Rozdział 27
Rinekby, Szwecja
8 maja 2011r,. godz. 3:15
Na zewnątrz panuje narastający chłód i mimo że noce stają się coraz cieplejsze, ta nie należy do takich. Wieje słaby wiatr, który powoduje gęsią skórkę na rozgrzanym ciele biegającego Xawerego. Zazwyczaj wykonuje swój trening o wcześniejszej porze, ale dziś nie było mu to dane. Sprawa w pracowni prawniczej przeciągnęła się na tyle, że do domu wrócił dopiero przed drugą w nocy. Taki obrót sytuacji sprawił, że mężczyzna zmuszony został do nocnego treningu. Wcale mu to nie przeszkadza, no może oprócz zmęczenia, które bardziej daje mu się we znaki, niż zazwyczaj. Ulice Rinkeby są opustoszałe, dlatego bieg nimi staje się przyjemny. Właśnie z tego powodu rezygnuje ze swojej stałej trasy, którą biegnie wyznaczonym do tego odcinkiem dzielnicy, a decyduje się na ogólnodostępne chodniki miasta.
Kiedy wycieńczenie bierze nad nim górę, przystaje na moment na pobliskim parkingu, który dostrzegają jego oczy. W miejscu tym jest zaledwie kilka samochodów, dlatego nie robi to różnicy mężczyźnie i zaczyna się rozciągać. Zawsze tak robi, kiedy dopada go słabość podczas biegania. Dyscyplinę tę wykonuje od kilku lat, jest to jego zamiennik na morsowanie, z którego całkowicie zrezygnował. Staje w szerokim rozkroku, prostuje się, po czym wykonuje solidne skłony. Xawery przykłada się do wszystkiego, co robi, wkładając w to cząstkę siebie.
Jego rutynowe zajęcie przerywają głośne śmiechy przeplatane z pojedynczymi zdaniami rozmowy.
— Kolejna głupawa impreza — mamrocze pod nosem mężczyzna. W ostatnim czasie trafiło do niego wiele zgłoszeń również odnośnie do za głośnych imprez, gdzie sąsiedzi pozywają młodzież do sądu.
Mężczyzna wzdycha gardłowo, odkaszlując zalegającą ślinę. Zewnętrzną stroną dłoni ściera pot z czoła, po czym nabiera głęboki wdech i rusza w dalszą podróż biegową. Postanawia sprawdzić, dochodzące dźwięki, ponieważ ciekawość staje się zbyt silna do okiełznania.
Tylko tamtędy przebiegnę — tłumaczy sobie w myślach.
Rzuca się w samotny bieg. Po dzielnicy rozchodzi się głośne echo, wywoływane przez jego buty, które uderzają rytmicznie o nawierzchnię. Kiedy jest tak cicho, można usłyszeć nawet jego przyspieszony oddech, który jest miarowy i sapiący.
Porusza się za głosami, lecz biegnąc dalej, ma coraz mniej przejrzystą sytuację przed oczyma. Znajduje się niedaleko miejsca, gdzie pracuje jego bliska znajoma, nazywana inaczej przyjaciółką. Odgania jednak od siebie ciemne scenariusze i dokuczliwe myśli, kręcąc głową energicznie. Postanawia nie zakładać od razu najgorsze, jednak jego nogi znacząco przyspieszają.
Kiedy jest na tyle blisko, aby dostrzec drzwi wejściowe do baru „snabbmat", staje w bezruchu. Jego ciało zamiera, a oddech momentalnie spowalnia.
Jego oczom ukazuje się znajoma postać w objęciach napakowanego typa. Całują się, a ręce faceta szczegółowo badają każdy centymetr skóry Cornelii. Oboje śmieją się głośno, jakby ich zachowanie było jedynie dziecinną grą. Xawery dostrzega chwiejne ciała, które mają problem z ustaniem na własnych nogach. Kiedy nieznajomy mężczyzna kładzie swoje obślizgłe łapy na jej tyłku, Ramirez nie wytrzymuje. Rzuca się w bieg, a już po minucie dystansu zatrzymuje się przed parą.
Prawnik bez słowa wymierza facetowi mocne uderzenie w sam środek brzucha. Jakoś polubił to miejsce. Jest ono takie neutralne i bezpieczne, a jednak sprawia potężny ból.
— Co do — nie jest w stanie dokończyć swoich słów, ponieważ zgina się w pół i klęczy na brudnym chodniku, opierając plecy o ścianę.
Kobieta nie wypowiada z siebie żadnego zdania. Milczy, obserwują sytuację, ale jej wzrok nie jest wyraźny. Podpiera się o mur, aby nie upaść, ponieważ nie ufa swoim chwiejącym się nogom. Xawery ostatni raz patrzy na faceta, który zwija się z bólu, po czym jego wzrok wędruje na Cornelię. Jej ciało dygocze, a umysł jest zdecydowanie nietrzeźwy. Znajomy jednak nie komentuje jej stanu. Bierze ją pod rękę, wykazując się pomocną alternatywą.
