Rozdział 19 cz.2

Po kilku minutach danie jest gotowe do konsumowania. Kobieta nakłada całość na mały talerzyk, wyjmując sztuciec z szuflady. Nie czuje się pewnie zaglądając do półek Alvy, lecz na tym polega opiekowanie się dzieckiem.

To normalne — tłumaczy sobie w myślach, kiedy skrępowanie jest za silne.

— Smacznego — życzy, kładąc naczynie z jedzeniem przed Agnes, która siedzi przy dużym stole.

— A ty nie jesz? — pyta mocno zdziwiona.

— Nie jestem głodna... — Wysila się na sztuczny uśmiech, lecz w głębi duszy umiera z głodu. Jadła dzisiaj jedynie śniadanie, a właśnie zbliża się godzina siedemnasta.

— Nie możesz nie być głodna — protestuje dziewczynka, zakładając ręce na piersi. — Ja jestem, więc ty też jesteś — przedstawia swoją logikę całkowicie poważnie. — Zjedz chociaż kanapkę — Agnes wygląda, jakby recytowała słowa swojej matki. Patrzy na kobietę proszącym wzorkiem.

— Nie odstąpisz, prawda? — Wzdycha Cornelia, wypuszczając powietrze ze swoich płuc. — No, dobrze. Jedną kanapkę.

Kobieta robi dokładnie tak, jak obiecała dziecku. Ponownie otwiera lodówkę i wyjmuje z niej odpowiednie przedmioty spożywcze. Widząc szynkę, nie może się oprzeć. Robi sobie dwie kanapki, po czym chowa rzeczy z powrotem do wnętrza chłodni. Zajmuje miejsce naprzeciwko Agnes.

— A teraz zjedzmy — poleca pewnie.

Obie zabierają się za jedzenie swoich potraw. Nie odzywają się do siebie, jedzą w zupełnej ciszy – tak jest najzdrowiej dla organizmu.

— Pyszna jajecznica — komentuje dziewczynka z pełną buzią jedzenia, co śmieszy Cornelię.

— To dobrze. Zjadaj wszystko. — Wskazuje na jej talerz, na którym znajduje się jeszcze co najmniej pół jajka. Dziecko robi zdegustowaną minę, po czym dotyka powierzchownie jedzenia widelcem.

— Najadłam się — mówi cichutkim głosikiem. — Osiem jajek to jednak za dużo...

Młoda Harris śmieje się na jej stwierdzenie. Jak dobrze, że nie wie, ile naprawdę ma ich na talerzu. Kobieta już dawno zjadła swoje dwie kanapki, dlatego siedzi i czeka aż dziewczynka zje swoją porcję.

— Nie dasz rady na pewno? — dopytuje, ponieważ nie chce zabrać jej jedzenia sprzed nosa, kiedy ma zamiar jeszcze je kończyć.

— Nie dam rady — odpowiada niemrawo, kręcąc przy tym głową. Kobieta przytakuje, po czym zabiera ze stołu brudne naczynia i od razu je zmywa.

— Zmywarka nie działa? — zadaje pytanie, a jej dłoń sięga boku czoła. Patrzy na nią, nie rozumiejąc.

— Zmywarka? — Marszczy brwi w zaskoczeniu. Rozgląda się po wnętrzu kuchni, szukając wspomnianego sprzętu.

— Tutaj! — Dziewczynka wskazuje przedmiot. — Nie widziałaś jej?! — Śmieje się dziecko z małej spostrzegawczości Cornelii.

— Ach to jest to... Tak, masz rację, nie zauważyłam — mówi kobieta, nie chcąc przyznawać się, że nie do końca wiedziała jak wygląda zmywarka do naczyń. Nie mówiąc już o tym, że nie ma pojęcia jak tym się posłużyć. — Wiesz, ja jednak umyje te naczynia sama... i tak już kończę — zapewnia, zabierając się za czynność.

Po kilku minutach obie siadają na niewielkiej kanapie, znajdującej się w kuchni i wpatrują się w przestrzeń przed sobą. Agnes nie dotyka podłogi, dzięki czemu może swobodnie poruszać swoimi kończynami w powietrzu. Zaplata nogi ze sobą, aby po chwili z powrotem je uwolnić z objęć.

