Rozdział 38

Rinkeby, Szwecja

1 czerwca 2011r., godz. 13:20

Tego dnia Lidia przygotowała smaczny obiad dla ich dwójki. Ich relacje od jakiegoś czasu nie wyglądają za dobrze, a rodzinny piknik niewiele zdziałał, patrząc na przestrzeń dni. Obie pracują, więc nic dziwnego, że rzadko kiedy się widują, a na rozmowę zazwyczaj nie znajdują czasu.

— Niedługo odchodzę na emeryturę przymusową — wyznaje zakłopotana staruszka. Nie jest to dla niej rewelacyjna nowina. Nie czuje się na tyle staro, aby rezygnować z wykonywania zawodu, ale szef ma nieco inną koncepcję. — Zleceniodawca ma plan zamienić wszystkie stare osoby na młodsze — mówi z bólem na sercu. Jest tak zapracowaną osobę, że nawet nie pamięta, że zbliżają się jej siedemdziesiąte urodziny.

— Już dawno powinnaś być na emeryturze — upina ją młodsza z nich, która jest ewidentnie zadowolona z koncepcji szefa.

— A kto będzie opłacał mieszkanie? — pyta oburzona staruszka, dla której praca jest wręcz wszystkim.

— Na emeryturze tez dostaje się pieniądze.

— Nie będzie mnie stać na opłacanie wszystkiego. — Kobieta podnosi się ze swojego miejsca, ponieważ jej ciało znacząco się trzęsie. Stresuje ją obecna sytuacja. — A zresztą. — Macha energicznie rękoma. — Nie będę o tym rozmawiać. Powiedz lepiej coś więcej o tym spotkaniu dzisiaj.

— Właściwie to niewiele wiem — wyznaje niepewnie ciemnowłosa, zagryzając dolną wargę. — Mają być na nim same ważne osoby — dodaje.

— Oh, ja już wiem, jakie to są ważne osoby — mamrocze Lidia, która jest ewidentnie podenerwowana słowami współlokatorki. — Proszę, bądź ostrożna. — Patrzy na nią w sposób wyczekujący.

— Zawsze jestem — odpiera mimowolnie kobieta, biorąc jej słowa do serca. Lidia zdaje sobie sprawę z tego, jakie osobniki zamieszkują dzielnicę Rinkeby, dlatego doskonale wie, że warto mieć oczy szeroko otwarte.

— Lepiej się zbieraj — mówi po dłuższym czasie. Zaalarmowana Cornelia zerka na wiszący zegar i orientuje się, że zbliża się jej godzina wyjścia z domu. Przygotowuje się więc do niego, po czym żegna się z Lidią i zmierza do swojego miejsca pracy.

Tego dnia pogoda zaskakuje swoją okazałością. Od rana świeci promieniste słońce, a po gęstych chmurach nie ma ani śladu. Kobieta podnosi głowę ku górze, aby spojrzeć na przejrzyste niebo. Poddaje się blaskowi gorącej kuli, a delikatny uśmiech pojawia się na jej twarzy. Uwielbia ciepło, które rozprzestrzenia się po jej organizmie. Czuje wtedy dobroć swojego serca, ale także poczucie bliskości, którego bardzo jej brakuje. Ostatnim czasem jest dość osaczona wieloma emocjami, ale mimo to, stara się zachować trzeźwość umysłu. Nie podda się. Będzie walczyć o swoje uczucia tak, jak uczyła ją tego Lidia. Skrajne emocje takie jak miłość, przyjaźń, szacunek to jedyne co pozostaje człowiekowi do samego końca jego długiego życia. Warto o nie dbać i je pielęgnować, aby stawały się jedynie lepsze.

Droga do pracy nie trwa zbyt wiele czasu. Człowiek pochłonięty w swoich własnych rozmyślaniach traci poczucie rytmu. Nim się ogląda, przedziera się przez szklane drzwi i podąża od razu na zaplecze. Przebiera się w szybkim tempie, nie chcąc tracić potrzebnego czasu. Gotowa opuszcza pomieszczenie służbowe i zaczyna działać.

Do godziny osiemnastej nic ciekawego nie ma miejsca. Posada kelnerki potrafi być bardzo zaskakująca, ale nie tym razem. Zresztą na normalnej zmianie zazwyczaj jest ich tylko dwie, a dziś pracują wszystkie cztery, więc analogicznie pracy także jest o wiele mniej.

