Rozdział 16


Chyba, by mnie udobruchać i zachęcić do mówienia, zostałem obsypany słodyczami. Kiedy Tatiana przyszła następnego dnia do domu i zobaczyła mnie na kanapie zajadającego się czekoladkami o wczesnej godzinie w środku tygodnia dosłownie pod kamerą, cofnęła się i sprawdziła, czy na pewno weszła do dobrego domu.

Byłem zachwycony takim obrotem spraw. Wiedziałem, że Gabriel nie idzie na to ustępstwo za darmo, ale i tak korzystałem, póki mogłem. Kto wie, czy nie zrezygnuje z niedzielnych słodkości z tego powodu. Zjadłem tyle słodkiego, że zrobiło mi się w pewnym momencie niedobrze, ale nie mogłem tego dać po sobie poznać Gabrielowi, bo mnie ukatrupi, że nie znam umiaru.

A rzeczywiście, umiaru w słodkościach nie znałem.

Ale musiałem sobie odbić cały stres i tragizm sytuacji z poprzedniego dnia.

– Adam – powiedział od razu, wjeżdżając do salonu i wykrzywiając twarz na widok papierków po słodyczach.

– Tak? – Byłem pewny, że skomentuje ilość, jaką zjadłem.

– Dlaczego tak bardzo lubili cię w więzieniu?

Spojrzałem na niego zaskoczony. Od naprawdę kilku dni krążył wokół mnie jak sęp i przymierzał się do zadawania mi coraz prywatniejszych i bardziej szczegółowych pytań. A zwłaszcza po tym jak powiedziałem mu bezmyślnie:

– Lubiłem więzienie. To całkiem bezpieczne miejsce było...

Jego zainteresowanie urosło tak błyskawicznie, że aż mu oczy zaświeciły i zaczął za mną łazić po całym parterze. Jak siedziałem w salonie, trzy minuty i się dosiadał. Jak męczyłem Tatianę o słodkie, pojawiał się jeszcze szybciej. Przy okazji mnie opieprzając, że sępię o cukier.

Nie odpowiedziałem mu od razu na pytanie, dlaczego lubiłem więzienie. Właściwie, wydało mi się to nieodpowiednie, by mu to tłumaczyć. No bo każdy normalny nienawidziłby być w więzieniu, wśród najgorszych przestępców, w zamknięciu i pod rygorem.

Ale mi właśnie to odpowiadało. A przecież nie chciałem odstawać od normalnego społeczeństwa, chciałem być zwyczajny i normalny, a moja opinia o tym tego nie potwierdzała.

– Możesz być ze mną szczery – zapewnił, podjeżdżając bliżej mnie.

Jednak ja nadal się wahałem. Nie chciałem, by sobie o mnie pomyślał coś złego.

Gabriel cierpliwie czekał, kiedy ja rozbijałem myśli na cząsteczki pierwsze, bojąc się powiedzieć prawdę. Jednak w końcu wziąłem się w sobie i zerkając w jego oczekujące oczy, wziąłem głęboki wdech i powiedziałem:

– Byłem tatuażystą w więzieniu – wyjawiłem w końcu, utrzymując jego jasne spojrzenie.

– To nielegalne – padło od razu z jego ust, a ja się również natychmiast zmieszałem.

Miał rację, oczywiście, że było to nielegalne. Nielegalne i niebezpieczne.

– Tak, wiem – powiedziałem mimo wszystko zdecydowanie, kiwając głową.

– Czasy grypsowania się skończyły – powiedział, a ja byłem naprawdę pod wrażeniem, że jest w temacie.

Miał rację, mentalność przestępców w więzieniu się skończyła, głównie za sprawą nowego pokolenia i ustawy o więziennictwie, która zabraniała wiele klawiszom, a nam pozwoliła na lepsze i godniejsze życie za murami. Mniej zaczęto się buntować, walczyć, co spowodowało osłabienie się grup i mafii więziennej. Teraz więźniowie piszą skargi zamiast rzucać się na strażników.

