Rozdział 12 cz.1

Rinekby, Szwecja

12 marca 2011r., godz. 13:00

Cornelia od samego rana nie może nigdzie znaleźć dla siebie miejsca. Przenosi się z kąta do kąta, by zacząć czynność, której i tak nie kończy. Dzień spędza w mieszkaniu, nie wybiera się nawet na plac, żeby recytować. Nie ma do tego głowy, nie dzisiaj.

— Proszę, wypij. — Lidia podaje jej kubek pełen ziołowej herbaty. Dziewczyna spogląda niepewnie w jej kierunku, po czym napaja się intensywnym zapachem.

— Zioła? — zgaduje.

— Na uspokojenie. — Przytakuje głową gospodyni, wskazując na naczynie.

— A one nie uzależniają? — Nasuwa się myśl młodej Szwedce, która uważnie przygląda się zawartości kubka.

— W dużych ilościach — potwierdza staruszka, podchodząc do wysokiej szafy. — Ty ich tyle nie pijasz — dodaje, tym samym rozwiewając przypuszczenia dziewczyny. Lidia wybiera z szafy eleganckie ubranie, a następnie znika w łazience. Cornelia zaś w tym czasie wypija gorącą herbatę, która skutecznie rozgrzewa jej ciało. Tego dnia jest piękna pogoda, nie sypie śnieg, nie pada również deszcz. Przyjemnie jest patrzeć przez otwarte okno, co właśnie robi dziewczyna. Wietrzy mieszkanie, a tym samym napaja się promieniami słonecznymi, które uderzają prosto w jej twarz. Po niedługiej chwili Lidia wraca do swojego pokoju, aby oświadczyć swojej podopiecznej, że musi wyjść do pracy.

— Nie martw się, wszystko pójdzie jak z płatka. — Staruszka stara się dodać otuchy zestresowanej Cornelii, która od samego rana tylko podgryza swoje, i tak krótkie, paznokcie. — A, właśnie! Mam coś dla ciebie! — Kobieta ponownie podchodzi do szafy, kiedy przypomina sobie o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Z głębi mebla wyciąga wieszak, na którym bezwładnie spoczywa niebieski materiał. Przystawia go do ciała Cornelii, jakby chciała sprawdzić czy będzie pasować. — To dla ciebie... żebyś pokazała się z jak najlepszej strony.

— Naprawdę? — Dziewczyna niedowierza własnym oczom. Przed nią znajduje się cudowna sukienka, której sama nie kupiłaby w życiu. Przygląda się ubraniu, a jej mina wyraża zaskoczenie z przebłyskami szczęścia. Nie jest wyzywająca, a swoją długością może zaskoczyć wiele osób. Jest to kreacja do samych kostek tak, aby materiał nie szurał po nawierzchni. Jej rękawy są długie, ale cienkie. Uwidoczniony został także delikatny dekolt, który w żadnym stopniu nie powinien krępować dziewczyny.

— I jak się podoba? — dopytuje ciekawska Lidia, obserwując reakcję młodszej z nich. Cornelia robi rzecz niespodziewaną, ponieważ zamyka staruszkę w mocnym uścisku, który ma na celu wyrażenie jej ogromnej wdzięczności.

— Jest cudowna — mówi przez łzy wzruszenia. Miłe gesty nie są codziennością życia dziewczyny, dlatego nie potrafi ich przyjmować z lekkością. Zawsze wywołują u niej ogromne emocje. — Dziękuję — wyznaje szczerze, odklejając się. Wyciera swoje mokre policzka i pociąga charakterystycznie nosem.

— Najważniejsze, że ci się podoba. — Uśmiecha się staruszka, po czym dodaje pewna swoich słów. — Na pewno olśnisz każdego.

— Nie wymagam tego — odpiera Cornelia, pokiwując głową. — Nie chcę się ośmieszyć, to jest dla mnie ważne — oznajmia, a z jej głosu można wywnioskować, że jest mocno zestresowana.

