyka się i spada z wysokości na goły asfalt. Serca każdego niemalże stają w miejscu. Wiele osób podbiega do poranionej tancerki, która jest w ogromnym szoku. Adrenalina poważnie działa w jej organizmie, ponieważ nie odczuwa ona żadnych dolegliwości.

— Boże — wymyka się z rozchylonych ust staruszki. Przykłada ona wierzch dłoni do warg w geście zaskoczenia. Cornelia, widząc przerażenie w oczach Lidii, przytula ją do siebie. Ma to na celu uspokojenie przejętej kobiety. Uczuciowo pociera rękoma jej plecy, aby dodać potrzebnej odwagi.

— Spokojnie, Lidiu. To był wypadek — tłumaczy łagodnie Harris. Jej oczy nadal skierowane są na poszkodowaną tancerkę.

— Przesunąć się! Przepuście karetkę! — Słowa zostają wykrzywiane przez jednego z mężczyzn, który zachowuje trzeźwość umysłu i poleca ludziom przesunięcie się na jeden bok tak, aby pojazd uprzywilejowany mógł swobodnie dotrzeć na miejsce nieszczęśliwego wypadku.

Ratownicy medyczni szybko zajęli się poszkodowaną, a w rezultacie została ona zabrana do placówki szpitalnej. Taki upadek mógł skończyć się naprawdę poważnie, a jednak kobieta nie doznała wielkich urażeń.

Mimo wszystko parada nadal ma miejsce, nie została odwołana, a tłum mieszkańców w żadnym razie nie maleje – wręcz przeciwnie – przybywa wiele nowych twarzy, które również przyłączają się do zgromadzenia w tym ważnym dla Szwecji dniu ich odzyskania niepodległości oraz ogłoszenia królem Gustawa I Wazę.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top