— Jest tu gdzieś w okolicy plac zabaw? — Cornelia wpada na dość spontaniczny pomysł, który od razu podoba się młodej Karlsson.

— Tak! Mama mnie tam zabiera, ale nie często — mówi i wstaje energicznie ze swojego miejsca. Jest mocno podekscytowana tym tematem. Jak każde dziecko uwielbia przebywać na zewnątrz, szczególnie bawiąc się na placu zabaw.

— Okej, to chodźmy...

Nie trzeba jej dwa razy powtarzać, ponieważ dziewczynka już znajduje się przy drzwiach w połowie czynności zakładania butów.

— Muszę zakładać kurtkę? — Patrzy na nią proszącym wzorkiem.

— Dzisiaj jest ciepło, naprawdę ciepło — zastanawia się głośno. — Nie, nie musisz. Ja też zostawię — decyduje w końcu, odwieszając płaszcz, który trzyma w rękach.

Kiedy obie są już gotowe, drzwi od domu zamykają się, a Agnes chwyta Cornelię za dłoń, co wywołuje u kobiety ciepło na sercu. Dziewczynka prowadzi kobietę w stronę placu zabaw, gdyż sama nie zna drogi. Pierwszy raz znajduje się w innej dzielnicy, zazwyczaj przesiaduje jedynie w Rinkeby. Obserwuje okolicę w sposób ciekawy, zwracając uwagę na szczegóły. Porównuje dzielnice, jakby miało jakiś głębszy sens i cel. To, co rzuca się na pierwszy rzut oka, to budynki. W Bromsten są one nowocześniejsze, nie widać z daleka, że mają po sto (czy nawet więcej) lat. Regeneracja to coś, o co dbają przedsiębiorcy tej dzielnicy. Rinkeby jest jakby poniekąd zapomniane. Od jakiegoś czasu już zamieszkują ją obcokrajowcy, przez co nikt nie chce inwestować pieniędzy w coś, gdzie i tak nie mieszka większość Szwedów.

— O! To tutaj! — Agnes wskazuje na nieduży plac zabaw, ogrodzony dookoła wysokim ogrodzeniem.

Wchodzą na teren zabaw, po czym Cornelia wybiera pierwszą z brzegu ławkę i na niej siada, pozwalając dziewczynce na zabawę. Dziecko podchodzi do domku z przeszkodami, który kończy się zjazdem zjeżdżalnią w sam środek góry piachu. Widać, że to jej ulubiona forma zabawy, a nawet budowla na tym placyku.

W miejscu zabaw nie ma wielu dzieci, być może ze względu na godzinę – zbliża się wieczór, z reguły ludzie dopiero wracają z pracy i nie mają już sił na wyjście z dzieckiem.

Na placu zabaw jest kilka budowli, które fascynują swoim wyglądem i zachęcają urwisy do zabawy. Nie jest on jednak duży, ponieważ nie ma nawet miejsca, posesja nie pozwala na więcej zabaw. Jednak tutejszym dzieciom wcale to nie przeszkadza.

— Ciocia! — woła uradowana dziewczynka, co wprawia kobietę w zaskoczenie. Ciocia? — Pohuśtasz mnie? — Agnes staje tuż przed nią, prosząc o pomoc w bujaniu na huśtawce.

— Jasne — odpiera Cornelia, wstając ze swojego miejsca na ławce. Idzie za dziewczynką, która kieruje ją do huśtawek. Wskakuje jednym sprawnym ruchem na siedzisko, po czym patrzy wyczekująco na zaskoczoną kobietę. W powolnym tempie dociera do dziecka, chwyta za łańcuch i zaczyna bujać.

— Wyżej, wyżej — prosi Agnes, lecz młoda Szwedka nie jest pewna, czy powinna nadal bujać dziecko.

— Nie boisz się, że spadniesz? — Wpatruje się w jej małą twarzyczkę zdziwiona jej odwagą.

— Nie — odpiera krótko i ponownie się domaga znalezienia się na większej wysokości.

Cornelia postanawia nie komentować jej zachowania i nadzwyczajnego charakteru, a jedynie wykonać jej prośbę. Agnes jeszcze kilkakrotnie ponawia swoje domagania, lecz przy ostatnim razie kobieta nie ulega dziecku. We wszystkim powinny być granice, ale tego już chyba dziewczynka nie dostrzega.

