Rozdział 23



Spałem długo, spóźniając się na śniadanie. Właściwie bliżej mi było do obiadu niż śniadania. Zmieszany wstałem i nie do końca wiedziałem, co ze sobą zrobić.

Zaburzyłem cały plan działania na dziś. Poczułem małe wyrzuty sumienia, ale z drugiej strony odwlekałem spotkanie z Gabrielem. Wiedziałem, że gdy się na niego natknę, przypomnę sobie dokładnie wczorajsze uczucia na wspomnienia o tacie, a on może nawet o to zapyta.

Ostatecznie wstałem i poszedłem się umyć, bo spałem w ciuchach. Trzeba było się odświeżyć, bo nie tylko usłyszę nieprzyjemne dla mnie pytania, ale i powie mi, że śmierdzę.

O tak, Gabriel był do tego zdolny, by prosto w oczy wytknąć mi niechlujstwo i to, że cuchnę.

Nie miałem na tyle sił psychicznych, by wysłuchiwać jego uszczypliwości i brutalnej szczerości.

Umyłem się, ubrałem i jeszcze w wilgotnych włosach zszedłem na dół. Byłem świadomy, że Gabriel może się wściec, bo nienawidził, jak nie suszę włosów. Twierdził, że mogę się przeziębić. A kiedy przemądrzale pokazałem mu na komórce artykuł, że przeziębienie jest spowodowane wirusem, a nie mokrymi włosami, śmiesznie zareagował.

Zamilkł, drgnęła mu powieka i kazał mi się z nim nie kłócić.

Zareagował zupełnie jak matka zaorana przez własnego trzyletniego syna.

Szurając skarpetkami, przeszedłem przez korytarz i wszedłem do pachnącej kuchni, gdzie urzędowała standardowo pani Tatiana.

– Po dwunastej, a i tak wyglądasz na niewyspanego – powiedziała rozbawiona kucharka, patrząc na moją nieszczęśliwą minę. – Chcesz coś zjeść?

Nie odpowiedziałem od razu. Podszedłem do krzesła, kładąc głowę na stole. Mruknąłem sam do siebie niezrozumiale, coś w stylu „nie wiem".

Parsknęła i poczułem szturchnięcie w głowę. Oboje wiedzieliśmy, że i tak da mi coś do jedzenia.

– Gabriel na ciebie czeka, kochanie – powiedziała łagodnie.

Znów mruknąłem niezrozumiale, nie ruszając się nawet na milimetr. Nie chciałem do niego iść. Najchętniej zabunkrowałbym się w swoim pokoju, ale wiedziałem, że na kamerach widać, że wstałem. Wiedziałem, że on czeka. Na pewno chce kontynuować nocną rozmowę.

Ale ja nie chciałem. Czułem, jakby wszedł w moją duszę, naruszył punkty, które powinny być nietykalne.

Ostatecznie Tatiana przygotowała mi na szybko miskę owoców jako przekąskę przed obiadem. Podniosłem głowę, kiedy usłyszałem stuknięcie kładzionego naczynia i nadal lekko przymulony wziąłem się bez słowa za jedzenie.

Przynajmniej miałem pretekst, by nie iść od razu do gabinetu.

Przeżuwałem wszystko dokładnie, gryząc małe cząstki i robiłem wszystko bardzo wolno. Dlatego, mimo że minęło dwadzieścia minut, od kiedy dostałem tę małą miseczkę owoców, ja nadal byłem w połowie.

Chciałem kupić sobie czas, a doprowadziłem tym Gabriela do białej gorączki, bo aż się pofatygował, by po mnie przyjść.

Podjechał cicho i tylko patrzył na mnie w zimnej furii. Nawet na niego nie spojrzałem. Udawałem, że skupiam się całkowicie na jedzeniu.

Chwilę siedział i na mnie patrzył, a Tatiana zerkała na nas nerwowo. Nawet ona czuła presję spojrzenia Gabriela.

– Weź to i chodź do gabinetu – powiedział w końcu, całkiem spokojnie.

– Mówiłeś, że mam nie chodzić, kiedy jem.

Zamknął oczy, jakby próbował się uspokoić.

Wiedziałem, że zachowuję się dziecinnie, ale emocje mnie trochę przerastały, a ja potrzebowałem tej chwili, by zbudować na nowo mur, który został wczoraj powalony.