— Wiem. — Starsza kobieta poprawia swoje ubranie, po czym zaczesuje włosy do tył, sprawiając wrażenie „ulizanych". — Ja już muszę iść — informuje pospiesznie, a chwilę później słychać jedynie cichy trzask zamykanych drzwi. Młoda Szwedka nabiera ciężko powietrza w swoje zaciśnięte płuca, aby następnie wypuścić je z charakterystycznym świstem. Podchodzi do lustra, które znajduje się w łazience, i wpatruje się w swoje odbicie. Wygląda dobrze, naprawdę dobrze. Przygląda się sylwetce, która w tej stylizacji wydaje się być szczuplejsza niż zazwyczaj. Włosy są jeszcze nieco rozczochrane, ale szybko naprawia tę niedoskonałość i moment później, obserwuje rezultat, który także zaskakuje. W tej chwili są dwie rzeczy, których może jej brakować – makijażu, na który jej nie stać oraz odpowiednich butów. Obmywa twarz zimną wodą, delikatnie wsmarowując ciecz w skórę, aby oczyścić ją od zbędnych defektów. Chwyta tubkę pasty, z której nakłada niewielką jej ilość na szczoteczkę. Myje zęby powolnie, lecz przez stres, jaki ją trzyma, nie jest w stanie robić tego dokładnie. Kiedy kończy, obmywa przedmiot zimną wodą i odkłada na swoje miejsce. Raz jeszcze spogląda na lustro, napotykając swój przerażony wzrok. Bierze dwa głębokie wdechy, starając się uspokoić. Niepewność i lęk dominują nad wszystkimi innymi emocjami. Nie jest przekonana do tego dnia, nigdy wcześniej nie miała możliwość obcować z tyloma nieznanymi jej osobami. Czuje się zwyczajnie przytłoczona zaistniałą sytuacją. Wychodząc z łazienki, zerka na zegar i orientuje się, że nie ma zbyt wiele czasu. Pospiesznie udaje się do szafki na buty, szukając odpowiednich, ale nie znajduje nic, co pasowałoby do sukienki.

Nie założę przecież kozaków! — myśli mocno zestresowana. Chciałaby wyglądać naprawdę dobrze, a tymczasem nie wie jakie obuwie dopasować do swojego stroju. Nie zna się na modzie ani nawet nie interesuje, więc kompletowanie ubrania nie jest jej najmocniejszą stroną. Postanawia przejrzeć szafkę Lidii, poszukując szczęścia. Przekłada buty z miejsca na miejsce, kiedy w końcu znajduje te jedyne. Nie zastanawia się długo, a zwinnym ruchem wyjmuje czarne obcasy z szafki. Zakłada je na swoje gołe stopy, stwierdzając, że są idealne rozmiarowo. Uśmiech sam wkrada się na jej pełne usta. Czas goni, dlatego „dopina ostatnie guziki" i chwilę później staje po drugiej stronie drzwi wejściowych, ubrana w zwiewną suknię, wysokie obcasy oraz swój długi, ciepły płaszcz. 

Zamyka mieszkanie, chowając klucz do kieszeni swojego odzienia. Pokonując nierówne schody kilkusetletniej kamienicy, mija sąsiadów, których nie miała okazji spotkać od wieków. Niemalże zapomniała o tym, że ktoś jeszcze mieszka w tym samym budynku – tak długo nikogo nie widziała.

— Dzień dobry — kłania się, okazując szacunek starszej kobiecie, zamieszkującej mieszkanie niżej. Sąsiadka jednak wykazuje się obojętnością wobec Cornelii. Nie odpowiada na jej powitanie, co więcej, przygląda się kobiecie w sposób zagadkowy, jakby pierwszy raz ją na oczy widziała – a to nie jest prawdą. Młoda Szwedka jest lekko zaskoczona niemiłym zachowaniem sąsiadki, ale postanawia nie przejmować się tym za mocno. Dzisiejszy dzień sam w sobie jest dla niej ogromnie stresujący, nie może pozwolić na dokładnie sobie problemów. W końcu nie codziennie ma okazję podpisywać książki, w dodatku autorskie! Wydarzenie to jest dla niej naprawdę stresogenne, co więcej, jej całe ciało trzęsie się na samą myśl o tym, co zaraz będzie miało miejsce.

Wychodząc z kamienicy, przystaje na moment, aby nabrać świeżego, chłodnego powietrza w swoje ściśnięte płuca. Spogląda na chodnik, który z wierzchu pokryty jest białym puchem, a następnie przenosi wzrok na swoje obuwie.