W pewnym momencie Rychard zamyka lokal, co wiąże się z ciekawskimi spojrzeniami kobiet.

— Poufne informacje — tłumaczy krótko mężczyzna, bardziej niczym na „odczepkę". Na jego twarzy jednak pojawia się chytry grymas, ale żadna z pracownic nie jest w stanie go dostrzec. Jego mowa, jak i same ruchy są bardzo tajemnicze. Skrywa sekret, ale nie ma zamiaru go nikomu zdradzić.

Kobiety zabierają się za powierzchowne sprzątanie, aby przybyli goście nie zastali wszechobecnego bałaganu. Nie ma tego dużo, dlatego i czynności wykonują stosunkowo szybko. Przed godziną dwudziestą są wyrobione i mogą na moment odsapnąć. Nie trwa to jednak długo, ponieważ chwile później do lokalu przybywają pierwsze zaproszone osoby. W gronie gości nie ma żadnej kobiety, co jeszcze bardziej zastanawia pracownice. Ich postury są bardzo wyraźne. Spore mięśnie są widoczne nawet przez materiały koszulek. Z pewnością nie przypominają tych facetów, którzy mają okazję być klientami tego baru.

Cornelia stoi za ladą, a jej ciało jest sztywne. Ewidentnie się ich obawia. Nie wyglądają na przyjaznych osobników. Przygląda się każdemu z osobna. Jednak tu u jednego z nich dostrzega blask metalu w okolicach pasach.

— Broń — szepcze najciszej jak potrafi, a jej dłoń mimowolnie wędruje do ust. Jest przerażona tym, co zauważyła. Skoro jeden z nich posiada pistolet, to z pewnością nie jest to jedyny uczestnik zabawy z metalem przy spodniach.

Nabiera głęboki wdech, starając się uspokoić mocno bijące serce. Nie spodziewała się takich gości baru Rycharda, ale on zapewne o wszystkim wiedział. To dlatego zachowywał się w taki sposób!

W głowie Harris pojawia się ogromny mętlik. Nie ma pojęcia co tutaj się dzieje i jakie konsekwencje przyniesie dzisiejsze spotkanie mafii.

Obym tylko nie spotkała swojego oprawcy — przechodzi jej przez myśl, a serce przyspiesza swoje bicie. Uważnie wpatruje się w każdego mężczyznę, który przedostaje się do wnętrza lokalu.

Cornelia postanawia jednak zachować tę informację dla siebie, o broni gościa. Nie chce martwić reszty pracowniczek, a przynajmniej w ten sposób będą zachowywały się naturalnie. Sama także próbuje nie dawać po sobie znać, że o czymkolwiek wie. Nie są jej potrzebne problemy.

Pracownice zajmują się przybyłymi klientami, oferując im drinki oraz poczęstunek, ale zazwyczaj kończy się jedynie na alkoholu. Harris przygląda się ruchom koleżanek i stara się je powielać, ale kiedy do lokalu wchodzi kolejna osoba, nogi się pod nią uginają. Nie jest w stanie utrzymać równowagi, dlatego podpiera się o ladę, którą ma za plecami. W głowie pojawiają się najciemniejsze scenariusze, a umysł odmawia racjonalnego myślenia.

Pospiesznie przelatuje wzorkiem po sali, ale jej spojrzenie jest niewyraźne. Przed kobietą staje zaciekawiony Rychard, który przygląda się pracownicy.

— Nie czuję się najlepiej — mówi w końcu, jakby to miało przekonać mężczyznę. — Mogłabym zrobić sobie dzisiaj wolne? — pyta, załamującym się głosem. Dźwięk, który z siebie wydaje, przypomina bardziej skrzek zdychającej żaby. Kobieta jest mocno zestresowana, dlatego jej ciało także ukazuje jej emocje. Trzęsie się niemiłosiernie, mając nadzieję na zniknięcie z tego miejsca.

— Niemożliwe — odpiera stanowczo, nie wznosząc sprzeciwu. Niczego innego nie spodziewała się kobieta po jego okropnym charakterze, ale nadzieja zawsze jest gdzieś głęboko w sercu. — Zajmij się lepiej obowiązkami, bo mam ważnych gości — dodaje władczym tonem. Patrzy na nią, obserwując każdy detal jej twarzy. Po chwili jednak wzdycha przeciągle i macha rękoma. — Jeżeli faktycznie źle się czujesz, to możesz tylko roznosić napoje.