— Xawery — mamrocze kobieta, ale jej słowa są mało zrozumiałe.
— Musimy iść na piechotę, bo... — zaczyna tłumaczyć, ale szybko urywa, gdyż dociera do niego, że Cornelia i tak nie zrozumie jego wypowiedzi. Jest zbyt pijana na pogawędki.
Przez resztę drogi nie odzywają się ani słowem. Trwają w bezwzględnej ciszy, którą przerywa jedynie śpiew ptaków, budzących się do życia. Idą najszybszą trasą, dlatego po stosunkowo niedługim czasie, znajdują się pod drzwiami domu Xawerego. Mężczyzna wyjmuje odpowiedni klucz, po czym odblokowuje zamek w barierze, która ich dzieli od ciepełka.
Po wejściu do domostwa prawnika pomaga przyjaciółce zdjąć wysokie szpilki, które jedynie utrudniały jej poruszanie się przez cały odcinek drogi. Kobieta pozwala sobie na pomoc, nie odzywając się ani słowem.
— Poczekaj tutaj. — Xawery wskazuje na salon, gdzie znajduje się kanapa, na której sadza kobietę. Chce mieć pewność, że jej ciało nie poleci bezwładnie na podłogę, dlatego sam postanowił zadbać o jej bezpieczeństwo.
Mężczyzna udaje się do swojej sypialni i staje przed obszerną szafą, w której są głównie garnitury. Wyjmuje z niej jednak swoją koszulkę oraz ciepłe skarpetki, gdyż przypomina sobie, że kobieta mocno zmarzła w tej cienkiej sukience. Okrycie stóp to podstawa.
Prawnik wraca do półprzytomnej znajomej i podaje jej przygotowane ubranie, które ma zastąpić jej piżamę. Spanie w takim stroju nie należałoby do zbyt przyjemnych. Kładzie części garderoby na kanapie, tuż obok kobiety, po czym wskazuje na nie palcem.
— Proszę, przebierz się — mówi śmiało, na co Cornelia spogląda na niego mało rozumiejąc. Kiedy widzi męskie ubranie, dociera do niej sens jego słów. Potakuje pewnie głową, po czym nabiera głębokiego wdechu. — Ja w tym czasie zrobię ci herbatę... na pewno jest ci zimno — oznajmia sympatycznie Xawery, patrząc na przyjaciółkę. Jest mu jej szkoda, że doprowadziła się do takiego stanu. Wie doskonale, że będzie musiał z nią szczerze porozmawiać z samego rana. Ciekawość i troska nie da mu spokojnie zasnąć.
Mężczyzna udaje się do kuchni, lecz nim nawet dociera do jej wnętrza, słyszy nawoływanie Cornelii. Odwraca się na pięcie, aby spojrzeć, o co takiego może chodzić znajomej. Przed jego oczami ukazuje się kobieta, nie mogąc poradzić sobie ze zdjęciem sukienki. Podciąga ją do góry, lecz nie da rady przełożyć jej przez głowę.
— Pomożesz? — pyta z maślanymi oczami. Opuszcza ręce wzdłuż ciała, gdyż zdaje sobie sprawę, że sama nie zdejmie ubrania.
Xawery przełyka nerwowo ślinę, zastanawiając się przez chwilę, co takiego powinien zrobić. Jest prawnikiem, więc doskonale wie, że takie postępowanie mogłoby być niekorzystne dla niego. Jest mocno zmieszany. Stoi w bezruchu, zastanawiając się nad poczynaniami. Z drugiej strony jest jednak w bieliźnie, nie jest nago. To zmienia postać rzeczy.
— Chodź do salonu — poleca kobiecie, a na jej ustach pojawia się chytry uśmiech.
Cornelia idzie do wcześniejszego pomieszczenia, po czym staje przy obszernym lustrze. Patrzy na odbicie, przyglądając się swojemu ciału. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy jest ono wystarczająco pociągające. Kwestie seksualne od zawsze były jej całkowicie obce.
Mężczyzna podchodzi do niej i chwyta za końcówkę zwiewnego materiału.
— Ręce do góry — mówi zachrypniętym głosem. Kobieta wykonuje jego polecenie, a silne dłonie znajomego zdejmują z niej zbędne ubranie. Kiedy zostaje w samej bieliźnie, coś pojawia się w umyśle mężczyzny. Jego myśli zaczynają skupiać się na atrakcyjnej przyjaciółce, a wzrok przygląda się badawczo jej ciału. Stara się zapanować nad pożądaniem, ale tak dawno nie miał styczności z kobietami... w taki sposób.
Cornelia wcale nie pomaga mu zapanować nad emocjami. Odwraca się do niego, zwinnym, oszałamiającym ruchem. Są tak blisko siebie. Ich ciała niemalże stykają się ze sobą, a oddechy mieszają w jedność.