— Chcę iść teraz na wspinaczkę — informuje, wskazując na inny obiekt. Młoda Szwedka spogląda w tym kierunku, lecz nie jest przekonana czy na pewno pięcioletnie dziecko powinno korzystać z tego sprzętu.

— Umiesz się wspinać na tym? — Mruży jedno oko, wpatrując się w twarzyczkę osoby przed sobą.

— Tak! Rzadko spadam — odpowiada dziecko i już jej nie ma. Biegnie niczym burza w stronę wspomnianego obiektu i wspina się w ekspresowym tempie. Kobieta, kiedy patrzy na to, nie może powstrzymać zbyt mocno bijącego serca oraz potu, który zdążył wydzielić się w jej organizmie. Pociera dłonie o spodnie, a następnie przedramieniem ściera słoną ciecz ze swojego czoła. Jest podenerwowana poczynaniami dziewczynki, gdyż nie zna jej możliwości i nie wie, czy na pewno da sobie radę. Podchodzi pospiesznie do obiektu, na którym bawi się Agnes, i staje w bezpiecznej odległości. W razie czegoś chce mieć pewność, że zdoła złapać lecące ciało dziecka.

— Widzisz jak sobie radzę! — krzyczy do niej dumna dziewczynka, kiedy jej stopa dotyka ostatniego, najwyższego szczebla wspinaczki.

— Trzymaj się! — odkrzykuje zestresowana Cornelia, kiedy dziecko puszcza jedną dłoń, żeby pomachać kobiecie. Pospiesznie wykonuje gest wzajemności, aby jak najszybciej ponownie się trzymała.

— Radzę sobie! — Głos Agnes rozbrzmiewa po placu zabaw, przez co wiele rodziców spogląda na pięciolatkę.

— Dobrze, możesz już zejść! — Młoda kobieta bardzo martwi się o dziecko, dlatego wolałaby jednak, żeby było ono na stałym gruncie.

Dopiero kiedy dziewczynka staje na piachu, jej stopy nie wiszą już w powietrzu, ciemnowłosa idzie z powrotem na wcześniejszą ławkę, lecz już wie, aby nie spuszczać Agnes z oczu. To jest chodzący wulkan energii, nigdy niewiadomo, co może jej wpaść do głowy.

— A pobujasz mnie na koniku? — Po jakimś czasie znowu przybiega do Cornelii i pyta zdyszanym głosem.

— No dobrze, ale będzie to już ostatnia zabawa i wracamy do domu — zastrzega stanowczym tonem, gdyż dobrze wie, że nie można pobłażać dzieciom, bo mogłyby na za wiele sobie pozwalać i nie traktować osoby poważnie.

— A czemu tak wcześnie? Przecież dopiero przyszłyśmy...

— Jesteśmy tu już dwie godziny, Agnes...

— Och, naprawdę? Ale przecież to mało! — protestuje stanowczo dziecko, co nie podoba się kobiecie.

— Agnes, dwie godziny zabawy to naprawdę dużo. Wystarczy już. Teraz pójdziemy na tego konika i wracamy do domu — objaśnia swój plan młoda Harris, po czym podnosi się z pozycji siedzącej.

— No dobrze...

Kobieta jest konsekwentna, dlatego po zabawie na koniku, którą i tak Agnes ciągle przedłużała, opuszczają ogrodzenie placu zabaw i wracają do domu tą samą drogą, co poprzednio.

— Podobało ci się? — dopytuje Cornelia, kiedy dostrzega znaną furtkę posesji Alvy. Spogląda na dziecko, lecz jej mina jest mocno kapryśna.

— Tak, ale mogłoby być dłużej...

— Byłyśmy naprawdę długo — zapewnia stanowczo kobieta, otwierając drzwi od domu.

— Chce mi się pić — wyznaje dziewczynka, kiedy zdejmuje swoje buty. Cornelia idzie do kuchni i rozlewa napój do dwóch szklanek, z czego jedną podaje dziecku.

— To, co... może ugotujemy obiad? — proponuje kobieta, kiedy dociera do niej, że pięcioletnie dziecko powinno jeść nieco więcej i zdrowiej, niż ona w obecnej sytuacji.

