Rozdział 22



Jego palce były za moim uchem. To było całkiem miłe uczucie. Uspokajało mnie, choć chwila ciszy była napięta. Bałem się odpowiedzi twierdzącej.

– Adaś – szepnął w końcu, marszcząc brwi i patrząc na mnie intensywnie. – Nie bądź śmieszny.

Spojrzałem na niego szybko, czując, jak odgarnia mi włosy za ucho. Miałem krótkie kosmyki, dlatego zaraz wróciły na swoje miejsce.

– Przecież jestem mordercą – powiedziałem, choć te słowa przyszły mi z trudem.

Nie chciałem nim być.

– Byłeś – poprawił mnie. – O czym ty w ogóle mówisz?

– Nie chcę wracać do więzienia – szepnąłem łamiącym się głosem.

Naprawdę nie chciałem. Nie, kiedy poznałam Gabriela. Osobę, która w pewnym sensie się mną zaopiekowała.

Mina mu się zmieniła, zrobiła się miękka, taka inna jak widziałem ją na co dzień. Westchnął i położył się zaraz obok mnie, a ręka z włosów przeszła na szyję.

– Dlaczego miałbyś? – zapytał z zaskakującym przejęciem.

Naprawdę się zmartwił moimi słowami.

– Bo coś mnie wiąże ze wszystkimi ofiarami – mruknąłem niechętnie.

– Co takiego?

Nie odpowiedziałem mu od razu. Chwyciłem go lekko za nadgarstek, skupiając się na cieple jego skóry. To było miłe mieć kogoś tak łagodnego obok siebie. Gabriel był miły i opiekuńczy, a ja naprawdę chciałem być blisko niego.

Zamknąłem oczy, skupiając się tylko na tej chwili. Nie chciałem mu tak od razu wszystko opowiadać. Musiałem zebrać się w sobie.

– Nie wrócisz do więzienia. – Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie pewnie. – A wiesz dlaczego? – szeptał, przesuwając dłoń na moim policzku. – Bo nawet nie masz czasu na robienie głupstw.

– Co?

– Masz alibi na wszystko. Morderstwa dzieją się statystycznie nocą, prawda? Ty, kochanie, śpisz bezpiecznie w pokoju, co rejestrują kamery. Masz napięty grafik każdego dnia i świadków, że tam byłeś. Nikt ci nic nie zarzuci, uwierz mi. Jesteś bezpieczny.

Czułem, jak robi mi się ciepło. Jednak bycie kontrolowanym i obserwowanym przez całą dobę rzeczywiście ma swoje plusy.

– Bądź ze mną szczery, to ważne. Poprosiliśmy cię o pomoc, bo pomyśleliśmy, że może będziesz coś wiedzieć.

Przesunął kciuk w taki sposób, że zmusił mnie bym wypuścił wargę spomiędzy ugryzienia.

– W porządku – mruknąłem, skupiając się na jasnym spojrzeniu blondyna. – Wszyscy byli z mojego więzienia.

– Znałeś ich, że ich zapamiętałeś?

– Nie, w ogóle.

– Więc jak to się stało?

– Wszyscy noszą moje karne tatuaże.

– Karne tatuaże ?

Nie wiedziałem, jak mu to dobrze wytłumaczyć. Jak mu to wytłumaczyć, żeby nie pomyślał o mnie złych rzeczy.

– W więzieniu są karne tatuaże – powiedziałem, nie patrząc mu w oczy.

Chwilę milczał, patrząc na mnie intensywnie. Czułem, jak samym wzrokiem chce mnie zmusić, bym z powrotem na niego spojrzał.

– Ale co to znaczy? – dopytał.

Już chciałem mu dokładnie wyjaśnić, na czym to polega, kiedy niespodziewanie wsunął kciuk między wargi, co znów zmusiło mnie do wypuszczenia dolnej wargi z ugryzienia. Zaskoczony zamrugałem. Nie tylko na zaskoczenie, że ją gryzę, co robiłem nieświadomie, ale śmiałość dotykania Gabriela.

– Nie gryź wargi, Adaś, krzywdę sobie zrobisz, już masz popękane.

Było mi głupio, robiło mi się gorąco.

