Rozdział 45



Cichutko wszedłem do pustego i ciemnego domu. Zamknąłem za sobą drzwi, włączyłem alarm i zdjąłem buty. Było jakby chłodno. Co było dziwne. Ogrzewanie było jak nic włączone.

Wydawało się, jakby Gabriel spał. A jeśli spał, to na pewno nie sprawdzał konta bankowego i mojego ostatniego rachunku.

Nic nie wie. Miałem jeszcze parę godzin, by wymyślić wymówkę.

Ale ja postanowiłem tego nie robić. Zdecydowałem się przyznać i przeprosić. Powiedzieć prawdę i liczyć, że będzie dzięki temu łagodniejszy. Może mi zabrać miesięczne słodycze. Byleby mi tylko wybaczył.

Nie chciałem, by był zły. To po raz pierwszy, kiedy wybaczenie czyjeś było dla mnie słodsze niż słodycze.

To tylko utwierdzało mnie w uczuciach.

W samych skarpetkach przeszedłem przez korytarz i stanąłem przed drzwiami do jego sypialni i się zawahałem. Czy to dobry pomysł, by tam wchodzić? Jeśli śpi, to sobie pójdę, a jak nie? To wtedy zacznie się rozmowa, moje przyznanie się do winy i będę miał kłopoty.

Do tego rozmowa w nocy zawsze źle się kończy.

Poczułem się mały, stojąc tak przed jego drzwiami. Jednak w końcu wziąłem się w sobie i chwyciłem za klamkę. Było ciemno, więc wychylając głowę, kompletnie nic nie widziałem. Zwłaszcza że Gabriel zawsze na noc zasłania wszystkie okna roletami antywłamaniowymi.

Nic nie dojrzałem, co mnie utwierdziło w tym, że śpi.

Oczywiście, idioto, że śpi, pomyślałem, jest czwarta rano, co innego może robić?

Westchnąłem trochę zbyt głośno i już cofnąłem się, by zamknąć drzwi i iść do siebie, kiedy rozległo się zachrypnięte:

– Adam?

Serce niemal mi wyskoczył z piersi. Jezus Maria, on nie śpi.

– Adam? To ty? – Tym razem zapytał głośniej, ze słyszalnym zaniepokojeniem w głosie.

Nie chciałem go przestraszyć. Byłem debilem. Przecież powiedziałem mu, że późno wrócę, pewnie nawet rano. Był sam w domu, miał obsesję bezpieczeństwa. Wiadomo, że się przestraszy, jak w ciemności ktoś stanie mu w drzwiach.

– Przepraszam – powiedziałem skruszony. – Nie chciałem cię obudzić.

Usłyszałem westchnienie, nie wiem czy z irytacji, czy z ulgi. Następnie Gabriel poruszył się. Może usiadł?

– Która godzina? – zapytał z nadal zachrypniętym głosem.

– Chwilę po czwartej – wyznałem, nadal stojąc jak sierota w drzwiach.

Znów czułem się speszony. Znów go obudziłem i przychodzę do niego do pokoju.

– Hmmm... – mruknął i usłyszałem jak stuka coś na jego szafce nocnej.

– Nie zapalaj światła – powiedziałem szybko.

– Co? – zapytał zaskoczony.

Nie chciałem, by zapalił to ostre światło i zobaczył mnie w całej okazałości. Jednak najbardziej nie chciałem zobaczyć jego oczu. Jego rozczarowania, jak do wszystkiego się przyznam.

A jak będzie zły? Nie. Nie chciałem tego zobaczyć.

– Po prostu... – zacząłem z wahaniem, nie wiedząc, jak mu się wytłumaczyć.

– Jesteś ranny? – zapytał od razu, całkowicie spanikowany.

– Nie. Przepraszam. – Coraz bardziej się stresowałem i czułem się winny.

– To dlaczego nie chcesz, żebym zapalił światła? – zapytał.

Westchnąłem. Już było ciężko z rozmową z nim, a co będzie potem?

– Po prostu... – zagubiłem się we własnych myślach. – Przepraszam. – Niemal nieświadomie cały czas go przepraszałem. Byłem beznadziejny. – Powinienem cię nie budzić.

– Nie obudziłeś mnie – uspokoił mnie w końcu. – Chodź do mnie. Przyszedłeś, bo chcesz porozmawiać, prawda?

Zrobiło się lżej, jak zapytał mnie tak łagodnie.

– Tak – przytaknąłem.

Szurając skarpetkami, podszedłem do jego łóżka. Właściwie wszystko robiłem na czuja. Było za ciemno i nawet wzrok nie dał rady się przyzwyczaić.

Dotknąłem krawędzi łóżka i powoli, jak i bardzo ostrożnie usiadłem na tym wodnym materacu. Masakra. Nie chciałem znowu wpaść jak sierota, pokonana przez zwykły łóżkowy materac.

– Nie masz kapci – wytknął mi.

Wystarczył mu słuch, by to stwierdzić. Uśmiechnąłem się szeroko na jego wytknięcie. Zawsze to samo.

To było takie swojskie.

– Wiem, zapomniałem – powiedziałem, tłumiąc uśmiech na ustach.

Nagle poczułem dotyk na ramieniu. Nie przestraszyłem się nagłego dotknięcia w ciemności. Właściwie to poczułem się dobrze, ale przeszły mnie ciarki po plecach.

– Wiem, że kręcisz – szepnął, a ja poczułem, że jest bardzo blisko. – Wytłumaczysz mi, dlaczego nie odebrałeś, a twoje wiadomości brzmiały jak nie ty?

