Rozdział 25

Rinkeby, Szwecja

5 maja 2011r., godz. 6:40

Cornelia całą noc miewała problemy ze snem, ba, nawet nie jedną! Od kilku dni męczy się z bezsennością, a emocje działają bardzo niekorzystnie na jej organizm. Czuje się otępiała, a umysł nie daje jej prawa do swobodnego bycia. Przed oczami ciągle ma scenę z tamtej nocy. Nie jest w stanie wymazać jej z pamięci.

— Wypijam herbatę i uciekam — wyznaje zabiegana staruszka, gdyż ma dzisiaj poranną zmianę – w przeciwieństwie do Cornelii, którą czeka nocna posada. — Jesteś taka zestresowana, jakby obca — zauważa Lidia, przyglądając się kobiecie. — Stało się coś?

— Nie, Lidiu... wszystko w porządku — odpowiada samoistnie Szwedka. Przez ostatni tydzień wiele razy musiała powtarzać te słowa, dlatego wypowiada je już automatycznie, nie zastanawiając się nad ich sensem.

Staruszka obdarowuje ją podejrzliwym spojrzeniem, przez co kobieta traci pewność siebie.

— Chyba jakieś choróbsko mnie dopadło — dodaje, gdyż Lidia nie daje za wygraną. Przygląda się młodszej od siebie w sposób wywyższający się, gdyż ma pewność, że coś tu nie gra.

— To zioła sobie zrób — poleca babinka, po czym dopija resztkę swojej herbaty i odkłada pusty kubek do zlewu. — Muszę już uciekać, ale ty zaparz sobie zioła lecznicze, dobrze ci radzę — mówi na odchodne i opuszcza mieszkanie w popłochu.

Po wyjściu Lidii Cornelia nadal siedzi przy małym stole, podpierając głowę na swoich rękach. Nie ma siły, aby cokolwiek zrobić, a jej umysł błądzi między setkami różnorodnych myśli. Zastanawia się nad dzisiejszym dniem, obawiając się powrotu do domu. Będzie to późna noc... godzina pierwsza... idealna pora dla gangsterów.

Po dłuższym czasie dennego rozmyślania, siedząc przy stole, wstaje od niego i udaje się do przedsionka kuchennego. Nastawia wodę, a w międzyczasie szykuje czysty kubek, a w nim saszetkę ziół. Jej dłonie mocno się trzęsą, chociaż stara się je opanować. Zdenerwowanie jest zbyt silne, aby móc zawładnąć swoim ciałem.

— Boże! — nadużywa słowo Boże całkowicie niepotrzebnie. Powodem jest wyślizgnięcie się kubka z jej dłoni. Na szczęście, nic wielkiego nie stało się naczyniu. Podnosi się pospiesznie, ale tym razem bardziej uważa na swoje ruchy.

Kiedy zioła są gotowe, wypija je niemalże duszkiem. Nie przejmuje się tym, że jest to absolutny wrzątek. Ma nadzieję, że ten napój zadziała na nią uspokajająco. Zachłanność bierze górę nad zdrowym rozsądkiem, co nie zawsze jest odpowiednie.

Siedzi przy pustym stole, zastanawiając się nad tym, co teraz powinna robić. Zioła nie bardzo dają szansę się poczuć, dlatego kobieta postanawia zaparzyć drugie. Nie jest to mądre zagranie, nie wolno tyle tego pić. Szczególnie że potrafią być one uzależniające.

Przygotowuje kolejny napar, po czym zajmuje poprzednie miejsce. Chowa głowę w dłoniach, które podpiera o kant stołu. Czuje się bardzo źle, samopoczucie mocno wpływa na jej zdrowie, które ubolewa nad jej stanem. Może faktycznie mówienie o chorobie, która dopada Cornelię, nie jest takim kłamstwem...

Krzywi się znacząco, kiedy do jej ust wpływa pierwsza dawka cieczy.

— Och, chyba przesadziłam z parzeniem — mamrocze pod nosem kobieta, a grymas nie schodzi z jej twarzy. Mimo wszystko wypija całą zawartość naczynia.

Siedzi bezczynnie przy stole, a w jej głowie krąży wiele myśli. Stres wkłada jej ciałem, jest powodem sztywności kończyn. Cornelia nigdy nie była aż tak słaba emocjonalnie, ale ostatnie sytuacje mocno wpłynęły na jej psychikę.