Jeszcze troszkę, myślałem, zaraz będę twardy.

– W porządku – powiedział w końcu i zamarł.

Czekał. Czekał, aż skończę te nieszczęsne owoce i bez wymówek będę musiał z nim iść do gabinetu. Kiedy to nastąpiło, ruszyłem za blondynem jak na skazanie. Podejrzewałem, jak to będzie zaraz wyglądać. Zaraz zada mi bolesne pytanie.

Dotarliśmy do jego gabinetu, a mi po raz pierwszy wydał się dziwnie ciasnym pomieszczeniem. Nie usiadłem na swoim stałym miejscu, nawet nie odszedłem daleko od drzwi wyjściowych na korytarz. Stałem nieruchomo, obserwując, jak Gabriel dojeżdża do swojego biurka i odkłada filiżankę z herbatą, tak jakby chciał zrobić miejsce na biurku.

Spojrzał na mnie zaskakująco spokojnie, a ja oddałem spojrzenie. Staliśmy tak chwilę, patrząc na siebie. Chciałem uciec spojrzeniem, ale jakoś nie potrafiłem. Czułem się niekomfortowo i odkryty. Nienawidziłem tego uczucia.

– Ada... – zaczął, ale ja mu natychmiast wszedłem w słowo. Niemal z desperacją. Liczyłem, że tego nie usłyszał.

– Nie chcę rozmawiać o tacie – powiedziałem szybko.

Słowo „tata" dało mi jakiś dziwny ciężar w żołądku.

Patrzył na mnie spokojnie, nie będąc zirytowanym, że wszedłem mu w słowo.

– W porządku. Rozumiem. – Pokiwał w końcu głową, miękko na mnie patrząc.

– Tak? – Spojrzałem na niego nieufnie.

Tak po prostu? Gabriel uwielbiał wszystko wiedzieć, dlaczego tym razem ma mi odpuścić? Wydawało się przecież, że nie wie nic o moim tacie, co było niezwykłe, w końcu podejrzewałem, że całego mnie prześwietlił.

Miał łagodny, szczery wyraz twarzy, więc nic nie mogłem poradzić, że mu uwierzyłem. Dlaczego przy Gabrielu łamię wszystkie zasady, jakich nauczyłem się w więzieniu? Nie miałem pojęcia.

Zaczynam mu ufać jak ślepa kura, a przecież nie powinienem nikomu ufać. Znam go niespełna miesiąc, a traktuję, jakby był co najmniej moim starszym bratem. Co jest ze mną nie tak? Co jest nie tak z tym gościem?

– Rozumiem, że to delikatny temat – tłumaczył lekkim tonem, który do mnie trafiał. – Nie miałem pojęcia. Oczywiście, że nie będę cię o niego wypytywać ani się wtrącać. Jednak pamiętaj, że możesz zawsze mi wszystko powiedzieć. Nawet o tym delikatnym temacie. Jak już poczujesz się na siłach, to jestem do twojej dyspozycji.

Speszyły mnie jego słowa. Jeszcze nie spotkałem w swoimi życiu kogoś, kto tak by mnie traktował i był taki wyrozumiały.

No, chyba że tata...

Odwróciłem wzrok, nie wiedząc, jak się zachować. Czułem zdradliwie ciepło na twarzy, co było według mnie niezwykle żałosne. Stałem jednak w takiej odległości od blondyna, że liczyłem, że tego nie zauważy.

– Adaś, usiądź. – Wskazał na moje stałe miejsce siedzenia. Zawahałem się dłuższą chwilę, ale w końcu podszedłem bliżej i usiadłem. – Powiesz mi, co widziałeś na zdjęciach pokazanych przez komisarza?

Wzrok skupiłem na jego długich, bladych palcach, co dodawało mi troszkę więcej pewności siebie niż jego sokoli wzrok.

– Powiedziałeś – sam zaczął, widząc moje wahanie – że wszyscy byli z twojego więzienia – mówił wolno, jakby sam analizował swoje słowa. – Powiedziałeś, że niespecjalnie ich kojarzysz, ale że rozpoznajesz ich po tatuażach – zawiesił głos, jakby czekał na moje kontynuowanie.

Pokiwałem w końcu głową, nadal patrząc na jego dłonie.

– Zgadza się. Moje karne tatuaże – powiedziałem zaskakująco cicho.

– Dobrze, ale co to znaczy? – zapytał spokojnie.