— Nie, nie — natychmiast protestuje. — Wolę zająć się czymś za ladą — oferuje łagodnym tonem. Rychard kolejny raz gestykuluje rękoma i idzie w swoją stronę. Kobieta wypuszcza z płuc przetrzymywane powietrze i opuszcza głowę, spoglądając na swoje obuwie. Jej samotność nie trwa jednak długo, ponieważ u jej boku pojawia się zaciekawiona Alva.

— Nie rozumiem, jakim cudem tak nagle źle się poczułaś — zaczyna, mówiąc szczerze. — Ale wierzę ci, dlatego możesz zostać za ladą.

Blondynka okazuje się być wyrozumiała i nie ciągnie rozmowy. Sama także zajmuje się obowiązkami, nie dbając o czyny Cornelii. Harris zaś zajmuje miejsce za ladą i tam wykonuje swoje zadania. W jej głowie nadal panuje ogromny chaos, którego nie jest w stanie uporządkować. Obecność napastnika sprawia, że nie może racjonalnie myśleć ani spokojnie wykonywać swoich obowiązków. Czuje się osaczona i obserwowana przez niego, mimo tego, że właściwie nie jest w stanie jej ujrzeć.

Napełnia kolejne naczynia alkoholem, kiedy ostry ból głowy faktycznie nawiedza Cornelię. Jedna jej dłoń wędruje do miejsca nieprzyjemności, a drugą zaś nadal operuje butelką drogiej wódki. Koniec zmiany jest tak daleki, że sama ma wątpliwości czy zdoła wytrwać do tej pory. Jej puste rozmyślenia przerywa głos kogoś bardzo niecierpliwego. Mężczyzna zasiada na barowym krześle w czasie, kiedy kobiety nie ma przy ladzie. Patrzy wyczekująco na przestrzeń przed sobą.

— Proszę o obsługę — woła nerwowo.

Cornelia klnie pod nosem, na czym coraz częściej się przyłapuje. Wychodzi zza ścianki, która oddziela ją od klienta i staje w bezruchu, kiedy orientuje się kto taki zajmuje miejsce barowe. Serce ponownie wybija własną balladę, a umysł plącze się w chaosie. Mimowolnie upuszcza trzymany długopis, który ląduje na płytkach. Z ust wydostaje się niemy krzyk.

— Stęskniłaś się? — Na jego twarzy pojawia się szyderczy uśmiech, który zwala z nóg młodą Harris. Na szczęście niedosłownie, ale mało do tego brakuje.

Cornelia nie wie co powinna teraz zrobić. Patrzy na niego zaskoczona, ale także sparaliżowana strachem. Boi się odezwać, wykonać jakikolwiek ruch. W głowie jednak ma złudną nadzieję, że to tylko okropny koszmar.

— Cornelia, potrzebuję twojej pomocy przy dwójce. Klient wylał szklankę alkoholu na ziemię... trzeba pościerać — tłumaczy pospiesznie Alva, która znikąd pojawia się przy Harris. Ciemnowłosa dziękuje Bogu za to, że koleżanka zjawiła się w odpowiedniej chwili.

Mężczyzna klnie pod nosem mocno niezadowolony obrotem spraw i zabiera szklankę whisky z tacy, leżącej na ladzie. Odchodzi z powrotem do stolika, ale przed tym posyła kobiecie znaczące spojrzenie. Cornelię przechodzą niemiłe dreszcze, ale fakt, że odpuścił sprawia, że kobieta czuje się nieco lepiej. Jego obecność tutaj jest zbyt bliska dla niej. Wypuszcza przetrzymywane powietrze i spogląda na zaalarmowaną blondynkę.

— Mogę chwilę przerwy? Nie czuję się najlepiej — prosi kobieta, gdyż jej ciało jest całe roztrzęsione. Teraz ma pewność, że mężczyzna ją rozpoznał.

— A co z tym stolikiem? — zarzuca podenerwowana Alva. Rzadko kiedy jest tutaj taki ruch, nawet na spotkaniach prywatnych, dlatego pracownice są mało zorganizowane.