Harris spogląda na wiszący zegar, orientując się, że ma jeszcze sporo czasu. Jednak na pewno nie wykorzysta tego okresu. Nie ma na nic ochoty, a nawet najprostsze czynności sprawiają, że jej ciało trzęsie się jak galareta, co skutecznie uniemożliwia wykonywanie jakichkolwiek pomocy. Wzdycha nerwowo i nabiera głębokiego wdechu.

Nim się spostrzega, wskazówki pokazują godzinę jej wyjścia z mieszkania. Cały ten czas przesiedziała przy stole, całkowicie bezczynnie. Rzadko kiedy ma miejsce takie zachowanie u kobiety, ale teraz to nagła sytuacja. Nie każdy potrafi oswobodzić się z tym, co miało miejsce. A jej psychika jest nadzwyczaj poszarpana.

Pospiesznie wkłada na siebie płaszcz oraz wkłada stare buty. Raz jeszcze rzuca spojrzeniem na wnętrze domostwa, po czym zamyka za sobą drzwi. Dzisiejszego dnia panuje smętna aura, pogoda nie jest po stronie mieszkańców Szwecji. Gęste chmury tworzą barykadę przed słońcem, przez co miasto ogarnia mrok. W powietrzu czuć zapach nadchodzącego deszczu, dlatego każdy pospiesznie pokonuje dystans, dzielący go od swojego celu. Cornelia także przyspiesza kroku, ale nie jest to spowodowane ulewą, która zaraz będzie miała miejsce. Kobieta obawia się ludzi, dopada ją lęk społeczny, dlatego jedynym ratunkiem dla niej jest znalezienie się w bezpiecznym miejscu. Przez całą drogę rozgląda się nerwowo na wszystkie strony, jakby sprawca jej stresu był gdzieś niedaleko.

W barze znajduje się o wiele za wcześnie. Nie panuje duży ruch, bo najwięcej klientów zazwyczaj przychodzi wieczorem. Cornelia nie może znieść sprośnych spojrzeń i uśmiechów mężczyzn, dlatego udaje się do zaplecza i tam spędza czas, który dzieli ją od zmiany. Chowa głowę w dłoniach, podpierając ręce o swoje kolana. Siedzi na tej ławce naprawdę sporo czasu, czuje to nawet jej tyłek, kiedy uporczywy ból pośladków daje się we znaki. Mimo że przebywam tam sama, przy ledwie świecącym się świetle, nie męczy ją samotność. W ten sposób czuje się bezpiecznie. Ukryta przed światem.

Nagle jej spokój i ciszę, panującą w pomieszczeniu, przerywa wejście dwóch kobiet do środka. Obie głośno rozmawiają, ciesząc się z powodu końca swojej zmiany.

— Cornelia, nie widziałam kiedy weszłaś — zauważa Alva, kiedy wchodzi głębiej do pomieszczenia. Młoda Harris nie odpowiada jednak koleżance, jest zbyt przejęta, żeby móc zrozumieć sens jej słów. Chociaż bardzo to zastanawia Alvę, nie wypowiada się na jej temat. Już tyle razy próbowała dowiedzieć się, co takiego dzieje się u jej znajomej, że straciła już nadzieję na dowiedzenie się prawdy.

Kobiety przebierają się leniwie, co jakiś czas zamieniając ze sobą kilka luźnych zdań.

— Chyba powinnaś już iść — zauważa zmartwiona Alva, przyglądając się koleżance. Cornelia jakby nagle oprzytomniała i pospiesznie wstaje ze swojego miejsca.

— Tak, masz rację — odpiera beznamiętnie. — Muszę iść — dodaje, lecz jej głos brzmi na mocno zamyślony. Trwa w wewnętrznym amoku, a rzeczywistość dociera do niej jedynie w małych ilościach.

Kobieta opuszcza zaplecze, ale nie wychodzi do publicznej części lokalu. Skrywa się za ścianką, która umiejscowiona jest we fragmencie za ladą.

— Co ty odwalasz, mała? — zwraca się do niej niemiło Sonia, która dostrzega jej poczynania. Jest to osoba, która jedynie szuka pretekstu do wyśmiania się z każdego. — Ukrywasz się przed światem? To jakaś chora gierka? — ciągnie dalej, śmiejąc się pod nosem.