— Zjadłabym coś, gdzie jest dużo mięsa!

— Lubisz mięso?

— Kocham! — odpowiada entuzjastycznie Agnes.

Młoda Harris otwiera lodówkę i przelatuje ją swoim badawczym wzorkiem. Natrafia na nieco mięsa w kawałku, dlatego pomysł również wpada jej do głowy.

— To może zrobimy kotlety faszerowane?

— A co to jest? — dopytuje zaintrygowana dziewczynka, przyglądając się poczynaniom ciemnowłosej, która wyjmuje z chłodni odpowiednie składniki.

— Takie mięso, w którym znajdują się inne składniki... na przykład warzywa — wyjaśnia krótko, stawiając spożywkę na blacie kuchennym.

W takiej kuchni aż chce się gotować — myśli zadowolona Cornelia, rozglądając się po wnętrzu. — I miejsce, i składniki są... po prostu raj dla kucharzy amatorów.

— Brzmi pysznie — komentuje dziecko. — Mogę jakoś pomóc? — Kobieta myśli przez chwilę, po czym podaje dziewczynce cebulę i każe jej ją obrać.

W ten właśnie sposób wspólnymi siłami przygotowują smaczny obiad dla trójki osób – je dwie oraz Alva, która wróci zapewne zmęczona i głodna z pracy.

— Okej... to teraz na patelnię — mówi kobieta, nakładając pierwsze mięso na rozgrzany przedmiot kuchenny. Po całym domu roznosi się smakowity zapach pieczonego mięsa, który wzbudza jedynie kubki smakowe osób, będących w jego wnętrzu.

— Chcę spróbować! Kiedy będziemy jeść? — dopytuje zniecierpliwione dziecko, które od dłuższego czasu pałęta się pod nogami zajętej Cornelii. Kobieta musi w bardzo umiejętny sposób operować patelnią i mięsem, aby nie oparzyć Agnes.

— Już ostatnie smażę — obiecuje młoda Szwedka zgodnie z prawdą i poleca dziecku, żeby zasiadła już do stołu. Międzyczasie odcedza ugotowane ziemniaki, które nastawiła pół godziny temu. Nakłada dwie porcje na osobne talerze. Czynność tą wykonuje z dbałą rozwagą. Kotlety faszerowane warzywami, młode ziemniaki oraz ogórki konserwowe... tak, to brzmi smakowicie.

— Smacznego — życzy kobieta, a na jej twarzy gości szeroki uśmiech zadowolenia.

— Mm, jakie to pyszne! — Mówi Agnes, która zdążyła już spróbować mięsa. To właśnie ono ją najbardziej intrygowało.

— Cieszę się, że ci smakuje — wyznaje szczęśliwa.

— Mogłabyś częściej u nas być — mamrocze z pełną buzią. — Mama rzadko kiedy gotuje — dodaje, ale nie przejmuje się tym za bardzo – a przynajmniej tego nie widać.

Reszta obiadu przebywa w milczeniu. Nie mają tematów do rozmów, zresztą w końcu tak powinna wyglądać poprawna pora obiadowa – w ciszy. Kiedy talerze zostają puste, a brzuchy wręcz pękają w szwach, Cornelia ponownie zabiera się za zmywanie wszystkich naczyń. Nie fatyguje się z obsługą skomplikowanego dla niej sprzętu, ponieważ uważa, że sama szybciej się tym zajmie.

— Tata zawsze kazał mamie zmywać w zmywarce — wyznaje Agnes, która podaje kobiecie brudne naczynia.

— A gdzie jest twój tata? — Młoda Szwedka wykorzystuje okazję do dowiedzenia się czegoś więcej o wspomnianym człowieku.

— Mój tata wyjechał... był niedobrym człowiekiem, dlatego nie mógł z nami tutaj zostać — wyjaśnia.

— Niedobrym człowiekiem? To co on takiego robił? — pyta Cornelia, odkładając mokry talerz do suszarki.

— Mama mówiła, że miał kolegów złych ludzi, którzy robili złe rzeczy — mówi dziewczynka. — Kiedyś do nas wróci... mama obiecała. — Agnes przystaje obok kobiety, opierając się o kant blatu. — Czasami go odwiedzamy z mamą — dodaje, a słowa dziecka wzbudzają zainteresowanie w Cornelii.