– Cóż – uciekłem wzrokiem z jego dłoni na obraz przy biblioteczce. Przedstawiał chyba jakieś mitologiczne zdarzenie, bo postacie były ubrane w jakieś tam greckie zbroje lub togi. Jedna z postaci rozpaczała nad bladym ciałem innego faceta. – W zależności od wyroku i moralności więziennej, niektórzy dostają karne tatuaże.

Zastanawiałem się, jak mu to dobrze wyjaśnić.

– Kontynuuj, powiedz to swoimi słowami, no i nie gryź wargi.

Natychmiast puściłem dolną wargę i zmrużyłem oczy na scenę obrazu. Ten gość naprawdę rozpaczał nad starą kolegi. Musieli być naprawdę bliskimi przyjaciółmi.

– Wiesz, na przykład pedofile dostawali najpaskudniejsze tatuaże, zazwyczaj w dobrze widocznym miejscu – tłumaczyłem.

Dzięki temu, że skupiałem się na obrazie, łatwiej mi było się wysławiać.

– Och... Rozumiem.

– Hmm... tak.

– Ofiary były pedofilami. Sugerujesz samosąd?

– Cóż. – Postać na obrazie wyglądała naprawdę tragicznie, pochylana nad ciałem przyjaciela. Też bym chciał mieć takiego przyjaciela, który tak przejąłby się moją śmiercią. Tym, że zniknąłem z jego życia. – Wszyscy mieli moje karne tatuaże, co jest naznaczeniem ich winy. Ale oni nie byli pedofilami, czy nie zabili swoich matek.

W więzieniu za krzywdę dzieciom czy swojej matki miałeś najbardziej przesrane.

– W takim razie co?

– Byli pedałami – powiedziałem wprost, chcąc już mieć za sobą tę rozmowę.

Zaległa dziwna cisza, a ja w końcu spojrzałem na Gabriela szczerze zaskoczony. Wpatrywał się we mnie dziwnym wilczym spojrzeniem.

Nagle poczułem, że powiedziałem coś nie tak. Ale co? Przecież powiedziałem mu w końcu o co chodzi.

– Adam... – powiedział w końcu z naganą, a mi znów zrobiło się niedobrze. Co takiego powiedziałem? – W tym domu nie wolno tak mówić.

Zdezorientowany wpatrywałem się w niego. Dlaczego nagle się zezłościł?

– Jak? – zapytałem zdezorientowany.

Moja niewiedza trochę złagodziła mu chyba zły humor.

– Obraźliwie – wyjaśnił.

– Nikogo nie obraziłem – upierałem się przy swoim, coraz bardziej zagubiony.

Czy ja naprawdę jestem taki tępy, że już się pogubiłem w tej rozmowie?

– Pedał, Adaś – powiedział z dziwnym naciskiem, patrząc mi twardo w oczy – jest bardzo obraźliwym określeniem dla homoseksualistów.

Wpatrywałem się w niego szczerze zaskoczony.

– Naprawdę? – wypaliłem z niedowierzaniem.

Przecież wszyscy, których znałem, używali tego słowa.

– Tak. Domyślam się, że w twoim wcześniejszym środowisku było to normalne? – Z każdą chwilą wydawał się coraz bardziej wyrozumiały.

– No tak – mrugałem zaszokowany. – A co, to źle?

Westchnął ciężko i nagle pochylił się do szuflady, by dać mi kilka krówek. Zdezorientowany je przyjąłem, ale nie zacząłem jeść. Przez nagłą zmianę postawy Gabriela zachciało mi się rzygać ze stresu. Krówki mi w tym nie pomogą.

– Nie stresuj się, Adam, rozumiem, że nie wiedziałeś, że to bardzo niegrzeczne – westchnął ciężko i odgarnął sobie włosy do tyłu.

Miałem dziwne wrażenie, że moje słowa bardzo go poruszyły. Ale to w negatywnym aspekcie.

– Przepraszam – wypaliłem, nadal niewiele rozumiejąc.

Spojrzał na mnie już o wiele cieplej. Nawet dorzucił jeszcze jedną krówkę i poklepał mnie po dłoni.

– Co miały na celu te tatuaże?