W normalnych okolicznościach Cornelia odwzajemniłaby się ciętą ripostą, ale teraz nie ma ochoty na zbędne sprzeczki. Ma ważniejsze sprawy na głowie. Zazwyczaj o tej porze przebywała już w bezpiecznym mieszkaniu, dlatego stres doszczętnie ją zjada.

— Och! Nie dość, że musiałam dzisiaj przyjść godzinę wcześniej, to jeszcze mam zmianę z niewydolną histeryczką — mamrocze Sonia, która jest mocno niezadowolona z obrotu spraw. Rzuca wilgotną szmatkę w stronę rozkojarzonej Harris, która uderza o jej sztywne ciało. — Masz — mówi, a w jej głosie można dostrzec krztę rozbawienia. — Wytrzyj stoliki — pogania ją z wrednym uśmiechem na twarzy. Już wiadomo kto dzisiaj rozdaje karty.

Cornelia jednak nie spiera się z pracownicą, która dłużej tu już pracuje. Wykonuje swoje obowiązki, tłumacząc sobie, że jest w miejscu swojej pracy, więc musi wykazywać się sumiennością i odpowiedzialnością wobec obowiązków.

— Cześć dziewczyny! — krzyczą dwie, które właśnie skończyły zmianę i udają się do domów. Chwilę później wychodzą z lokalu, a dźwięk dzwoneczka roznosi się po opustoszałym barze.

Już niedługo przybędzie tu cała zgraja napaleńców — mówi jej umysł, co wywołuje u kobiety większy stres. Obawia się, że ujrzy tutaj swojego napastnika, a to byłoby dla niej ciosem w samo serce.

— Jak skończyłaś, to możesz zająć się robieniem jedzenia — nakazuje władczo Sonia, która zamiata podłogę. Robi to mało starannie, aby po prostu było, że nie siedzi bezczynnie. Chwilę później jednak sama zajmuje miejsce przy stoliku, aby odpocząć po bardzo męczącej pracy.

Cornelia przygotowuje wspomniane jedzenie i zanosi je dla odpowiedniego klienta. Następnie staje przed rozłożoną na krześle Sonią, a jej dłonie są założone na piersi.

— Masz jakiś problem? — zaczyna wredniejsza, spoglądając na kobietę.

— Obowiązkami trzeba się dzielić — zaznacza stanowczo, lecz w jej głosie słychać niepewność. Wydarzenia nadal krążą w jej umyśle.

— Hej, mała. Przyszłam godzinę wcześniej do pracy, więc się już napracowałam. Ty w tym czasie odpoczywałaś, więc daj mi też odsapnąć — mówi na jednym tchu, przewracając przy tym oczyma. Chyba sama nie wierzy w swoje słowa.

— Jesteś po prostu niedorzeczna — komentuje mało kulturalnie Cornelia i odchodzi od niemiłej znajomej, która szuka tylko pretekstu do wykorzystywania innych.

Harris wykonuje swoje obowiązki z należytym szacunkiem, w przeciwieństwie do innych pracownic tego baru. Sonia jedynie czeka na przerwę, którą oczywiście jest skłonna sobie zrobić. Przez kilka godzin zrobiła mniej niż druga z nich w tym samym czasie.

Około godziny dwudziestej do lokalu wchodzi ktoś, kogo w zupełności się tutaj nie spodziewała Cornelia. Xawery rozgląda się po lokalu, ale robi to w sposób mało dokładny. Nie interesuje go jego wnętrze, szuka tylko znajomej, dla której zmusił się, aby odwiedzić to mocno obskurne miejsce.

Mężczyzna zasiada na jednym z barowych krzeseł, a Sonia jak oparzona wstaje ze swojego miejsca, aby w mgnieniu oka znaleźć się przy nowym, atrakcyjnym kliencie.

— Rzadko kiedy przychodzą tutaj faceci w tym wieku — zauważa uwodzicielsko Sonia. — Z reguły same stare dziady — dodaje niechętnie, mrugając do niego okiem.

— Z własnej woli też bym tu nie przyszedł — odpowiada obojętnie Xawery, nie skupiając wzroku na kobiecie, z którą rozmawia.

— Może napijesz się czegoś mocniejszego? — ciągnie dalej zawzięta kobieta, ale mężczyzna energicznie przeczy gestem głowy. — Coś do jedzenia?