— Pragniesz mnie? — słowa ulatują z ust napalonej kobiety, a organizm reaguje jednoznacznie. Unosi dłoń ku górze, aby jej wierzchem dotknąć ciała mężczyzny. Oboje są mocno rozgrzani emocjami, które wydalają ich organizmy. Żadne z nich nie myśli trzeźwo.
Opuszek palca Cornelii dotyka jego napiętej klatki piersiowej, która unosi się równomiernie. Jego oddech jest przyspieszony, ciche sapanie rozprzestrzenia się po opustoszałym salonie. Są tylko oni. We dwoje trwają w pełnej emocji sytuacji, gdzie żadne z nich nie ma zamiaru powiedzieć „stop".
— Pewnie jesteś już doświadczony... — zaczyna kobieta, nie odrywając od niego wzorku. — Oddać się w twoje ręce, to jak wygrać bon na loterii — mówi dalej, kuszącym głosem. Xawery nie rusza się ani na krok. Uważnie wsłuchuje się w słowa kobiety, które wywołują w jego ciele jeszcze większe pragnienie.
Myśli mężczyzny krążą jedynie wokół tej cudownej istoty, którą ma przed sobą. Jest na wyciągnięcie ręki, a jednak zbyt daleko, aby ją tknąć. Kusi go swoim ciałem i wdziękiem, przez co jest coraz bardziej pobudzony. A kiedy Cornelia przegryza swoją dolną wargę, wypuszcza przetrzymywane powietrze. Kobieta robi w tak seksowny sposób, że ciężko jest cię oprzeć.
Mimo wszystko Xawery otrząsa się z panowania uroku młodej przyjaciółki. Potrząsa delikatnie głową, uświadamiając Harris, że nic z tego nie będzie. Nie jest to łatwe zadanie dla mężczyzny, ale wie, że nie może dać się ponieść emocjom. Pragnienie jest naprawdę potężne, lecz zdrowy rozsądek nakazuje mu zaprzestanie igraszek. Nie w takim stanie... ona jest kompletnie pijana. Na trzeźwo na pewno do tego by nie doszło.
Xawery szanuje kobiety, dlatego nie da się zbajerować Cornelii.
Chciałbym z nią zrobić tak wiele rzeczy... — Przegryza mimowolnie wargę przez swoje wybujałe myśli. — Ale przynajmniej już teraz wiem, że alkohol nie służy Cornelii — rozmyśla dalej, przyglądając się młodej przyjaciółce. Jej ciało jest coraz bardziej mnie pewne. Wygląda dokładnie tak, jakby miała zaraz przewrócić się.
Mężczyzna odgarnia jej dłoń ze swojej klatki piersiowej i zaprowadza do sypialni gościnnej. Nie ma już sił użerać się z jej pijackim zachowaniem, dlatego rezygnuje z pomocy w ubiorze. Kładzie ją na łóżku i przykrywa pierzyną. Jego koszulkę oraz parę czystych skarpetek pozostawia na meblu obok posłania.
Raz jeszcze patrzy na zasypiające ciało Cornelii. Nie było z tym problemów, przynajmniej teraz. Jest już na tyle wycieńczona, że zasypia niemalże od razu. Xawery może odetchnąć z ulgą, wiedząc że nic już jej nie grozi. Niby tylko przyjaciółka, a jednak troska i bezwzględna pomoc to jego priorytety wobec niej.
Gasi lampkę nocną, po czym opuszcza pokój. Zasiada w kuchni, gdzie zaczął już przygotowywać herbaty. Wypija gorący napój, rozmyślając o dzisiejszych wydarzeniach. Cieszy się, że znalazł się tam we właściwym czasie. W ten sposób był w stanie zaradzić naprawdę poważnej sytuacji.
A to zachowanie kobiety sprzed chwili było czymś niepojętym. Mężczyzna ledwie pohamował się od jej nachalnych gestów. Była tak zdesperowana i zawzięta. Kusiła całym swym ciałem, a nawet mową. To zadanie było dla niego naprawdę ciężkie, dlatego jest z siebie dumny, że nie przeleciał jej przy tak sprzyjającej okazji. Co jak co, ale to tylko facet – człowiek prosty, myślący przede wszystkim swoim członkiem.
Dobrze, że moja silna wola mnie nie zawiodła... — myśli, podpierając łokcie o kant stołu. — Cornelia jest tak bardzo pociągająca, mam na nią kurewską ochotę. — Nie może wymazać jej z pamięci... widoku jej ciała... jej zachowania wobec niego. To wszystko było tak bardzo emocjonujące.
Xawery uderza pięścią o nawierzchnię stolika, nie mogąc poradzić sobie z myślami, które krążą jedynie wokół jego atrakcyjnej przyjaciółki. Ciężko jest mu się powstrzymać, wiedząc że śpi ona zaledwie za ścianą...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top