— Wytrę jak wrócę... — mówi, ale szybko uświadamia sobie, że będzie już wtedy za późno. — Vendela nie ma zajęcia. — Wskazuje na najmłodszą z nich, a sumienie upomina ją za tę sugestię. Ciemnowłosa rzadko kiedy wykorzystuje dziecko przy jej obowiązkach, ale w tym przypadku sytuacja jest wyjątkowa.

— No, dobra. — Alva wzdycha ociężale, ale wcale nie jest zadowolona z zachowania znajomej. Ma wrażenie, że coś złego dzieje się w jej życiu i z pewnością nie jest to tylko słabe samopoczucie. — Idź na tę przerwę, ale nie na długo — pogania kobieta, wskazując wzrokiem na drzwi zaplecza.

— Dziękuję — wyraża wdzięczność, po czym bez wahania znika z publicznej części baru. Zamyka za sobą powłokę i mruży oczy, aby wyostrzyć wzrok w tak ciemnym pomieszczeniu. Żarówka kolejny raz już się spaliła, a wymienić nie ma komu.

Wychodzi na zewnątrz w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza. Siada na ławce przy drzwiach, ale nie na długo. Nie jest w stanie wysiedzieć w jednym miejscu, emocje są zbyt silne. Wstaje i chodzi w kółko, jakby miało jej to jakoś pomóc. Jest roztrzęsiona, nie myśli racjonalnie, a jej ruchy są chwiejne.

Przez chwilę nawet zastanawia się, czy powinna zadzwonić do Xawerego. Jest on prawnikiem, więc na pewno wiedziałby co robić w takiej sytuacji. Potrząsa jednak głową, aby rozwiać niepotrzebne myśli. Nie chce narażać więcej osób. Czuje, że mogłoby to źle się dla niego skończyć, a przecież zależy jej na jego dobru.

Nie będę narażać ludzi, na których mi zależy...

— Kurwa — klnie pod nosem, gdyż emocje są zbyt silne. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z takimi sytuacjami, nie bardzo więc potrafi sobie z nimi poradzić.

— Ładnie to tak przeklinać? — zamiera w bezruchu, kiedy do jej uszu dociera znajomy głos. Serce zamiera, jakby w ogóle przestało bić na ten moment. Nie musi się odwracać, żeby wiedzieć, do kogo należy. — Myślałaś, że cię nie znajdę? — pytanie wylatuje z jego ust, na których formuje się szyderczy zaciesz. — Wiem o tobie więcej, niż mogłoby ci się wydawać.

Kobieta boi się odwrócić, lęka się zrobić cokolwiek. Stoi tam wpatrzona w mur, który ma przed oczami i czeka na rozwój wydarzeń. Jest przerażona, a jej ciało mocno roztrzęsione. Chociaż nie widzi mężczyzny, doskonale wie, że się zbliża do niej. Chwilę później czuje jego duże dłonie na swojej talii. Przechodzi ją nieprzyjemny dreszcz, a gęsia skórka pojawia się na jej trzęsącym się ciele.

Harris przypomina sobie dzień, w którym miała miejsce podobna sytuacja. Emocje buzują w jej żyłach, nie dając wytchnienia. Głowa pęka od nadmiernej ilości myśli.

— Myślałem, że jesteś grzeczną dziewczynką — chrypnie napastnik, masując bok kobiety. Jednym, zwinnym ruchem odwraca ją przodem do siebie. Zbliża się ciałem do Cornelii, a dłonią odgarnia jej włosy z twarzy i zahacza o ucho. Wpatruje się w jej zagubione oczy. Dostrzega w nich istne przerażenie, co bardzo mu się podoba. — Jesteś taka niewinna, bezbronna — szepcze, a na jego ustach pojawia się zadziorny uśmiech. Ta sytuacja działa na niego podniecająco, co ciężko jest ukryć. Zachowanie kobiety również jest dla niego znaczące.

Po raz kolejny dotyka jej ciała, które wręcz krzyczy z rozpaczy pod wpływem jego stanowczych ruchów dłoni. Przesuwa je wzdłuż talii Cornelii, ale ona nie rusza się ani na krok. Paraliż działa na nią jednoznacznie – nie jest w stanie wykonać żadnego gestu. Kiedy jest blisko jej piersi, zaprzestaje swoich poczynań. Spogląda jednak w jej biust, co wprawia kobietę w mocne zakłopotanie. Łza pojawia się w kąciku jej oczu, lecz powstrzymuje ją przed opuszczeniem dołeczka.