– Okłamałem cię – wyrzuciłem z sobie.

Po tym poczułem, jak napięcie ze mnie uchodzi. To prawda, że to wyzwala.

Chwilę milczał, a ja znów zacząłem się denerwować.

– Zapalę światło – zaproponował w końcu, ale ja nie chciałem o tym w ogóle słyszeć.

Błyskawicznie zbliżyłem się i złapałem go chyba za ramię, kładąc rękę obok jego nogi, by utrzymać równowagę.

– Nie, proszę, nie – szepnąłem desperacko.

Poczułem jego oddech na twarzy.

– Dlaczego? – zapytał poważnym głosem.

Tym razem boleśnie gryzłem wargę, że aż byłem tego świadomy.

– Nie chcę zobaczyć twojej miny – wyznałem szczerze.

Znów zaległa cisza, w której zacząłem się denerwować. I wtedy poczułem dotyk na twarzy. Jego dłoń odnalazła moje usta i zmusił mnie bym przestał zagryzać wargę.

– Jeśli nie chcesz, bym był zły, to musisz mi się wytłumaczyć – szepnął.

– Tak – przytaknąłem. – Powinienem.

I mu powiedziałem. Wszystko. Od początku do końca. Dlaczego to zrobiłem, co wymyśliłem z Darią, przekręt i jak wyglądała moja randka z Piersam. Aż dotarłem do naszego złapanego mordercę.

– Złapałeś go? – zapytał z niedowierzaniem.

– Tak – tym razem poczułem dumę.

– Przyznał się?

– Musisz usłyszeć jak! – podekscytowałem się. – Super go podeszliśmy z Drygasem. Będziesz dumny.

Tylko westchnął.

– Miałeś na siebie uważać – powiedział z pretensją, a ja wiedziałem, że moja gonitwa za seryjnym mordercą go nie zachwyci.

– Uważałem – mruknąłem obronnie.

W swojej opowieści ominąłem tylko jedną rzecz. Gdzie skończyłem z Piersem. Nie powiedziałem mu w ogóle tego, jak wyglądały miejsca, gdzie mnie zabierał. Jakoś gładko to przemilczałem, a i on nie dopytywał zaoferowany bardziej złapaniem mordercy.

I dobrze. Nie byłby zachwycony ilością słodyczy i klubem. Może go zagadam nawet tak, że nie zobaczy rachunku bankowego?

Czcze marzenia, ale i tak był spokojniejszy i milszy niż oczekiwałem po tym wszystkim.

Byłem w każdym razie pewny, że mnie nie zwolni.

– Nie chciałem cię martwić – wyjaśniłem, przymilając się do niego. – Naprawdę, przepraszam. Jesteś na mnie zły?

– Wściekły – przytaknął.

Och...

I kiedy już oczekiwałem krzyku albo w ogóle szlabanu na oddychanie, bo przecież już raz taki mi dał w złości, to poczułem jego usta na swoim czole.

Ciepły pocałunek na mojej zimnej skórze.

– Cieszę się, że jesteś cały – szepnął, nie odrywając swoich warg ode mnie. – Ty tępaku jeden – mówił z pretensją. – Nigdy więcej takich akcji, bo nie ręczę za siebie.

Poczułem wzruszenie w piersi. To było niesamowicie miłe.

– Przepraszam – wymamrotałem, przyczepiając się do niego jak przylepa.

Przyległem do niego jak dziecko, pamiętając, że kiedyś dawał mi na to przyzwolenie. Położyłem głowę na jego ramieniu, wyczuwając tę aksamitną niebieską piżamę, którą tak lubił. Natychmiast mnie objął, a ja poczułem się na właściwym miejscu.

– Wolałbym już wiedzieć – mruknął mi we włosy.

Lubił wszystko wiedzieć.

– Nie pozwoliłbyś mi iść – odbiłem piłeczkę.

– To prawda – przytaknął niechętnie.

– Ale nie mogłem odmówić. To było ważne dla śledztwa – wyjaśniłem.

– Jakby ktoś ci kazał się prostytuować, to też byś się zgodził dla dobra śledztwa? – zapytał z pretensją, a ja wiedziałem, że strasznie go złości, że zgodziłem się wyjść z Piersem.

To mnie akurat zaskoczyło.

– Nie przesadzajmy.

Poczułem jego dłoń w swoich włosach. Chyba był zbyt zmęczony, by się na mnie lepiej złościć.

– Głupek. Największy głupek z ciebie, wiesz?

– Wiem – powiedziałem z uśmiechem.

Jego złość i nazywanie mnie głupkiem, tylko mnie cieszyły. Teraz tak. Wiedziałem, że mi wybaczy.

– Jest późno, chodźmy spać – westchnął w końcu.

Od razu poczułem lekki stres.

– Mam spać... – zacząłem z wahaniem, czując, że mnie nie puszcza.

– Tutaj, tak, Adam – dokończył za mnie. – Skoro już jesteś, zostań ze mną.

W tym momencie poczułem silną potrzebę wyznania swoich emocji. Leżałem teraz obok niego, blisko, był ciepły i było spokojnie.

Lubię cię.

– Dziękuję, że dałeś mi szansę – powiedziałem w zamian, czując, że chcę, by wiedział, że stał się dla mnie szansą i szczęściem.

– Szansę na co? – mruknął sennie. Widocznie już spokojny, kiedy jestem obok.

– Na szczęście.

Mruknął coś niezrozumiałego, a następnie z przekonaniem powiedział:

– To ja dziękuje ci za to szczęście.

I tak zasnęliśmy obok siebie spokojnie. Obaj szczęśliwi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top