— Nie, moje zdrowie ma się dobrze — odpiera oschle, zdając sobie sprawę z tego, jak wygląda tutaj pożywienie. Sonia jednak nie rozumie jego aluzji, a jedynie śmieje się wielce rozbawiona jego poczuciem humoru.

— Jeszcze podłoga — rzuca słowami w stronę Cornelii, która skończyła powierzone zadanie i zbliżała się w stronę lady. Druga z nich jednak poczuła się zagrożona jej obecnością, dlatego jedynym wyjściem było narzucenie jej kolejnych zadań do wykonania. W ten sposób ma Xawerego tylko dla siebie.

— To... gdzie pracujesz? — zaczyna kobieta, ponieważ dostrzega w nim kogoś więcej niż zakompleksionego pijaczynę, jakich tutaj od groma. Przygląda się mu z zaciekawieniem, ale nie jest to obustronny zabieg.

— Chciałbym porozmawiać z Cornelią — wypala nagle mężczyzna, nie mogąc dłużej znieść tego, jak bardzo kobieta ją wykorzystuje. Biorąc pod uwagę fakt, że są na tym samym stanowisku, jest to dość niepokojące. Takie bezpodstawne wywyższanie się nie powinno mieć prawa bytu.

— Znasz ją? — prycha zdegustowana. — Jak widzisz, jest bardzo zajęta — mówi głosem mocno przesłodzonym, co przestaje podobać się Ramirezowi.

— Ma prawo do przerwy — rzeknie stanowczo, posyłając jej groźne spojrzenie. — W każdej pracy jest obowiązek przerwy — dodaje równie pewny siebie. Sonia jest na tyle zaskoczona jego znajomością prawną, że nie odzywa się ani słowem. Nie protestuje również, kiedy mężczyzna wyciąga zaskoczoną Cornelię na zewnątrz.

— Co ty robisz? Ja mam pracę — oburza się zezłoszczona Harris wiedząc, jak podejdzie do tego jej współpracownica.

— Prawo przerwy należy do każdego, bez wyjątku — tłumaczy stanowczo, obdarowując ją zmartwionym spojrzeniem. — Ta kobieta to zło wcielone, jak możesz z nią wytrzymywać?

— Praca to praca — mruczy cicho kobieta, ale jej wzrok jest całkowicie nieobecny. Ciągle rozgląda się we wszystkie strony, jest mocno zaniepokojona faktem, że jest na zewnątrz po zmroku.

— Jeśli ta kobieta nie przestanie tak cię traktować, zawiadomię odpowiednie służby, aby sprawdziły dobrze to miejsce — ciągnie zdenerwowany mężczyzna. — Nie pozwolę, żeby ktoś tak cię traktował — wypala po krótkiej przerwie, lecz kobieta tego nie słyszy. Jest mocno zestresowana, a jedyne co robi, to wypatruje swojego napastnika. Zachowuje się dokładnie tak, jakby ów facet miał zaraz wyskoczyć zza rogu i poderżnąć jej gardło.

— Ty mnie w ogóle słuchasz? — Patrzy na nią nie rozumiejąc. — Co się dzieje?

Kobieta nadal nie reaguje na jego zaczepki słowne. Jej wzrok utkwiony jest w obszarze za jego plecami. W końcu Xawery nie wytrzymuje tej niewiedzy i łapie znajomą za ramiona w celu odzyskania jej świadomości umysłowej. Nie był jednak to najlepszy ruch. Cornelia zamiera przerażona. W tej chwili przypomina jej się wszystko, co miało miejsce tamtej feralnej nocy. Łzy mimowolnie napływają w kąciki jej oczu, ale mężczyzna tego nie dostrzega. Jest zbyt ciemno.

— Co się dzieje? — ponawia swoje pytanie, ale i tym razem nie uzyskuje odpowiedzi. Kobieta walczy ze swoją wewnętrznością, czy wyznać znajomemu prawdę. Ostatecznie jednak pozostaje na „choroba mnie dopadła". Czuje się skrępowana tym, co miało miejsce. — Nie mów mi, że nic, bo widzę — dodaje stanowczo, a przez ciało Cornelii przechodzą nieprzyjemne dreszcze. — Do cholery, Cornelia!

Kobieta podskakuje w miejscu przez nagły wybuch Xawerego. Nie spodziewała się tego, że może go coś wyprowadzić z równowagi.

