Rozdział 36 cz.1

Rinkeby, Szwecja

26 maja 2011r., godz. 6:45

Pogoda tego dnia także mocno dopisuje. Słońce przebija się przez barierę, stworzoną z grubej warstwy chmur, aby odbić swoje promienie o ciała zabieganych Szwedów. Cornelia jest jednak roztrzęsiona, nie potrafi skupić się na najprostszych czynnościach. Lidia podała jej zioła uspokajające, wiedząc, jaka jest sytuacja, ale i one wiele nie pomagają. To dzieje się w głowie kobiety, przez co ciężko jest zapanować nad własnymi emocjami.

Jak się tam pokażę... przecież w ogóle nie pasuję do tego miejsca. Mogłam się nie zgadzać... — myśli gnębią młodą Szwedkę, nie dając jej spokoju. Zadręcza się od momentu, kiedy wróciła do mieszkania po zakupach z Xawerym.

Przełyka nerwowo ślinę i dzielnie podąża do miejsca pracy. Jej chód jest szybki, nie zastanawia się nad krokami, a wyłącznie pędzi do swojego celu. W barze pojawia się delikatnie przed czasem, przebiera się w standardowy strój i staje za ladą. Jest gotowa do działania, chociaż jej myśli wędrują daleko od miejsca, w którym się znajduje.

— Cześć — wita się zadowolona Alva, z którą dzisiaj dzieli zmianę. Kobieta również jest już przebrana. Przystaje obok koleżanki i wpatruje się w jej rozkojarzoną twarz. — Wszystko okej? — Kiedy Cornelia nie odpowiada, druga z nich ponawia swoje pytanie, co zwraca uwagę Harris.

— Tak... po prostu... — zaczyna, ale przerywa, aby połknąć zalegającą ślinę. Wzdycha ociężale i przegryza górną wargę. W końcu decyduje się powiedzieć znajomej o swoich planach na obecny dzień. — Idę dzisiaj na bankiet z przyjacielem.

— O, kobieto! To już grubsze rzeczy — przyznaje zaskoczona kobieta i siada na jednym z krzeseł barowych. — Już teraz rozumiem twoje zdenerwowanie.

— Stresuję się — wyznaje pracownice i rozgląda się po lokalu. Jeszcze nikt nie zaszczycił ich swoją obecnością, dlatego mają chwilę na spokojną rozmowę.

— Byłam kiedyś na bankiecie — mówi Alva, a jej wzrok wydaje się mocno zamyślony. Wspomina tamte czasy.

— I jak było?

— Cholernie nudno — śmieje się kobieta, robiąc przy tym zdegustowaną minę. — Ale za to jest mnóstwo przystojnych facetów. Jest na co popatrzeć.

— Pewnie tak. Prawnicy z zasady są przystojni — przyznaje Harris rozbawionym głosem. Jest jednak kwestia, która jej ewidentnie nie gra. Kobieta marszczy swoje brwi, ale decyduje się zadać nurtujące pytanie. — Twój mąż był prawnikiem?

— Coś w tym stylu — odpowiada krótko Alva. Widać, że nie ma ochoty o tym rozmawiać. Ten temat naprawdę bardzo jej nie leży, co mocno zastanawia ciemnowłosą.

— Nie mówiłaś nigdy o tym — mruczy zaskoczona Cornelia, ale szybko dostrzega podenerwowanie na twarzy koleżanki. — Ale oczywiście to twoja sprawa.

W tym właśnie momencie do lokalu wchodzą pierwsi klienci, a kobiety zaczynają swoją pracę. Obsługiwanie samotnych facetów stało się ich rutyną. Harris przez posadę, którą otrzymała, mocno się zmieniła i zmienia się nadal. Stała się bardziej otwarta, nie boi się towarzystwa innych. Śmiało zaczyna kolejny dzień, bez zmartwień i użalania się. Kontakt z innymi sprawił, że podnosiło to ją na duchu. Dodało otuchy i chęci do dalszego działania, stawania się lepszym człowiekiem.

Zmiana w pracy dłuży się niemiłosiernie, a kiedy dochodzi godzina szesnasta, obie wzdychają z ulgą.