— To gdzie on teraz jest?

— W miejscu gdzie są źli ludzie — odpowiada obojętnie. — Ale dla mnie on nie jest zły. Kocham tatę. — Jej przesłodzony głos wymawia pewnie słowa.

— Dobrze — odpiera zamyślona Harris, kończąc zmywanie. — Chcesz poczytać bajkę? — Wyciera mokre dłonie w kolorową ścierkę, po czym odwiesza ją w miejsce, z którego ją wzięła.

— Ja nie umiem czytać — mówi pospiesznie dziewczynka, kręcąc przy tym głową i wzruszając ramionami.

— Oj, wiem... ja przeczytam, a ty tylko wybierzesz — wyjaśnia rozbawiona kobieta. Ten pomysł ewidentnie podoba się dziecku. Wspólnie idą do pokoju Agnes, gdzie dziewczynka wybiera książkę o smoku ziejącym potężnym ogniem.

— Lubię tę bajkę — wyjawia dziecko, podając lekturę.

— Znasz już ją? — Kobieta ogląda okładkę, czekając na odpowiedź.

— Tak. Mama mi ją czytała kilka razy... — odpiera, zgarniając niesforne włosy z twarzy. — Ale lubię jej słuchać — dodaje. Siada na łóżku obok kobiety i opiera się o ścianę, podkulając nogi pod brodę.

— W takim razie czytamy — apeluje zabawnie Cornelia, uchylając pierwszą stronę książki.

Agnes przez cały czas słucha z ogromną uwagą tego. Jest zafascynowana historią o smakach, dlatego nie odrywa wzroku od lektury, jakby to właśnie ona czytała opowieść. Co jakiś czas pojawiają się rysunki, a wtedy młoda Szwedka pokazuje strony dziewczynce.

Po około godzinie efektywnego czytania książki dobiegła ona końca. Mina dziecka ulega drastycznej zmianie z zaciekawionej na smutną.

— Pisanie bajek musi być bardzo fajne — myśli głośno dziewczynka. — Skąd oni mają pomysły na takie bajki? — Patrzy na Cornelię wyczekującym spojrzeniem.

— Wiesz, same wpadają do głowy.

— A ty skąd wiesz? — dopytuje dociekliwie.

— Napisałam kiedyś bajkę... — zaczyna niepewnie, przyglądając się reakcji młodej Karlsson.

— O ja! — Nabiera powietrza. — A przyniesiesz następnym razem? Przeczytasz mi? — prosi podekscytowana, co wywołuje uśmiech na ustach kobiety.

— Oczywiście — odpiera dumnie, a zarazem szczęśliwie Harris.

Przez chwile trwają w ciszy, lecz nie jest to męczące. Dziecko przygląda się okładce książki, dlatego ciemnowłosa nie rusza lekturą, którą nadal trzyma w swoich dłoniach.

— Szybko się skończyła — stwierdza przygnębiona Agnes.

— Wszystko, co dobre szybko się kończy. — Wzdycha młoda Harris, przytaczając stare powiedzenie Lidii na temat uciekającego czasu. Dziewczynka jednak przestaje słuchać kobiety i wstaje ze swojego miejsca. Rozgląda się uważnie po pokoju, po czym odnajduje szukany przedmiot. Siada na podłodze, wyjmując jedno z pudeł, w którym znajdują się zabawki.

— Chciałabym wybudować wieżę tak dużą, jak ta, w której mieszkał smok z książki! — wyznaje zadumane dziecko. Cornelia wzdycha przeciągle. Wstaje z łóżka i odkłada lekturę na półkę, gdzie znajdują się inne.

— Pomożesz mi? — pyta, a w jej głosie słychać wyraźną prośbę.

— Oczywiście — mówi wesoło, podchodząc do dziecka, siedzącego na podłodze. Sama także zajmuje miejsce obok Agnes i wspólnymi siłami wysypują zawartość pudła z klockami. Dziewczynka przelatuje wzorkiem przedmioty i wybiera największe z nich, odrzucając całą resztę na bok.

— Tamta wieża była bardzo duża... nie wiem czy wystarczy mi klocków. — Głośne westchnięcie roznosi się po pomieszczeniu, odbijając od ścian.

