**Ratunek z nieba**

... I wtedy, gdy Skoczek miał się nas rzucić, a Loki mnie osłonić coś uniosło go od ziemi i wzleciało z nim wyżej. 

      - Co jest? - Pytał oszołomiony Kocur szukając wybawienia na niebie. Nigdzie nie było tego czegoś co zabrało Skoczka w lot. Levis razem ze swoim mieczem rzucił się na Skoczka mając nadzieję, że ostrym ostrzem da mu radę. Nie miał pojęcia jak bardzo się mylił. Stworzenie było szybsze i wykonując pełen obrót wokół własnej osi uderzyło Szalonego Królika tak mocno, że aż odleciał dalej o jakieś cztery metry. 

       - Lepiej wiejcie, bo są zbyt silne! - Do moich uszu dotarło warknięcie Richarda. Jego szczęście, że Skoczki, które miały skończyć jego żywot zainteresowały się nami i zostawiły go w spokoju.

       - Ciebie? Takiego herbatożłopa miałbym zostawić? Ha! Chyba w twoich snach! - Levis odbijając się od grzbietu stworzenia przeskoczył je i znalazł się koło Kapelusznika pomagając mu wstać. Przez moment kąciki ust Szalonego Kapelusznika uniosły się do góry.

       - Co robimy? - Spytałam nagle. Loki wyciągnął z pod płaszcza kusze i wycelował w Skoczka. Każdy był zdany na siebie, bo Skoczki skutecznie nas rozdzieliły. Zostałam z Lokim, Levisem i Richardem. Trzy Skoczki zbliżały się do nas powoli zaganiając nas pod resztki wozu, gdzie nie było ucieczki.

       - Cwane, szpetne bestie. - Skomentował Loki uśmiechając się nerwowo. Chwycił mnie i skoczył na wóz ze mną.

      - Dam sobie radę, jeszcze umiem skakać. - Powiedziałam oburzona, gdy jeden Skoczek podążył w nasze ślady i gorzko tego pożałował. Drewno pod stworzeniem złamało się a potwór wpadł do środka zaklinowując się tym samym. Rozejrzałam się po bezkresnym pustkowiu i zobaczyłam TO. Cała chmara Skoczków leciała w naszą stronę. Wzdrygnęłam się na ten widok. Nie możemy sobie dać rady z szóstką, a co dopiero z dwudziestoma innymi. Chwyciłam lekko rękaw koszuli Lokiego, dając mu znać, żeby popatrzył w moją stronę.

       - Co się... Na kocią miętkę, więcej ich matka nie miała?! - Taką reakcje dostałam od Lokiego. 

      - Musimy coś wymyślić i to szybko. - Stwierdziłam a więzień pod nogami prawię mi oderwał kończynę dolną swoimi zębami. Zeskoczyłam z wozu i spadłam na innego przedstawiciela skoczkowatych.

       - Czy ty się nawdychałaś Kociego ozoru, czy ty naprawdę chcesz się zabić?! - Krzyknął Kot i chciał mnie ratować, ale zamiast spaść na Skoczka, który zechciał zrobić akurat teraz krok do przodu, spadł na ziemię swoim kocim tyłkiem. 

       -Rycerz na białym koniu się znalazł. - Wybąkałam cicho zażenowana jego kiepską sytuacją. Usilnie próbowałam zapanować nad Skoczkiem, co nie wychodziło mi do czasu gdy przez przypadek wbiłam sztylet w kark potwora. Wydał z siebie przerażający, ochrypły okrzyk i trochę się uspokoił, aby potem upaść na ziemię i wyzionąć ducha. Loki patrzył na mnie wzrokiem "co się przed chwilą stało?!". 

        - Co ty... - Nie dałam mu skutecznie dokończyć, tylko zerwałam się na równe nogi.

      - Kark! Celujcie w kark! - Krzyczałam na cały głos, aby wszyscy mnie usłyszeli. Tuż przed moimi nogami spadło z nieba ciało jakiegoś Skoczka. Rozszarpane ciało z którego ciekła krew a kości wystawały z ciała połamane i rozszarpane. Spojrzałam w górę i zobaczyłam cielsko jakiegoś dziesięciometrowego smoczyska unoszące się nade mną za pomocą ogromnych skórzanych skrzydeł. Cheshire Cat przysunął mnie do siebie dając miejsce na lądowanie gadowi.

 Gdy wylądował zobaczyłam przed sobą piękność i gracje. Wężowe ciało w odcieniach brązu, czerni i karmelu, duże rogi podobne do jelenich, czułe uszy i ciemne furto od czubka głowy prowadzące po grzbiecie aż do zakończenia ogona. Podwójna para wąsów i ciemna bródka. Ostre pazury przy czterech łapach i zęby, ostre jak najostrzejsze sztylety. W krajobrazie pustynnym, smok uwodził pięknem i swoją gracją. Przenikliwe, czerwone ślepia patrzyły na mnie. Smok odwrócił się i rzucił się na Skoczka.

       - Pomaga nam? Co tu się odwala? Mam schizy? - Pytał z niedowierzaniem Loki. Jego koci ogon niespokojnie latał w tę i z powrotem.

      - Piękny... - Uśmiechnęłam się mimo wszystko. Kot spojrzał na mnie zdziwiony.

     - Nie tylko ja mam te głupie schizy jakże pocieszające. - Powiedział a ja w tym czasie ruszyłam na pomoc Richardowi. - Alicjo! Nie ignoruj tak swojego kociaka! - Dobiegł mnie krzyk oburzenia Kota. Zaszłam stwora pustynnego od tyłu i wbiłam mu ostrze w czuły punkt. Niestety Skoczek nie mógł wytrzymać i trafił mnie swoim ogonem.


Troszku się rozpisałam ^^' Ale to nic wam wyszło to na dobre a mi nic nie zaszkodzi :3 Czuje ktoś ten stres przed jutrzejszymi próbnymi egzaminami trzecioklasisty w gimnazjum? Ja się troszku cykam, ale mam jak na razie dobre myśli ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top