— Nareszcie — mamrocze pod nosem Alva. Kiedy w lokalu pojawia się Sonia, kobiety mogą udać się na zaplecze i oficjalnie zakończyć swoją zmianę. — Dalej się stresujesz? — pyta koleżanka, gdy siada na ławce, aby zdjąć swoje wysokie obcasy.

— Tak — odpiera kobieta. Przebiera się w bardzo mozolnym tempie. Mimo tego, że spieszy się do mieszkania, bo musi zrobić tak wiele rzeczy, to jej ruchy nie świadczą o jej pośpiechu.

— Spokojnie, to tylko bankiet. — Blondynka stara się ją uspokoić, ale puste słowa niewiele są w stanie zadziałać. Każdy inaczej odbiera wszystkie wydarzenia, więc to bezsensowny zabieg. — Na pewno nie będzie tak źle.

— Muszę lecieć — odpiera niepewnie kobieta. Żegna się, ale jej myśli są już w całkowicie innym miejscu. Kiedy jest gotowa, opuszcza bar Rycharda i podąża do mieszkania. Po drodze jej umysł urządza sobie istny remont. Wspomina wiele rzeczy, które dawno miały zostać w niepamięci. Wyjawia na wierzch brudy, które nie są gotowe do prania. Przeciera twarz rękawem sweterka i wzdycha przeciągle. Unosi głowę ku górze i spogląda na zachmurzone niego. A zapowiadała się tak piękna pogoda. Niestety, ma ona to do siebie, że często lubi się zmieniać niespodziewanie.

Oby tylko zdążyć przed deszczem — myśli kobieta, przyspieszając swój krok.

Nim się ogląda, dociera do celu i wita się z Lidią, która czekała na nią w swoim fotelu.

— Nie mam zbyt wiele czasu — wyznaje zestresowana Cornelia i przeczesuje swoje rozczochrane włosy. — Muszę się przygotować.

— Prawnik przyjedzie po ciebie? — pyta ciekawa staruszka i przygląda się reakcji drugiej z nich. Kiedy widzi jej potakujący gest, ciągnie dalej. — O której?

— Nie wiem dokładnie... około dziewiętnastej — mamrocze kobieta, próbując opanować swoje emocje.

— To faktycznie nie mamy wiele czasu — przyznaje stanowczo Lidia i wyciąga z szafy kreację, zakupioną przez Xawerego. Nim jednak Harris podchodzi do niej, staruszka zatrzymuje ją gestem ręki. — Najpierw obiad — mówi władczo i udaje się do przedsionka kuchennego, gdzie pospiesznie podgrzewa wcześniej przygotowane danie. Następnie stawia pełny talerz na stoliku, gdzie woła kobietę. — Nie możesz wyjść z pustym żołądkiem.

— Jesteś kochana, Lidiu. Dziękuję — Cornelia wyraża swoją wdzięczność, a na sercu robi się jej ciepło. To naprawdę miłe, kiedy ktoś dba o drugiego. Zabiera się za konsumowanie posiłku, a robi to bardzo szybko. Martwi się ilością czasu, jaka jej pozostała, dlatego wszystkie czynności wykonuje w pośpiechu.

— Teraz możesz iść się ubrać — poleca staruszka, kiedy widzi pusty talerz. — Ja pozmywam.

Cornelia ponownie dziękuje starszej z nich i udaje się do łazienki, a w jej ręku spoczywa długa kreacja. Po zamknięciu drzwi pomieszczenia przygląda się przez chwilę materiałowi, który zakupił jej przyjaciel. Jest pod wrażeniem, że wydał na nią tyle pieniędzy. Który znajomy zrobiłby coś podobnego?

Zakłada na siebie suknię, trudząc się z zapięciem. Tym razem musi obyć się bez pomocy przyjaciela. Jej policzka płomienieją na myśl o tamtym wydarzeniu. Co prawda nie pamięta go z autopsji, ale Xawery dokładnie jej opowiadał jego przebieg, co i tak mocno skrępowało młodą Szwedkę.

Delikatnie potrząsa głową, aby odgarnąć od siebie niewygodne myśli. Rozczesuje włosy i układa je tak, aby wyglądały zwyczajnie dobrze. Przygląda się swojemu odbiciu, będąc w niemałym szoku. Sukienka sprawia, że kobieta wygląda naprawdę niesamowicie.