— Chodzi o wtedy? — zaczyna niepewnie, kiedy uświadamia sobie, o co może chodzić Harris.

— Nie — odpiera krótko, nie chcąc nawiązywać zbyt długich relacji. Chciałaby z powrotem znaleźć się we wnętrzu lokalu.

— Jeśli to coś z pracą mogę cię stąd zabrać... znajdziemy nową posadę — mówi dalej mężczyzna, starając się pomóc znajomej. Ona jednak tego nie akceptuje.

— Wszystko jest w porządku — wydobywa z siebie przez zaciśnięte zęby. Drążenie tego tematu negatywnie działa na jej psychikę.

Xawery wypuszcza nagromadzone powietrze z płuc, spuszczając głowę na chodnik. Nie rozumie jej zachowania. Bardzo chciałby dowiedzieć się prawdy, ale z tego co widzi, jest to mało realne.

— Może weźmiesz sobie wolne i...

— Nie ma opcji — pospiesznie zaprzecza, kręcąc energicznie głową. Potrzebuje tych pieniędzy, nie może pozwolić sobie na odpoczynek.

— Dobrze. W takim razie, o której kończysz? Odwiozę cię do domu chociaż — mówi stanowczym tonem, nieznoszącym sprzeciwu. Ta myśl jednak podoba się zestresowanej Cornelii. Fakt, że nie będzie musiała samotnie wracać do mieszkania, bardzo ją uszczęśliwia. U jego boku nie czuje się zagrożona.

— O pierwszej — odpowiada, a jej ciało zaczyna się znacznie uspokajać co nie uchodzi uwadze znajomego. — Dziękuję — wyznaje z nieśmiałym uśmiechem, po czym spogląda przez szklane drzwi wejściowe. W barze panuje już spory ruch, a pozostawienie samej Sonii z tyloma obowiązkami nie jest dobrym pomysłem. Zapewne ani nawet połowy nie jest w stanie wykonać.

— Muszę wracać do pracy — tłumaczy kobieta, kiedy delikatnie odpycha od siebie ciało Xawerego. W momencie zbliżenia przechodzi ją miły prąd, który iskrzy przyjemnie.

— Do zobaczenia. — Macha ręką mężczyzna, po czym patrzy jeszcze przez chwilę na znajomą, której ciało chowa się za ścianami lokalu.

Cornelia porządnie wykonuje swoje obowiązki, do samego końca zmiany stara się zachować spokój wewnętrzny. Ten jednak zostaje naruszony, kiedy natrafia jej się bardzo arogancki i wybuchowy klient.

— Nie możecie sobie tak po prostu nie słuchać klientów! — unosi się nieźle wstawiony mężczyzna. — Pomyliłaś zamówienia! Nie wystarczy zwykłe „przepraszam"! — ciągnie dalej, lecz jego składnia jest mocno zachwiana. Facet ledwie trzyma się na nogach, ale pod wpływem emocji, nabiera siły i jadu społecznego.

— To, co mam jeszcze zrobić? — prycha urażona Harris, gdyż nie ma już dzisiaj najmniejszej ochoty na zbędne kłótnie. Wystarczy jej bałagan mentalny.

— Znam ciekawsze przeprosiny — mruczy pijacko, a kobietę przechodzi silny dreszcz. Ponownie przed oczami ma zdarzenie z niedawna. Różnica jest jednak taka, że tamten gangster był całkowicie świadomy swoich poczynań.

Tym razem zaś Cornelia odzyskuje ostatki pewności siebie i nadeptuje mu na stopę, kiedy staje zbyt blisko niej. Nie pozwoli sobie na złe traktowanie – nie po tym, co ją spotkało.

— Ty głupia suko! — wrzeszczy wkurzony facet, a agresywna wiązka przekleństw wydostaje się z jego ust.

— W czym problem? — Nagle ich soczystą wymianę zdań przerywa znajomy głos. Xawery, widząc rozgrywające się przedstawienie, od razu podchodzi do niebezpiecznego mężczyzny. Klient jest mocno zaskoczony reakcją Ramireza. Nie sądził, że ktokolwiek może stanąć w obronie zwykłej pracownicy obskurnego baru szybkiej obsługi.