Obcasy i śnieg — myśli przebiegają po jej spragnionym ciepła umyśle. Stawia pierwsze kroki na śliskiej nawierzchni i wzdryga się nieprzyjemnie. Buty, które ma na sobie, nie są wykonane z najdroższego, najbardziej wytrzymałego i nieprzemakalnego materiału, co więc za tym idzie, szybko stają się mokre, a stopy Cornelii zimne, niczym kostka lodu. Jej ciało zaczyna się delikatnie trząść, gdyż zimno prędko przemieszcza się z dolnych kończyn do całej reszty tkanek pokrytych cienką warstwą skóry. Przegryza nerwowo wargę, chcąc zapanować nad mimowolnymi drganiami. Płaszcz, który ma na sobie, nie wystarcza, aby uchronić Cornelię przed drażniącym chłodem. Temperatura tego dnia sięga minus dziesięciu stopniom – nie jest to najgorsza opcja dla mieszkańców Szwecji, ale mogło być cieplej. Zimy w tym mieście, jak i kraju, bywają naprawdę mroźne, więc kiedy termometr nie wskazuje minus dwudziestu stopni, nie ma powodów do siania zamętu. Młoda kobieta zaciska zęby i podąża wzdłuż ruchliwej ulicy. W głębi duszy cieszy się, że nie sypie lodowaty śnieg lub pada mroźny deszcz, bo wtedy nie dość, że byłaby zmarznięta, to jeszcze przemoczona do suchej nitki. Tym razem nie rozgląda się na boki, nie przykuwa większej uwagi do mijanych budynków. Jej umysł jest całkowicie skupiony na drodze. Na tym, aby nie pomylić przecznic i przyjść na czas w umówione miejsce. Podpisywanie książek znajdować się ma w jednej z księgarni, przy ulicy Niewidomej. Kobieta miała okazję wiele razy przechodzić obok wspomnianego lokalu, ale nigdy nie była za progiem drzwi wejściowych. Czasem oglądała wystawę, marząc o którejkolwiek z tych wspaniałych powieści, a nawet kilkukrotnie nakryła się na dumaniu o swojej książce, leżącej na jednej z półek księgarni. A tu proszę! Niespodzianka! Jej nieśmiałe, skryte marzenia ujrzały światło dzienne, zmieniając formę z wyobraźni na realia. Zbliżając się ku celowi, jej chód staje się coraz mniej pewny, a w głowie pojawia się masa wątpliwości. Zwalnia nieco kroku, kiedy jej wzrok napotyka miejsce, do którego zmierza. Bierze głęboki wdech, stając przed drzwiami. Przez moment nawet się waha czy je otwierać, czy powinna wchodzić do środka. Wiele razy spotkała się ze stwierdzeniem: „jeśli nie kupujesz, to wyjdź", „oglądać to można wystawę!", „proszę nie dotykać eksponatów, chyba że masz  zamiar kupić", dlatego też miała niemałe opory, aby przekroczyć próg księgarni. Bała się spojrzenia ekspedientki, zazwyczaj ich wzroki bywały pełne wyższości czy nawet potępiały ubiór, wygląd, zachowanie – wręcz całą osobowość Cornelii. Kobieta często czuła się przez to gorsza od społeczeństwa, niechciana, a nawet mocno urażona.

— Witam. — Z głębokiego zamyślenia wyrywa ją znajomy, męski głos, dobiegający tuż obok niej. Wzdryga się delikatnie na niespodziewany dźwięk, po czym odwraca w stronę nadchodzącego rozmówcy. — Czemu tak stoisz przed wejściem? Zapraszam — zadaje pytanie, lecz krótko po tym otwiera szklane drzwi przed młodą mieszkanką Szwecji, sygnalizując, aby weszła do środka. Jest niewiele przed czasem, dlatego nie ma jeszcze nikogo zainteresowanego wydarzeniem. Początkująca pisarka ma nadzieję, że tak nie pozostanie i nie skompromituje się przed Williamem czy księgarnią. Chciałaby odnowić swój wizerunek, a nie jeszcze bardziej go pogrążać.

— Dzień dobry, ty jesteś zapewne Cornelia Harris, wiele o tobie słyszałam. — Niespodziewanie wyrasta przed nią postać nieznajomej kobiety. Cornelia przygląda się jej z zaciekawieniem. — Jestem Izabel Berg. — Podaje dłoń młodej pisarce, w geście zapoznania.

— Cornelia Harris — przedstawia się zmieszana, nie zwracając uwagi na fakt, że kobieta zna już jej nazwisko.