— Gotowa? Zostało niewiele czasu? — Po pomieszczeniu rozprzestrzenia się dobitne pukanie w drzwi, dlatego młoda Szwedka bierze głęboki wdech i opuszcza łazienkę.

Lidia staje w bezruchu, kiedy widzi swoją współlokatorkę w eleganckim wydaniu.

— Coś nie tak? — pyta zestresowana Harris, ponieważ milczenie staruszki jeszcze bardziej ją dekoncentruje. Przegryza swoją dolną wargę, nie mogąc zapanować nad emocjami.

— Skądże — zaczyna Lidia, machając rękoma w geście zaprzeczenia. — Wyglądasz zjawiskowo. — Cornelia wypuszcza przetrzymywane powietrze, czując ulgę. — Jestem z ciebie taka dumna — wyznaje staruszka i chowa kobietę w mocnym uścisku. Z kącika jej oka wypływa pojedyncza łza, ale nie jest ona spowodowana żalem. Jest wzruszona. — Och jeszcze jednego ci brakuje! — Właścicielka mieszkania gwałtownie odrywa się od młodszej z nich i podbiega do szafy, z której wyjmuje czarne buty na platformie z obcasem.

— Tak, gdzie bym miała iść bez butów — mamrocze przez stres Harris. Wkłada wysokie obuwie i stara się zachować równowagę. — Nie jest tak źle — sama komentuje swoje poczynania, po czym przechodzi się kawałek po mieszkaniu. Lidia w tym czasie zasiada przy uchylonym oknie i obserwuje okolicę, aby dojrzeć podjeżdżającego mężczyznę.

Dopiero po dłuższym czasie, staruszka zauważa ciemnego SUV-a, który porusza się wzdłuż kamienicy. Zatrzymuje pojazd przed klatką, gdzie znajduje się mieszkanie kobiet.

— Gotowa? — dopytuje nieco głośniejszym tonem, spoglądając w stronę Cornelii. — Prawnik nadjechał.

— Och — westchnięcie ulatuje z ust kobiety. Jest jeszcze bardziej podenerwowana niż sekundy wcześniej. Wiedza o jego obecności mocno nią wstrząsnęła.

— Spokojnie, nie masz czym się stresować — poleca Lidia, zamykając okno. — A teraz leć na dół, bo jeszcze odjedzie — żartuje, popychając delikatnie Harris ku wyjściu.

Przez pośpiech, spowodowany poganianiem staruszki, Cornelia zapomina o sweterku, który miała przygotowany oraz telefonie. Wychodzi tak, jak stoi i podąża do samochodu Xawerego. O tej godzinie jest jeszcze ciepło, ale za jakiś czas nadejdzie chłód i ogarnie ciało kobiety. Mężczyzna, widząc znajomą, wychodzi z pojazdu i staje przed nim.

— Cześć — wita się Harris, a na jej ustach mimowolnie pojawia się szczery uśmiech. Prawnik ubrany jest w garnitur, lecz nie jest to żadna nowość, gdyż on często chodzi w tym ubiorze. Jednak ten jest bardziej elegancki, odpowiedni na okazje tego typu.

Xawery również przygląda się swojej towarzyszce. Jego wzrok podąża po każdym skrawku jej ciała. Jest wręcz zachwycony jej wyglądem.

— Zapraszam. — Uśmiecha się przyjaźnie i otwiera drzwi od strony pasażera, aby kobieta mogła swobodnie zająć miejsce. Cornelia wchodząc musi przytrzymywać długi materiał sukni, aby przypadkiem go nie zdeptać, dlatego jej ruchy nie są na tyle zgrabne co zazwyczaj.

— Daleko jest ten bankiet? — zadaje pytanie kobieta, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości. Mężczyzna przekręca kluczyk w stacyjce, po czym rusza z miejsca parkingowego.

— Kilka dzielnic dalej — przyznaje, uważnie obserwując drogę. O tej godzinie panuje największy ruch.