— Nie usłyszałem — ciągnie trzydziestokilkulatek, a jego wyraz twarzy nie zwiastuje nic dobrego. Jest zdenerwowany, ba, on jest potwornie wkurzony! W obronie najbliższych jest w stanie nawet zabić.

— Suka pomyliła zamówienia...

— A ty miejsce i czas — zaraz po wypowiedzeniu tych słów, Xawery wymierza mu siarczyste uderzenie prosto w brzuch. Nie ma zamiaru nic poważnego mu zrobić, dlatego decyduje się na tę część ciała. Klient zatacza się delikatnie do tyłu, oddychając ciężej. Trzeźwieje, to pewne.

Nie wypowiada jednak żadnego słowa. Trwa w zaskoczeniu, nie wiedząc, co powinien zrobić. Po krótkiej chwili kaszle znacząco i opuszcza lokal. Robi to w naprawdę szybkim tempie. Widocznie ma dość nieprzyjemności na jeden dzień.

— Dziękuję — mówi w końcu kobieta, zerkając na swojego zbawiciela. — Nie wiedziałam, że już pierwsza...

— Wpół do — poprawia ją grzecznie znajomy, po czym zasysa górną wargę. — Przyszedłem trochę wcześniej — tłumaczy swoją obecność.

Całej ten sytuacji przygląda się zaskoczona Sonia, której nie podoba się fakt, że mężczyzna ponownie zawitał do baru Rycharda. Jest zwyczajnie zazdrosna, że nie interesuje się jej osobą.

— A ty znowu tutaj — prycha kobieta, przewracając teatralnie oczami. — Czego jeszcze tu szukasz?

— Mówiłem. Jestem tu dla znajomej — odpowiada szorstko, ponieważ ma dość jej dociekliwych pytań.

— Szkoda czasu — mruczy niezadowolona z obrotu spraw.

Podchodzi zdenerwowana do zapracowanej Cornelii, która dopiero odetchnęła po soczystej wymianie zdań z agresywnym i wulgarnym klientem. Wskazuje na nią palcem, a jej usta rozchylają się znacząco.

— Przed zamknięciem musisz pozamiatać podłogę i ją umyć — poleca zawzięcie. — Wynieść śmieci, przetrzeć stoły i podgrzewacz — mówi dalej, a mina Harris ulega gwałtownej zmianie. Tyle obowiązków? To chyba nie tak ma wyglądać praca zespołowa. — Ja ogarnę na zapleczu i... — myśli przez moment, rozglądając się na wszystkie strony. — O! Może pozbieram naczynia do mycia — kończy z uśmiechem. — I je pozmywam — mruczy niechętnie swoim „nadmiarem obowiązków".

Następnie nie czeka na zgodę współpracownicy, a jedynie zabiera się za swoje zadania, które wykonuje w ekspresowym tempie. Myje je niedokładnie, nie zwracając uwagi na zaschnięte brudy. Myślami jest już daleko poza ścianami „snabbmat".

— Och i gotowe. — Wzdycha wielce przemęczona. Wyciera swoje mokre dłonie w szmatkę, po czym dokładnie sprawdza każdy paznokieć, czy nie uległ złamaniu lub zniszczeniu. Na przedłużane „szpony" należy uważać, ponieważ bardzo łatwo jest się ich pozbyć.

Odwiesza niechlujnie ścierkę na swoje miejsce, po czym wychodzi z tego miejsca. Mija Cornelię, która na moment przysiadła przy znajomym i rzuca jej znaczące spojrzenie.

— Radzę ci się sprężyć, bo już po pierwszej — zauważa niemiło, a następnie wymija ich i idzie na zaplecze.

Przebiera się w ekspresowym tempie, nie zwracając uwagi na wszelaki nieporządek. Nie ma zamiaru tutaj nic ruszać, albowiem każda z tych rzeczy zanurzona jest w ogromnym kurzu. Kobieta brzydzi się takich miejsc, dlatego pospiesznie wkłada na siebie swoje standardowe ubranie, w którym przyszła do pracy, po czym wychodzi z pomieszczenia służbowego. Rzuca kluczami w stronę zagadanej Cornelii mówiąc, aby zamknęła bar. Harris niechętnie się na to zgadza, lecz co ma innego do wyboru? Nie ma wyjścia, czeka ją jeszcze sporo obowiązków.

