◆Wielki powrót◆

Nie wiem co się z nimi dzieje. Bardzo cierpiały, ale dlaczego? Nagle z pyska zaczęła im lecieć krew podobnie jak z nozdrzy. Po chwili skóra zaczęła pękać a kości, mięśnie zostały wypchnięte na zewnątrz. Wszystkie jak na zawołanie upadły nieżywe na zabrudzony czerwoną cieczą piasek bez życia. Poczułam, że ktoś mi zakrywa oczy ręką.

        - Damy nie powinny oglądać takich scen, mogą mieć koszmary. - Usłyszałam leniwy głos tuż koło mojego ucha. Mimo szoku i roztrzęsienia, drżącą ręką chwyciłam dłoń nieznajomego i z ciągając ją z oczu ujrzałam Kizoku. Jego oczy były wściekle czerwone i jeszcze przez moment patrzył na rozniesione ciała Skoczków, aby następnie popatrzeć na mnie. 

        - To... Ty to zrobiłeś? - Spytałam dość drżącym głosem. Wampir wyprostował się i poklepał mnie po głowie.

        - Bystra dziewczynka z ciebie. - Jego leniwy ton przepełniony był zmęczeniem, ale i jednocześnie odrobiną szczęścia.

        - Krwiożerco, nie dotykaj tak bezmyślnie Alicji, bo będziesz miał do czynienia ze mną. - Ravi celował w tym czasie w czaszkę Wampira swoim pistoletem. 

        - Nie zrozumieliśmy się, Króliczku. Jestem Wampirem, byle pocisk mnie nie zabije. - Powiedział z zażenowaniem, ale jednak mnie puścił. - No i dodajmy fakt, że uratowałem ci twój puszysty ogonek, to chyba nie powinieneś celować we mnie. - Dodał już patrząc na Raviego. Biały Królik niechętnie spuścił broń.

        - Nie chcę wam przerywać jakże interesującej konwersacji, ale co będzie z moim smokiem i tą pokraką? - Przerwał im Sirin zsiadając ze swojego czarno-białego gada.

       - Pasowałoby go ratować. - Odpowiedział Kruk i zaczął iść w stronę pola walki wielkich potworów. Chwyciłam go za płaszcz zatrzymując skutecznie.

        - Co ty chcesz tak po prostu wejść w pole walki? Skoczek nie ma tego samego czułego punktu co reszta sama się przekonałam. - Powiedziałam ostrzegając go.

        - Wiem, nie musisz się o mnie martwić. - Powiedział i delikatnie wziął moją rękę z płaszcza i ruszył dalej. 

        - Pogięło go czy jak? - Pytał się Loki na co Furry prychnął cicho.

        - Wie co robi. Zaraz zobaczysz. - Furry uśmiechał się przebiegle. Wszyscy patrzyli na niego jak na wariata, ale po chwili zwrócili wzrok z powrotem na Kruka. Szedł spokojnie, a gdy znalazł się wystarczająco blisko zatrzymał się. Wyciągnął ręce do przodu, aby po chwili pojawił się w nich czarny dym z którego wyłoniła się kosa. Olbrzymia kosa, której ostrze lśniło w pustynnym słońcu niczym klejnot. 

         - Noah, odsuń się! - Krzyknął do smoka, który wyrwany z walki zrobił unik przed ciosem Skoczka odskakując w tył, dając miejsce do działania Blackowi. - Ej, brzydulo, patrz tutaj! - Zwrócił uwagę alfy, który po chwili skoczył na niego z zamiarem zabicia. Black uskoczył i znajdował się na grzbiecie pustynnego stwora. Zamachnął się i wbił ostrze w kark ślepego drapieżnika.

 Rana zalśniła na biało a po chwili sam Skoczek znikał w nim. W mgnieniu oka ze Skoczka nie zostało nic, oprócz białego, dużego motyla narodzonego z blasku. Wzniósł się do góry i zniknął w słonecznych promieniach. Było to piękne widowisko nietypowej śmierci i przemiany. To wszystko obudziło we mnie nostalgie i zamyślenie. wszystko trwało chwilę, ale przeważyło o wyniku starcia. Kosa rozpłynęła się na milion kawałków i zniknęła w powietrzu. Kruk z pomocą smoka podszedł do nas wyraźnie wycieńczony.

         - Aż tak bardzo ci to odbiera siły? - Spytał Wilk ze zdziwieniem.

        - To nie ta sama siła co kiedyś. I nie te lata. - Stwierdził Kruk. 

        - To było... Takie piękne! I jednocześnie niebezpieczne! Jestem w szoku. - Mówiłam patrząc z wielkimi oczami w czarną postać Blacka. 



No taki zwrot akcji wam daje ^^ Spodziewaliście się tego?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top