Cornelia przełyka ślinę na jego słowa. Nie spodziewała się, że to będzie aż tak daleko. Jednak nie odzywa się w tym temacie. Opiera głowę o szybę, ciesząc się, że nie ma na sobie makijażu, gdyż wtedy musiałaby bardziej uważać, aby go nie rozmyć. Obserwuje widok poza pojazdem. Wsłuchuje się w melodie, które wydostają się z głośników samochodowych za pośrednictwem radia. Co jakiś czas spogląda na ruchy mężczyzny, który świetnie włada kierownicą.

Słońce schowało się za gęstymi chmurami, aby w samotności zajść z obszaru wzroku. Na zewnątrz panuje delikatny zmrok, który z minuty na minutę się pogłębia. Delikatny wiatr powoduje bujanie się gałązek, lecz nie jest na tyle silny, aby był wyczuwalny w samochodzie.

Po długiej i męczącej jeździe wreszcie docierają do celu. Samochód znacznie zwalnia, żeby chwilę później całkowicie się zatrzymać. Mężczyzna spokojnie rozgląda się za wolnym miejscem parkingowym, a kiedy je dostrzega, rusza tam równie niespieszącym się tempem. Pozostawia pojazd równiutko w liniach, nie wyjeżdżając poza strefę swojego parkingu.

— Jesteśmy na miejscu — mówi mało przekonująco. Kobieta poprawia się na swoim siedzeniu i przygląda budynkowi przed sobą. Wygląda on na dość stary, lecz został umiejętnie udekorowany, dzięki czemu przyciąga wzrok. Intensywne światła skutecznie przywołują tłumy prawników, dając do zrozumienia, że to właściwe miejsce. Przy głównym wejściu można dostrzec kilkoro ludzi, którzy swoim ubiorem prezentują klasę. — Gotowa? — zwraca się do niej Xawery, sugerując opuszczenie pojazdu.

— Tak — odpowiada, ale w jej głosie słychać niepewność. Niezgrabnie wysiada z samochodu, nie dając okazji mężczyźnie na bycie dżentelmenem. Staje u jego boku i raz jeszcze bierze głęboki wdech, nie wiedząc czego powinna się zaraz spodziewać. Nigdy nie miała przyjemności być na bankiecie, dlatego stres jest na tyle silny. — Spokojnie. To tylko przyjęcie, nic strasznego — prawnik próbuje ją uspokoić, ale nawet jego czułe słowa nie są w stanie dotrzeć do umysłu kobiety. Jest przekonana, że nie pasuje do tego towarzystwa, dlatego przebywanie w ich gronie jest dla niej na tyle emocjonalne.

Wchodząc do wnętrza budynku, napotyka się na wiele ludzi, których stroje przewyższają ubiór Cornelii. Właściwie nie tyle, co ich ubiór, a bardziej całokształt. Mocne makijaże to coś, co jest nieodłącznym elementem dla każdej kobiety w tym miejscu. Nadają im pewności siebie, ale także maskują niedoskonałości i sprawiają, że czują się one piękniejsze. Każda z pań pragnie wyglądać najlepiej.

Cornelia czuje na sobie wiele spojrzeń, ale nie bardzo rozumie dociekliwości tych wszystkich ludzi. Jest to dla niej mocno krępujące, a jej ciało reaguje jednoznacznie.

— Spokojnie, niech patrzą — odpiera obojętnie mężczyzna, czując jak kobieta znacząco się spina.

— Dlaczego oni wszyscy tak na nas patrzą? — pyta w końcu, gdyż jest to dla niej bardzo niewygodne. Rzadko kiedy spotyka się z tyloma spojrzeniami w jednym czasie.

— Znają mnie i są pewnie ciekawi z kim przyszedłem — odpowiada niewzruszony Xawery. Przybierają dość bliską pozycję, gdyż mężczyzna pozwala swojej towarzyszce na objęcie jego przedramienia. Schyla się do jej ucha, aby rzec proste słowa, które jednak wzbudzają w wielu gościach ciekawość. — Chcieliby wiedzieć kim dla mnie jesteś.

Kiedy Cornelia ma zamiar się odezwać, przerywa im kelner, który częstuje każdego białym winem. Oboje biorą kieliszek i delikatnie stukają je o siebie w celu wzniesienia małego toastu na rozpoczęcie przyjęcia. Mężczyzna jest szczęśliwy, że Harris zgodziła na towarzyszenie u jego boku. Liczy na naprawdę miło spędzony czas i pamiętne chwile.