— Poczekaj tutaj, ja posprzątam i będę wolna — zapewnia młoda Szwedka, po czym wstaje ze swojego miejsca. Udaje się na moment w niepubliczną część lokalu, aby zabrać dużą zmiotkę i mopa, którego stawia przy ladzie. Najpierw zabiera się za porządne zamiatanie. W takim miejscu należy co jakiś czas wykonywać te czynności, nawet w czasie otwarcia baru. Gdyby się tego nie robiło, to by się nurkowało w ogromnym brudzie. Raczej wtedy wielu klientów nie gościłoby każdego dnia w „snabbmat".

Kiedy podłoga zostaje pozamiatana, kobieta odnosi potrzebny przyrząd, odkładając go w swoje miejsce. Wracając, przystaje jednak przy ladzie, nie dowierzając własnym oczom. Wpatruje się przez chwilę w postać Xawerego, który myje barową podłogę.

— Naprawdę chce ci się to robić? — pyta zdziwiona Cornelia, trwając w bezruchu.

— Nic mi się nie stanie, jak ci pomogę — odpiera niewzruszony mężczyzna, dokładnie szorując nawierzchnię. — Ej! Siedź tam i poczekaj aż wyschnie — nakazuje uniesionym tonem, ponieważ nie chce, aby jego praca poszła na marne.

Kończy mycie, po czym płucze mop w łazience baru, którą szybko odnalazł. Po wszystkim zanosi go w jego stałe miejsce przebywania, po czym wraca do swojej znajomej.

— Coś jeszcze masz do zrobienia?

— Wynieść śmieci... — odpowiada niepewnie. Jedyne o czym marzy, to wrócenie do swojego mieszkania i poddanie się silnej woli snu. Od kilku dni miała problemy ze zasypianiem, ale czuje, że po dzisiejszej zmianie nie będzie z tym kłopotów.

— Idź się przebrać, ja to zrobię — zapewnia chętnie Xawery, posyłając jej sympatyczne spojrzenie w dodatku z szerokim uśmiechem.

— Jesteś niesamowity. — Przytula się do niego, ale nie trwa to długo, bo już po chwili znika za drzwiami pomieszczenia służbowego. Od razu orientuje się, że Sonia nic nie ogarnęła tego miejsca. Nie przejmuje się tym jednak, ponieważ to nie należało do jej obowiązków.

Podchodzi do zabrudzonego lustra i przygląda się swojemu odbiciu. Wygląda na przemęczoną, mocno zapracowaną. Obok siebie dostrzega drugą postać, Xawerego, który dzielnie zmierza przez obszerny syf zaplecza, i przechodzi przez tylne wyjście, aby pozbyć się worków śmieci. Kobieta wzdycha ciężko, ale po chwili nabiera powietrza w płuca i przeczesuje swoje włosy. Mocny kucyk, po wielu godzinach pracy, stał się luźnym związaniem, które ledwie trzyma się na głowie. Cornelia jednym, zwinnym ruchem zdejmuje z nich frotkę i zakłada sobie na nadgarstek. Nie posiada szczotki, więc musi radzić sobie palcami. Rozczesuje włosy na tyle, na ile pozwalają jej warunki, po czym ponownie robi sobie ciasnego kuca.

Nie czekając na powrót mężczyzny, o czym zapomniała, wyciąga swoje ubranie z szafy i kładzie je na drewnianej ławce. Zdejmuje z siebie spoconą bluzkę, a następnie krótką spódnicę i odwraca je na prawą stronę. Kobieta nie lubi nieporządku w swoich rzeczach.

— Nawet fajne macie te... — zaczyna Xawery, wchodząc do pomieszczenia. Przerywa jednak kiedy widzi półnagą znajomą. Jego wzrok mimowolnie wędruje do jej piersi i oblizuje się znacząco. Jest mocno zaskoczony, że trafił akurat w takim momencie, przez co stoi wryty w podłogę i nie wie, co powinien ze sobą zrobić.

Kobieta nie jest inna. Również nie rusza ani na krok, patrząc na zaskoczonego znajomego. Nie zasłania się, ponieważ nawet przez myśl nie przeszło jej takie zachowanie.

Mężczyzna jednak szybko przytomnieje i pospiesznie odwraca się plecami do rozebranej Cornelii. Jest mu nadzwyczaj głupio, chociaż to nie pierwszy raz, kiedy widzi kobietę w takiej okazałości.