— Zrobimy wieże ze wszystkich klocków — stwierdza Cornelia, która zabiera się do roboty. Ustawia kolejno cztery fragmenty, po czym następnymi łączy całość w jedność. Powtarzają tą czynność wiele razy nim dobiegają do końca budowli. Ostatni klocek przypomina Agnes, a jej twarz aż promienieje z radości i dumy.

— Jest duża! — zauważa, spoglądając na wieżę. Staje nieco dalej, aby móc dokładnie jej się przyjrzeć. Patrzy na nią badawczym wzorkiem, od dołu do góry. — Jest wyższa ode mnie! — Kobieta śmieje się, widząc reakcję dziecka.

Chyba rzadko kiedy ktoś się z nią bawi tak długo... — myśli Cornelia, patrząc na widok przed sobą.

— Wiesz co, ciociu — zaczyna dziewczynka, nadal nie odwracając wzorku od wspólnego dzieła. — Zjadłabym kanapkę — wyznaje cichym głosem.

— Oczywiście, ale najpierw trzeba tutaj posprzątać. — Młoda Szwedka wskazuje na wysoką wieżę, którą udało im się stworzyć wspólnymi siłami i wielkim zaangażowaniem.

— A nie można później? — dopytuje, proszącym wzorkiem. — Jestem głodna!

— Przecież to chwilka roboty, Agnes, nie przesadzaj, że nie wytrzymasz dziesięciu minut — tłumaczy zaciekle kobieta, zwracając się grzecznie do dziecka. Trzeba jednak pokazać swoją stanowczość.

Dziewczynka więcej się nic nie udziela, a zamiast tego zabiera się za sprzątanie zabawy. Rozdziela klocki na pojedyncze fragmenty, po czym wkłada je z powrotem do pudła.

— I co? Tak ciężkie to było? — Właśnie wrzucają ostatni ślad zabawy.

— Z twoją pomocą poszło szybko. — Zaciera dłonie, po czym wyciera je w swoje spodnie. — A teraz chodźmy na kanapki! — Entuzjazm bije od niej na kilometr.

— Dobrze — odpiera Cornelia i zaprowadza dziecko do kuchni, gdzie przygotowuje kilka kolorowych kanapek.

— Super — komentuje uradowana Agnes i od razu zabiera się za jedzenie, nie mogąc się powstrzymać.

W kuchni znajduje się zegar, na który pada wzrok kobiety. Wskazówki ukazują godzinę dwudziestą pierwszą, co oznacza, że dziewczynce nie pozostało wiele czasu do pory snu. Cornelia przypomina sobie słowa Alvy, która prosiła, aby jej córka poszła spać przed dwudziestą drugą.

— Zjedz kolację i pójdziemy się już położyć, dobrze?

— Zawsze przed spaniem oglądam bajki — zauważa dziecko błagalnym tonem. Kończy ostatnią kanapkę, łapiąc się za pełen brzuch.

— Dobrze, więc masz jeszcze jakąś godzinkę na oglądanie — stwierdza młoda Harris, po czym zabiera pusty talerz sprzed dziewczynki.

— U mnie w pokoju. — Prowadzi kobietę z powrotem do wnętrza swojego gniazdka i poleca usiąść na łóżku. Cornelia jednak zajmuje miejsce na podłodze, opierając się o legowisko dziecka. Agnes włącza telewizor i przełącza na bajki, które znajdują się na przenośnym dysku, podpiętym do sprzętu elektronicznego. O tej godzinie nie ma już filmów dla dzieci puszczanych.

Dziewczynka ogląda bajki, dopóki jej powieki nie zaczynają robić się ociężałe, a sama układa się w wygodnej pozycji. Kiedy kobieta spogląda na dziecko, ta już smacznie śpi. Postanawia nie budzić jej na przebranie się w piżamę czy wykąpanie – „dzień dziecka" jej również się należy. Sama jednak wstaje ze swojego miejsca, lecz okazuje się to niełatwym zadaniem. Nogi ścierpły jej wystarczająco bardzo, aby mieć trudności z utrzymaniem ciała. Podtrzymuje się ściany, żeby nie upaść, i stara się je rozchodzić. Po krótkiej chwili na szczęście udaje się i z powrotem czuje swoje kończyny, co więcej, może nimi władać. Cichutko zamyka drzwi od pokoju dziewczynki, upewniając się, że wyłączyła telewizor – nie chce marnować niepotrzebnie prądu.