— Jestem właścicielką tej księgarni. — Izabel wskazuje na przestrzeń, w której się znajdują.

— Ah, tak. W takim razie miło mi panią poznać. — Szeroki uśmiech wkrada się na usta amatorki pisarstwa.

— Dzisiaj twój wielki dzień — zaczyna pewna siebie pani Berg. — Stresujesz się?

— Trudno byłoby powiedzieć, że nie — odpiera onieśmielona Cornelia, robiąc przy tym minę, która wyraża skrępowanie.

— Nie masz o co się martwić. Wszystko pójdzie, jak po maśle — kobieta próbuje dodać otuchy przytłoczonej pisarce. Robią kilka kroków, kierując się w głąb lokalu. — Tutaj. — Wskazuje gestem ręki Izabel, konturując. — Będziesz siedziała, ludzie będą podchodzić pojedynczo, żeby nie było chaosu — informuje stanowczo. — Dwa dni temu ruszyła przedsprzedaż i powiem ci szczerze, że jest wręcz rozchwytywana. Mogą więc pytać, czy nawet prosić o więcej egzemplarzy — zaznacza, uważnie przyglądając się swojej rozmówczyni. — Ty oczywiście wtedy poinformujesz, że sprzedaż właściwa zaczyna się za tydzień — dodaje pewna swoich słów. Cornelia przytakuje, rozumiejąc przekaz pani Berg. Właścicielka księgarni spogląda na nadgarstek, gdzie znajduje się złoty zegarek i wzdycha przeciągająco. — Zaraz będą pierwsi chętni — zauważa obojętnie, gdyż dla niej nie jest to tak emocjonujące przeżycie, jak dla młodej pisarki. Pierwsze razy często bywają bardzo krępujące i jest to jak najbardziej zrozumiałe. Młoda Szwedka zajmuje wyznaczone miejsce, rozglądając się po otoczeniu. Trudno napotkać tu coś innego niż całą masę przeróżnych książek. Czuła, jakby była w swoim świecie – świecie pozbawionym rzeczywistości, pozwalającym zapuścić się w przestrzeń magii wyobraźni.

— Wszystko gotowe? — Do rozmowy wtrąca się William, który jak dotąd zajęty był papierkową robotą. Izabel podchodzi do niego powolnym krokiem, aby móc spojrzeć mu głęboko w oczy. — Zaraz zjawią się ludzie — zauważa z przekąsem.

— Tak, tylko znajdę jakieś długopisy na zapas... — Właścicielka księgarni znika gdzieś na zapleczu, żeby chwilę później wrócić z całą paczką nieotwartych przedmiotów do pisania. W dłoniach trzyma również butelkę wody niegazowanej oraz szklankę. Wszystkie rzeczy stawia na niewielkim stoliku, przy którym siedzi Cornelia.

— Proszę, gdyby zachciało ci się pić. — Kobieta wskazuje na napój, co powoduje uśmiech na twarzy pisarki.

— Dziękuję — wyznaje wdzięczność, a stres powoli schodzi na boczny tor. William ponownie zawierusza się gdzieś, przeglądając interesujące go tytuły, a Izabel sprawdza, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik – poprawia kilka książek, które niechlujnie stoją na regale; krzesła podsuwa bliżej stołów, aby nie wystawały; a nawet przeciera szybę drzwi wejściowych, pozbywając się nagromadzonego kurzu. Czynności porządkowe przerywa niespodziewany gość, klient – zależy, jak patrzeć.

— Dzień dobry. Czy dobrze trafiłam? To tutaj odbywa się podpisywanie książek? — Oczy każdego skierowane są na przybysza, który jest równie zmieszany, co reszta towarzystwa. Jednak Izabel trzyma rękę na pulsie i w porę reaguje.

— Tak, oczywiście! Zapraszamy! — Gestem ręki zachęca kobietę, aby weszła głębiej, do środka lokalu. W pewnym momencie z głośników zaczyna wydobywać się cichy dźwięk, melodia, za co odpowiedzialny jest William.

— Oto nasza wspaniała debiutantka! — Właścicielka księgarni nawiązuje kontakt wzrokowy z amatorką pisania, dając tym samym znak, żeby przejęła przysłowiową pałeczkę.