Całą masę skarg.

– Ale nie sztuka i mentalność staruszków – powiedziałem z szerokim uśmiechem.

Znałem tak wiele starych przestępców z dożywociem, że wiedziałem dokładnie, na czym polega różnica. Mogło wiele się zmienić, ale nigdy oni. Może i style tatuaży się zmieniły jak moda, ale idea ich robienia i wyrażanie siebie w ten sposób nigdy nie zniknie.

Chyba zaciekawiłem Gabriela, bo kazał mi się posunąć i zaskakująco zwinnie przeskoczył ze swojego wózka na kanapę. Asekurowałem go, ale wiedziałem, że na więcej nie mogę sobie pozwolić, bo Gabriel szybko się wtedy denerwuje. Chciał być jak najbardziej samodzielny – na ile mógł.

– Opowiedz mi, proszę, swoją historię.

Siedział bardzo blisko mnie, jednak ja bardziej zwróciłem uwagę na to, że powiedział „proszę".

– To nic wielkiego – zapewniłem zmieszany.

– Adam – naciskał. – Proszę.

No i jak ja miałem niby odmówić?

– Byłem przestraszonym, nic nie wiedzącym o życiu szczylem, kiedy trafiłem do więzienia – zacząłem powoli i ostrożnie, wracając myślami do tych odległych momentów. – Miałem niedawno skończone osiemnaście lat, więc byłem jednym z najmłodszych tam.

Blondyn przekręcił się w moją stronę tak, że niemal stykaliśmy się kolanami, czego pewnie nawet nie czuł. Patrzył na mnie uważnie, chłonąc każde słowo.

– Wyjątkowo trafiłem do dwuosobowej celi. Do celi, gdzie siedziała jedna z najważniejszych i najbardziej poważanych osób w środowisku.

– Ten Stopa... – zaczął blondyn z domysłem, jednak ja musiałem go rozczarować.

To wcale nie miało powiązania ze Stopą. On pojawił się w moim życiu o wiele później, jak już sobie zapracowałem na szacunek w więzieniu.

– Nie, nie. – Potrząsnąłem gwałtownie głową. – To inna bajka. Cypis był trochę jak mój więzienny tata. Wprowadził mnie. Gdyby nie on, skończyłbym marnie.

Poprawił się nerwowo na siedzeniu i wlepił we mnie jeszcze bardziej nachalny wzrok.

– Czemu?

– Nauczył mnie wszystkiego, dzięki czemu nie popełniałem błędów w więzieniu i nikomu nie podpadłem. O co łatwo. A kiedy odkrył, że umiem rysować, to nauczył mnie tatuować. Na początku wychodziło mi beznadziejnie. W końcu rysowanie ołówkiem, a wbijanie komuś igły z tuszem własnej roboty jest zupełnie różną dziedziną. Pozwolił mi ćwiczyć na sobie, wyobrażasz sobie? – Uśmiechnąłem się szeroko, przypominając sobie jego wrzaski, a zarazem oddanie. – Straszydła to były. Jednak mu to nie przeszkadzało i tak był cały wytatuowany.

– Jak ty? – zapytał zainteresowany, zerkając na moje ręce.

– O tak. To on zrobił mi te tatuaże. Dzięki nim jestem bezpieczny, żaden gang mnie nie skrzywdzi.

Chyba ten aspekt naprawdę go zaszokował. Ale właśnie dlatego byłem cały wytatuowany, właśnie dlatego je miałem.

– Naprawdę?

– Jasne. To nie są symboliczne tatuaże, tylko – zawahałem się na sekundę – takie pieczęcie. Takie tatuaże, jakie ja mam, noszą tylko tatuażyści mafijni.

– Co? – Był szczerze zaskoczony, na co się trochę zmieszałem, bo zabrzmiało źle.