Sama rozgląda się po domu. Trafia na przejrzysty salon, więc wchodzi do środka i przelatuje go badawczo wzorkiem. Jej oczom ukazuje się wielki telewizor, o wiele większy od tego, który stoi w pokoju Agnes. Pokusa jest zbyt silna, dlatego ulega i zasiada na wygodnej i eleganckiej kanapie. Włącza urządzenie i opiera się przyjemnie o miękkie oparcie mebla.

— Jak ja dawno nie oglądałam telewizji — szepcze pod nosem kobieta, wspominając czasy sierocińca. To właśnie tam ostatni raz miała do czynienia z telewizorem i to też nieczęsto, gdyż znajdował się on w świetlicy, a tam przesiadywało zawsze najwięcej dzieci i młodzieży. Cornelia nie chciała nigdy pchać się w tłum.

Klika przyciski na pilocie, który trzyma w prawej dłoni, szukając czegoś interesującego. Natrafia na wiadomości z całego dnia, lecz pospiesznie je przełącza. Już dość dowiaduje się spacerując po mieście i rozmawiając z przypadkowymi ludźmi.

Pozostawia jednak na serialu, o którym nigdy wcześniej nie słyszała. Nie ma pojęcia, o co w nim chodzi, a jest to kolejny z rzędu odcinek, ale wcale jej to nie przeszkadza. Tak dawno miała styczność z tym sprzętem elektronicznym, że wcale nie zwraca uwagi, co ogląda – byleby to robić. Wpatruje się w kolorowy odbiornik, zastanawiając się, jak to jest stworzone. Kobietę od zawsze fascynowała technologia i nauka, lecz rzadko kiedy ma możliwość praktykować swoje zainteresowanie.

Stosunkowo krótko jednak jej wzrok wpatrzony jest w przelatujący obraz na ekranie, ponieważ i jej powieki powoli opadają, sugerując, że jej organizmowi brakuje snu. Chwilę walczy z natrętnym zmęczeniem, lecz w końcu i ona poddaje się i odpływa w niebiosa rozkoszy sennych.

Około trzeciej nad ranem do domu wraca zmordowana pracą Alva. Zdejmuje z siebie ubranie wierzchnie i zagląda do pokoju córki. Kiedy widzi śpiące dziecko, uśmiech sam wkrada się na jej usta. Jest dumna z Agnes, bardzo cieszy się, że ma tak wspaniałą córkę. Swoim zachowaniem przypomina wiele matek, które nad życie kochają swoje pociechy. Matczyna miłość jest bardzo silna i ma magiczną moc, która sprawia, że nic więcej do szczęścia nie jest potrzebna. Jedynie własne towarzystwo i pewność, że wszystko jest w porządku – to wystarczy do pełni mentalnego szczęścia.

Zamyka z powrotem drzwi. Nie złości się nawet, że dziewczynka śpi w codziennych ubraniach, zapewne bez wieczornego prysznicu. Odgarnia swoje włosy z twarzy i przegląda resztę domu w poszukiwaniu Cornelii. Kiedy wchodzi do salonu, stara się być wystarczająco cicho, aby nie obudzić śpiącej kobiety, którą dostrzega w samym progu. Spogląda na telewizor i przez moment wgapia się w jego ekran, nie mogąc oderwać wzorku. Telewizja to ogromna strata czasu i uzależniająca rozrywka, dlatego warto znać umiar we wszystkim, co więcej, potrafić sobie stawić słupek ze znakiem „stop" i tego przestrzegać.

Alva przez chwilę zastanawia się, czy budzić znajomą, lecz dochodzi do wniosku, że to właśnie tak powinna się zachować. Podchodzi do kanapy i potrząsa delikatnie bezwładnym ciałem Cornelii. Kobieta jednak bardzo szybko wybudza się ze swojej nierealnej rzeczywistości i spogląda zaskoczona na koleżankę.

— Och, już jesteś — mamrocze zaspanym głosem. Przeciera twarz dłonią, po czym odgarnia włosy z twarzy, zakładając ich kosmyki za ucho.