— Cieszę się, że mogłam panią poznać osobiście. Książka, którą pani napisała, jest naprawdę świetna! Zastanawia mnie jednak skąd taka inspiracja? Czemu akurat ten gatunek? Fantastyka naukowa to niełatwy temat. — Kobieta atakuje Cornelię masą pytań, a jej głos jest mocno podekscytowany. Dla młodej szwedki jest to sytuacja całkowicie obca, ale wie, jak ma się w niej zachować – profesjonalizm – tak, tego właśnie trzeba.

Niedługo później ludzi, chcących podpisać swoje przedsprzedażowe książki, jest coraz więcej. Księgarnia w bardzo szybkim tempie staje się zaludniona wręcz. Cornelia zaś nabiera pewności siebie, a stres oraz skrępowanie, jakie dotychczas ją męczyło, odchodzi w niepamięć. Wreszcie czuje się zwyczajnie dobrze, jakby była w swoim świecie. Nawet William jest zadowolony z jej „pracy", a Izabel dumnie gości kolejnych przybyszy, zachęcając do rozmowy z debiutantką. Cały czas gdzieś chodzą, mieszając się w tłumie. W razie potrzeby służą pomocą, radą, czy nakierowują na odpowiedni dział – w końcu zwykli kupcy książek również są mile widziani. Młoda Szwedka poznaje wiele sympatycznych ludzi, z którymi ma okazję porozmawiać chociaż przez chwilę. Odpowiada na każde zadane pytanie i szczyci swoich rozmówców pięknym, szczerym uśmiechem. Szybko zdobywa sympatię zgromadzonych, gdyż widzą w niej nie tylko pisarkę, ale również osobę – a to jest bardzo ważne. Pisarze bywają i tacy, nie posiadający serca, lecz wtedy pisanie nie jest ich pasją, a jedynie metodą na sukces.

— I jak się czujesz w nowej roli? — Izabel podchodzi do amatorki pisarstwa, by obdarować ją uśmiechem pełnym otuchy. Zbliża się już godzina dziewiętnasta, więc najwyższa pora na chwilę przerwy – w tym czasie tłum ludzi, trzymających w ręce twórczość Cornelii Harris, momentalnie się rozprasza. Jedni przeglądają inne, znane już tytuły opowieści; drudzy zaś opuszczają księgarni, by zaznać świeżego powietrza i ewentualnie przysłowiowo skoczyć do pobliskiego sklepu. Uzależnieni od nikotyny również mają szansę, aby „nakarmić" swoje spragnione płuca.

— Czuję się dobrze... naprawdę dobrze — młoda kobieta odpowiada na zadane pytanie, tym samym wstając od niewielkiego stołu, aby zbliżyć się do właścicielki księgarni.

— A tak bardzo się bałaś — zauważa pani Berg, miło się uśmiechając. Przenosi ciężar swojego ciała z lewej nogi na prawą i uważnie rozgląda się po lokalu. — Tylu ludzi to dawno tutaj nie było. — Słowa starszej kobiety wywołują wielki uśmiech na ustach Cornelii, a jej cała twarz wręcz promienieje. Właściwie to nigdy nie usłyszała tylu miłych sformułowań na swój temat, dlatego jest to dla niej niezwykłe przyjemne doznanie.

— Rzadko kiedy zdarza się, że tak młodzi autorzy zdobywają takie poparcie... w dodatku w pierwszym dziele! — kontynuuje Izabel, co jakiś czas kręcąc głową w niedowierzaniu. Jest ona kobietą „po fachu", inaczej mówiąc, znającą się na rzeczy. Jednak twórczość Harris jest dla niej zagadką.

— To nie jest moja pierwsza książka — zauważa nagle debiutantka, zerkając na swoją rozmówczynię, która wydaje się być zaskoczona jej wyznaniem.

— Doprawdy? — Jej oczy stają się wielkie, a usta delikatnie rozchylone.

— Tak — przytakuje pewnie Cornelia, a jej wzrok pada na osoby, znajdujące się w księgarni. Jest ich naprawdę sporo, co więcej, na tym się wcale nie kończy. Co jakiś czas nowi, ciekawscy przybysze wchodzą za drzwi lokalu, aby poznać nową twarz, która tak bardzo zawróciła w głowie niejednemu czytelnikowi. Młoda pisarka z obojętnością rozgląda się po „gościach", lecz jej uwagę przykuwa dziwnie znajoma postać. Przygląda się z dokładnością napotkanemu mężczyźnie i w jednym momencie rozpoznaje w nim Xawerego. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top