— Tak bardzo chciałbym pokazać ci, na czym polega dobra zabawa — mówi zachrypniętym głosem. — Jednak to nie czas na to. — Żal jest słyszalny w jego tonie.

— Proszę — szepcze roztrzęsiona Harris, nie mając już siły na błagania, a może to wina strachu? Nie ma na tyle odwagi, by spojrzeć w oczy napastnika. Ten natomiast ma w sobie wiele pewności siebie.

— Za ucieczkę i złe zachowanie wobec mnie należy ci się kara — odpiera niewzruszony, patrząc na jej reakcję. Ewidentnie podobają mu się Cornelia w roli uległej. Mężczyzna uwielbia czuć dominacje.

W jednej chwili odwraca kobietę tyłem do siebie i przeczesuje jej ciemne włosy. Spontanicznie chwyta za nie i pewnym ruchem popycha kobietę w stronę muru. Na jego ustach pojawia się szyderczy uśmiech, kiedy ciało Harris z impetem uderza o ścianę budynku. Po okolicy roznosi się jej cichy krzyk. Ból jest na tyle silny, że nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego głośniejszego dźwięku. Łzy płyną mimowolnie, a Cornelia nawet nie próbuje ich zatrzymywać. Całkowicie poddaje się swojemu ciału i jego reakcji na daną sytuację.

Mężczyzna nadal stoi w tym samym miejscu i przygląda się obolałem ciału kobiety. Jest niewzruszony tym, co ma miejsce przed nim. Ten człowiek nie ma serca, więc i wyrzuty sumienia są mu obce.

— To jeszcze nie koniec — mówi stanowczym głosem w jej stronę, lecz Cornelia słabo rozumie jego słowa. Jest ogłuszona bólem. Napastnik oddala się wolnym krokiem od kobiety, która leży na podłodze i stara się opanować emocje oraz ogromny przeszywającą nieprzyjemność.

Dopiero kiedy mężczyzna całkowicie znika z pola widzenia kobiety, ta podnosi się do pozycji siedzącej i chowa głowę w dłoniach. Pozwala spływać całej fali słonych łez, które choć trochę przygłuszają jej emocje. Jest roztrzęsiona, załamana. Martwi się o swój los, ale także o bliskich.

— Jestem zagrożona — szepcze cicho pod nosem. Próbuje przyswoić sobie informacje. — I kto wie czy tylko ja...

Rozmasowuje bolące miejsce i nabiera powietrza. Czuje się zagubiona, nie wie, co powinna zrobić.

Może rozmowa z Xawerym faktycznie nie jest takim złym pomysłem... — myśli, jednak szybko zaprzestaje. — Nie mogę go narażać.

Myśl, że powinna już wrócić do środka i zająć się swoimi obowiązkami, wprawia ją w osłupienie. Wie doskonale, że On tam będzie. Boi się go panicznie. Każde zbliżenie z tym człowiekiem kończy się sztywnieniem jej ciała i głęboką paniką.

Wstaje powolnym ruchem, obawiając się zawrotów głowy. Doskonale wie, że jej policzek nie obejdzie się bez siniaka. Dłoń samowolnie ląduje na miejsce uderzenia. Jeszcze nigdy nie miała tak bliskiego spotkania ze ścianą.

Nabiera wdech i robi pierwsze kroki do wnętrza pomieszczenia służbowego. Idąc przez zaplecze, ogarnia ją mały lęk. Jest ciemno, bardzo ciemno. Ledwie ma orientacje, gdzie powinna stawiać stopy. Musi raz jeszcze zgłosić spalenie żarówki Rychardowi... powinien coś z tym zrobić wreszcie. Jednak mimo wszechobecnego mroku spostrzega, że jej rzeczy nie wiszą na właściwym wieszaku. Od samego początku kobieta obrała sobie jeden z pałąków i za każdym razem to właśnie na nim pozostawia swoje ubranie. Marszczy brwi w zastanowieniu. Pierwszy co przychodzi jej do głowy to nieobliczalny napastnik. W obawie, że grzebał w jej rzeczach, Cornelia chwyta swoje asortymenty i siada z nimi na ławce. Nie czuje się dobrze, dlatego zbyt długie stanie w jednym miejscu mogłoby się źle dla niej skończyć. Pospiesznie sprawdza każdą z kieszeni, a przede wszystkim te, w których znajduje się portfel oraz telefon. Wszystko jednak jest na swoim miejscu.