— Nie wiedziałam, czy mam cię budzić — zaczyna niepewnie kobieta.

— Dobrze, że mnie obudziłaś... muszę wrócić do domu. — Ciemnowłosa przypomina sobie o umówionym spotkaniu z Xawerym i pospiesznie wstaje z kanapy. — Która jest godzina?

— Gdzieś po trzeciej — odpowiada mimowolnie, przyglądając się twarzy znajomej.

— Muszę wracać — stwierdza zaalarmowana kobieta, powtarzając swoje słowa.

— Skoro musisz — odpiera Alva, wyłączając telewizor. — W takim razie odprowadzę cię chociaż do drzwi — proponuje i wykonuje czynność. Stają przed drzwiami, gdzie Harris wkłada swoje buty i płaszcz. Nawet nie zastanawia się nad założeniem okrycia. Człowiek, który dopiero co się obudził, czuje całkiem inaczej temperaturę, dlatego kobieta niemal dygocze z braku ciepła.

— Dziękuję ci, że zostałaś z Agnes. Była grzeczna?

— Tak, była grzeczna. To bardzo mądre dziecko — komentuje sympatycznie. — Nie masz za co mi dziękować. Zrobiłam to, co czułam za dobre. — Cornelia raz jeszcze zerka na wspaniały dom kobiety. — Do jutra. — Macha ręką przed twarzą blondynki, po czym wychodzi z jej posiadłości. Ma jednak nadzieję, że to nie jest ostatni raz, kiedy widzi Agnes. Zdążyła polubić dziewczynkę i chciałaby jeszcze się z nią zobaczyć.

Może będę miała taką okazję — myśli kobieta, podążając chodnikiem wprost do swojego mieszkania. O tej godzinie nie kursują już autobusy, a na nocny nie ma co czekać, ponieważ akurat w tym czasie go tutaj nie ma. Takim właśnie sposobem zmuszona jest do samotnego spaceru w środku nocy. Otaczają ją jedynie kołyszące się drzewa, a właściwie ich gałązki wraz z liśćmi. Co jakiś czas przechodzi obok zapalonych latarni miejskich, lecz są one ustawione w znacznych odległościach, dlatego zdarzają się momenty, w których jest dosyć ciemno.

Kobieta przeciera swoje nadal zaspane oczy i stawia kolejno stopy, aby tylko poruszać się do przodu. Jest bardzo zmęczona, a ta krótka drzemka jedynie pogorszyła jej samopoczucie. Delikatny kaszel również daje o sobie znać, sugerując przeziębienie ciemnowłosej. Od jakiegoś czasu miewa już objawy choroby, lecz nie ma zamiaru nic z tym robić. Nie będzie marnować pieniędzy na lekarstwa, tym bardziej że praktykuje leczenie ziołami, które zawsze zaparza jej Lidia. Staruszka zna wiele „przepisów" na przyrządzenie skutecznych wywarów z kilku liści, który pomaga na lekkie choroby.

Droga do mieszkania zajmuje jej grubo ponad godzinę, lecz nie żałuje. Wie, że w życiu należy pomagać, dlatego bez cienia wątpliwości zrobiłaby to ponownie. Zresztą zobaczenie się z Agnes byłoby dla niej czymś radosnym. Oderwanie się od rzeczywistości i zagłębienie w życie takiego małego dziecka (pięciolatka to przecież maluch jeszcze), jest dość sukcesywne w dostrzeżeniu otaczającego świata. Można wiele się dowiedzieć i zrozumieć. To, jak dzieci postrzegają świat, jest bardzo interesujące, a przede wszystkim znacznie różni się od tego, co widzą dorośli.

Cornelia cicho wchodzi do swojego mieszkania. Jest bardzo zmęczona drogą powrotną, ale też szczęśliwa. Lidia już dawno smacznie śpi, dlatego kobieta obchodzi się bardzo ostrożnie ze wszystkim, co robi. Nie chce obudzić staruszki. Sama także wykonuje podstawowe czynności i kładzie na materacu w celu oddanie się w ramiona przyjemności, jakie niosą marzenia senne. Kiedy jej ciało zapada w błogi sen, na ustach kobiety pojawia się delikatny uśmiech. To symbol zadowolenia z dzisiejszego dnia. Oby było takich więcej... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top