— Witaj Xawery — do ich uszu dociera męski głos, dlatego oboje odwracają się w kierunku, z którego dochodzi. — Jak dobrze cię widzieć.

— Cześć — wita się mężczyzna, podając mu dłoń. Przybysz dyskretnie przygląda się towarzyszce swojego znajomego. — Poznaj, proszę, Cornelię Harris — przedstawia w końcu kobietę, nie chcąc wyjść na niekulturalnego.

— Miło cię poznać — mówi, wypowiadając po tym swoją tożsamość. U jego boku znajduje się wysoka blondynka, której uroda może przyćmić niejedną pannę w tym budynku. — Xawery, czy mogę prosić cię na stronę? — zwraca się oficjalnie do swojego znajomego, sugerując mu odejście od kobiet na kilka kroków. — Poufne informacje — dodaje, wyjaśniając krótko swoim towarzyszką, po czym posyła w ich kierunku sympatyczny uśmiech.

— Naturalnie — odpowiada mało chętnie prawnik i spogląda na Cornelię, która czuje się delikatnie skrępowana zaistniałą sytuacją. — Poczekasz, prawda?

— Oczywiście.

Męskie grono odchodzi kawałek od swoich towarzyszek, aby zająć się krótką rozmową zawodową.

— Przyszłaś z Xawerym — zauważa nieznajoma w dość mało sympatyczny sposób.

— Jakiś problem? — Spogląda na nią zaskoczona Harris, nie rozumiejąc toku jej rozumowania.

— Kim ty jesteś? — Mruży oczy, przyglądając się twarzy swojej rozmówczyni. — Skąd znasz Xawerego?

— Nie rozumiem do czego zmierzasz — kobieta broni się przez słownymi atakami w jej stronę. Czuje się niewygodnie, prowadząc tą rozmowę, dlatego pragnie jej zaprzestania. Nieznajoma jednak uśmiecha się zadziornie pod nosem.

— Co mogłaś mu zaoferować, że cię tu zabrał? — zastanawia się głośno kobieta, przepatrując się jej twarzy. — Nie pasujesz do nas... twoja mowa, wygląd, zachowanie... to nie ta bajka — mówi uszczypliwie. — Radzę ci trzymać się z daleka od tego świata, bo może to skończyć się niebezpiecznie dla ciebie.

— Nie... — zaczyna Cornelia, ale w porę u jej boku pojawia się Xawery, dlatego ucina w półsłowie. Mężczyzna obejmuje ramieniem swoją towarzyszkę, dodając jej otuchy. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaka jego znajoma potrafi być dokuczliwa.

— Ominąłem coś?

— Nie. — Nieznajoma uśmiecha się do niego sympatycznie, a przynajmniej stara się na taką wyglądać. — Idziemy? — pyta swojego partnera, po czym oboje odchodzą gdzieś w głąb sali. Kobieta posyła Harris znaczące spojrzenie, które nawiązuje do ich rozmowy. Cornelia stara się nie przejmować jej zarozumiałym zachowaniem. W życiu nieraz miała do czynienia z podobnymi osobami i za każdym razem odchodziła z uniesioną głową. Tak dzieje się i tym razem.

Para przyjaciół zagłębia się we wnętrzu pomieszczenia, które jest elegancko udekorowane. Kelnerzy w męskim wydaniu każdego częstują kieliszkiem białego wina, które symbolizuje ich sukces. Wokół nich jest naprawdę wiele ważnych osób, a ich stroje są wręcz zjawiskowe.