– Przepraszam – mruknąłem speszony, co go rozbawiło.

– Trzeba ci kupić porządny balsam.

– Czemu to robisz?

– Co robię?

– Jesteś miły – mruknąłem niewyraźnie, gdyż schowałem twarz w pierzynie. Było mi głupio mówić to i patrzeć w oczy Gabriela. – Opiekujesz się mną, nie oczekując nic w zamian.

– To źle?

Nie odpowiedziałem od razu. Zamknąłem mocno oczy. Czułem, jak coś ściska mi się w piersi.

– Przypominasz mi tatę.

Ręka zniknęła, co zmusiło mnie do spojrzenia na blondyna. Wyglądał na zaskoczonego.

– Właściwie nic nie wiem o twoim tacie. Byliście blisko?

Poczułem, jak ten charakterystyczny uścisk z piersi przechodzi do gardła.

– Wychował mnie. Zginął, kiedy miałem szesnaście lat – powiedziałem, z trudem wracając do moich najcięższych wspomnień w życiu.

To nie pójście do więzienia było dla mnie traumatyczne i najcięższe. To odejście taty było dla mnie prawdziwą tragedią w życiu.

– Zginął? – zapytał zaskoczony, łapiąc mnie za słówka.

Poczułem ten charakterystyczny uścisk, który pojawiał się tylko wtedy, kiedy chciało mi się płakać.

– Był strażakiem... – zacząłem, ale wiedziałem, że dalej nie dam rady powiedzieć tych ciężkich przeżyć, sposobu bohaterskiej śmierci mojego ojca.

Zaraz poczułem to, co zawsze, gdy myślałem o ojcu.

Że jest na pewno mną rozczarowany. Tym, jak skończyłem, kim się stałem. Na pewno nie tego dla mnie chciał.

Ten palący ból powodował u mnie tylko żałosny płacz. A ja nie chciałem płakać przed Gabrielem. To była ostatnia rzecz, jaką chciałem.

Zamrugałem szybko, chcąc odgonić gromadzące się w oczach łzy. Wstałem też gwałtownie do siadu, wiedząc, że nie mogę tu dłużej zostać.

W więzieniu nauczyłem się nie płakać i nie pokazywać słabości. Dlaczego więc, od kiedy pojawiałem się w tym domu, łamię wszystkie podstawowe reguły przetrwania w tym okrutnym świecie?

Powinienem się w końcu wziąć w garść, bo zachowuję się jak miękka pizda.

– Adaś?

Wziąłem głęboki wdech, by rozluźnić gardło i mieć pewność, że głos mi się nie załamie.

– Pójdę już. Dobranoc – powiedziałem w miarę wyraźnie i normalnie.

Wstałem gwałtownie, przez co się zachwiałem, tracąc równowagę. Na szczęście utrzymałem się w pionie, tylko przechyliłem się niebezpieczniej w lewo, co chyba przestraszyło Gabriela, bo sam usiadł, zaskakująco szybko i sprawnie, i złapał mnie za biodra.

Trochę speszony swoją niezdarnością, odsunąłem się, czując ciepło na policzkach.

– Adam? Co się stało?

– Porozmawiajmy rano – powiedziałem szybko, starając się brzmieć na pewnego.

Nie proś, stwierdzaj – tego mnie nauczono. Dlaczego dopiero teraz muszę sobie to przypominać?

– Wolałbym dokończyć rozmowę – stwierdził bardziej surowo blondyn, a ja struchlałem jak ostatni frajer.

Wiedząc, że nie jestem najlepszy w postawianiu się Gabrielu, po prostu wyszedłem czym prędzej, bo wiedziałem, że blondyn potrafi zmusić mnie do wszystkiego.

Muszę być twardy, muszę być twardy, muszę być twardy, powtarzałem sobie sfrustrowany, idąc do pokoju.

Nie wiem, jak stało się to, że rozmowa zeszła na tatę. To był ostatni temat, o którym chciałem myśleć, a co dopiero mówić na głos.

Natychmiast padłem na łóżko, żałując, że w ogóle poszedłem na rozmowę z Gabrielem.

Noc nie jest dobra na rozmowy. Jednak Cypis miał rację, by nie rozmawiać o ciężkich tematach nocami. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top