€Pustynia€
Przebrałam się w czyste ubrania i razem z innymi wyjechaliśmy z Miasteczka Czarnych Gwiazd. Kizoku tylko patrzył jak odjeżdżaliśmy a po tym już go nie widziałam.
-Black, gdzie jest Sirin?- spytał Wilk.
-został w zamku, musi się opiekować smokami- Odpowiedział żniwiarz.
-uzupełniliśmy całą wodę?- spytał ni z tego ni z owego Levis.
-tak, raczej tak- odpowiedział Loki. Na samo słowo "woda", Kocur dostawał gęsiej skórki po spotkaniu ze Zjawą.
-czemu pytasz?- spytałam Szalonego Królika.
-dojeżdżamy do Pustyni Skoczków- odpowiedział wpatrując się w dal przed nami gdzie powoli wyłaniały się pierwsze piaszczyste wydmy.
-nie da się ominąć Pustyni, a to wielka szkoda- dodał Richard.
-na Pustyni mieszkają pewne niebezpieczne zwierzęta zwane Skoczkami. Mało kto je widział, bo nikt nie chce jechać przez ten teren. Mówią, że mają one duże łapy, dzięki którym biegają bardzo szybko i skaczą ogromnie wysoko. Pazury i zęby ostre, jak u drapieżnika perfekcyjnego- sam opis Raviego wydawał się groźny. Czy gdzieś w tej krainie jest w ogóle bezpiecznie? Czy ta kraina zna w ogóle takie słowo?
-ale spokojna głowa, Alicjo! Masz najsuperfajniejszych ochroniarzy we wszechświecie!- powiedział dumnie Furry. Zaśmiałam się cicho.
-"najsuperfajniejszych"?- zarecytowałam nowe słowo stworzone przez Wilka.
-no a jak?! Nie istnieje takie słowo aby nas określić, więc trzeba wymyślić!- odpowiedział radośnie.
~~ time skip~~
Jedziemy po Pustyni już dobrze ponad godzinę i na szczęście nie spotkaliśmy ani jednej żywej duszy. Rozmawialiśmy żwawo o różnych rzeczach z moimi przyjaciółmi, aż nagle poczuliśmy uderzenie w bok wozu. Momentalnie umilkliśmy i nasłuchiwaliśmy. Nagle jakieś odgłosy, których nigdy wcześniej nie słyszałam a potem tuż koło mojej głowy, ostry pazur przebił się przez drewnianą ścianę powozu.
- Alicjo, uważaj! - Usłyszałam koło siebie i po chwili cały wóz odwrócił się do góry nogami i przeturlał się parę razy. Słychać było ryczenie Dodo a po chwili wszystko ponownie umilkło. Wszystko w wozie było w nieładzie a my leżeliśmy zdezorientowani.
- Nic ci nie jest? - Spytał Loki na którym aktualnie leżałam. Chwyciłam się za głowę z której sączyła się krew. Znowu kolejna porcja ataków z zewnątrz. Kapelusznik był za zewnątrz!
- Musimy się stąd wydostać, bo nas zgniotą tutaj! - Ravi podleciał do drzwi, ale zostały zablokowane a zamek zniszczony. Kopną w nie ze złości i rzucił krótką wiązkę przekleństw. W tej chwili usłyszałam wystrzał z broni palnej a drzwi się otworzyły.
- Tak się to robi, głupi napaleńcu. - Wkurzony Kot podniósł mnie i wyszedł ze zniszczonego powozu. To co zobaczyłam na zewnątrz przeraziło mnie. Obskurne potwory na dwóch łapach w jednym olbrzymim szponem i małymi dobrze zabezpieczonymi w ostre pazury łapkami przednimi, bez oczu, z dużym pyskiem z którego toczyła się ślina otoczyły Kapelusznika, który był ciężko ranny i najwidoczniej nie dawał sobie rady z potworami.
Wyciągnęłam sztylet, który i tak nie za dużo pomoże w starciu z dwumetrowym stworem z piekieł.
- Jakie to szpetne! Takie brzydoty trzeba tępić, nie sądzisz, Alicjo? - Powiedział Loki z uśmiechem i wycelował w jednego z nich i...
- Cholera, ale to twarde. - Warknął gdy kula zamiast uśmiercić potwora odbiła się od jego skóry, zwracając uwagę na nas. Wydał z siebie okropnie wysoki okrzyk i rzucił się na nas i wtedy właśnie...
Co o tym myślicie? Niezła szpetota z tych pustynnych monstrów -,-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top