— Proszę wszystkich o uwagę — nagle do uszu każdego docierają słowa najważniejszego mężczyzny w tym budynku. Jest to szef wszystkich prawników, do którego pracownicy mają ogromny szacunek. W pomieszczeniu następuje cisza. Tłum ludzi przesuwa się na boki, aby każdego dobrze widział ich wodza. — To niewiarygodne. Udało wam się zamknąć tak ważną sprawę w stosunkowo krótkim czasie — zaczyna mężczyzna, zerkając na twarze swoich pracowników. — Jesteśmy tutaj, bo kolejny raz zaskoczyliście mnie swoją determinacją i rozwagą. Jako szef mogę tylko dodać, że jestem z was bardzo dumny. — Spogląda na kieliszek, który trzyma w swoim ręku, a ruchem głowy daje znak kelnerom, aby rozdali innym naczynia wypełnione szampanem. — Mam nadzieję, że okazji do świętowania będzie tylko więcej. A teraz wznieśmy toast za pomyślnie przeprowadzone działania! — Unosi kieliszek ku górze, a reszta powiela jego gest. Toast zostaje wykonany, a usta każdego zanurzone w alkoholu. Szef smakuje szampana, jakby w życiu nie pił tak dobrego, a przecież na pewno pił nawet lepsze. — A teraz zapraszam na nieco weselszą cześć imprezy. — Wskazuje na obszar gdzieś w oddali, a zaraz po tym do uszu każdego docierają rytmiczne dźwięki, które wydobywają się za pośrednictwem przygotowanej orkiestry. Część towarzystwa, słysząc zachęcające melodie, wyrywa się do tańca.

— Zatańczysz ze mną? — pyta pewnie Xawery, ale jego partnerka robi niechętną minę. Mężczyzna wyciąga dłoń ku jej osobie i cierpliwie czeka na odpowiedź.

— Ja nie umiem tańczyć — wyznaje nieśmiało, spuszczając głowę na swoje wysokie buty. — Zatańczę przy trochę spokojniejszej piosence, dobrze?

— Obiecujesz?

— Obiecuję.

Ich spojrzenia krzyżują się, a ciała reagują w jednoznaczny sposób. Wysyłają wiele niejasnych sygnałów do umysłu, które wzbudzają zaciekawienie w obojga. Jednak chwila ta nie trwa długo, ponieważ otrząsają się i kręcą delikatnie głowami, aby uspokoić swoje odczucia. Racjonalne myślenie – tego właśnie im bardziej trzeba.

Zajmują miejsce przy długim stole, przy którym siedzi wiele par. Takie posadzenie gości jest lekko krępujące. Oboje zasiadają do obszernego szkła, a spojrzenia każdego padają na Xawerego i jego nieznajomą towarzyszkę. Wzrok niektórych jest wręcz przeszywający, co źle działa na Cornelię. Czuje się mocno zawstydzona. Przesuwa się delikatnie, aby być na poziomie ucha mężczyzny i szepcze słowa wprost do niego. Nie chce, żeby ktokolwiek niepożądany usłyszał jej wypowiedź.

— Wszyscy się na nas patrzą — mówi nieśmiało, dając do rozumienia, że nie podoba jej się ta sytuacja. Ramirez ukradkiem zerka na innych i dostrzega, że jego towarzyszka mówi prawdę.

— Nie znają cię. Są ciekawi z kim przyszedłem — powtarza swoje słowa z wcześniej, kiedy to weszli do tego miejsca. — Na takie przyjęcia nie zaprasza się byle kogo — dodaje, a młodej Harris robi się cieplej na sercu.

— Czy to oznacza, że coś dla ciebie znaczę? — pyta niepewnie kobieta, ale nie dostała szansy na otrzymanie odpowiedzi, gdyż gustownie ubrany kelner, podaje każdemu talerz z wystawnym jedzeniem. Xawery jedynie uśmiecha się do niej delikatnie, ale nie odpowiada na jej pytanie. Spogląda na posiłek, chwytając odpowiednie sztućce. Na takich spotkaniach należy pokazać klasę i zaprezentować maniery. Jedzą w ciszy, w całej sali panuje spokój. Każdy jest pochłonięty spożywaniem dania, które – nawiasem mówiąc – jest wyborne.

Po skończonym posiłku kelnerzy zabierają puste talerze. Robią to w naprawdę ekspresowym tempie.

— I jak ci smakowało? — dopytuje zaciekawiony mężczyzna, spoglądając na swoją towarzyszkę, która dyskretnie wyciera usta w białą serwetkę.

— Przepyszne — odpowiada zgodnie z prawdą.

Nagle po stronie Xawerego dosiada się nieznajoma kobieta. Patrzy znacząco na mężczyznę, lecz ten jeszcze nie zdążył jej dostrzec.

— Xawery? — pyta, ale doskonale wie, że to ów facet. Ramirez odwraca się niczym oparzony i spogląda na kobietę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top