— Przepraszam — mówi delikatnie skrępowany. Jednak to Harris czuje się o wiele bardziej zawstydzona tą sytuacją. Ona także odzyskuje zdrowy rozsądek i równie szybko zakłada na siebie ubranie, zasłaniając intymne części ciała. Jej policzka różowieją z sekundy na sekundę, stając się mocno czerwone.

Wkłada firmowy strój do szafy, robiąc przy tym cichy hałas. Mężczyzna odchrząkuje znacząco, po czym jego suta rozchylają się.

— Jesteś gotowa? — pyta, drapiąc się po tyle głowy. Nie chciałaby powtórki z rozrywki, dlatego postanawia być ostrożnym.

— Tak... możesz się odwrócić — mówi spokojna kobieta, lecz w jej umyśle trwa zacięta walka o dominację myślową.

Razem wychodzą z zaplecza, a Cornelia zgarnia, rzucone przez Sonię, klucze, które nadal leżą na ladzie. Opuszczają lokal, a kobieta przekręca narzędzie w zamku drzwi.

— Zamknięte — szepcze pod nosem, ale dla pewności chwyta za klamkę. Ani drgnie.

Do samochodu Xawerego podążają w zupełnej ciszy. W czasie jazdy również nie odzywają się do siebie ani słowem. Sytuacja, która miała miejsce nie tak dawno, na zapleczu baru Rycharda, jest powodem do absolutnego milczenia obojga. Jest im zwyczajnie głupio. W głowie Cornelii panuje jednak szczególny nieład. Nie tylko to zdarzenie jest utkwione w jej umyśle. Obserwuje drogę w bardzo dokładny sposób. Wypatruje napastnika, jednak z drugiej strony, modli się, aby go nie ujrzeć. Nawet nie orientuje się, kiedy auto Xawerego przestaje się poruszać. Mężczyzna od jakiegoś czasu wpatruje się w profil znajomej, próbując zrozumieć, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Co jest powodem jej rozkojarzenia i ciągłego obserwowania wszystkiego dookoła. Pewien jest, że coś miało miejsce w niedalekiej przeszłości. Postanawia jednak nie naciskać na Cornelię, która jest rozchwiana emocjonalnie. Nie jest jej wrogiem, a przyjacielem, dlatego szanuje jej milczenie.

— Słuchaj, Cornelio — zaczyna niepewnie, sprawiając że kobieta odwraca się w jego stronę zaciekawiona. — Wiem, że coś miało miejsce — rozpoczyna temat, badając reakcję znajomej. — Nie chcesz, to wcale nie musisz mi o tym mówić — zapewnia w przyjacielski sposób. — Jeśli jednak poczujesz się z tym samotnie lub po prostu będziesz miała ochotę się wygadać... jestem. I zawsze dla ciebie będę. — Jego słowa wywołują gęsią skórkę na ciele młodej kobiety, które jest rozgrzane pod wpływem narastających odczuć.

W napływie emocji dwoje znajomych zbliża się do siebie, co jest skutkiem ich długiego i namiętnego tulenia się. Kobieta sama wtula się do swojego znajomego, w tym właśnie momencie przekraczają granicę między znajomi, a przyjaciele. Ich relacje są silne, w stanie są przetrwać naprawdę wiele złośliwości losu.

— Dziękuję — wyznaje wzruszona Cornelia. — Dziękuję za wszystko — dodaje, hamując napływający strumień łez.

Mężczyzna nie odpowiada ani słowem. Głaszcze spięte włosy przyjaciółki, dodając otuchy, której tak bardzo jej brakuje. Kobieta zaś kładzie głowę na jego ramieniu, oddając się swoim uczuciom. Ramirezem także władają silne emocje, które wywołane są nadmierną bliskością. Oddech Cornelii, który czuje na swojej skórze karku, powoduje że jego serce przyspiesza swój rytm. Myśl, że ktokolwiek mógł skrzywdzić niewinną kobietę, jaką jest Harris, doprowadza go do szaleństwa. Nie może tego znieść. Żądza zemsty uaktywnia się w jego umyśle.

Ta chwila ukazuje ich prawdziwe oblicze. To, jak bardzo słaba jest kobieta, słabość emocjonalna to jej najgorsza wada. Xawery natomiast zdejmuje maskę powagi absolutnej, w ten sposób pokazuje siebie. Prawdziwego Xawerego Ramireza. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top