– Och.... Źle się wyraziłem. Tatuażysta w gangsterskim świecie jest nietykalny. To inny poziom. Nie należy do żadnego ugrupowania, a każde ugrupowanie może przyjść do niego. Teraz one nie mają znaczenia, ale gdybym był na Pruszkowie albo wrócił do więzienia...

– Dlatego było ci tam dobrze?

– Mhm... byłem najlepszym tatuażystą. Nigdy nie wchodziło nikomu zakażenie, robiłem idealne odwzorowania, wyglądały trochę jak z salonu tatuażu...

– Chwalisz się – upomniał mnie, na co natychmiast poczułem zażenowanie.

– Wcale nie! – krzyknąłem.

Prychnął rozbawiony, co w jego wykonaniu było chyba śmiechem.

– Płacili ci cukierkami? – zaczepił mnie chyba złośliwie, ale trafił w samo sedno.

Czułem, jak się rumienię, bo domyślił się mojej waluty.

– Czyli byłeś rozpieszczany, bylebyś nie spieprzył sprawy. – Domyślił się szczerze rozbawiony, nawet oczy mu jaśniały.

Irytowało mnie, że ma taki zmysł detektywistyczny, że potrafi się domyślić takich pierdołek.

– Kiedy się spotkaliśmy, mówiłeś o pracy jako mechanik – zaczął z innej beczki. – Czemu nie postanowiłeś być tatuażystą?

Zmieszałem się. Czy to takie ciekawe?

– Nie mam wykształcenia w tej dziedzinie – zacząłem trochę zmieszany. – Trochę się bałem działać w tym na wolności. A jak coś spieprzę? Wolni ludzie oczekują, a w więzieniu to ja dyktowałem zasady i profesjonalizm. Mam skończoną zawodówkę, chciałem pracować legalnie, tam gdzie zostałem wyuczony i znałem się na rzeczach, co potwierdzał papierek.

Zamknął na moment oczy, opierając głowę o ścianę.

– Adam – powiedział, w końcu otwierając oczy i patrząc na mnie jakoś inaczej.

– Tak?

– Jesteś uroczy.

Dotknął moich włosów za uchem, delikatnie głaszcząc mnie jednym palcem. Patrzyłem na niego szczerze zaskoczony. Był niezwykle łagodny w tym momencie. Nigdy wcześniej taki nie był. Czy moja szczerość polepszyła naszą znajomość?

– Narysuj mi coś – mruknął miękko.

Natychmiast spaliłem buraka. To jak poprosić śpiewaka, by nagle coś zaśpiewał. To było zawstydzające i niekomfortowe. Zresztą, co ja miałem narysować tak nagle? A jak stwierdzi, że to bohomazy i wcale nie mam talentu?

W pewnym momencie cofnęło mi się, a żołądek obrócił fikołka. W pierwszej chwili myślałem, że to przez stres i presję na jego prośbę.

– Adam? – zaniepokoił się, widząc moją miną.

Błyskawicznie wstałem i pobiegłem do najbliższej, parterowej łazienki, gdzie zdołałem wywalić z siebie całe słodkie jakie zjadłem. Niemal natychmiast się rozpłakałem nad tą stratą. Jakie marnotrawstwo!

Jednak to nie było najgorsze. Najgorsza była mina i złość Gabriela. Od razu zaczął mnie strofować na temat umiaru, łakomstwa i obżarstwa. Był wściekły, że zjadłem tyle, by wymiotować. Co ja poradzę, że jeśli mi dawał, to jadłem wszystko?

– W niedzielę nie będzie? – zdołałem tylko wyjęczeć, domyślając się jego odpowiedzi.

Wtedy to jawnie się rozpłakałem i męczyłem go jak naburmuszone dziecko przez resztę dnia. Jak może mi odbierać słodkie w niedzielę? Po to żyję!

Jednak on był nieugięty.

Zamiast ciastek czy czekolady, dostałem marchewkę i seler.

Jednak to, co się zaczęło dziać w następnym tygodniu, było gorsze niż seler i marchewka. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top