– Naznaczenie. – Podjąłem prędko temat, by zakończyć wcześniejszy wątek. – Nawet niespecjalnie robiłem im to na siłę, presja więzienia była zbyt silna, by sami się do mnie nie stawili. Wiesz, to taka wizytówka. Trzymali się swojej grupy, a jak się wychylali, to ta wizytówka była pretekstem do wpierdolu. O, – powiedziałem, nagle przypominając sobie coś – religia była też częstą wizytówką z widocznymi tatuażami. Miałem dużo muzułmanów, którzy chcieli sobie wytatuować swoją odrębność i wejść do konkretnej grupy osób.

Słuchał mnie uważnie całkowicie skupiony na moich słowach, a jego mina już całkowicie złagodniała. Dzięki temu też i mi było lepiej i zdołałem zjeść pierwszą krówkę.

Słodkie trochę rozwiązało mi język, więc swobodniej zacząłem mu opowiadać o mojej pracy w więzieniu.

– Czyli jak wyglądały te tatuaże dla gejów? – zapytał rozbawiony moimi opowieściami o tatuowaniu staruszka, który bał się igieł.

Spojrzałem na niego z ciekawością.

– Czyli... Czyli mam mówić geje? – zapytałem ciekawy, trochę się obawiając swoich słów, że znów go jakoś urażę.

– To neutralne określenie – potwierdził. – Pamiętaj, Adaś, że trzeba uważać na słowa, by kogoś nie urazić. Na przykład nie wspominaj przy Tatianie za dużo o Rosji, bo ma złe wspomnienia. Pewnie zauważyłeś, że Tatiana to Ukrainka.

– Hm... – mruknąłem zmieszany, bo, szczerze powiedziawszy, niespecjalnie to zauważyłem.

Była miła, dawała mi dobre jedzenie i słodziła herbatę. Po co mi więcej? Była kochana sama w sobie, nie obchodziło mnie, skąd pochodzi. Choć to teraz wiele wyjaśnia, na przykład jej akcent i niektóre dziwne potrawy, których nazwy tylko ona potrafi wymówić.

– Choć ja wolę inne określenie – wypalił nagle, gdy ja zastanawiałem się nad tym, jak pociągnąć Tatianę za język i trochę się o niej dowiedzieć.

– Jakie?

– Ciepli.

Nagle mnie olśniło, a ja z podekscytowaniem pochyliłem się w jego stronę. Kojarzyłem to określenie.

– Och... Słyszałem to kiedyś. – Pokiwałem gwałtownie głową. – Tak określali Piersa. Znaczy, mówili, że podejrzewali, że jest ciepły, ale nie było dowodów. Dziwne. Nie wiedziałem...

Przypomniałem sobie te wszystkie rozmowy kumpli w celi, kiedy ja nawet nie wiedziałem, o czym mówią i się nie wtrącałem. W końcu nie chciałem wyjść na debila, który czegoś nie wie. W więzieniu byłem bardzo uważny.

Nie to co przy Gabrielu...

– Adaś... – westchnął Gabriel, patrząc na mnie dziwnie.

– Co?

– Jesteś jak dziecko – mruknął. – Taki niewinny czasem.

Zmieszałem się. Co? O czym on mówi? Przecież jestem dorosłym facetem.

– To nic złego – wyjaśnił szybko. – Tylko nikomu nie ufaj.

– Jak to? A co z tobą? – wypaliłem, zanim pomyślałem. W końcu jak mówi coś takiego, to dlaczego nie pomyśli o sobie.

Uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć, że jemu też mam nie ufać.

– Dopóki robię wszystko dla twojego dobra, ufaj mi ślepo.

Zamrugałem, wpatrując się w niego w ciszy. Czasem naprawdę mam wrażenie, że Gabriel jest z innej planety, a jego sposób myślenia mnie przewyższa i go nigdy nie zrozumiem.

Złapał mnie z uśmiechem za dłoń i mocno ścisnął.

– Więc co znaczyły te tatuaże dla ciepłych? – zapytał łagodnie, z ciekawością.

– Tatuowałem łuk na policzku. Był to mały tatuaż – wyjaśniłem, również ściskając jego bladą dłoń. – Oni zawsze się śmiali, że to jak ta ich kolorowa tęcza, a inni, z lepszym poczuciem humoru, mówili, że przypomina im zwiotczałego chuja.

W życiu nie słyszałem jego głośniejszego śmiechu. Tak się śmiał, że i ja zacząłem się śmiać.

Nie sądziłem, że ta rozmowa przerodzi się w tak miłe chwile. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top