;Walc wampira;
Weszliśmy do ogromnej, złotej i jasnej komnaty, gdzie było dużo gości zajadających się przysmakami. Szwedzki stół z różnymi, wymyślnymi daniami królował na kolacji. Napoje, desery, kanapki i wiele więcej wspaniałych dań. Z wrażenia aż zaburczało w moim brzuchu.
-zapraszamy do stolika 459- lokaj pokazał nam stolik na którym zaświeciła się na żółto jakaś duża żaba. Skierowałam się do naszego stołu i zajęłam miejsce.
-a dzisiaj na stoliku góruje galaretka ze skrzydełkami motyla- powiedział Levis nabierają na talerz sporo jedzenia. Nie rozumiem gdzie on to zmieścił.
-zjadłbym co innego, a raczej kogoś innego nic tą galaretkę- powiedział Ravi przysuwając się bliżej mnie i puszczając perskie oko w moją stronę. Zarumieniłam się mimowolnie, ale przejściłam mu to mimo uszu i zajęłam się jedzeniem czegoś co na oko wyglądało jak kanapka z dżemem truskawkowym.
-no, chyba się nieco myliłem co do rozkwitu miasteczka- odkąd przyjechaliśmy do miasta, Loki jest weselszy i żywszy. Pewnie to z powodu spotkania się ze starym znajomym.
-gdzie Kizoku?- spytałam się nagle. Kot oderwał się od jedzenia hak oparzony.
-miał tu być... pewnie gdzieś tu jest!- odpowiedział i wrócił radośnie do swojego talerza z jedzeniem. Nalałam sobie do kieliszka odrobinę czerwonego płynu. Zapach był słodki i aromatyczny, więc skusiłam się, ale gdy tylko wzięłam jeden łyk pożałowałam swojej decyzji. Półkęłam- jak się okazało po sekundzie- krew. Mimowolnie zebrało mi się na wymioty i gdy już miałam wrócić zawartość żołądka z pomocą przyszła czyjaś dłoń z nasączoną chusteczką przy moich ustach i nosie.
-wy, Śmiertelnicy, źle reagujecie na krew. Kto wam to dał?- był to Kizoku. Wziął mój kieliszek i powąchał zawartość, po czym wziął dużego łyka cieczy i odłożył pusty kieliszek z powrotem na swoje miejsce. W tym czasie pojawił się jakiś młody wampir i spojrzał z przerażeniem na właściciela miasteczka.
-przepraszam bardzo za pomyłkę!- ukłonił się przede mną nisko, a ja od razu wyciągnęłam ręce i nakazałam mu wstać.
-nie kłaniaj się... czuje się niekomfortowo- odpowiedziałam szybko i uśmiechnęłam się lekko. Lokaj kiwnął głową szybko i spojrzał na Kizoku.
-na co się patrzysz? Lepiej weź krew i przynieś coś normalnego dla nich- powiedział poważnie do młodzika, który w mgnieniu oka zajął się swoimi rzeczami. Nagle zobaczyłam koło siebie rękę czekającą na coś. Uniosłam wzrok i zobaczyłam, że właścicielem ręki jest Kizoku uśmiechający się delikatnie.
-czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i zatańczyła ze mną?- na dźwięk jego głosu pojawiła się spokojna muzyka kapela i rozbrzmiała melodia walczyka francuskiego.
https://youtu.be/XHtYtBrM610
(tak dla nastroju ;) )
Z chęcią przyjęłam dłoń wampira i ruszyłam z nim na środek parkietu. Objął mnie w tali i uniósł moją dłoń wyżej. Ja za to położyłam wolną rękę na jego ramieniu i rozpoczęliśmy walca. Chwała mojej matce za długie godziny trenowania kroków to walca francuskiego.
Dopiero teraz zauważyłam w jakim stroju jest mój partner. Miał na sobie czarną marynarkę ze złotymi wykończeniami i spodnie tego samego koloru. Przy piersi miał czerwoną róże a na rękach czarne rękawiczki, które kontrastowały z moimi białymi.
Partner nie odrywał ode mnie wzroku co przyprawiało mnie o rumieńce.
-A tak w ogóle... skąd znacie walca francuskiego?- spytałam zakłopotana.
-coś wniosłaś po sobie gdy tu ostatnio byłaś. Pamiętam jak zaczęłaś nas uczyć tego tańca i samego utworu. Jak tańczyłaś i śmiałaś się, a teraz widzę, że z tego małego szkraba co latał mi pod nogami wyrosła piękna dama- powiedział swoim leniwym tonem, mimo, że na twarzy cały czas widniał jego lekki uśmiech.
-szkoda, że nic z tego nie pamiętam- powiedziałam ze smutnym uśmiechem. W tym momencie wampir obrócił mnie o 360 stopni i wygiął w prawo, tak, że jego twarz była niesamowicie blisko mojej.
-mogę ci przypomnieć- wymruczał i już miał złączyć nasze usta gdy...
Ba dum!!! Madafaka taki polsat XD Mam nadzieje, że nikt nie pójdzie się przez to pociąć mydłem w płynie :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top