— Dziwne — szepcze pod nosem zdezorientowana.

Jednak kiedy stwierdza, że nic jej nie zginęło, odkłada ubrania z powrotem na właściwy wieszak. Przełyka nerwowo ślinę i postanawia wrócić do części publicznej. Nie będzie wiecznie ukrywać się na zapleczu.

Zajmuje miejsce za ladą, chowając się przed wścibskimi spojrzeniami klientów. Wyjmuje nową tacę spod blatu, gdyż poprzednia jest w obiegu, i kładzie ją płasko na jasnej powierzchni, za którą przebywa. Stawia na niej kilka kanciastych szklanek i odwraca się, aby wziąć właściwy alkohol. W tym samym czasie do kobiety podchodzi zaalarmowana Alva, dla której przerwa Cornelii trwała zdecydowanie zbyt długo. Już ma zamiar ją pouczyć, ale dostrzega siniaka, formującego się na jej policzku.

— Co ci się stało? — pyta zaciekawiona, a w jej głosie słychać ogromną troskę. Harris w tym momencie oblewa zimny pot. Nie spodziewała się, że aż tak widać to przebarwienie skóry.

— Hm? — mruczy ciemnowłosa, udając, że nie ma pojęcia, o czym mówi jej koleżanka. Jednak, kiedy Alva wskazuje na odpowiedni policzek, kobieta postanawia wymyślić coś na poczekaniu. — Ach to! Potknęłam się na zapleczu... znowu robi się tak potworny bałagan — tłumaczy pospiesznie Cornelia, co wcale nie jest prawdą.

— Co za kaleka — stwierdza dobijająco Sonia, a jej śmiech odbija się echem w uszach obu kobiet.

— Sonia, nie bądź wredna — dogryza jej urażona blondynka, lecz Harris nie czuje się źle z tego względu. Ostatnie wydarzenia były dla niej zdecydowanie bardziej bolesne.

— Nie, spokojnie. Widocznie jestem kaleką — zgadza się obojętnie ciemnowłosa, co podoba się Sonii. Na kilometr widać, że coś gryzie dwudziestokilkulatkę. Blondynka jednak nie komentuje jej wypowiedzi, a jedynie wyjmuje torebkę lodu i przykłada ją do obolałego miejsca na skórze Cornelii.

— Jak przyłożysz, to mniej spuchnie — wyjaśnia krótko kobieta i każe jej trzymać lodowaty worek. Harris obawia się, że nie ukryje ogromnego siniaka przed podejrzliwym wzorkiem Xawerego, dlatego postanawia, że w najbliższym czasie będzie go delikatnie unikać. Nie chce, żeby to wyszło na jaw, a to jedyne wyjście, jakie przychodzi jej do głowy.

Kobieta siada na jednym z krzeseł, które znajdują się za ladą. Są to miejsca dla pracowników, dlatego nie martwi się tym, że ktoś niepożądany ją zaskoczy swoją obecnością. Ogarnia ją zimno, kiedy mroźne uczucie rozchodzi się po jej rozgrzanym ciele. Drga z zimna, ale nie zamierza odłożyć worka. Jeżeli ma jej to pomóc w złagodzeniu bólu, a przede wszystkim zamaskowaniu rosnącego sińca, nie ma problemu, wytrzyma przeogromne zimno.

W jednym momencie rozgląda się mimowolnie po lokalu i już po sekundach stwierdza, że popełnia błąd. Gdzieś w oddali dostrzega jej oprawce, a ich spojrzenia łączą się. Czuje przeszywający wzrok na swoim ciele. Przechodzą ją silne dreszcze, a można powiedzieć, że nawet drgawki. Serce ponownie przyspiesza swój rytm, a umysł zaczyna potężną walkę ze swoimi myślami. Obawia się tego człowieka jak nikogo innego. Zna jego możliwości i czuje, że to wcale nie na tym się skończy. Jest ewidentnie zagrożona i nic nie może z tym zrobić.

Wzdycha przeciągle, wiedząc, że mężczyzna tak łatwo nie odpuści. Przełyka ślinę nerwowo, starając się uspokoić oszalałe serce. Jednak przy intensywnym spojrzeniu napastnika, nie jest to wykonalne. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top