▲Miasteczko Czarnych Gwiazd▼
Jak najszybciej uzupełniliśmy wodę i ruszyliśmy dalej. Czas nas goni jeśli on w ogóle istnieje w tej krainie.
Mówiłam już coś o zegarkach w tej krainie? Nie? To musze to nadrobić. Każdy napotkamy zegarek w tej krainie idzie w swoim tempie. Albo wolniej, albo szybciej i jest coś jeszcze charakterystycznego. Każdy z nich pokazuje inną godzinę. Dziwne, prawda?
W każdym razie jedziemy już dobry kawał czasu i gadamy o różnych rzeczach. Bardzo chciałam jakoś porozmawiać z Kocurem. Przybliżyłam się do niego.
-bardzo odważnie postawiłeś wtedy nad jeziorem- zaczęłam na co Kot zmierzył mnie od niechcenia wzrokiem i błyskawicznie go odwrócił.
-ty też byłaś niczego sobie- wybąkał cicho. Ucieszyłam się, że chociaż w drobnym stopniu mnie nie unikał w tamtym momencie.
-nic ci nie jest? Woda była zatruta, więc dużo ryzykowałeś wskazując do niej- spojrzałam w jego kocie oczy.
-nic mi nie jest.... praktycznie to nie wiem czemu to zrobiłem. Mogłem zostać z tyłu i patrzyć się, ale ta paskuda mnie wkurzyła- powiedział z lekkim obrzydzeniem a jego ogon poruszył się nerwowo.
-odruch bezwarunkowy? Pewnie też bym tak zrobiła na twoim miejscu- odpowiedziałam. Zapanowała niezręczna cisza między nami, którą przerwał Coda.
-wjeżdżamy do Miasteczka Czarnych Gwiazd!- oznajmiła Mysz. Widocznie się wszyscy spięli. Dlaczego? To dobre pytanie.
-czy to miasteczko jest tym razem bezpieczne?- spytałam Lokiego.
-w tej Krainie nic nie jest tym, na co wygląda- zaśmiał się gorzko i wyskoczył z wozu.
-Loki co ty robisz?!- wszyscy się zdziwili na jego zachowanie. On tylko stanął i rozłożył ręce jak ptak skrzydła.
-no, Kizoku, to twoje miasteczko coś słabo kwitnie!- krzyknął rozbawiony Kot.
-nie masz nic innego do roboty tylko krzyczeć o jakiś zbędnych rzeczach?- dobiegł nas leniwy i mrukliwy głos gdzie ponad naszymi głowami. Na dachu jednego ze starych budynków leżał sobie chłopak z blado czerwonymi włosami i czapką nasuniętą na twarz. Na rękach miał rękawiczki bez palców a przy pasie japońską katanę.
-ty leniwy krwiopijco, złaź do mnie!- zażądał Loki. Zaraz... krwiopijca?
-aleś ty upierdliwy- powiedział od niechcenia i wstał ukazując swoje zabójczo złote oczy. W jednym momencie znalazł się koło mnie i zbliżył się niebezpiecznie blisko. On mnie... wąchał?!
-nie jesteś stąd, kruszynko- stwierdził i bacznie mi się przyjrzał.
-ta "kruszynka" załatwiła Zjawę Wodną- powiedziałam zdenerwowana lekko. Pacnął mnie lekko po głowie.
-uważaj, złość piękności szkodzi- wydukał i spojrzał na Kota.
-Jak tam reszta społeczeństwa?- spytał Loki. Byli chyba dobrymi znajomymi.
-nie pytaj o byle co. Czego chcesz?- spytał leniwie Kizoku jeśli dobrze pamiętam.
-niedługo zajdzie słońce a my jesteśmy w czasie ważnej podróży i misji. Moglibyśmy się przespać w miasteczku?- wypalił Kot. Kizoku spojrzał na mnie i uśmiechnął się szarmandzko.
-a czemu nie?- i wtedy to zobaczyłam. Nazwał go "krwiopijcą nie z byle powodu. Uśmiechając się zaprezentował mi parę, ostrych i długich kłów.
-ty jesteś... wampirem?- spytałam zszokowana. Nie mogłam w to uwierzyć.
-a czego się spodziewałaś? Pluszowego misia gadającego po ludzku?- powiedział z drwiną i rozbawieniem. Stał przede mną Wampir. WAMPIR.
-Kizoku, ty stary pryku, gdzie mi schowałeś wisiorek?!- zza pleców wampira pojawiła się niebieskowłosa dziewczyna z białymi, wilczymi uszami i ogonem, czarnymi jak węgiel oczami. W jej stroju dominował kolor głębokiej czerni komponującej się z tego samego kolorem oczu. Była piękna i w moim wieku.
-przestań drzeć ryja, wyjcu- warknął cicho właściciel miasteczka i pokazał jej złoty wisiorek.
-oddaj go, pluskwo!- krzyknęła i rzuciła się na niego.
-no to my idziemy do swojego "lokalu"- powiedział Loki i zostawił dwójkę samą sobie na środku drogi bijących się o ozdobę.
Przede wszystkim chciałam podziękować Cookies_Monsterr za wymyślenie postaci naszej wojowniczki z niebieskimi włosami :3 no a tutaj macie taki mniej więcej wygląd Wampirka ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top